Zacznę standardowo albo przynajmniej na tyle, na ile się da. Dzień 10.04.2020 r. kojarzy się różnie, od rocznicy katastrofy smoleńskiej, przez Wielki Piątek, po wreszcie długo wyczekiwaną premierę Final Fantasy VII remake. Premiera ta ma jednak miejsce w cieniu pandemii COVID-19. Zazwyczaj nie poruszam w newsach polityki, ale nie ukrywajmy, że COVID-19 bardzo realnie zmienił nasze życie, w tym życie graczy. Pandemia spowodowała bowiem odwołanie imprez branżowych w 2020 r., jak Game Developers Conference i E3 (Electronic Entertainment Expo) – te drugie to jedne z najstarszych targów w branży gier i elektronicznej rozrywki. Wszystko przeniosło się do rzeczywistości elektronicznej. Tym niemniej premiera remake’u Final Fantasy VII 10.04.2020 r. stała się bardzo realnym faktem.
Remake jest urzeczywistnieniem marzeń ogromnej rzeszy fanów, którzy od lat prosili Square-Enix o remake gry. Pierwsze prośby pojawiały się jeszcze na początku lat 2000-nych. Potem presja społeczności zaczęła przybierać na sile po rewelacyjnie przyjętym demie technicznym FF VII na PS3. Potem ogromna ekstaza, gdy oficjalnie potwierdzono prace nad remake’em na wspomnianych wcześniej targach E3 w 2015 r. Reszta była już tylko nerwowym wyczekiwaniem, w trakcie którego rodziły się legendy wśród Youtuberów, którzy prześcigali się w dostarczaniu choćby strzępków nowych informacji o postępach prac. W końcu padła też data przewidywanej premiery tj. 3.03.2020 r., która w styczniu 2020 r. została zmieniona na 10.04.2020 r. Termin kwietniowy został dochowany.
W normalnych okolicznościach byłaby to wiadomość dnia, tym niemniej tegoroczne święta Wielkiej Nocy były zdominowane przez zgoła inny temat. Tak czy inaczej, gra wyszła i każdy będzie mógł ją zakupić. Dla niejednego z Was będzie to pewnie pretekst do zastosowania się do prośby #zostańwdomu. Ja co prawda nie mam tyle czasu na granie co kiedyś, ale nie ukrywam, że remake również mnie kusi.