Geralt z Rivii pisze:ajbardziej bezsensowne momenty były w FFX. Dramatyczna scena przy końcu gry
Dla ciebie ta scena jest bezsensowna bo jej nie rozumiesz. Tu trzeba wziąć poprawkę na relacje Tidusa i Jechta, których przez 10 lat nie ma - Tidus dorasta bez ojca, jest gwiazdą ale mimo to często porównywany do niego, co sugeruje choćby początkowa scena w Zanarkand: "turniej noszący imię mojego ojca". Również w środku Tidusa są momenty, że żyje on w cieniu swojego ojca, pamiętając momenty, gdy Jecht z niego kpi i podburza (choć źle interpretuje intencje ojca). Gdy Jecht znika i potem odnajdują się po 10 latach "I hate you dad" to jedyna forma komunikacji między nimi - nie mieli czasu, by wykształcić cokolwiek innego, poza tym komunikacja między nimi zawsze była bardzo trudna. Ten moment, który dla ciebie jest bezsensowny to swoiste oczyszczenie, katharsis, gdy okazuje się że mogą rozmawiać ze sobą inaczej. Inna sprawa, że to Tidus przez całą wędrówkę dojrzewał do tej chwili - z rozpieszczonego gwiazdora i naiwnego nastolatka stał się nastolatkiem świadomym pewnych niuansów i odcieni szarości. Zrozumiał też część postępowań Jechta i poznał go od zupełnie innej strony: przemienionego Sir Jechta. Dlatego akurat ta chwila jest ważna dla jego tzw. 'character developement' - pewne konflikty znajdują swój finał, otwiera się nowy, choć niezwykle krótki rozdział między ojcem a synem. Choć Jecht, jak cytowałeś, wypowiada słowa o łzach, to to nie są, jak myśli Jecht, łzy bezsilności, ale łzy synowskiej miłości. I hate you dad, ma w tym momencie akurat zupełnie inne znaczenie: zamiast wyrażać nienawiść, wyraża żal, że tak niewiele mieli czasu pójść nową drogą wzajemnych relacji.