Fotografie
Moderator: Moderatorzy
Tego chyba jeszcze nie bylo!
Bylem na piwie z 2 kumplami i pewnym momencie na pokalu kumpla ujzalem ...
http://img53.imageshack.us/img53/4827/p7210005tb5.jpg
Bylem na piwie z 2 kumplami i pewnym momencie na pokalu kumpla ujzalem ...
http://img53.imageshack.us/img53/4827/p7210005tb5.jpg
- Grzybek Z Octu
- Moderator
- Posty: 583
- Rejestracja: pt 04 sie, 2006 23:04
- Lokalizacja: Z nasienia
Witam i zapraszam na małe co nieco.
Dziś postanowiłem pokazać Wam mojego 'bodyguarda'. Aby uniknąć tradycyjnej metody fotografii, zeskanowałem oręż :D
G.Z.Os Cleaver
Unique Item
+3 Strenght
+10 Self-Confidence
-5 Self-Control
Fears Opponents
Penetrates Targets Armor
Dziś postanowiłem pokazać Wam mojego 'bodyguarda'. Aby uniknąć tradycyjnej metody fotografii, zeskanowałem oręż :D
G.Z.Os Cleaver
Unique Item
+3 Strenght
+10 Self-Confidence
-5 Self-Control
Fears Opponents
Penetrates Targets Armor
Frankly my dear...I don't give a damn (because you haven't brushed your pubic hair for months) !
Zorza polarna w Sandnessjoen w Norwegii
Ponieważ siedzę prawie na kole podbiegunowym (no, 160km od niego) mam możliwość podziwiania lokalnych spektakli zorzy polarnych. Niestety, ten rok nie jest najszczęśliwszym rokiem na podziwianie tych zjawisk, ponieważ obecnie słońce znajduje się w dołku swojego 11 letniego cyklu aktywności, co oznacza że szansa na zobaczenie aurory jest dużo mniejsza niż np w 2001 roku. Kolejnym wrogiem jest pogoda, bowiem bezchmurne niebo trafia się nieczęsto.
Od tygodnia szykowałem się na wyjazd do Sandnessjoen, które leży nad oceanem co daje lepsze perspektywy (nie ma gór zasłaniających horyzont) na podziwianie zorzy. Na co dzień mieszkam w Mosjoen, miasteczka leżącego w głębi fiordu rzeki Vefsn. W związku z tym często mamy tu mgły i niskie chmury, których nie ma już w sąsiedztwie oceanu. Mikroklimat tego miejsca szczególnie daje się we znaki tym, którzy muszą korzystać z lokalnego lotniska. Dlatego zdecydowałem się wybrać nad ocean... Prognozy na sobotnio niedzielną noc były fatalne - przez większość tygodnia na niebie nie działo się nic interesującego, na danych z NASA było bardzo słabiutko - głównie trzeci poziom aktywności auralnej (na 10 możliwych). Do tego prognozy mówiły o pochmurnej nocy. A jakby tego było mało, w sobotę, zaraz po zachodzie słońca natychmiast podniosła się bardzo gęsta mgła, ograniczająca widoczność do 100m.
Cały tydzień planowania poszedł na marne... Obejrzeliśmy ze znajomymi film i ostatni raz zerknęliśmy na prognozę pogody. Nieciekawa... Ale mimo to wsiedliśmy w samochód (nie polecam jeżdżenia półciężarówką po oblodzono-zaśnieżonej drodze) i o 21:40 minęliśmy tablicę oznaczającą koniec granic miasta. Mgła i chmury nie wróżyły niczego dobrego, ale po około 40 minutach jazdy zaczęliśmy zauważać gwiazdy. No i zielonkawą poświatę...
Zatrzymaliśmy się na chwilę, by upewnić się że nie mamy problemów z oczami. Tak! Na północy widać było wyraźną zielonkawą poświatę. Wyruszyliśmy dalej. W pewnym momencie naszym oczom ukazał się wielki zielony pas biegnący niemal dokładnie nad drogą. Mimo, że mieliśmy włączone światła samochodu i tak było go dobrze widać, zatrzymaliśmy się na chwilę i wyciągnąłem aparat ze statywem i pstryknąłem parę fotek. Zapowiadało się fantastycznie, bowiem szerokość pasa wróżyła interesującą noc.
Pojechaliśmy dalej, byliśmy już tylko 5km od Sandnessjoen, kiedy nasze niebo ponownie nabrało intensywnych kolorów. Postanowiłem zatrzymać się na przystanku autobusowym i znowu wyciągnąłem aparat i wypoziomowałem statyw. Niebo było fantastyczne. Spędziliśmy tutaj nieco więcej czasu, ponieważ zorza była bardzo intensywna. Do tego bardzo statyczna, niemal nieruchoma.
Moi znajomi, którzy nigdy w życiu nie widzieli zorzy byli zachwyceni. Tak bardzo, że już chcieli wracać. No cóż, fotki wyszły imponująco, ale na mój gust było jeszcze za wcześnie na powrót, zwłaszcza, że do celu podróży było już bardzo blisko. Na szczęście namówiłem ich na dalszą podróż nad ocean. Przecież mówiłem im żeby się ciepło ubrali... Jeszcze tylko jedna fotka i ruszyliśmy dalej.
Do Sandnessjoen prowadzi bardzo nowoczesny most, który robi fantastyczne wrażenie. Stwierdziliśmy, że spróbujemy upolować zorze właśnie za mostem, zwłaszcza że przy samym oceanie światła z miasta mogły by popsuć widoczność. Wspomniany most jest nietypowy, ponieważ prowadzi na środek fiordu, zamiast na drugi jego brzeg. Ze środka rzeki ciągnie się długa grobla, która nie jest oświetlona, a po obydwu jej stronach rozciąga się tafla rzeki (czy też oceanu). Znaleźliśmy się zatem w swoistym planetarium, bowiem widoczności nie blokowały nam żadne góry czy drzewa a w oddali było widać malowniczo położone miasto.
Cały czas towarzyszyła nam potężna, jasnozielona smuga na niebie, która bardzo malowniczo prezentowała się na tafli rzeki. Nagle zauważyliśmy, że jej aktywność zaczyna się zwiększać i jej światło staje sią coraz bardziej intensywne.
Dokładnie nad naszymi głowami zaczęła pojawiać się 'corona' promienie rozchodzące się na wszystkie strony. Intensywność zjawiska była niesamowita, czas naświetlania klatki w aparacie zmieniłem z 20 na 8s.
No i się zaczęło na dobre. Gigantyczne promienie zaczęły spadać z kosmosu na ziemię. Przemieszczały się bardzo szybko i zamieniały w rwące rzeki, jakby ktoś malował je na niebie. Nagle całe niebo pokryło się święcącymi obłokami, które przecinały szybko poruszające się kurtyny auror.
Część z nich zaczynała świecić czerwonym światłem. Widowisko było bardzo intensywne, właściwie nie wiadomo było, w którą stronę patrzeć. Nie mogliśmy wyjść z podziwu, przez 20 minut patrzyliśmy bez przerwy w niebo i głośno komentowaliśmy każdą kolejną eksplozję światła na niebie. To była niesamowite.
Po 20 minutach pokaz się zakończył, chociaż na niebie ciągle można było zobaczyć szerokie smugi. Na horyzoncie widać było, że spektakl przeniósł się bardziej na północ. Kompletnie wymarznięci ruszyliśmy do domu. W połowie drogi znowu się zatrzymaliśmy, bo niebo powtórnie się zapaliło na naszych oczach
Po 5 minutach było już po wszystkim, wsiedliśmy w samochód i wróciliśmy do obozu. To była bardzo niesamowita noc. Zanim położyłem się spać sprawdziłem aktualne zdjęcie NASA - trafiła nam się prawdziwa uczta.
Od tygodnia szykowałem się na wyjazd do Sandnessjoen, które leży nad oceanem co daje lepsze perspektywy (nie ma gór zasłaniających horyzont) na podziwianie zorzy. Na co dzień mieszkam w Mosjoen, miasteczka leżącego w głębi fiordu rzeki Vefsn. W związku z tym często mamy tu mgły i niskie chmury, których nie ma już w sąsiedztwie oceanu. Mikroklimat tego miejsca szczególnie daje się we znaki tym, którzy muszą korzystać z lokalnego lotniska. Dlatego zdecydowałem się wybrać nad ocean... Prognozy na sobotnio niedzielną noc były fatalne - przez większość tygodnia na niebie nie działo się nic interesującego, na danych z NASA było bardzo słabiutko - głównie trzeci poziom aktywności auralnej (na 10 możliwych). Do tego prognozy mówiły o pochmurnej nocy. A jakby tego było mało, w sobotę, zaraz po zachodzie słońca natychmiast podniosła się bardzo gęsta mgła, ograniczająca widoczność do 100m.
Cały tydzień planowania poszedł na marne... Obejrzeliśmy ze znajomymi film i ostatni raz zerknęliśmy na prognozę pogody. Nieciekawa... Ale mimo to wsiedliśmy w samochód (nie polecam jeżdżenia półciężarówką po oblodzono-zaśnieżonej drodze) i o 21:40 minęliśmy tablicę oznaczającą koniec granic miasta. Mgła i chmury nie wróżyły niczego dobrego, ale po około 40 minutach jazdy zaczęliśmy zauważać gwiazdy. No i zielonkawą poświatę...
Zatrzymaliśmy się na chwilę, by upewnić się że nie mamy problemów z oczami. Tak! Na północy widać było wyraźną zielonkawą poświatę. Wyruszyliśmy dalej. W pewnym momencie naszym oczom ukazał się wielki zielony pas biegnący niemal dokładnie nad drogą. Mimo, że mieliśmy włączone światła samochodu i tak było go dobrze widać, zatrzymaliśmy się na chwilę i wyciągnąłem aparat ze statywem i pstryknąłem parę fotek. Zapowiadało się fantastycznie, bowiem szerokość pasa wróżyła interesującą noc.
Pojechaliśmy dalej, byliśmy już tylko 5km od Sandnessjoen, kiedy nasze niebo ponownie nabrało intensywnych kolorów. Postanowiłem zatrzymać się na przystanku autobusowym i znowu wyciągnąłem aparat i wypoziomowałem statyw. Niebo było fantastyczne. Spędziliśmy tutaj nieco więcej czasu, ponieważ zorza była bardzo intensywna. Do tego bardzo statyczna, niemal nieruchoma.
Moi znajomi, którzy nigdy w życiu nie widzieli zorzy byli zachwyceni. Tak bardzo, że już chcieli wracać. No cóż, fotki wyszły imponująco, ale na mój gust było jeszcze za wcześnie na powrót, zwłaszcza, że do celu podróży było już bardzo blisko. Na szczęście namówiłem ich na dalszą podróż nad ocean. Przecież mówiłem im żeby się ciepło ubrali... Jeszcze tylko jedna fotka i ruszyliśmy dalej.
Do Sandnessjoen prowadzi bardzo nowoczesny most, który robi fantastyczne wrażenie. Stwierdziliśmy, że spróbujemy upolować zorze właśnie za mostem, zwłaszcza że przy samym oceanie światła z miasta mogły by popsuć widoczność. Wspomniany most jest nietypowy, ponieważ prowadzi na środek fiordu, zamiast na drugi jego brzeg. Ze środka rzeki ciągnie się długa grobla, która nie jest oświetlona, a po obydwu jej stronach rozciąga się tafla rzeki (czy też oceanu). Znaleźliśmy się zatem w swoistym planetarium, bowiem widoczności nie blokowały nam żadne góry czy drzewa a w oddali było widać malowniczo położone miasto.
Cały czas towarzyszyła nam potężna, jasnozielona smuga na niebie, która bardzo malowniczo prezentowała się na tafli rzeki. Nagle zauważyliśmy, że jej aktywność zaczyna się zwiększać i jej światło staje sią coraz bardziej intensywne.
Dokładnie nad naszymi głowami zaczęła pojawiać się 'corona' promienie rozchodzące się na wszystkie strony. Intensywność zjawiska była niesamowita, czas naświetlania klatki w aparacie zmieniłem z 20 na 8s.
No i się zaczęło na dobre. Gigantyczne promienie zaczęły spadać z kosmosu na ziemię. Przemieszczały się bardzo szybko i zamieniały w rwące rzeki, jakby ktoś malował je na niebie. Nagle całe niebo pokryło się święcącymi obłokami, które przecinały szybko poruszające się kurtyny auror.
Część z nich zaczynała świecić czerwonym światłem. Widowisko było bardzo intensywne, właściwie nie wiadomo było, w którą stronę patrzeć. Nie mogliśmy wyjść z podziwu, przez 20 minut patrzyliśmy bez przerwy w niebo i głośno komentowaliśmy każdą kolejną eksplozję światła na niebie. To była niesamowite.
Po 20 minutach pokaz się zakończył, chociaż na niebie ciągle można było zobaczyć szerokie smugi. Na horyzoncie widać było, że spektakl przeniósł się bardziej na północ. Kompletnie wymarznięci ruszyliśmy do domu. W połowie drogi znowu się zatrzymaliśmy, bo niebo powtórnie się zapaliło na naszych oczach
Po 5 minutach było już po wszystkim, wsiedliśmy w samochód i wróciliśmy do obozu. To była bardzo niesamowita noc. Zanim położyłem się spać sprawdziłem aktualne zdjęcie NASA - trafiła nam się prawdziwa uczta.
Odpowiedź na pytanie co to jest to zielone niebo znajdziesz tutaj:
http://www.k-ff.com/phpbb2/viewtopic.php?p=153726
http://www.k-ff.com/phpbb2/viewtopic.php?p=153726
dzisiaj robiłem doświadczenie z fiz [bleeee ;/] miałem na to jakieś 2h, nawet udało mi się znaleść trochę czasu żeby się aparatem pobawić [pożyczonym bo własnego nie mam niestety]
http://img178.imageshack.us/img178/8505/dscf8558vv8.jpg
http://img178.imageshack.us/img178/8505/dscf8558vv8.jpg
"Wstąp do armii, zwiedzaj świat, spotykaj interesujących ludzi i zabijaj ich."
"Wybieramy sobie przyjaciół, wybieramy wrogów, ale Bóg daje nam sąsiadów."
"Wybieramy sobie przyjaciół, wybieramy wrogów, ale Bóg daje nam sąsiadów."