Kolejny raz wróciłem do FF VIII. Swoją drogą nie wiem który to już raz sięgam po tą odsłonę serii, chyba najbardziej mi przypadła do gustu (biorąc pod uwagę, że na pozostałych grach kurz się zbiera to chyba dobrze świadczy o grze). Przegiercowanie ponowne skłoniło mnie do drobnych zmian w postrzeganiu bohaterów. Oczywiście nadal moją ulubioną postacią jest Squall i tutaj zdania nie zmienię, ale inne postacie...no powiedzmy, że przemeblowało mi łeb
I tak
Sefirek: początkowo denerwował mnie strasznie. Ot taka natrętna mucha, co ciągle podskakuje, a może narobić tyle, co komar słoniowi, czyli tylko w trąbkę połaskotać. I z takim podejściem zacząłem grać i..."omg wtf who is he?" mniej więcej
Albo wcześniej po prostu mi się nie chciało, albo nie potrafiłem dostrzec jego zalet (i wad również). Ameryki nie odkryłem co prawda, ale obecnie Seifer wydaje mi się bardziej "ludzki". Tej jego "romantic dream" zaczyna nabierać dla mnie sensu. Każdy ma jakieś marzenia, a że on ma akurat takie to już jego sprawa. Ciekawa jest też jego natura niepoprawnego romantyka. Dość porywczy, choć nie okazuje tego tak, jak "chicken-wuss". Bez wahania robi wszystko to, czego oczekuje od niego Ultimecia. Szkoda, bo jako "homo self-sapiens" dużo mógłby zyskać, a tak to tylko "Edea's will/Ultimecia's will". Szczęśliwie dla niego nadrabia sposobem bycia. Arogancki, pewny siebie a przy tym śmiertelnie zakochany (że głupio to już inna bajka). Ogólnie duży plus dla niego w porównaniu wcześniej-teraz.
Fujin: brak mi tylko takich chmurkuf z przemyśleniami jak w przypadku Squalla, bo naprawdę chciałbym wiedzieć co się w jej łebku kłębiło. Ogólnie postać bardzo ciekawa i dużo zyskuje jeśli spróbuje się pominąć to, co wrzeszczy/świszczy/kracze, a skupi się na tym, co robi. Przedstawia się jako oddana przyjaciółka, silnie przywiązana do Seifera, ale z poczuciem obowiązku. Spełnia rolę sumienia, którego Seifer nie miał i mózgu, którego brakowało Raijinowi. No i urzekające jest to, że Fujin i Raijin na koniec jednak zostawiają Seifera na pastwę Squalla, aby ratować jego "prawdziwe ja".
Raijin: tutaj praktycznie same minusy. Hałaśliwy, nieodpowiedzialny, nieokrzesany i leniwy. Jedynymi jego plusami jest to, że jest oddany przyjaciołom i jest geltlemanem (bo kobiet nie bije)
Laguna: no brak mi słów dla niego. Niby dorosły facet, a zachowuje się jakby świeżo z podstawówki wyszedł. Emocjonalnie dziecko, chociaż później nawet zaczyna ogłady nabierać. Filozoficznie też leży. Niby chce wszystkim pomóc, ale dociera do niego tylko "blah blah blah". Dodatkowo dzieciorób straszny z niego, jeśli założyć, że teoria o tym, że
jest prawdziwa. Dodatkowo to, jak postąpił z Raine to już przechodzi ludzkie pojęcie. Normalnie dzieciuch no
Ogólnie status hate na wieki wieków.
Kiros: świetnie rozumie mowę oczu, gdyż z jednego spojrzenia Warda potrafi ułożyć kilkuzdaniowe sentencje. Gdzie posiadł taki dar? Nie mam pojęcia, ale też chciałbym tak umieć :D Postać bardzo ciekawa, chociaż mało jej w grze moim zdaniem. Dość zabawny, oddany i mimo wszystko lekko wrednawy (koniec końców podpuścił Lagunę w Deling City). Gdyby nie on, nie byłoby tylu ściemnień ekranu, Laguna by się nie upił i prawdopodobnie dalsza historia nie miałaby racji bytu, bo by nam bohaterka jedna zniknęła
Ward: Osiłek z dużą dzidą
ale bardzo przy tym rozgarnięty. Sporo ma przemyśleń, bo nie sądzę, aby Kiros przekazywał wszystko to, co Ward chciałby powiedzieć. Podobnie jak w przypadku Kirosa, mało go
Edea: opętana matka-polka kochająca wszystkie dzieci bez pedofilii w podtekście. Tekst "forgive me my children" rozłożył mnie na łopatki, ze śmiechu oczywiście. Chyba lekko przegięła, żeby przepraszać za coś, na co nie miała wpływu. Na koniec okazuje się, że wcale nie musiała wiedźmą zostać, ale wtedy mielibyśmy wiedźmę Selphie lub Quistis...Eh, zapędzam sie
Postać dobrze zrobiona, choć do gustu mi nie przypadła. Strasznie niemrawa w swoim prawdziwym ja.
Squall: tutaj bez zmian. Best hero ever moim zdaniem. Bucowaty, wredny, aspołeczny, ale przy tym rozważny, kierujący się poczuciem obowiązku, lubiący sobie wszystko przemyśleć i koniec końców przywiązany do ekipy (po Zella w więzieniu wrócił). Nie traci nawet po "uspołecznieniu", a wręcz zyskuje sporo. Staje się bardziej ludzki. Dobrze jest wiedzieć, że ma jakieś ludzkie cechy. Nie jest tylko wyrachowanym najemnikiem, ale też zwyczajnym chłopakiem, który też ma uczucia, choć niechętnie się nimi dzieli. No i laski na niego leciały :D
A kurteczkę miał fajną
Rinoa: dziewczę śliczne a i charakterne przy tym. Za pierwszym razem śliniłem się do ekranu, potem już przywykłem do niej, choć nadal uważam, że to chodzący ideał
Brakuje jej tylko jakiegoś ciekawszego stroju, bo w tym płaszczyku ze skrzydełkami wygląda jakby ubrania zabrała z pomocy dla powodzian
Może troszkę świrnięta, ale słodka jest w tym swoim zwariowaniu. No i dokonała cudu uspołeczniając Squalla, za co uwielbiać ją należy.
Zell: "he's just loud" :D Rozkrzyczany nastolatek ze zbyt wygórowanym zdaniem na swój temat. Jego przemyślenia są płaskie jak smak w reklamie bulionu. Jedyne czego mu potrzeba do szczęścia to hot-dog. Pan mądraliński, który wszystko wie, a raczej wszystko obiło mu się o uszy. Historia o dziadku może i ciekawa, ale realizacja marzeń nędznie mu wychodzi. Na plus u Zella punktuje to, że zawsze można na niego liczyć.
Quistis: na jej temat mógłbym napisać bardzo dużo, ale postaram się ograniczać. Kompetentna, otwarta, uczuciowa, rozsądna, a przy tym stawia dobro innych ponad własne. Kolejny chodzący ideał? Niestety nie. Byłaby ideałem, gdyby nie kompleksy, w które sama się wpędziła zostając instruktorem. Nie wiedziała jak się zachować w stosunku do uczniów. Z jednej strony chciała być ich przyjaciółką, a z drugiej zachować autorytet nauczyciela. Gdyby nie została instruktorką byłoby ok, a tak to ni to kij ni to dzwonek. Zakochana, ale potrafiła usunąć się w cień, dla szczęścia Squalla. Czyn wymagający wiele odwagi i samozaparcia. Gigantyczny plus u mnie zarobiła za Blue Magic, który to limit wymiata konkretnie
Selphie: tutaj bez zmian. Nadal sądzę, że to pusta dziewczynka żyjąca w swoim własnym małym świecie. Zakochana w pociągach, troszkę nierozsądna i głupkowata, ale przy tym całkiem słodka
Nie mogę powiedzieć, że jej nie lubię, ale lubić też jej nie potrafię, więc zostaje tak zawieszona do kolejnego odpalenia gry.
Irvine: początkowo to irytujące połączenie Casanovy z Clintem Eastwoodem, ale przy bliższym poznaniu okazuje się zwyczajnym chłopakiem, choć z nadmiernym pociągiem do panienek. Dobry towarzysz broni z ułożonym systemem wartości, choć stara się udawać "fajnego na siłę" chłoptasia.
Uff...rozpisałem się chyba
Chaotic by design.