Walki, potwory i strategie.
Moderator: Moderatorzy
- Go Go Yubari
- Ifrit
- Posty: 4619
- Rejestracja: pn 20 gru, 2004 20:07
- Lokalizacja: Gotham
Walki, potwory i strategie.
Który potwór najbardziej zalazł wam za skórę? Którą walkę najmilej/najgorzej wspominacie? Przy okazji podzielcie sie swoja strategią
<uwaga, to nie ma być temat od przechwalania sie i samej strategii>
Irytował mnie Jumbo Cactuar. Nie wiem czemu, coś nie lubię kaktusów, a ten na dodatek był zaparty i potrafił dokopać -_-'
Ulubiony: Tonberry King. Uroczy, przytulaśny i zielony.
UFO: Squall robi za Muldera, Quistis za Scully i wio. Chyba najoryginalniejsze, co widziałam _^_' Zabił mnie fakt, że mało ambitne to coś
Ankieta jest, by była. Nie dałam rady wszystkiego wcisnąć.
<uwaga, to nie ma być temat od przechwalania sie i samej strategii>
Irytował mnie Jumbo Cactuar. Nie wiem czemu, coś nie lubię kaktusów, a ten na dodatek był zaparty i potrafił dokopać -_-'
Ulubiony: Tonberry King. Uroczy, przytulaśny i zielony.
UFO: Squall robi za Muldera, Quistis za Scully i wio. Chyba najoryginalniejsze, co widziałam _^_' Zabił mnie fakt, że mało ambitne to coś
Ankieta jest, by była. Nie dałam rady wszystkiego wcisnąć.
Zagłosowałem na Seifera gdyż zawsze uwielbiam mu dokopać. Zawsze walcze tylko Squallem: rzucam na niego wszystkie statusy jakie można przywale ze dwa razy gunbladem przy okazji okradając go a na koniec aura i Renzokuken a jak przeżyje to Ultima załatwia sprawę.
Co to ankiety to szkoda że nie ma w niej Ultima i Omega Weaponów.
Co to ankiety to szkoda że nie ma w niej Ultima i Omega Weaponów.
ކ‡ˆ„ÚÝ.= +,ô˙řööůűú÷óůý%
Bo wtedy ankieta była by niemal jednomyślnaJamal pisze: Co to ankiety to szkoda że nie ma w niej Ultima i Omega Weaponów.
Ja głosuję na Ultimecia, wszak to gł. boss. Walka była dosyć długa i nawet ciekawa.
Jeśli chodzi o zachodzenie za skórę to jakoś żaden ni nie zaszedł, no może z wyjątkiem GF Diablosa, z nim nie było tak łatwo
Co do strategi to ja stosuje zawsze strategie: "Wszędzie, bele by nie z fabułą". Tzn. łażę gdzie popadnie, trzymając się z dala od faktycznego miejsca przeznaczenia tak długo, jak to możliwe. W ten sposób można nabić lv, nazbierać czarów itp. Przez co walki stają się znacznie łatwiejsze
Często można jeszcze uciecŻadne Bossy... Żadne Weapony... Tylko Malboro się liczy w tej części O__o' Jak nie mamy zabezpieczenia (xD) albo nie wyskoczy nań Odin R.I.P.
Ogólnie rzecz biorąc VIII miała naprawdę udanych bossów. A w moim ranking zazwyczaj najwyżej plasowali się ci, na których Squall używał specjalnych wersji Renzokuken'a.
Bahamut - bitwa była wręcz epicka. Smok wspaniały i potężny, nie było wcale łatwo go pokonać.
Ultima Weapon - bo wyglądał naprawdę nieźle, Renzokuken na nim wykonywany był fenomenalny, do tego walka była bardzo szybka i nie dawała czasu na wytchnienie.
Krysta i Red Gigant - za projekt, bo jakoś tak walki z nimi specjalnie trudne nie były.
Jumbo Cactuar - za humor i potęgę wroga! Oj jak się z nim namęczyłem swego czasu to hej (słabymi postaciami atakowałem...).
Tonberry King - tak samo jak Go. Bo Tonberry fajne są!
Adel - DWA dni z nią walczyłem za pierwszym razem, dopiero potem cudem wygrałem. A potem już z podpakowanymi postaciami nie było potrzeba się martwić...
Ale tak czy tak, najwredniej było z Malboro i Ruby Dragon. Przy nich niemal KAŻDY boss kapituluje.
Bahamut - bitwa była wręcz epicka. Smok wspaniały i potężny, nie było wcale łatwo go pokonać.
Ultima Weapon - bo wyglądał naprawdę nieźle, Renzokuken na nim wykonywany był fenomenalny, do tego walka była bardzo szybka i nie dawała czasu na wytchnienie.
Krysta i Red Gigant - za projekt, bo jakoś tak walki z nimi specjalnie trudne nie były.
Jumbo Cactuar - za humor i potęgę wroga! Oj jak się z nim namęczyłem swego czasu to hej (słabymi postaciami atakowałem...).
Tonberry King - tak samo jak Go. Bo Tonberry fajne są!
Adel - DWA dni z nią walczyłem za pierwszym razem, dopiero potem cudem wygrałem. A potem już z podpakowanymi postaciami nie było potrzeba się martwić...
Ale tak czy tak, najwredniej było z Malboro i Ruby Dragon. Przy nich niemal KAŻDY boss kapituluje.
We are the outstretched fingers,
That seize and hold the wind...
That seize and hold the wind...
Głosuję na Tonberry Kinga, bo za każdym razem, kiedy przechodziłam grę, jego design kompletnie mnie rozbrajał. Pozato ataki Tonberrych są słodkie - walące się na ciebie garnki, doink, etc. - a sama lokacja, w której występuje boss i jego podopieczni, należy do moich ulubionych, m.in. ze względu na klimatyczną muzykę i aurę tajemnicy.
Cactuar też plasuje się wysoko w moim rankingu. Pamiętam, że dawno temu, kiedy walczyłam z nim po raz pierwszy, nieźle dał mi się we znaki, a cała potyczka polegała na ciągłym przyzywaniu Leviathana i trwała wieki. _^_
Najwięcej nerwów najadłam się w Deep Sea Research Center, walcząc z Bahamutem. Stresujące było już samo skradanie się do światełka i dwa Ruby Dragony na przystawkę - podczas walki z Bahamutem tylko się modliłam, żeby nic nie spieprzyć i nie musieć przechodzić wszystkiego od nowa. (Niestety, Load Game i tak był w użyciu.)
Tiamant, coś a'la brat bliźniak Bahamuta, też mi się podobał ze swoim odliczaniem do Dark Flare.
Last but not least - Seifer, wkurzający jak cholera. Praktycznie nigdy nie znosiłam tej postaci, a konieczność ciągłego kopania mu tyłka i oglądania cutscenek z tym związanych nieźle mnie irytowała. Miło wspominam jedynie ostatnią walkę w Lunatic Pandora. Dawno temu godzinami mogłam patrzeć, jak Seifer rozcina Odina - whoa, ja rymuję! - i jakiś czas później zostaje wgnieciony w ścianę przez Gilgamesha. Oczywiście fajnie było w czasie trwania samej walki nadużywać Aury i kroić niegrzecznego chłopca Lionheartem. (Satysfakcja porównywalna do tej, jaką odczuwam, kiedy Junior wykonuje Dragonfly na Dimitrim i przykopuje mu w twarz z półobrotu. ^^ ...But I digress. )
*ZOMG. Nie grałam w FFVIII od wieków, a nadal sporo rzeczy mogę odtworzyć z pamięci. Fanatyzm? _^_
Cactuar też plasuje się wysoko w moim rankingu. Pamiętam, że dawno temu, kiedy walczyłam z nim po raz pierwszy, nieźle dał mi się we znaki, a cała potyczka polegała na ciągłym przyzywaniu Leviathana i trwała wieki. _^_
Najwięcej nerwów najadłam się w Deep Sea Research Center, walcząc z Bahamutem. Stresujące było już samo skradanie się do światełka i dwa Ruby Dragony na przystawkę - podczas walki z Bahamutem tylko się modliłam, żeby nic nie spieprzyć i nie musieć przechodzić wszystkiego od nowa. (Niestety, Load Game i tak był w użyciu.)
Tiamant, coś a'la brat bliźniak Bahamuta, też mi się podobał ze swoim odliczaniem do Dark Flare.
Last but not least - Seifer, wkurzający jak cholera. Praktycznie nigdy nie znosiłam tej postaci, a konieczność ciągłego kopania mu tyłka i oglądania cutscenek z tym związanych nieźle mnie irytowała. Miło wspominam jedynie ostatnią walkę w Lunatic Pandora. Dawno temu godzinami mogłam patrzeć, jak Seifer rozcina Odina - whoa, ja rymuję! - i jakiś czas później zostaje wgnieciony w ścianę przez Gilgamesha. Oczywiście fajnie było w czasie trwania samej walki nadużywać Aury i kroić niegrzecznego chłopca Lionheartem. (Satysfakcja porównywalna do tej, jaką odczuwam, kiedy Junior wykonuje Dragonfly na Dimitrim i przykopuje mu w twarz z półobrotu. ^^ ...But I digress. )
*ZOMG. Nie grałam w FFVIII od wieków, a nadal sporo rzeczy mogę odtworzyć z pamięci. Fanatyzm? _^_
Diablos - walka z nim na samym poczatku jak tylko dostajemy magical lamp kiedy postacie nie umieja jeszcze dobrze drawowac i sa jak nowe jesli chodzi o lv i eq miodzio samo przeniesienie do innego wymiaru- niezłe
Szkoda, ze nie wymyślili systemu przywoływania większej ilości bossow z itemów, np. pod koniec gry takie przenośne training center np. zbieraloby sie itemy od pokonanch bossow a po creditsach w NG albo NG+, albo jeszcze przed skonczeniem gry (przed walka z ostatnim bossem, kiedy można jeszcze sie wrócic na mape - pakować drużyne), mozna by walczyc z nimi ponownie
Szkoda, ze nie wymyślili systemu przywoływania większej ilości bossow z itemów, np. pod koniec gry takie przenośne training center np. zbieraloby sie itemy od pokonanch bossow a po creditsach w NG albo NG+, albo jeszcze przed skonczeniem gry (przed walka z ostatnim bossem, kiedy można jeszcze sie wrócic na mape - pakować drużyne), mozna by walczyc z nimi ponownie
"Jeden z najgroźniejszych szeregowych potworów w FF 8. Za sprawą Bad Breath nakłada na całą drużynę wszystkie możliwe statusy (z wyjątkiem Doom i Death), a następnie osłabia przez Eerie Sound Wave lub Disolving Acid. Koniecznie trzeba zabezpieczyć minimum jedną postać przed Berserk, Confuse i Sleep lub doczekać chwili, gdy Malboro obudzi jednego z bohaterów i brać nogi za pas lub wyprowadzić zabójczy atak. Można też liczyć na Odina (jeśli go posiadasz)." - bez problemumatiu222 pisze:Malboro to bez problemu.
[center]MALBORO FIGHT [/center]