Go Go Yubari pisze:Jak tak słucham starych klasyków, to aż żałuję, iż nie ma polskiego kanału, który by pokazał dzieciakom, ze nie samym Benem10 czy Pokemonami się żyje.
Mam polski kanał (nazywa się bodaj AXN Sci-fi), na którym, poza obowiązkowym Naruto, regularnie lecą takie pozycje jak np. Kapitan Tsubasa, Ghost in the Shell, Nodame Cantabile, Fullmetal Alchemist czy Soul Eater - się zdziwiłam, widząc to ostatnie, może dlatego, że od momentu zakończenia emisji w/w hitu w Japonii nie minął nawet rok.
Anyway, tak się składa, że puszczali tam niedawno "Notatnik Śmierci - Ostatni Wpis". Skusiłam się, chociaż nie jestem wielką fanką serii. Widziałam pierwszy film fabularny na podstawie DN, był znośny. Mangę czytałam dawno temu: podobała mi się, ale nie aż tak bardzo, by chciało mi się potem oglądać anime. Pomimo mojego ukochanego Mamoru Miyano w roli Lighta, wymiękłam w okolicach ósmego odcinka - Death Note to tytuł, który przyciągnął mnie przede wszystkim ze względu na fabułę, nie bishów (niewiarygodne!) i dlatego nie bawi; już tak samo za drugim razem, kiedy znałam z wyprzedzeniem wszystkie zagrania genialnego mordercy i równie genialnych detektywów.
"Notatnik Śmierci - Ostatni Wpis" może się poszczycić ciekawym zwrotem akcji w ostatnich dziesięciu minutach, który modyfikuje zakończenie anime/mangi, według mnie na lepsze. Trwający około dwóch godzin film rozpoczyna się od sceny, w której Misa dostaje od Rem swój Notatnik, opowiada o uwięzieniu Misy, utracie pamięci przez Lighta i poczynaniach pewnej prezenterki ze stacji Sakura, tymczasowo zastępującej Kirę, a kończy krwawą konfrontacją prawdziwego Kiry i śledczych. Zmieniono losy L
Kod: Zaznacz cały
scena z zawałem serca jest tylko efektywną podpuchą, mającą zdemaskować Kirę. Detektyw umiera około dwadzieścia dni po schwytaniu/śmierci Lighta, bo jego imię zostało już umieszczone w Notatniku przez Misę. Szczerze mówiąc, podobało mi się to rozwiązanie: L odchodzi w samotności, ściskając niedojedzoną tabliczkę czekolady, pożegnawszy się wcześniej z panem Yagami. Wzruszające. To, że starszy Yagami przeżył, też mi się spodobało. Muszę przyznać, że wcześniejsza scena, w której Light z zimną krwią wpisuje imię swojego ojca do (fałszywego) Notatnika na oczach płaczącej Misy (tej samej Misy, która wcześniej mordowała bez wahania), zmroziła mi krew w żyłach.
Aktorsko film wypada znośnie... Misa-Misa jest drewniana, sztywna, przerysowana, pełna głupich manieryzmów - jednym słowem koszmarna, ale była taka już w pierwowzorze. Na szczęście dali jej naturalne, ciemne włosy, zamiast kiczowatej blond peruki. Da się zacisnąć zęby i wytrzymać. Light ujdzie /od biedy/, bo nawet wyszła mu końcowa scena z Ryukiem i wspomniane wyżej beznamiętne mordowanie własnego ojca. Jedyne zastrzeżenie mam co do twarzy aktora! To ma być geniusz kłamstwa i intelektu, a tymczasem wygląda jak pucułowate dziecko z porażeniem mózgowym, a jego mimika twarzy nie odbiega od standardów gry aktorskiej braci Mroczków. Argh. L jest natomiast świetny, nie wyobrażam sobie nikogo lepszego w tej roli, nie tylko pod względem wyglądu. Aktor pasuje idealnie, potrafi dobrze zagrać większość manieryzmów autystycznego, genialnego detektywa, włącznie z jego dziwacznymi spojrzeniami. Rozwaliły mnie też sceny, w których nosi swoją koszmarną maskę. ^^; (Komentarz Misy: "Light... twój kolega jest jakiś... dziwny..." Nie, serio? :D)
Animacja Ryuka i Rem nie jest może najwyższych lotów, ale i tak bije na głowę efekty specjalne z "Wiedźmina" *cough* i generalnie nie powoduje, że widz skręca się ze śmiechu.
Na uwagę zasługuje też lektor w polskiej wersji językowej, ten sam, który czyta nam 70% wszystkich filmów. Usłyszeć jego beznamiętny głos, deklamujący: "Light, prawdopodobieństwo, że jesteś Kirą, właśnie wzrosło" - bezcenne.

Polecam film wyłącznie fanom Death Note - inne osoby nie mają szans w pełni ogarnąć fabuły.
A skoro już od filmach na postawie anime/mangi mowa...
Ostatnio (znów) kompletnie straciłam głowę dla "Peace Maker Kurogane", anime opowiadającego o młodym chłopcu pragnącym przyłączyć się do Shinsengumi u schyłku ery Bakumatsu. Przegrywając stare płyty, trafiłam na tę liczącą sobie kilka lat serię i... stało się. Pamiętam, że swego czasu PMK bardzo mi się podobało, ale teraz dopadł mnie totalny, niepohamowany fangirlizm, przede wszystkim z powodu Okity. (Mniejsza o to, że prawdziwy Okita za sprawą takich ekranizacji przewraca się w grobie...)
Że tak zacytuję starego posta:
Ivy pisze:Okita i jego metamorfozy są nie do pobicia
Dokładnie.
Tutaj malutka próbka - od radosnego, żartobliwego, przyjacielskiego bisha do śmiertelnie groźnego mordercy w pół sekundy. I z powrotem. Że już nie wspomnę o nieuleczalnej wówczas gruźlicy i tonach angstu, towarzyrzącej tej postaci. T__T Okita jest
boski w każdej ze swoich wielu ról, czy to zbryzgany od stóp do głów krwią, czy uśmiechający się słodko i płatający figle swojemu dowódcy, czy też śmiertelnie poważny, rozumiejący otaczających go ludzi jak nikt inny.
Fragment pierwszego epa - przy 2:33 zawsze zaśliniam pół klawiatury, kocham też następujący potem pojedynek, podczas którego Okita od niechcenia zamiata swoim przeciwnikiem podłogę (do czasu! - potem już zamiata nim podłogę z pełną premedytacją). ^^
Ivy pisze:na odcinku z haiku płakałam ze śmiechu
Oglądam teraz ten odcinek w kółko. Maksymalnie wk*wiony Hijikata, "bohaterski" Tetsu i kompletnie bezczelny Okita również doprowadzają mnie do łez.
4:31 - 5:38 - jeden z wielu ROTFLi tego odcinka.
Poważny odcinek - od 2:56 do 3:53 kocham tę scenę w uliczce oraz towarzyszącą jej muzykę. Btw, wcześniej w tym samym odcinku Harada narzeka, że Okita jest kompletnie niemęski. Co, jak widać, nie przeszkadza mu w mordowaniu z zimną krwią. Heh.
Anyway! Piszę o tym wszystkim dlatego, że od 18 stycznia tego roku w Japonii leci TV Drama na podstawie PMK. Jestem tak zafiksowana na serii, że ten serial nawet mi się podoba. _^_ Na drugi epizod czekałam z utęsknieniem i byłam przeszczęśliwa, kiedy wczoraj wreszcie pojawił się na YT.
Oczywiście, produkcja jest strasznie kiczowata i znać w niej ograniczony budżet, ale IMHO i tak wypada nieporównanie lepiej od absolutnych koszmarów w stylu Sailor Moon Live. Fabuła jak na razie niewiele odbiega od anime/mangi, pomijając wycięcie Saizou (jak oni mogli! kocham tę świnię!) i małe przeróbki w dialogach.
Obsada wypada całkiem nieźle. Aktor grający głównego bohatera nie ma rudych włosów, ale pasuje, bo naprawdę ma piętnaście lat, a nie tylko udaje dziecko. Jego brat Tatsu - niespodzianka! - wygląda jak totalna ciota, pięć razy bardziej zniewieściały od Okity (i przebierającego się w damskie fatałaszki szpiega Susumu), na dodatek brzydal. Hijikata i Kondou - zaskakująco zbliżeni do animowanych pierwowzorów - Susumu - odpowiednio kobiecy, a przy tym ładny. Okita... hm... nawet mi się podoba, kiedy już wyszłam z pierwszego szoku. ^^ Bishounen czy nie, przynajmniej widać, że to facet, no i zachowuje się dużo bardziej po męsku, niż w anime, jednocześnie sprawiając wrażenie przyjacielskiego. Rozwaliła mnie scena, w której w końcu się przedstawia:
http://www.youtube.com/watch?v=PRYRYgHCXM0 - 3:20 (i reakcja Tetsu)

Serial TV sprawia wrażenie poważniejszego niż anime - nie ma tu sterty gagów i typowej dla kreskówek dzikiej gestykulacji - ale z drugiej strony nie jest to też rzetelne, epickie dzieło oparte wyłącznie na faktach historycznych, a gra aktorska i tak
jest przerysowana (zwłaszcza w wykonaniu "Trójki Komediantów", których nie wiedzieć czemu odziano jak afrykańskich kacyków _^_).
Odcinki można znaleźć tutaj:
http://www.youtube.com/user/taniyoneable - więc gdyby komuś bardzo się nudziło (albo miał tak wyprany mózg jak ja), polecam...
