aww, Guilty Gear się nie kwalifikuje?
Z wymienionych tutaj największą sympatią darzę Toshindena (aczkolwiek MK jest też dość wysoko w moim rankingu). W radosnych czasach podstawówki katowaliśmy z kumplami wszelkie możliwe mordobicia w miejscowym "salonie gier" (takim z konsolami). Najpierw wszelkiego rodzaju Mortale, Dragon Ball i inne cudeńka z Mega Drive aż nastała era PSXa i przyszedł czas na Toshindena. Grafika przyprawiała wtedy o zawrót głowy, do tego niesamowita muzyka (jedynak ma chyba najlepszy soundtrack z całej serii) podkreślała klimat gry. Pamiętam jak raz przyszedł jeden gościu i pokazał nam desperation moves. Dla nas, którzy potrafiliśmy wykonać co najwyżej proste specjale gość był masterem.
Z całej serii najwięcej katowałem trójeczkę. Po pierwszym Toshindenie była to druga część jaką udało mi się zdobyć. Muszę przyznać, że nieźle gę opanowałem. Bardzo dużo czasu spędzałem w practice mode na wyszukiwaniu combosów i kopałem tyłek mojemu kuzynowi w pojedynkach:)
Jeśli chodzi o formę serii, to jest to jedna z najbardziej dynamicznie rozwijających się serii. Toshinden 1 i 2 oferowały dość podobny system walk, choć uważam, że ten z 1 był "pewniejszy" - tzn. postacie były łatwiejsze do kontrolowania i lepiej ustawiały się względem przeciwnika. Również uniki lepiej spełniały swoją funkcję.
Toshinden 3 wprowadził wiele zmian do systemu. Zrezygnowano z aren, z których można spaść i walki toczyły się w zamkniętych klatkach. Siła specjali została zminimalizowana i damage trzeba było zadawać głównie kombosami. Trójeczka ma też największą liczbę postaci. Otóż, każda podstawowa postać posiadała swoje "alter ego" w postaci członka sekty, z którą walczyło się w tej części. Niektóre z postaci były dość wykręcone, a jedna z nich to klon Michaela Jacksona z czasów "Bad". Kiedy pierwszy raz grałem w T3, w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy ja rzeczywiście gram w Toshindena i... kiedy w końcu będzie ostatni boss! W T3 w trybie dla jednego gracza nie walczymy z podstawowymi postaciami, tylko z ich "sobowtórami", do tego trzeba pokonać ich wszystkich. Łącznie 14 postaci (plus bossowie), a że walki w tej części są raczej długie przejście gry może zająć nawet pół godziny. Ah, i ostatnia ukryta postać. Trochę mnie zaskoczyła.
Toshinden 4 to połączenie systemów z poprzednich części. Mamy tu areny rodem z pierwszych dwóch części, oraz coś w stylu aren z Tekkena (z tym, że ograniczone). System najbardziej przypomina ten z T3, z tym że dodano do niego rzeczy, bez których nowe mordobicia nie mogą się obejść - countery i inne tego typu rzeczy. System pojedynków przypomina ten z King of Fighters - mamy drużynę trzech wojowników, którzy wystawiani są do walki kolejno po sobie w razie porażki któregoś z nich (jest pewien wyjątek). Jako, że akcja gry dzieje się 10 lat po T3, ze starej gwardii pozostały 3 postacie (z czego 2 ukryte). Część nowych posługuje się podobnymi stylami walk do wojowników z poprzednich odsłon, a część oferuje nowe, niekiedy nieco wykręcone (Bang Boo) style. Klimat gry również uległ zmianie. Zgodnie z nowymi trendami, większość postaci ma lat naście i ogólnie jest trochę ziomalsko. A jedna z postaci walczy z pomocą małej, różowej świnki.
Dodatkową atrakcją gry jest 8 minigierek do odblokowania, m.in. kilka odmian gier "tetrisowych" a nawet biedny klon Bust a Groove.
Dla wielu Toshinden się skończył po drugiej części. T3 wyszedł już za czasów Soul Blade, w porównaniu z którym wypadał gorzej pod względem efekciarstwa i od tamtego czasu seria przeszła do gier z "kategorii B". Pojawienia się T4 chyba nikt nawet nie zauważył. Mimo wszystko jest to jedna z moich ulubionych serii.
Grzybek Z Octu pisze:Miałem nawet plakat z Liu-Kangiem, który dołączony był do któregoś z popularniejszych czasopism o grach komputerowych.
Secret Service #31 też to kupiłem dla plakatu. tak się złożyło, że opisywali tam Sailor Moon to przy okazji zaraziłem się Manią na M&A :D
Grzybek Z Octu pisze:I tak. Dwójka. Zdecydowanie.
Popieram. Najbardziej skatowana przeze mnie część. Mam nawet nagrane na taśmie magnetofonowej przejście gry Liu Kangiem
kilka miesięcy temu zrobiliśmy sobie z kumplem nocny maraton z mordobiciami 2D. Zaczęło się od GG a potem coraz starsze rzeczy. Przy MKII mieliśmy niezłą polewkę. Dalej lubię tą część, ale sposób, w jaki postacie się tam poruszają i padają na ziemię rozbawił nawet mnie.
[ Dodano: Pon 31 Gru, 2007 04:08 ]
http://sikretia.w.interia.pl/ODNOSNIK31.html
ehh, tyle miłych wspomnień ta okładka przywołuje...