Banana pisze:Rozrywkowy


może poprostu go zbytnio nie poznałeś albo nie chciałeś poznaćBanana pisze:wogóle mi nie przypadł do gustu, beznadziejny

Moderator: Moderatorzy
Banana pisze:Rozrywkowy
może poprostu go zbytnio nie poznałeś albo nie chciałeś poznaćBanana pisze:wogóle mi nie przypadł do gustu, beznadziejny
No właśnie to mnie w Zidanie denerwowało między innymi(oprócz tego, że słaby jest w walce). Cloud, czy niewyraźny? Hm... chyba jednak nie. Jakby nie było, zaczyna jako zimny typ i jego rozwój do "uduchowionego" człowieka trwa dość długo, bo aż do wizyty w jego umyśle, a to jest mniej więcej pół gry. Zmiana nie zachodzi tak od razu, tylko następuje stopniowo i jest rozpięta w czasie. Zidane tymczasem zmienia styl i sposób bycia tak często, jak ja humor podczas okresu, a to najlepiej świadczy, że jest nijaki.Orion pisze:jakby na siłę próbował być romantyczny.
...Ale jak dla mnie to jest zmiana z niewyraźności w jeszcze większą niewyraźność.Sephiria pisze:Cloud, czy niewyraźny? Hm... chyba jednak nie. Jakby nie było, zaczyna jako zimny typ i jego rozwój do "uduchowionego" człowieka trwa dość długo, bo aż do wizyty w jego umyśle, a to jest mniej więcej pół gry. Zmiana nie zachodzi tak od razu, tylko następuje stopniowo i jest rozpięta w czasie.
Nalii - Cloudowi rzeczywiście brakło ikry do zalotów, ale Squall we właściwym momencie sam z siebie wykazał inicjatywę, ratując Rinoę z Sorceress Memorial. To, że zrobił to z własnego pzrekonania pokazuje, że jednak się postarał. Poza tym związki, jak wiesz buduje się wtedy, gdy inicjatywa jest po obu stronach, a poza tym nie ma zabawy w tym, jeśli tylko ciebie się podrywa. Bycie zwierzyną jest nudne, za to bycie myśliwą/wym wymagające, ale dostarczające satysfakcji(nie wmówisz mi, że wolisz być podrywana, zamiast sama podrywać?; ). Tu najlepiej prezentuje się parka Squall-Rinoa, bo oboje się starali.Lucrecia pisze:m, przynajmniej się stara, jest konsekwentny w tym swoim podrywaniu Garnet. Poza tym miło wreszcie zobaczyć faceta z inicjatywą (nie to co Squall czy Cloud); szkoda tylko, że tej inicjatywy zabrakło na coś więcej poza przysłowiowym trzymaniem rączek. [No, ale z drugiej strony: to tylko Final, nie ma co liczyć na hardkorowe akcje... Zidane niby taki chojrak, a dam głowę, że rumieni się przy byle okazji.]
A Stringi Rikku, gorset na tyłku Yuny, czy też ich stroje Lady_Luck, że już o ciąży Lulu nie wspomnę, to nie Hardcore?Lucrecia pisze:ale z drugiej strony: to tylko Final, nie ma co liczyć na hardkorowe akcje...
I to jest właśnie jego wyrazistość, na dość przewrotny sposób. Najpierw był zerem, potem dostał prawie wszystko, co chciał, ale stracił swoją duszę, przez ów komórki Jenovy. Dopiero wycieczka w jego pokręcony umysł pozwala wypłynąć prawdziwemu Cloudowi na powierzchnię. Dzięki pomocy Tify, siła komórek Jenovy zostaje zintegrowana z prawdziwą świadomością Clouda, dzięki czemu Cloud staje się naparwdę świadom swoich możliwości i panuje nad sobą. Tu pozwole sobie na moje domysły, ale to wpadnięcie w Life Stream i wycieczka Clouda z Tifą do jego umysłu była chyba największym błogosławieństwem dla niego. Do tego Tifa pozwala mu uporać się z dawno skrywanymi uczuciami, również tymi, które żywił do niej. Zrozumienie i zaakceptowanie swoich uczuć leków to krok do pokochania siebie. Hm zaczynam się zastanawiać, czy Aeris czasem tu troche nie pomogła, jako siła sprawcza, która ściągnęła C i T prosto do jego umysłu. To jest zwycięstwo woli człowieka nad więzami kodu genetycznego i na swój sposób ta podróż przez ekstrema zero-hero-real him czyni z Clouda dość wyraźną postać, na dość pokręcony, ale w moim odczuciu przekonywujący do niego sposób.Lucrecia pisze:Cloud na początku jest słabeuszem, biednym, nieśmiałym i zakompleksionym chłopcem, który bardzo chciałby, ale nie może. Mimo tych najszczerszych chęci nie udaje mu się a) zaprzyjaźnić z dzieciakami w Nibelheim, b) przekonać do siebie Tify, c) awansować do SOLDIER.
Potem Cloud ze słabeusza zmienia się w pozera - odgrywa nie swoją rolę, 'kradnie' wizerunek Zacka. A wszystko to nie dzięki własnym wysiłkom... tylko za sprawą paru lat eksperymentów. Nie wiem, jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Cloud naprawdę jest tylko marionetką, stworzoną mimowolnie przez profesora Hojo.
Wszystkie jego późniejsze emocje wydają mi się jakieś sztuczne, nieprawdziwe -- zupełnie jakby Cloud był z nich w większym stopniu wyprany (...że to niby ta trauma tak go wyprała.) Nawet (spojler) Aeris nie robi na nim jakiegoś większego wrażenia.
Z początku angażuje się w walkę, której nie rozumie (mówi zresztą otwarcie, że Planetę ma w głębokim poważaniu), rany, on jest zupełnie jak wiedźmin, jak 'bezwolny golem, wiecheć pakuł pakuł gnany wzdłuż gościńca', który przyłącza się do AVALANCHE, bo 'jest mu wszystko jedno, nie ma miejsca, do którego mógłby zmierzać, nie ma celu, który powinien się znajdować na końcu drogi'.
Heh, i proszę mi tu nie mówić, że Sephiroth i w ogóle. Według gry Cloud podąża za Sephym głównie z powodu komórek Jenovy, przyciągających się wzajemnie. Własna wola nie tu nic do rzeczy.
IMHO, Cloud nie jest ani tak bohaterski/cool/zimny jak Squall, ani tak sympatyczny/zabawny jak Zidane. Jednym słowem: jest nijaki.
Pod tym mogę się tylko podpisać.Lucrecia pisze:Btw, przemiana Squalla ukazana jest podobnie - ale o niebo więcej w niej uroku!
Pisząc 'hardkor', miałam na myśli raczej dialogi w stylu: 'podobasz mi się, pójdziemy na drinka?' i dalsze implikacje. Zauważ, że choć w FFX-2 dostajemy ciąże Lulu, jest to ciąża absolutnie ocenzurowana -- zero wzmianek o 'gorącej miłości' Lulu i Wakki, o domniemanym czasie/miejscu poczęcia, poza tym Lulu nie zmienia ani ciuchów, ani figury, nie ma problemów z chodzeniem, etc, etc. Zupełnie, jakby dziecko nie istniało.Sephiria pisze:A Stringi Rikku, gorset na tyłku Yuny, czy też ich stroje Lady_Luck, że już o ciąży Lulu nie wspomnę, to nie Hardcore?
Na tyle przewrotny, że owej wyrazistości nadal nie dostrzegam.Sephiria pisze:I to jest właśnie jego wyrazistość, na dość przewrotny sposób.
Czyli jakiemu...? Serio, mój problem polega na tym, że ja naprawdę nie wiem, jaki jest 'ten prawdziwy' Cloud - skoro nie jest ani zerem, ani klasycznym bohaterem, to gdzie jego miejsce? Facet ma tak pogmatwaną osobowość (choć dalej śmiem twierdzić, iż w ogóle nie ma osobowości ^^), że wszystko gdzieś się rozmywa.Sephiria pisze:Dopiero wycieczka w jego pokręcony umysł pozwala wypłynąć prawdziwemu Cloudowi na powierzchnię.
Ze swoich uczuć to on od zawsze zdawał sobie sprawę, tu nie było wiele do myślenia. Po prostu brakowało mu odwagi. A Tifa wcale nie ułatwiała sprawy - i to przez prawie cały Final.Sephiria pisze:Do tego Tifa pozwala mu uporać się z dawno skrywanymi uczuciami, również tymi, które żywił do niej.
Tu się zgodzę - zaakceptował swoje lęki... ale czy to uczyniło go bardziej odpornym psychicznie... czy tylko większym perfekcjonistą, na każdym kroku obawiającym się porażki, zmuszonym do udowodnienia własnej wartości?Sephiria pisze:Zrozumienie i zaakceptowanie swoich uczuć leków to krok do pokochania siebie.
Lubię Tifę, ale uważam, że Aeris odegrała większą rolę w przemianie Clouda. Dziewczyna była na luzie (przynajmniej w porównaniu ze sztywnym Cloudem), pogodnie nastawiona do życia, raczej wytrwała, jeśli chodzi o podrywanie swojego 'ochroniarza' -- jednym słowem, to ona zaczęła wyciągać faceta ze skorupy.Sephiria pisze:Hm zaczynam się zastanawiać, czy Aeris czasem tu troche nie pomogła, jako siła sprawcza, która ściągnęła C i T prosto do jego umysłu.
U Clouda właśnie brakuje mi tej walki z samym sobą... jakoś wszystko dzieje się samo, bez jego udziału -- on się po prostu biernie dopasowuje.Sephiria pisze:Przypomina to nieco historię Lance'a Armstronga. Trenował by zostać dobrym kolarzem, potem szlo mu świetnie, ale zachorował i zaczął walkę z sobą samym, by stać się wreszcie niepokonanym 6-ciokrotnym triumfatorem Tour de France. Pewne podobieństwa Clouda do Lance'a są.
Raczej ona cały czas była równie nieśmiała, co on. Dopiero z niej to wylazło, gdy on majaczył oddalony w labiryntach swojego umysłu o miliardy kilometrów.Lucrecia pisze:najpierw dlatego, że Cloud był jej stosunkowo obojętny, potem dlatego, że zabrakło jej śmiałości.
I tu się mylisz.Sephiria pisze:Nalii - Cloudowi rzeczywiście brakło ikry do zalotów, ale Squall we właściwym momencie sam z siebie wykazał inicjatywę, ratując Rinoę z Sorceress Memorial. To, że zrobił to z własnego pzrekonania pokazuje, że jednak się postarał.
Owszem, Squall się starał, ale akurat nie w przytoczonej wyżej scenie.Sephiria pisze:Poza tym związki, jak wiesz buduje się wtedy, gdy inicjatywa jest po obu stronach, a poza tym nie ma zabawy w tym, jeśli tylko ciebie się podrywa. Bycie zwierzyną jest nudne, za to bycie myśliwą/wym wymagające, ale dostarczające satysfakcji(nie wmówisz mi, że wolisz być podrywana, zamiast sama podrywać?; ). Tu najlepiej prezentuje się parka Squall-Rinoa, bo oboje się starali.
Racja, racja.Sephiria pisze:Tam, gdzie Zidane ruszył, choć wyjątkowo nieśmiało, tam garnet zupełnie zawiodła - była cały czas PASYWNA. Dlatego nie było żadnych "fajerwerków" w tym "związku". Tu trzeba pochwalić Steinera, że pod wpływem impulsu(listu) przyznał się do swoich uczuć względem Beatrix(i vice versa), dzięki odrobinie wysiłku stworzył z Becią ładną parę.
szlachetny czyn :DLucrecia pisze:jak np. wtedy, kiedy porzucił Ogród na pastwę losu, by zabrać Rinoę do Esthar.
Przez pierwsze dwa dyski też go nie trawiłam... miłość przyszła z czasem. :DEiko pisze:zresztą Squalla też nie trawię zbytnio (proszę nie bić)
Hm, śmiejesz się, ale może naprawdę coś w tym jest...Eiko pisze:najbardziej z tej trójki przypadł mi Zidane może to dlatego że jest on najbliższy mojemu wiekowi
Podobał mi się.Eiko pisze:szlachetny czyn
Na Squalla też głosowały 53 osoby. :DEiko pisze:a tak właściwie to ciekawe co w tym Cloudzie widzą te 53 osoby które głosowały na niego w ankiecie
Tylko na kimś kto ewidentnie nie ma pojecia o czym pisze, a to, że sam przyznałeś, że Combine nie używałeś i nie wiesz jakim jest Rinoy potencjałem, jest tego potwierdzeniem.Erelen_Galakar pisze:Naskakujesz na każdego kto raczy mieć inne zdanie niż twoje i je bronić ^^ Ale koniec OT ^^