: ndz 09 mar, 2008 16:42
No dobra. Obejrzałam z 10 filmów ostatnio. Zajmę się trzema.
Najlepsze zostawię na koniec, wiec zacznę od czegoś z zupełnie innej beczki.
"28 dni później".
Ciekawy thriller z wirusem, przez który ludzie plują krwią i robią arghhh. Niezły fabularnie, lepsze wykonanie. Czuć pustkę opuszczonego Londynu, świetny klimat. Druga połowa filmu mniej "ambitna", ale krwi i akcji jest dużo. Polecam uwadze.
"28 tygodni później"
Kontynuacja w/w filmu. Nie tak dobra jak 1, ale co się dziwić, gdy tamten film był brytyjski, a tu mamy made in usa klasy b filmik. Ludzie wracają do Londynu, wszędzie wojsko amerykańskie + dzieciaki i wirus. Mniej klimatyczne, bardziej nastawione na sieczkę. Mam przeczucie, że dokręcą "28 miesięcy później" "28 lat później" etc. Dla mało wymagajacej widowni, która lubi "aghrrrr".
Przejdźmy do filmu, którego recenzję odwlekałam. Musiałam ochłonąć i nastawić się na obiektywną ocenę.
"Sweeney Todd" Tima Burtona.
Zacznijmy od tego, że klimat filmu jest typowo Burtonowski. Widzieliśmy taki w "Jeźdźcu bez głowy" i miasteczku bohatera "Gnijącej panny młodej". Ogólnie wszędzie mroczno, depresyjnie, a jedyne kolorowe ujęcia, to błogie, naiwne wspomnienia.
Dalej. Krew. To co jest tak namiętnie podkreślane w trailerach, a prawdę mówiąc jest tylko zaznaczone. Krew wygląda jak farba i widać, ze tak miało być. To nie jest film o seryjnym mordercy i krwi. To jest film o zemście, która doprowadza do obłędu i zasłania prawdę.
Muzyka. Piosenki wzięto z musicalu o Sweeney'u z Broadway'u. Wysłuchałam kilku wersji z obu dzieł i mimo, iż wielu recenzentów uważa wersję Burtona za gorszą, ja się z tym nie zgodzę. Johhny UMIE śpiewać i robi to moim zdaniem znakomicie. Jego normalny głos miesza się z rykiem szaleńca opętanego rządzą zemsty i mordu. Czasem dreszcz przenika.
Epitafium - moim zdaniem najlepsza piosenka w całym filmie.
Helena Bonham Carter o dziwo śpiewa nieźle, choć jej głos bywa męczący i zbyt wysoki.
Alan Rickman śpiewa niewiele, ale za to idzie mu całkiem nieźle, czego dowodem jest piosenka "Pretty Women" w wykonaniu Alana i Johnny'ego. <oh i ten Jack Sparrow na początku <3 >.
Najbardziej <mnie> śmieszyły piosenki młodego Anthony'ego, który nie dość, że jest bleh i śpiewa wysoko, to jeszcze wzdycha do Johanny, która śpiewa tak, że szkło pęka. Na szczęście ona spiewa raz, a on ze 2, więc nie ma tragedii.
Postacie. Sweeney w wykonaniu Depp'a jest sexowny, cudowny i w ogóle ah i oh. Jego wściekłość zieje mu z oczu, a mordowanie sprawia wyraźną przyjemność, choć nie satysfakcję. Minusem jest fakt, że bohater praktycznie nie ulega żadnej przemianie. Poznajemy go jako napalonego na mord golibrodę, ofiarę sędziego napalonego na jego żonę, i tak też go opuszczamy. Retrospekcje mają nam pokazać jedynie, dlaczego robi to, co robi i jaki był kiedyś. Tak więc cały film opowiada o dążeniu do zemsty, a gdy się ona dokonuje, zostajemy pozostawieni z niedosytem. Pani Lovett jest kobietą cwaną. Ma cele i dąży do nich, umie wykorzystać sytuację. Zakochana w Toddzie bez wzajemności jest kobietą słabą, która zrobi wszystko, żeby zdobyć jego względy. Marzy o szczęśliwym zakończeniu, ale sama je sobie skreśla na początku.
Ogólnie film jest wart uwagi, choć zauważyłam, że bardziej się podoba kobietom, mimo krwi i poderżniętych gardeł. Wiadomo, konwencja musicalu, raczej bardziej podchodzi kobietom. Należy także pamiętać o Deppie, który sprawia, że demoniczny golibroda z Fleet Street, staje się obiektem pożądania kobiet
Film zdecydowanie wart obejrzenia. Polecam panom na randkę. Panie na pewno będą was potrzebowały, gdy brzytwy ruszą do akcji
Najlepsze zostawię na koniec, wiec zacznę od czegoś z zupełnie innej beczki.
"28 dni później".
Ciekawy thriller z wirusem, przez który ludzie plują krwią i robią arghhh. Niezły fabularnie, lepsze wykonanie. Czuć pustkę opuszczonego Londynu, świetny klimat. Druga połowa filmu mniej "ambitna", ale krwi i akcji jest dużo. Polecam uwadze.
"28 tygodni później"
Kontynuacja w/w filmu. Nie tak dobra jak 1, ale co się dziwić, gdy tamten film był brytyjski, a tu mamy made in usa klasy b filmik. Ludzie wracają do Londynu, wszędzie wojsko amerykańskie + dzieciaki i wirus. Mniej klimatyczne, bardziej nastawione na sieczkę. Mam przeczucie, że dokręcą "28 miesięcy później" "28 lat później" etc. Dla mało wymagajacej widowni, która lubi "aghrrrr".
Przejdźmy do filmu, którego recenzję odwlekałam. Musiałam ochłonąć i nastawić się na obiektywną ocenę.
"Sweeney Todd" Tima Burtona.
Zacznijmy od tego, że klimat filmu jest typowo Burtonowski. Widzieliśmy taki w "Jeźdźcu bez głowy" i miasteczku bohatera "Gnijącej panny młodej". Ogólnie wszędzie mroczno, depresyjnie, a jedyne kolorowe ujęcia, to błogie, naiwne wspomnienia.
Dalej. Krew. To co jest tak namiętnie podkreślane w trailerach, a prawdę mówiąc jest tylko zaznaczone. Krew wygląda jak farba i widać, ze tak miało być. To nie jest film o seryjnym mordercy i krwi. To jest film o zemście, która doprowadza do obłędu i zasłania prawdę.
Muzyka. Piosenki wzięto z musicalu o Sweeney'u z Broadway'u. Wysłuchałam kilku wersji z obu dzieł i mimo, iż wielu recenzentów uważa wersję Burtona za gorszą, ja się z tym nie zgodzę. Johhny UMIE śpiewać i robi to moim zdaniem znakomicie. Jego normalny głos miesza się z rykiem szaleńca opętanego rządzą zemsty i mordu. Czasem dreszcz przenika.
Epitafium - moim zdaniem najlepsza piosenka w całym filmie.
Helena Bonham Carter o dziwo śpiewa nieźle, choć jej głos bywa męczący i zbyt wysoki.
Alan Rickman śpiewa niewiele, ale za to idzie mu całkiem nieźle, czego dowodem jest piosenka "Pretty Women" w wykonaniu Alana i Johnny'ego. <oh i ten Jack Sparrow na początku <3 >.
Najbardziej <mnie> śmieszyły piosenki młodego Anthony'ego, który nie dość, że jest bleh i śpiewa wysoko, to jeszcze wzdycha do Johanny, która śpiewa tak, że szkło pęka. Na szczęście ona spiewa raz, a on ze 2, więc nie ma tragedii.
Postacie. Sweeney w wykonaniu Depp'a jest sexowny, cudowny i w ogóle ah i oh. Jego wściekłość zieje mu z oczu, a mordowanie sprawia wyraźną przyjemność, choć nie satysfakcję. Minusem jest fakt, że bohater praktycznie nie ulega żadnej przemianie. Poznajemy go jako napalonego na mord golibrodę, ofiarę sędziego napalonego na jego żonę, i tak też go opuszczamy. Retrospekcje mają nam pokazać jedynie, dlaczego robi to, co robi i jaki był kiedyś. Tak więc cały film opowiada o dążeniu do zemsty, a gdy się ona dokonuje, zostajemy pozostawieni z niedosytem. Pani Lovett jest kobietą cwaną. Ma cele i dąży do nich, umie wykorzystać sytuację. Zakochana w Toddzie bez wzajemności jest kobietą słabą, która zrobi wszystko, żeby zdobyć jego względy. Marzy o szczęśliwym zakończeniu, ale sama je sobie skreśla na początku.
Ogólnie film jest wart uwagi, choć zauważyłam, że bardziej się podoba kobietom, mimo krwi i poderżniętych gardeł. Wiadomo, konwencja musicalu, raczej bardziej podchodzi kobietom. Należy także pamiętać o Deppie, który sprawia, że demoniczny golibroda z Fleet Street, staje się obiektem pożądania kobiet
Film zdecydowanie wart obejrzenia. Polecam panom na randkę. Panie na pewno będą was potrzebowały, gdy brzytwy ruszą do akcji