OK. Żarty na bok. Ja tylko krótko w sprawie Ashe.
Może ująłem to niewłaściwie.
Niech sprawa stoi jasno. Ashe, jest przede wszystkim bardzo fajną dziewczyną i z łóżka bym raczej nie wyrzucił. Czyli jako postać sama w sobie mi się podoba wizualnie i intelektualnie. Tak samo podoba mi się Schwarzenegger w roli terminatora niż gubernatora, a kawę wolę gorącą niż zimną. Problemem dla mnie jest to, że ona nie pasuje i do reszty ekipy a zarazem i do scenariusza. Zaraz to spróbuję wytłumaczyć.
Ivy pisze:Pomijajac fakt, że "zemsta" jest świetnym motywem przewodnim niejednego filmu, to musze zaprotestować- Ashe nie chciała krwawej zemsty (...)
Lenneth pisze:(...) nie mogę przejść obojętnie obok postu Schrödingera, który objeżdża Ashe właśnie za to, co czyni z niej fajną postać. (...)Widać Tobie niełatwo. Ja nie miałam takich problemów. (...)Schrödinger pisze:Niełatwo przede wszystkim utożsamić się z kimś, kiedy celem podróży jest "zemsta".A wolałbyś, żeby była jak Czarodziejka z Księżyca? Tamci siłą, to my nadstawimy drugi policzek i pokonamy ich różową potęgą naszej miłości? (...)Schrödinger pisze:To chyba nie ta bajka. Jej podstawowa taktyka to oko za oko, tamci siłą, to i my też.
Może niekoniecznie miłością bo to oczywiście absurdalne. Tu chodzi raczej o pretekst formalny. Bezpośrednio demonstrowana siła wspomagana jedynie subiektywną oceną sytuacji to raczej domena terorystów. Teroryści mogą się stać bohaterami pod warunkiem, że widz (gracz) ma absolutne przekonanie, że to co robią nasze postacie, jest dobre. (przykł. VII) Dlaczego? hmmm.... dlatego, że człowiek w zasadzie jest dobry?
Mi się jakoś nie wydawało, żeby ten świat miał się za moment wywrócić i stać się piekłem dla ich mieszkańców tylko dlatego, że jeden ZUY będzie miał nad nim władzę. Archades miał się całkiem dobrze. Chociaż to, że antagonista jest mało przekonujący jak mówiłem plusem nie jest.
Po drugie, jeśli oglądałaś/łyście Gwiezdne Wojny to wiesz/wiecie: żeby dobro obróciło się w stronę zła musi mieć katalizatora. Vaan i cała reszta nie posiada tej ciemnej strony. Nie będę wymieniał co to za wesołki bo to już chyba zrobiłem w poprzednim poście, zresztą to nie ten topic. W każdym razie, w stosunku do sytuacji panującej wokół nich, są obojętnie niezadowoleni (oprócz Basha, bo on jest mocno politycznie i emocjonalnie związany z Ashe). Ale to najwyżej niezadowolenie. Są przecież oni porządnymi obywatelami, niektórzy porządnymi marginesami społecznymi, którzy mają większe lub mniejsze problemy ale nie takiego kalibru jak Ashe. Przychodzi baba do Vaana i mówi "chodźmy ratować świat", jakbym to ja był Vaan'em powedziałbym "sorry laska, mam tylko 17 lat, jestem młody i szukam przygody, to prawda, ale twój problem generalnie mnie przerasta. To, że nie chodzę do szkoły i klepię biedę nie znaczy, że życia mi nie szkoda. A tak w ogóle to nawet mam marzenie zostać piratem i wolnym człowiekiem, a nie patriotą." I to mi nie pasi w kontekście do wycieczki gdzie Ashe jest ich przewodnikiem. Tak samo zachowywałby się Balflear. To są wolni ludzie od polityki. O Fran i Penelo nie da się tego powiedzić tylko dlatego, że one nie mają własnego "ja" (O, tak! Vaan jako protagonista ma większy potencjał stać się prawdziwym bohaterem ratujący świat, bo może się zmienić wewnątrznie, wchłonić zło/dobro jak gąbka). Ale na Boga Odyna, tych dwóch trzeba było przekonać solidnie. Najlepiej czynem a nie słowami. Brak tego wyjaśnienia psuję cały logiczny obraz świata. A postacie stają się bardziej papierkowe. i to właśnie przez nią.
Tyle wystarczy bredzenia. A o niedoszłym romansie pomiędzy B i A napisze gdzie indziej.
![n ;)](./images/smilies/004.gif)