Ostatnio udało mi się w końcu obejrzeć ekranizację jednego z najlepszych komiksów o superherosach, mianowicie
Watchmen: Straznicy Zacka Snydera. I jak wrażenia po dwuipółgodzinnym seansie?
Fabuła filmu pozostaje wierna komiksowemu pierwowzorowi (nie do końca, ale o tym później).Mamy alternatywną wersję roku 1985, prezydentem USA jest Richard Nixon, wybrany na trzecią kadencję. obok zwykłych ludzi żyją tytułowi Strażnicy. Nie mają oni jednak tak miękko, jak na przykład Spiderman: są nienawidzeni przez społeczeństwo, a sama walka z przestępczością jako zamaskowany heros jest nielegalna. dlatego też większość bohaterów przeszła na emeryturę; aktywni pozostają jedynie ci, którzy działają na rzecz rządu amerykańskiego. Film rozpoczyna się sceną telewizyjnej debaty, której uczestnicy dyskutują na temat prawdopodobieństwa wojny nuklearnej pomiędzy USA a ZSRR. Ważniejsza dla fabuły jest jednak następne wydarzenie: śmierć jednego z dwóch działających dla rządu Strażników, Comedianta. Fakt ten przyciąga uwagę Rorschacha, ostatniego działającego poza prawem herosa.
Fabuła, jak napisałem wyżej dostć wiernie trzyma się oryginału. Dosyć, gdyż wraz z upływem czasu różnice stają się coraz wyraźniejsze. Czy to źle? Jak dla mnie - nie. Nie jestem aż takim nerdem, by na każde odstępstwo od oryginału krzyczeć "profanacja!" i palić kukłę złego reżysera. Ba, momentami film zyskuje na zmianach, na przykład scena w więzieniu (i nie, nie chodzi mi tu akurat o scenę "chodzonej bijatyki"
![n :)](./images/smilies/001.gif)
). Nie mogę za to wybaczyć spłycenia wątków dotyczących relacji między postaciami. To właśnie te relacje: strach, nienawiść, przywiązanie, przyjaźń, czy w końcu miłość stanowiły o sile komiksu, ukazującego po raz pierwszy w historii tą ludzką stronę superbohaterów.
A zestaw postaci w filmie jest zaiste pierwszej klasy. Każdy superheros ma swoje własne motywacje czy historię. Psychopatyczny Rorschach, sadystyczny Comedian, całkowicie odmienny od rasy ludzkiej dr Manhattan, zmęczony byciem bohaterem Nite Owl, czy nienawidząca swojego fachu Silk Spectre to najlepszy zestaw bohaterów w historii (X-meni mogliby im co najwyżej herbatę parzyć). Zdecydowany plus dla filmu.
Kolejnymi są bez wątpienia muzyka, klimat filmu, ga aktorska i sama fabuła. Na początek aktorzy. Świetnie dobrani, wyglądają jak żywcem przeniesieni z kart komiksu. Każdy w wielkim wyczuciem wciela się w swoją rolę, ich gra stoi na wysokim poziomie. Swietnie przeniesiony jest też klimat komiksu. Film odpowiada na pytanie: "jak wyglądałoby USA, gdyby lęki i paranoje lat 50 trwały aż do roku'85?". Oprócz podjęcia dialogu z historią i problemami narodu Kraju Kwitnącego Hamburgera, fabuła zadaje też pytania bardziej uniwersalne: ile jesteśmy w stanie poświęcić, by osiągnąć cel? Czy praworządni, w swym pędzie do osignięcia celu, sami nie stają się tymi najbardziej szkodliwymi? Wierność zasadom, czy łamanie ich dla dobra ogółu? Zakończenie pozostawia dziurę w głowie. pozostaje jeszcze kwestia muzyki. Dla mnie strzalem w dziesiątklę było postawienie na muzykę z lat50, 60, 70 i 80. Klimat od razu szybuje pod niebo (BTW, najlepsze "napisy początkowe" ever!).
A wady? Fani komiksu - ci ortodoksyjni - będą pieniać na zbyt wielkie różnice pomiędzy komiksem a filmem. Powiem im jedno: dajcie se siana. Zawsze zlewałem z ludzi, twierdzących, że "ekranizacja jest o kant pupy popsuć, bo pan kioskarz w 93 minucie filmu miał inną czapkę w pierwowzorze". Ekranizacja rządzi się swoimi zasadami, język komiksu nie da się przełożyć bezpośrednio na język filmu. A co do zarzutów o większą brutalność od oryginału, to ja tam nie płakałem z powodu tych kilku odciętych rąk więcej. poza tym, bądźmy szczerzy: kto, nie będąc fanem komiksu, poszedłby na film o superbohaterach, który w 95% składałby się z dialogów? No właśnie.
Podsumowując, "Strażnicy" to najlepsze przeniesienie komiksu na duży ekran w historii. To właśnie przez pryzmat tego filmu będę oceniał kolejne ekranizacje. Na dzień dzisiejszy to najlepsza alternatywa dla tych, którzy mają dość "masked avengers" w ujęciu plastikowo-jednowymiarowo-rozpierdzielankowym. No i mam nowego ulubieńca: Rorschacha (jego historia i akcje podczas śledztw to kosmos!). Sorry, Wolverine
![n :)](./images/smilies/001.gif)
.
Aa, i przed obejrzeniem filmu zachęcam do lektury komiksu; dla poszerzenia sobie horyzontów, na przykład
![n :)](./images/smilies/001.gif)
. Pomimo 24 lat na karku (geez, taki szmat czasu!), to trzyma się on niezwykle dobrze. Dwanaście zeszytów pęka w jedną noc
![n :)](./images/smilies/001.gif)
.
Teksty w podpisach zazwyczaj trącą sztampą.