Nie lepiej zebrać to w jeden plik tekstowy i zaprezentować całość od razu, zamiast rozbijać to na pojedyncze posty na forum?. Lepiej by się czytało, przynajmniej dla mnie.
Pierwotnie nie wiedziałem, że w ogóle będę kontynuował, bo jeśli nie było by chętnych do czytania, to po co zaśmiecać forum. Po którejś (bodaj trzeciej) części, nie było już nawet sensu dopisywać reszty w całości. Dodatkowo, faktycznie motywacja w międzyczasie się przydaje, to coś jakby wynagrodzenie za poświęcenie wolnego czasu, pewnie nikt nie chciał by dostawać pensji raz do roku :D . Dodał bym jeszcze jeden powód, dla którego całość nie byłaby lepsza. Otóż czytanie takiej ilości tekstu na ekranie komputera, jest dla wielu osób bardzo męczące, a w mniejszych kawałkach, idzie się przemóc.
Zawsze mówiłam, że Pandemona to taki odkurzacz, no i widać miałam rację.
Była jeszcze koncepcja z dudami, ale jakoś umarła, być może z lenistwa
.
Generalnie dziękuję wszystkim za motywatory.
Nie przeciągając czas na część siódmą. Czy udaną, to się okaże.
Gdy dotarli na miejsce, Selfie pobiegła przodem. Squall widząc zniszczenia krzyknął:
-Uważaj, tam mogą być promile!
Ta jednak zdawała się tego nie słyszeć i po chwili znikła za murem. Stanie w zaspach po pas przed ogrodem, nie było najlepszym pomysłem, więc także weszli do środka. Po przejściu przez mur, stanęli jak wryci. Mimo koszmarnych zniszczeń, cały ogród był wręcz perfekcyjnie odśnieżony.
Na centralnym placu spotkali przyjaciółkę Selphie, która spytała, czy opiekują się jej koleżanką? Squall stwierdził, że on nie, ale Irvine jak najbardziej, co można ocenić po filmikach na Red Tube. Następnie ruszyli na poszukiwanie boiska, gdyż tam mięli się spotkać z koleżanką. Po drodze trafili na cmentarz. Selphie właśnie konwersowała ze swoimi zmarłymi koleżankami. W natłoku słów dało się wychwycić, że będzie grała i śpiewała tak długo, aż te ją usłyszą.
-I tak się rodzi kolejna Tina Turner - Pomyślał Squall i nie przeszkadzając koleżance, ruszył dalej.
Po drodze mijali rozbitą scenę, na której leżały przebite rakietą, zwłoki Piotra Rubika.
-Jak go Edea tak nie lubiła, to mogła mu odciąć dłonie, żeby nie klaskał. - powiedział Squall.
-A tobie co, uczucia wyższe się uruchomiły? – zapytał Irvine.
-Nie uczucia, tylko rakiet szkoda, bo można było je wysłać z konwojem humanitarnym do Afganistanu, jako dar dla głodujących Talibów – odpowiedział z uśmiechem Squall.
Minęła godzina, gdy trafili wreszcie na boisko. Wszyscy rozważali na temat Edei, jedynie Rinoa musiała się wyłamać.
-Od kiedy do was dołączyłam, nie mogę przestać o was myśleć. - powiedziała.
-To musi być dla ciebie bardzo odkrywcze, wszak wcześniej wydawałaś się myśleniem nieskalana. - Powiedział wkurzony jej wyznaniami, Squall.
Chwilę później na boisku pojawiła się Selphie. Słysząc rozmowy o czarownicy poprosiła, by przy ewentualnej potyczce, koniecznie ją zawołali, gdyż ma z Edeą trochę do pogadania w związku z Trabią.
-A czy nie można załatwić tego pokojowo? - zapytała Rinoa.
-Jasne, że można. Irvine daj jej strzelbę, niech sobie koleżanka w łeb strzeli, bo jak ja to zrobię, to nie będzie pokojowo. - odpowiedział zmęczony gadaniem Rinoi, Squall.
Ta wyraźnie się obruszyła.
-Znowu jesteś dla mnie niemiły, a ja tak się z wami dobrze czuję. No może nie w trakcie walki, bo wtedy jakoś tak dziwnie na mnie patrzycie.
-A jak mamy się patrzeć na kogoś, kto psem na smyczy okłada swoich przeciwników, że o innych sposobach zadawania bólu pupilowi nie wspomnę. - odpowiedział Zell.
W tym czasie Irvine, ni z gruszki, ni z pietruszki, zaczął opowiadać o swoim dzieciństwie.
-Jak miałem cztery lata, to byłem w sierocińcu nad morzem.
-A nie było może koło niego sklepu monopolowego? – zapytała Quistis
-Był – odpowiedział Irvine
-Nie mów, że na ścianie w sypialni wisiał plakat nagiego Clouda, trzymającego oburącz, swój sterczący miecz? - Zapytała Selphie
-Skąd wiecie? - spytał Irvine.
-Bo my też tam byłyśmy. - Odpowiedziały chórkiem Selphie wraz z Quistis.
Za nimi posypały się kolejne głosy: „I ja”, „I ja”... W końcu okazało się, że byli tam wszyscy, łącznie z obsadą ogrodu Trabia. Jedynie Rinoa tam nie była, gdyż w wieku czterech lat, ojciec wysłał ją na oddział zamknięty szpitala psychiatrycznego w Tworkach, za wyjadanie ogórków ze słoika. Powód może wydawać się nieco dziwny, ale zrobił to, gdy służby medyczne, musiały po raz trzynasty uwalniać jej głowę ze słoika. Rinoa niestety po dziś dzień, nie może ojcu wybaczyć, że pozbawił ją możliwości powspominania pobytu w sierocińcu. Nie wnikając jednak w niejasny życiorys Rinoy, drużyna kontynuowała rozmowę.
-Irvine, dlaczego nic nie mówiłeś? – zapytała Selphie.
-Na „Naszej Klasie” nikt z was się do grupy z sierocińca nie zapisał, to co się będę jak głupi wyrywał – odpowiedział.
- Bo jakimś dziwnym trafem, nikt z nas, nic z tamtego okresu nie pamięta – powiedziała Selphie z tajemniczym uśmiechem na twarzy, po czym jeszcze dziwniejszym trafem, przeszła do wspominania dawnych czasów.
Jak się okazało w sierocińcu był też Seifer, który ze Squallem toczyli wieczne bójki o to, kto ma grać na jedynej w domu konsoli. Po latach weszło im to w krew i dalej obijali sobie twarze, tyle, że ze zwykłego przyzwyczajenia. Reszta dzieciaków zwykle przesiadywała na plaży. Zell przypomniał sobie, że w trakcie jednej z zabaw petardami przy ognisku, został raniony w twarz i opiekunka w obawie przed zabraniem jej prawa do prowadzenia rodzinnego domu dziecka, zakamuflowała ową bliznę tatuażem, który podkreślił jego kretyński wyraz twarzy. Właśnie zaczęli rozmowę o Ellone, przyszywanej siostrze Squalla, gdy Irvine przerwał sakramentalnym pytaniem.
-Z tą utratą pamięci to wy sobie jaja robicie?
-No pewnie, chociaż nie do końca, bo w celu uspokojenia dzieciarni w sierocińcu, był podawany kompot z eliksirem, który z pewnością odbił się na naszej pamięci. Ty już wtedy należałeś do Świadków Jehowy, to kompotu nie piłeś, więc pamiętasz trochę więcej. - odpowiedziała Quistis
-Ale Selphie oddawała swój kompot Squallowi, bo jemu wypijał Seifer, więc powinna też więcej pamiętać. - powiedział Irvine
-Muszę się wam do czegoś przyznać. Ja potajemnie z Seiferem, popijałam potiony za sklepem monopolowym. - odpowiedziała Selphie z zawstydzoną miną.
-No to może przestaniemy pić, wtedy będziemy wszystko pamiętać. - zaproponował Irvine, czym do rozpuku rozbawił resztę towarzystwa.
-Najwyżej niech Selphie robi notatki, żeby autorzy gry się w tym wszystkim nie pogubili, choć mam wrażenie, że nastąpiło to już jakiś czas temu. - powiedział Squall.
Na koniec przypomnieli sobie jeszcze o tym, że ich opiekunka, to nikt inny, tylko Edea. Jednak biorąc pod uwagę, że spowodowała ich uzależnienie, tylko po to żeby mieć święty spokój, oraz że zmuszała ich do niewolniczej pracy w pobliskiej hucie, przy produkcji stali na budowę ogrodu, nie mieli obiekcji, by ją wykończyć.
Pewnie nasza drużyna jeszcze długo wspominała by swoje przeżycia z dzieciństwa, gdyby nie zaczął padać śnieg.
-To dar – stwierdziła Selphie
W tym momencie pojawiła się jej koleżanka.
-Skoro tak to odbierasz, to masz tu dar ode mnie. - powiedziała, wręczając Selphie łopatę do odśnieżania.
Cała nasza drużyna, by wyłgać się od roboty, stwierdziła, że chętnie by pomogła, ale na piątą są umówieni na spotkanie klasowe w sierocińcu i muszą już lecieć. Gdy docierali w pobliże sierocińca, zauważyli ogród Galbadia. Squall nie zastanawiał się długo, nad podjęciem decyzji o ataku, gdyż jak wiadomo od kilku dni magazyny z lekami były puste, podobnie zresztą jak konto ogrodu, więc liczył na zasoby magazynów konkurencji. Przed walką wydał jeszcze rozkazy.
-Irvine przestań się zabawiać z Selphie. Quistis zatrzaśnij Rinoę w pokoju, żeby się pod nogami nie walała. Zaopiekujcie się moją aparaturą do przyrządzania środków leczniczych. I niech ktoś włączy ogrzewanie, bo zimno tu jak cholera. A dla pozostałych, niech Kratos będzie waszym natchnieniem. Po chwili na mostku pojawiła się reszta drużyny, oczywiście z wyjątkiem Rinoy. Squall wysłał Zella z Irvinem do poprowadzenia oddziałów przy bramie, zaś sam ruszył zobaczyć, czy aby wszyscy wzięli się do obrony. Niestety dobrze nie było, ale co się dziwić, skoro cała kadra ogrodu, zamiast zająć się dowodzeniem i dyscypliną, łaziła po miastach i spędzała czas na grze w karty. W trakcie obchodu Squall trafił na Zella, właśnie musztrującego żołnierzy. Ten poprosił go na bok.
-Słuchaj, pożycz mi swój pierścień – powiedział.
-A ciebie to coś w głowę trafiło? Tu za chwilę będzie rzeźnia, a ty pierścionki pożyczasz? Chyba nie liczysz na to, że mnie ubiją, a ty go wtedy spieniężysz? - zapytał Squall
-Nie, to o grubszy zakład z Rinoą chodzi
-No dobra, ale połowa kasy moja – powiedział Squall wręczając Zellowi pierścień.
Po chwili pojawiła się Rinoa i twierdząc, że ma doświadczenie wojskowe w postaci dziecięcych zabaw w wojnę na podwórku, wcisnęła się w szereg żołnierzy. Squall widząc w takim postępowaniu potencjalną korzyść w postaci ewentualnego jej zgonu, nawet nie protestował, zresztą nie miał na to czasu, gdyż w tym samym momencie został wezwany na mostek.
Nie pozostało nic innego, jak w końcu zaatakować, zwłaszcza, że świeżo oddany w tym miejscu pięciokilometrowy odcinek autostrady łączącej pole z bajorem, bardzo temu sprzyjał. Z piskiem opon obydwa ogrody ruszyły na siebie. W tym samym czasie Zell oddał pierścień Rinoi, mówiąc:
-Nie wiem na co ci taka odpustowa błyskotka, ale za pięć tysięcy gil pożyczył bym ci swoją siostrę, gdybym ją miał. Tylko go nie zgub, bo śmierć z ręki galbadyjskich żołnierzy, to nic w porównaniu z tym, co ja ci zrobię, jak go nie oddasz.
Gdy to mówił, ogród Galbadia otarł się o ogród Balamb, odrywając kawałek pokładu, ze znajdującą się na nim Rinoą. Ta niczym terminator, zjechała po urwisku, łapiąc się ostatniego możliwego występu skalnego.
-Ja pi.....ę, ta dziewczyna jakby mogła, to by sobie dłubiąc w nosie, palec złamała. Co ja teraz Squallowi powiem, jak każe mi pierścień oddać? - powiedział Zell.
-Eeee, Rinoa dasz radę zdjąć pierścionek Squalla i go tu podrzucić? - zapytał Irvine, jednak było zbyt głośno, by go usłyszała. - No to trzeba będzie ją ratować, a taka okazja była.
Nie pozostało im nic innego jak poszukać czegoś, czym mogli by ją wyciągnąć. Niestety sezon żniw na kontynencie Centra, był w pełni i cały zapas sznurka do snopowiązałek upłynnili studenci, bo niby za co mięli imprezować. Zell i Irvine, nie mając koncepcji na odzyskanie pierścienia, podjęli desperacką decyzję powiedzenia o wszystkim Squallowi. Nie spotkało się to ze zbyt entuzjastycznym przyjęciem, ale Squall miał inny problem na głowie. Otóż wszystkie swoje zapasy w postaci akcji Hell S.A. i biżuterii z sierocińca, które to trzymał na czarną godzinę, miał ukryte w nodze krzesła w klasie i obawiał się, że ktoś mógłby je przywłaszczyć. Po rozważeniu wartości przedmiotów, postanowił najpierw udać się do klasy. Gdy tam dotarł, galbadyjscy żołnierze zamierzali sforsować okno klasy. Niestety nie spodziewali się ,że Cid zamontował pancerne szyby, po tym jak Squall z Seiferem wybijali je zimą, by uniknąć sprawdzianów. Widok żołnierzy, zjeżdżających powoli po szybie, w pozycji przyssanej rozgwiazdy, poprawił nieco podły nastrój Squalla. Po zabraniu swoich oszczędności, wybiegł na korytarz i udał się na mostek. Tam zdecydował, że staranują ogród Galbadia, gdyż jest to jedyny sposób na dostanie się do czarownicy. Po chwili dał się słyszeć pisk opon, spowodowany efektownym zwrotem na hamulcu ręcznym, a następnie oba ogrody, po zderzeniu wylądowały w rowie. Squall chcąc dodać otuchy żołnierzom, przemówił.
-Kochani, co ja wam będę ściemniał. Kasy nie ma, generalnie przegrywamy, ale ci którzy będą walczyć, mogą plądrować, palić i gwałcić.
O dziwo podniosło to na duchu wielu mieszkańców ogrodu, ze szczególnym uwzględnieniem mężczyzn. Po tym wszystkim, Squall przypomniał sobie o pierścieniu. Pomyślał, że najprościej będzie dostać się tam przez taras, gdyż wejście do parku było zabarykadowana. Niestety na piętro dostał się jeden z galbadyjskich żołnierzy na latającym sedesie. Squall odwrócił jego uwagę od przebywającego tam dzieciaka, wyzywając go od syna dwóch ojców. Gdy w ferworze walki znalazł się tyłem do drzwi ewakuacyjnych, zauważył, iż żołnierz nie ma zapiętych pasów bezpieczeństwa, że o rozmowie przez telefon komórkowy nie wspomnę. Udając, że otwiera zamek, wykonał efektowny unik i dzięki temu zwolniło się miejsce w latającej toalecie. Squall korzystając z urządzenia, wyleciał na zewnątrz docierając do wiszącej na jednej ręce Rinoy. Ta, zdążyła się już tam nie źle zadomowić, o czym świadczył czterdziestocalowy ekran, podłączony do telewizji kablowej, oraz dopiero co kończona pizza, popijana trzymanym pod pachą potionem.
-No nareszcie, bo już się policja czepiała, o niedopełnienie obowiązku meldunkowego. - powiedziała Rinoa.
Squall nadal patrząc przez pryzmat ewentualnych zysków i strat, poprosił Rinoę, by ta wyciągnęła w jego kierunku palec z pierścieniem. Niestety mimo usilnych starań, z próbą odgryzienia palca włącznie, nie udało się zdjąć owej błyskotki i z wielkim żalem musiał Rinoę zwieźć na dół. Gdy przebiegali przez pole bitwy, w tle mogli podziwiać walkę Dawida i Goliata, Kaina zabijającego Abla, oraz epicką walkę Dartha Vadera z Lukiem Skywalkerem. Nie mieli jednak na to czasu. Stając pod drzwiami do ogrodu Galbadia, Squall zdał sobie sprawę, że w razie przegranej, straci wszystkie zapasy na czarną godzinę. Szukając kogoś głupiego, do fizycznego udzielenia się, przy kopaniu dołu na kosztowności, nie znalazł pod ręką nikogo innego, jak Rinoa. Ta miała do tego jeszcze jeden atut, w postaci psa, który mógł w razie czego odnaleźć miejsce ukrycia zaskórniaków. Zatem nie pozostało mu nic innego, jak poprosić ją o przysługę, która dodatkowo zapewniła jej zajęcie na najbliższą godzinę, uwalniając pozostałą część drużyny od problemu użerania się z koleżanką. Oczywiście przed ruszeniem dalej, poprosił ją, by oddała mu pierścień. Tym razem dziwnym trafem zszedł z palca bezproblemowo.
-On pomógł mi przetrwać. – powiedziała Rinoa.
-Prawdę rzeczesz, bo gdyby nie on, to nie zawracał bym sobie tobą głowy. - pomyślał Squall
-Czy ten zwierz na nim, nosi jakieś imię? - zapytała
-Co by tu durnego wymyślić? - pomyślał, po czym rzekł – Bolek
-A to może ja zrobię sobie taki sam i mojego nazwę Lolek, to będziemy jak para. - zaproponowała
-Dziewczyno, kto ci te teksty układa? Lepiej weź się za kopanie, a swoje wspaniałe pomysły zostaw dla psychoanalityka, może on coś na nie poradzi.
Gdy Rinoa wzięła się do pracy, Squall ruszył do wejścia ogrodu Galbadia. Znalazł przy nim trzy karty magnetyczne i kartkę z wiadomością: „Nie mieliśmy czasu czekać, bo właśnie nam PKS do Winhill ucieka. Z pozdrowieniami, Studenci.” Squall zdziwiony ułatwieniem, ruszył prosto do głównego holu, nie spotykając Raijin i Fujin i niczego się od nich nie dowiadując, a już na pewno tego, że ci mają już wszystko w głębokim poważaniu, nie wyłączając Seifera. Na środku sali można było zauważyć nieco dziwne stworzenie z trzema głowami, przypominające legendarnego Cerbera. Quistis przed walką zaprezentowała swoje umiejętności w posługiwaniu się batem, choć wyglądało to bardziej jak taniec erotyczny. Squall powymachiwał trochę swoim gunblade`m, zaś Selphie jakoby zapowiedź przyszłości Cerberusa, wykonała „Requiem” Mozarta. Gdy już mięli ruszyć do walki, odezwała się pierwsza głowa.
-Cóż, to było słabe. Telewizja dwudziestego pierwszego wieku wymaga krwi, a nie brazylijskiej telenoweli. Chociaż muszę przyznać, że Qustis cycki ma niezłe.
-Gdyby Squall sobie chociaż Gunblade`a w dupę włożył, albo zaciukał tą pannę co wyła jak wygłodniały kojot, to byłoby ciekawe. A tak, to nawet nie chce mi się z wami gadać. I jeszcze jedno, faktycznie Quistis ma niezłe cycki - dodała druga głowa.
Trzecia na początku nic nie mówiła, tylko płakała jak bóbr. Po chwili jednak otarła łzy i powiedziała:
-Selphie wzruszyłaś mnie. Przypomniałaś mi moją kotkę, którą wczoraj musiałam uśpić. Ona jak się marcowała, to podobne odgłosy z siebie wydobywała. Dziękuję ci za to. Jeśli chodzi o resztę, to faktycznie za mało krwi. A cycki Qustis, rzeczywiście fajne.
Mimo niepochlebnych opinii, nasza drużyna dostała się do drugiej tury, gdyż była to sto dwudziesta trzecia edycja programu i do eliminacji stanął jeszcze tylko jeden gościu, który umiał zapalić zapałkę. W drugiej turze, nasi podopieczni wzięli sobie do serca uwagi komisji i w związku z tym żadna z głów nie mogła już wygłosić swoich opinii. W nagrodę otrzymali płytę z wersją instalacyjną GF-a Cerberusa, gdyż prawdziwy przypominał obecnie stertę obornika, zapis ich występu, który dwu, a nawet trzykrotnie podniósł oglądalność programu, oraz skrzynkę potionów, którą z powodu głodu alkoholowego, zdążyli wypić jeszcze przed oficjalnym wręczeniem. Po zakończeniu programu ruszyli dalej. Po drodze wypite potiony dały znać Squallowi o sobie i poczuł nagłą potrzebę skorzystania z toalety. Jakież było jego zaskoczenie, gdy w kabinie zastał Seifera, czytającego gazetę z ogłoszeniami towarzyskimi, z których zaznaczył sobie jedno: „Koronowana głowa szuka błazna do towarzystwa. W ramach wynagrodzenia ręka córki i pół królestwa”. Na widok Squalla, Seifer wyrwał z kabiny w takim pośpiechu, że nie zdążył sobie bielizny podciągnąć i drobiąc kroki niczym gejsza, pobiegł do sypialni Czarownicy. Nieśpiesznie nasza drużyna ruszyła za nim. Gdy weszli do środka, Edea jeszcze leżała w łóżku.
-Mamo oni już przyszli, a mięli jeszcze pół godziny kart magnetycznych szukać – powiedział zasapany Seifer. - No chyba mamusi nie będziecie bili, po tym co dla was zrobiła? Ja na to nie pozwolę, bo jestem rycerzem czarownicy.
-Po pierwsze to oddaj discmana do serwisu, bo płyta z tekstem o rycerzu ci się zacięła. Po drugie prawdziwy rycerz stoi na placu boju, a jak ma potrzebę, to wali w zbroję, a nie po kiblach się chowa. - powiedział Squall, reklamując przy tym opakowanie „Stoperanu”.
W tym momencie odezwała się Edea.
-Tak a propos, to masz już prawie osiemnaście lat Seifer, więc nie przybiegaj do mnie z opuszczonymi gaciami, bo czas najwyższy, co byś sobie tyłek sam wycierał. Żebym w moim wieku, musiała starego konia niańczyć. Pożytku z ciebie żadnego.
Seifer słysząc te słowa, rozpłakał się, podciągnął majtki i wybiegł na korytarz.
-No to do rzeczy. - powiedziała Edea – To wy jesteście tymi legendarnymi Seed? Kurcze, ale faktycznie przyszliście za wcześnie. Nawet się ubrać i umalować nie zdążyłam.
-No dobra, czy to takie ważne? Nie ma co przeciągać. - Powiedział Squall, po czym kontynuował planowy dialog – My legendarni?
-A kto uratował TVN od bankructwa, przecież tam potrzebny był cud? Zniszczę was. - Powiedziała Edea, a jej kołdra z logiem Polsatu, tłumaczyła nienawiść, którą pałała do naszej drużyny.
Gdy Edea próbowała podnieść się z łóżka, spod kołdry wybiegł facet przebrany za Kościół Mariacki w Krakowie. Zrzucił swój strój i błyskawicznie oddalił się z pokoju.
-Zboczeńcy, nawet świętości nie umiecie uszanować. – powiedział Squall podnosząc kostium.
Okazało się, że uciekinierem był niejaki Aleksander G., zwany w półświatku chemikiem. Na jego nieszczęście, w kieszonce swojego stroju pozostawił tajne receptury, dzięki którym można było wzmacniać działanie wielu środków leczniczych. Na dodatek, po przymierzeniu stroju okazało się, że może on śmiało posłużyć jako kostium nowego GF-a.
W końcu Edea podniosła się, stając na łóżku, dla podkreślenia swojej wielkości. Gdy jednak zrobiła krok do przodu, potknęła się o zwieńczenie łoża, z impetem uderzając swoją głową, w głowę dopiero co wchodzącej do pokoju Rinoi. Ta ostatnia na skutek ciosu nakryła się nogami, lądując na korytarzu, wprost przed płaczącym Seiferem. Ten widząc trzymającą się za głowę Edeę, oraz nieprzytomną Rinoę, spanikował i pobiegł w niewiadomym kierunku.
-O dzieciaczki, kiedy wy tak wyrośliście? – wymamrotała Edea – A Ellone udało mi się uratować?
-No nie, teraz tej się w głowie namieszało, toć to jakiś dom wariatów. - powiedział Squall, po czym podszedł do Rinoi – Rincia, obudź się i powiedz, gdzie zakopałaś moje zaskórniaki? - ta jednak ku trwodze Squalla nie odpowiadała.
Ciąg dalszy pewnie nastąpi, bo teraz głupio byłoby przerwać.
Brakujące ogniwo pomiędzy zwierzętami, a ludźmi, to właśnie my.