1757 Total Signatures - ha ha ha, na szczęście nic z tego nie będzie. Pomimo, że 8-mka jest jedną z moich ulubionych części i być może dzięki mniej skomplikowanej fabule jest nieźle predysponowana, by oprzeć na niej film, to nie uśmiecha mi się pomysł. SE ostatnio odwala sztampę (tu głównie mam na myśli liczne shit-spinn-offy FF VII) i nie mam ochoty oglądać skiepszczonego filmu opartego na części, którą lubię bardzo. Na dłuższą metę: po prostu nie chciałbym się gorzko zawieść.
Mario Bros. - na swój sposób imo jeden z lepszych filmów-adaptacji, bo od początku widać, że wszystko tam traktowane jest z humorem i przymróżeniem oka. Bracia Mario to była pierwsza adaptacja gry na potrzeby filmu i traktowano to właśnie z przymróżeniem oka, jako nieszkodliwy eksperyment. I to właśnie najbardziej przysłużyło się filmowi - fabuła z elementami growymi, jak i charakterystycznymi dla normalnego filmu, sporo drobnych żartów i humoru i co najważniejsze: niesilenie się na jakieś przekazywanie treści. Poza tym dobrze dobrano aktorów, bo Dennis Hopper był jako Coopa rewelacyjny, a aktor grający Luigiego był młody i na szczęście odbiegał od wizerunku gapowatego brata Mario.
Mortal kombat Cz. 1 - moim zdaniem film udany, zrobiony z niesamowitym pietyzmem, by dotrzymać pola klimatowi gry. I to się temu filmowi udało. Duża w tym zasługa scenerii (piękna mityczna wyspa gdzieś na naszym globie, nie wiadomo gdzie, gdzie dzieją się niesamowite rzeczy), startożytna architektura (scenografowie naprawdę się postarali). Po drugie, nieźle przestudiowano relacje między postaciami oraz ich sposób bycia - tu sztandarowym przykładem jest konflikt Sonya-Kano a także Johnny Cage, który został świetnie pokazany jako zadufany w sobie aktorzyna. Poza tym, co działa naprawdę na plus filmu, Ci źli zostali przedstawieni naprawdę dobrze: mhroczni, źli, wyrachowani, nonszalanccy i cyniczni. Chwilami aż ma się ochotę kibicować złym, bo dobrzy są miałcy, infantylni i przewidywalni(tak to niestety prawda, ale to wada większości filmów made in US) z wyjątkiem Raidena (któremu scenarzysta nieźle napisał rolę, a Christopher Lambert zrobił zresztę). Kolejna sprawa: aktorzy. Na brawa, oprócz Lamberta, zasłużył Carry Hiroyuki-Takagawa grający Shang Tsunga (znakomity antagonista mu wyszedł - wyrachowany, zły, przebiegły, ale też szarmancki), podobnie Trevor Goddart grający Kano (niektórzy mogą go kojarzyć z J.A.G, gdy grał tego oficera z Australii), który świetnie wypowiadał swoje kwestie i zachowywał się jak typowi rzezimieszek - prosty typ, gruby, z owłosioną klatą, z mordą jakie u nas w ciemnych uliczkach na pęczki można znaleźć :D, a gdy jadł razem z Goro (podkreślmy
księciem
Shokan, a więc przedstawicielem arystokracji) nie dbał o żadne maniery i bekał gdzie popadnie oraz chlał ile wlazło, czy dłubał sobie w pępku. Następnym plusem są oczywiście efekty specjalne żywcem wzięte z gry i popisy, które aktorzy sami wykonali bez dubli oraz: (i to mi wybaczcie, bo to bardzo subiektywny argument) Scorpion, Scorpion, Scorpion i Sub-Zero, Sub-Zero, Sub-Zero @_@