Khem, ja tam zamierzam bronić sandałów. ^^ Jeden z moich ulubionych rodzajów obuwia w ogóle, szczególnie takie zwiewne i na średniej wysokości obcasiku, aczkolwiek w tym roku przerzuciłam się na klapki na obcasie - i wreszcie nic mnie nie drapie w kostkę. Sandały na płaskiej podeszwie (tylko byle nie japonki, brrr) również lubię, pasują do krótkich spodenek, które noszę równie często, co spódnice. Trochę par się u mnie znajdzie - od starych trepów na rower po coś bardziej eleganckiego.
Btw, zdarzało mi się nosić skarpetki do sandałów
w chłodniejsze dni i/lub żeby chronić stopę przed otarciami na długich dystansach, zwłaszcza kiedy obcas wysoki ...tyle, że a) były to cienutkie, cieliste skarpetki a'la pończochy/ rajstopy, praktycznie niewidoczne b) noszone wyłącznie do długich spodni, więc ściągacz i tak ginął pod nogawką. :]
Tak ogólnie to gruba skarpeta + wygodnie wyglądające sandały, obserwowana u niektórych członków naszego społeczeństwa, nie tyle mnie odrzuca wizualnie, co po prostu dziwi... W końcu sandały istnieją po to, żeby stopa mogła latem pooddychać i złapać trochę słońca - a owijanie jej skarpetą kompletnie temu nie służy, więc równie dobrze można od razu zakładać skarpetę + adidasy.
Tak nawiasem mówiąc, istnieje u nas jeszcze większe buractwo niż zuy dobór skarpety do obuwia.
Osobiście nienawidzę młokosów o wyglądzie dresów, którzy w największe upały łażą po mieście bez koszulek, prawie że w samych gaciach, prezentując swoje chuderlawe klaty. Sorry, ale to nie plaża, z gołym torsem to sobie mogą najwyżej słomę rozrzucać w oborze.
Wsiada taki do autobusu i klei swoje spocone plechy do siedzenia, gadając przez komórkę i demonstrując przy okazji 'apetyczne' pachy. Grrr. Zabić na miejscu.