Ja z obozu harcerskiego pamiętam nasze uzbrojenie (bowiem był to niestrzeżony teren) i stanie na czatach po nocach (dwie godziny i zmiana) :D .
Jako uzbrojenie mieliśmy dwie skrzynki, w której była słoma i inne zapełniające trociny, a w nich... pałki ZOMO

.
A co do czatów - na początku było okropecznie zimno i w dodatku trochę się bałem (pod koniec był luz

). Ale dostałem taką latarę halogenową, że jak się przyświeciło przy jeziorze, to drugi brzeg było widać

. No i pewnego razu słyszę, że ktoś idzie od strony jeziora, no to ja na niego latarą... idzie dalej w moim kierunku... ja dalej mu latarą prosto po oczach. No ale gość dalej idzie!
Co by tu zrobić, żeby gość sobie poszedł... no to pomyślałem, że wystarczy, że zamiast dzieciaka będzie myślał, że ma kogoś doroślejszego. Rozstawiłem nogi, jedną ręką halogenem tak świeciłem, że gość nie mógł nic widzieć, w drugiej ręce ścisnąłem pięść... prócz tego napiąłem klatę do góry, co by gość widział kogoś przypakowanego...
No ale gość dalej idzie... w końcu podchodzi na odległość 5 metrów i mówi: "Jak tak bardzo będziesz eksploatował latarkę, to mi baterie wyczerpiesz"

.
PS dla niekumatych: to był właściciel owej latary - jeden z harcerzy

.
Eh, stare czasy...

pamiętam jeszcze czołgi na Rynku Głównym w Krakowie (mieszkałem tam), zamieszki w Śródmieściu, gaz łzawiący gryzący w mieszkaniu w kamienicy na drugim piętrze...