Manga & Anime

Wszystko co kojarzymy z kulturą: sztuka, język, subkultury & more

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Go Go Yubari
Ifrit
Ifrit
Posty: 4619
Rejestracja: pn 20 gru, 2004 20:07
Lokalizacja: Gotham

Post autor: Go Go Yubari »

Jako, że jestem fanką filmu Battle Royale i oglądałam go ze 20 razy (jakby ktoś nie wiedział, ten film zainspirował Tarantino do stworzenia Kill Billa... już pomijając, że gra w BR Yubcia :> )

Jakby ktoś nie wiedział o co chodzi: wybrana (niby losowo) klasa szkoły średniej trafia na wyspę. Uczniowie maja obroże i losowo (w torbach) dana broń. Muszą sie nawzajem powybijać. Jeśli tego nie zrobią w 3 dni, obroże wybuchną i wszyscy zginą. Tylko 1 osoba może przeżyć, logiczne.

Film rożni się od mangi (która właśnie dorwałam i nie mogę się oderwać). Jeśli ktoś widział film - BR w mandze to show tv, nie program "edukujący" zbuntowaną młodzież(jak w filmie). Manga jest o wiele brutalniejsza. Reka, noga, mózg na ścianie... dosłownie. Prócz przemocy, jest oczywiście sex. Mimo wszystko, uważam, że BR jest filmem psychologicznym i manga podobnie. Spróbujcie się postawić w sytuacji bohaterów. Jaką wy byście obrali strategie, co byście zrobili.

Kod: Zaznacz cały

(Kil, daruj sobie swoje pozerstwo...)
Awatar użytkownika
Raven
Redaktorzy
Redaktorzy
Posty: 1411
Rejestracja: czw 20 lip, 2006 11:24
Lokalizacja: W.M. Gdańsk
Kontakt:

Post autor: Raven »

Czytałem mangę, zresztą chyba po tym jak Kil ją tu zachwalał. Trochę IMHO nie wykorzystali potencjału do końca, bo bohaterowie przez większość czasu zamiast zastanawiać się nad tym, co powinni zrobić i co jest słuszne, muszą uciekać przed 2-3 psychopatycznymi postaciami które i tak nie mają moralnych rozterek i zabijają wszystkich dookoła.
Słuchaj więc nas chociażby szła cenzorów horda
Razem zbudujemy punkowego megazorda
Rebel forevor, transformatą napieprzamy
Niech soczyste ŁO K***A obija się o ściany
Awatar użytkownika
Go Go Yubari
Ifrit
Ifrit
Posty: 4619
Rejestracja: pn 20 gru, 2004 20:07
Lokalizacja: Gotham

Post autor: Go Go Yubari »

Dedykuję tego posta Lenn. Niech Cię piekło pochłonie.


Gankutsuou: Hrabia Monte Christo zawitał do empików w zacnym 4płytowym wydaniu. 24 odcinki po 22 minuty średnio. +/- 530 minut.. ok. 9h, które przepadły z życiorysu. Damn you, Lenneth.

Zacznijmy od mojego uzależnienia od piosenki z openingu.
We were lovers - Jean-Jacques Burnel. Ten opening zaliczam zdecydowanie do jednego z najlepszych, jakie widziałam.
Opening
Wymiękłam od pierwszej nuty. Głos Jeana-Jacquesa Burnela pasuje do całego anime znakomicie.

Ok. Skoro już przebrnęliśmy przez pierwszy zachwyt openingiem, przychodzi pora na kreskę. I tu jest...cóż... trzeba się przyzwyczaić. Screeny pokazywane przez Lenn nie zachęcały, jednak to anime trzeba po prostu odpalić. w ruchu i w połączeniu ze wszystkim innym, przyzwyczajenie przychodzi dość szybko (imo). Tekstury strojów są dość (um) oryginalne i pstrokatość (zwłaszcza Paryża) z deka mnie przeraziła. Ok, przebrnęłam, przyzwyczaiłam się i kurczaki, innej wersji już sobie nie potrafię wyobrazić.

No to mamy opening i pierwsze wtf z animacja za sobą. przejdźmy do kolejnego punktu - muzyka. Przez cały serial - boska, klasyczna, klimatyczna i idealnie zgrana z fabułą/animacją. No i miałam miłe skojarzenie, gdy usłyszałam pierwszy utwór śpiewany ;) http://www.youtube.com/watch?v=ry-xsbppvCk
Biorąc pod uwagę, ze całe anime jest dość "kosmiczne", skojarzenie to jeszcze bardziej mi się spodobało.

Skoro już jesteśmy przy kolorze niebieskim *cough*. HRABIA. Och, ooooch. Jezu. Niebieski, z długimi włosami, elfimi (lol) uszami i we fraku. Lenn pewnie miała mega kisiel w gaciach, jak został w białej koszuli XD Hell, ja miałam.
Hrabia to najbardziej niesamowita postać, jaka zdążyło mi się widzieć w anime (tak wiem, nie oglądam aż tak dużo lol).

Kod: Zaznacz cały

Postać tragiczna. Przepełniona żądzą zemsty. Z jednej strony chce się mu kibicować, z drugiej jego opętanie przeraża, nie pozwala w pełni go wesprzeć. O ile albert i jego naiwność wykańczały mnie nerwowo, tak Hrabia i jego szaleństwo tez nie pozostawały mnie obojętną. Nie życzyłabym nikomu tego co przeżył i co go sprowadziło na taka, a nie inną ścieżkę, ale jeszcze gorsze są konsekwencje obranej drogi. Zemsta Hrabiego mrozi krew, zaiste. 
Nie chce się rozpisywać o każdej postaci, bo mimo, ze każda jest zarysowana, ma charakter etc. - blakną one przy Monte Christo. Może skrótowo o tych głównych.

Albert
- dopiero na sam koniec zdołał mnie nie irytować. Naiwność odziedziczył po matce w zdecydowanie zbyt dużych ilościach.
i
Franz - Ten przynajmniej miał łeb na karku i skłonności homoseksualne ^^

No i Hayde. Piękna i tragiczna. Z postaci żeńskich jedyna, na którą zwróciłam większą uwagę.

Sama fabuła (jak już wspominałam) nie jest wielce trudna do przewidzenia. Mamy żądzę zemsty i przerażający plan. Są marionetki pomagające w jego realizacji i tragiczne konsekwencje.

Kod: Zaznacz cały

Mężczyzna miał narzeczona i szanse na wielką karierę. Miał tez przyjaciela, który kochał się w jego narzeczonej i zazdrościł mu sukcesów. Nasz bohater został wrobiony w przestępstwo, którego nie popełnił i skazany na dożywocie w twierdzy. Poprzysiągł tam zemstę i zawarł pakt z demonem. 
Proste i logiczne. Tragiczne w skutkach dla masy ludzi. Dzięki temu dokopujemy się do tajemnic i prawdziwych oblicz bohaterów, zwykle przerażających i okrutnych.

To anime zdecydowanie zmusza do myślenia. Jak ludzka zawiść/gniew/pragnienie zemsty/naiwność/pragnienie bogactw etc. mogą opętać człowieka, zdominować i całkowicie zrujnować jego życie.

Z rzeczy, które mnie jeszcze zauroczyły, to rozpoczynanie każdego odcinka od wprowadzenia po francusku. wprowadza to fajny klimat.

Wróćmy wiec do tego, co w tym anime najlepsze - do Hrabiego :>
Jak każda świeża fangirl, przekopałam wiki, żeby sprawdzić, gdzie jego boski, głęboki głos się pojawia.
# Crisis Core: Final Fantasy VII (Weiss) - chyba wreszcie to odpalę...
# Dirge of Cerberus: Final Fantasy VII (Weiss, Grimoire Valentine)
# Kingdom Hearts II (Luxord)
# Kingdom Hearts: 358/2 Days (Luxord)

Najciekawsza pozycja, na którą napalonam w sumie od jakiegoś czasu - Hellsing (Alucard)
to mnie motywuje do obejrzenia jeszcze bardziej >_<

No i teraz to musiałam poprzestawiać swą listę lektur wakacyjnych. Muszę przeczytać książkę.

Lenn. Zeskanuj i przetłumacz mangę. Bądź dobrą koleżanką. Wiem, że żyjesz! :twisted:
Hmmm w sumie nie musisz.
http://www.mangafox.com/manga/gankutsuou/ :>

Podsumowując - smutny wyraz miny Hrabiego sprawia, że miękną mi kolana :oops: No i to jego nie niebieskie oblicze... OMG.
Awatar użytkownika
Lenneth
Moderator
Moderator
Posty: 2189
Rejestracja: sob 30 paź, 2004 11:53
Lokalizacja: W-wa

Post autor: Lenneth »

Nem pisze:Dedykuję tego posta Lenn. Niech Cię piekło pochłonie. (...) Damn you, Lenneth.
Yes, yes, YES!!

Jakże się cieszę, że przejrzałaś na oczy i dałaś Gankutsuou szansę!! To anime jest niezwykłe, zrobione w piękny, artystyczny sposób. Kreska faktycznie początkowo zbija z tropu*, ale jak sama zauważyłaś, po jakimś czasie trudno sobie wyobrazić inną - statyczne tła i tekstury zamiast normalnej grafiki idealnie pasują do klimatu serii. Dzięki temu zabiegowi anime wygląda jak dzieło sztuki, a nie kolejna bajeczka o bishounenach.

*a także bywa baaaardzo oczoyebna:
http://img137.imageshack.us/img137/7383/97648756.jpg
Na szczęście ten screen nie reprezentuje całej grafiki. :)

Nawiasem mówiąc, porobiłam masę screenów, przede wszystkim z Hrabią. (Duh.) Chcesz, to postaram się spakować i podesłać. A najchętniej to bym Cię w końcu nawiedziła z pendrivem i pięknymi AMVkami. :D

Muzyka rządzi. Znajdź sobie w sieci cały OST oraz Gankutsuou: Classic Compilation. Mój ukochany kawałek to Monte Cristo - 100% Hrabia z całym jego gniewem! Uwielbiam też Kaishou, Shukumei i Tsukiyo.
Btw, kawałki operowe nie zostały wybrane bez przyczyny. Symfonia "Manfried" op. 58 Czajkowskiego też pasuje jak ulał do historii Hrabiego.

Opening - świetny. Piosenka to nie kolejny jPop w języku Engrish, a tekst ewidentnie napisano z myślą o fabule. "Harsh words were said and lies were told instead..." *sigh*
Ending też bardzo mi się podoba, szczególnie od strony wizualnej. Początek piosenki, gdzie widzimy Edmonda całującego Mercedes, mogłabym oglądać zawsze. Praktycznie wszystkie sceny z endingu to fragmenty starego, niewykorzystanego trailera do serii - a szkoda!

Jak już przy audio jesteśmy, Drama CD do serii nazywa się Igyou no Kokoushi. Nie brałam się jeszcze za wnikliwe tłumaczenie, ale z tego, co zrozumiałam - Hrabia opowiada Haydee, jak w dzieciństwie

Kod: Zaznacz cały

poznał Mercedes i Fernanda, jak planował swój ślub, co robił w więzieniu
- jednym słowem uzupełnia luki, pozostawione przez twórców anime.
Nem pisze:Z rzeczy, które mnie jeszcze zauroczyły, to rozpoczynanie każdego odcinka od wprowadzenia po francusku. wprowadza to fajny klimat.
Tak! To, że Gankutsuou, demon, mówi po francusku i rozpoczyna każdy odcinek, jest wielce zacne (podobnie jak wszyskie pisane dokumenty po francusku). Szczególnie zaskoczył mnie fakt, że japoński seyiuu był w stanie opanować francuską wymowę tak przyzwoicie: laik taki jak ja (ale jednak europejski laik!) praktycznie nie słyszy tam żadnych złych nut.
Mnie Jouji Nakata kojarzy się przede wszystkim z Hijikatą Toshizou z Peacemaker Kurogane. W roli Hrabiego wypada cudnie, nie wyobrażam sobie jakiegoś wysokiego, spedalonego głosiku dla tej postaci. Kocham m.in. ten moment, w którym

Kod: Zaznacz cały

Hrabia odprawia Alberta swoim statkiem kosmicznym na Ziemię - i wstrząsa nim głuchy szloch, który moment później przechodzi w maniakalny rechot Gankutsuou. *___*
Nem pisze:Sama fabuła (jak już wspominałam) nie jest wielce trudna do przewidzenia.
...Szczególnie dla kogoś, kto czytał Dumasa w dzieciństwie. :P (You fail, you! Klasyki się nie czytało! Nadrabiaj zaległości! :>) Osobiście brałam się za "Hrabiego" trzy razy w dzieciństwie - i zawsze najlepiej mi się jechało przez pierwszy tom, czyli dłuuuugi pobyt Edmonda w więzieniu. Reszta, a.k.a. zemsta, jakoś nieszczególnie mnie interesowała. :P Dopiero anime pozwoliło mi w pełni docenić kunszt arcyzłej - sprawiedliwej? - intrygi Hrabiego.

Fabuła jest dobra i wciąga. Narracja prowadzona w typowo japoński sposób - najpierw przedstawienie sytuacji teraźniejszej, potem wplatanie hintów co do wydarzeń z przeszłości, plus sporo niedopowiedzeń. Szkoda tylko, że nie opowiada wydarzeń tak jak książka, czyli z punktu widzenia samego Edmonda, a nie Albercika. (Toleruję go... może nawet lubię... ale na bogów... Albercik nie jest i nigdy nie będzie moim ulubionym bohaterem.)
Nem pisze:Mamy żądzę zemsty i przerażający plan. Są marionetki pomagające w jego realizacji i tragiczne konsekwencje.
Podobało mi się bardzo, że Hrabia wszystkich traktował tak zimno, instrumentalnie... w 99,9%, nie stu procentach, co ilustrują pewne epy.

Trójkąt miłosny Edmond/Fernand/Mercedes (jego czytelnym odpowiednikiem jest trójkąt Albert/Franz/Eugenie) to piękny konstrukt fabularny. :)
Nem pisze:Dzięki temu dokopujemy się do tajemnic i prawdziwych oblicz bohaterów, zwykle przerażających i okrutnych.
Uwielbiam scenę w kościele, okolice połowy serii:
Caderousse (ten zapijaczony knypek): "The dead man has come back to us! Edmond would never forget what we did to him. He would never forget what we did, not in a million years." ("Edomon wa ore-tachi no koto-o wasureyashinai..." Poruszająca kwestia. Normalnie wryła mi się w mózg.)
Nem pisze:To anime zdecydowanie zmusza do myślenia. Jak ludzka zawiść/gniew/pragnienie zemsty/naiwność/pragnienie bogactw etc. mogą opętać człowieka, zdominować i całkowicie zrujnować jego życie.
Oj, zmusza. Daleka jestem od tego, żeby potępiać Hrabiego, choć faktem jest, że po trupach szedł do celu. Co mu zawiniła taka Eugenia...?

Kod: Zaznacz cały

Była córką jego wroga, pionkiem w jego grze - ale czy uczyniła cokolwiek, żeby zasłużyć sobie np. na gwałt - lub prawie gwałt - ze strony Cavalcantiego, że o próbie kompletnego obrócenia jej życia w ruinę nie wspomnę.
Niektórzy zarzucają tej serii, że

Kod: Zaznacz cały

w wygodny sposób spycha odpowiedzialność za złe czyny Edmonda na demona, z którym dzieli ciało. Ja widzę to trochę inaczej. Edmond oddał się Gankutsuou dobrowolnie &#40;na tyle, na ile dobrowony może być wybór między szaleństwem i śmiercią a wolnością i zemstą&#41;, a potem sam zaplanował swoją zemstę. Zatracał się w niej stopniowo, tracąc też kontrolę nad demonem, ale generalnie to nie Gankutsuou dyktował mu, co ma robić. Przynajmniej w większości momentów.
Kolejna rzecz, na którą muszę zwrócić uwagę, to klimat i futurystyczne osadzenie serii. IMHO bardzo na plus! Hrabia jako kapitan międzyplanetarny i jego świta złożona po części z kosmitów - w połączeniu ze staroświeckim światem arystokracji, sukniami, powozami, etc. - to dobry pomysł. Pamiętasz scenę, w której komputer Danglarsa zaczyna podawać pogodę? "Hare, hare, hare"? Cudeńko.

Wk*wiały mnie natomiast te mechy - co to w ogóle ma być?! Nie dość, że CG pasuje tu jak pięść do nosa, to jeszcze sam koncept tych zbroi pozbawiony jest sensu! Evangelion wanna-be, czy jak? Co to za czerwony płyn tryskający z rozcinanego metalu, paliwo? Czemu piloci wyją z bólu i odnoszą rany, gdy cięty jest w/w metal? Zbroja powinna chronić pilota, do cholery. Jeszcze rozumiem, że po ciosie zadanym w kokpit człowiek ma prawo odnieść poważne rany, ale cała reszta to bzdura - zwłaszcza, że nigdzie nie jest pokazane, żeby pilot był podpięty elektrodami/łączył się telepatycznie z maszyną/cokolwiek innego.

Staroświeckie pojedynki z użyciem mieczy na pewno pasują do serii, ale same mechy schrzaniono dokumentnie.

Co do postaci... O tak, Hrabia... *______*
Nie jestem fanką niebieskiego w ogóle**, więc design Hrabiego wnerwia mnie nieco od strony wizualnej, ale:
--długie, pofalowane włosy (YES!)
--szpiszaste uczy z kolczykami
--czarny, świetnie skrojony garnitur z płomieniami na rękawach (DOUBLE YES!!)
--biała (a może niebieska... -_-) koszula i frak
...to zdecydowane plusy. ^____^
Haydee jako ozdoba przy boku też robi swoje. ;)

**w ogóle, z jednym wyjątkiem: przepiękna suknia Mercedes z 3. i 4. epa.

Hrabia o wiele bardziej podoba mi się w 23. epie, kiedy niebieskość i dwukolorowe oczy idą na moment do diabła. Dlaczego on nie mógł tak wydlądać przez całą serię, no dlaczego?! (*cough* Skoro blond-Zorra nikt nie rozpoznał przez 52 epy, to Edmonda zza grobu też by nie poznali. XD)
Nem pisze:Lenn pewnie miała mega kisiel w gaciach, jak został w białej koszuli XD Hell, ja miałam.
Kisiel to miałam, jak mu słudzy rozdzierali tę koszulę! *_____*
Nem pisze:Hrabia to najbardziej niesamowita postać, jaka zdążyło mi się widzieć w anime (tak wiem, nie oglądam aż tak dużo lol).
Nie wiem, czy najbardziej, ale charyźmie, manierom, tragizmowi i nihilistycznemu podejściu do życia tej postaci trudno się oprzeć.
Nem pisze:Nie życzyłabym nikomu tego co przeżył i co go sprowadziło na taka, a nie inną ścieżkę

Kod: Zaznacz cały

Pomijając zdradę najlepszego przyjaciela, utratę narzeczonej, przyszłości i tożsamości, sam pobyt w Chateu d'If mógłby doprowadzić każdego człowieka do szaleństwa. W mandze jest to ukazane jeszcze straszniej niż w anime - sensoryczna deprywacja, całkowite odosobnienie, blizny na całym ciele, etc. Gdy weźmie się pod uwagę powyższe okoliczności, to Edmond jest wręcz zaskakująco /normalny/ i pięknie sobie radzi w odzyskanym życiu.
Nem pisze:Nie chce się rozpisywać o każdej postaci, bo mimo, ze każda jest zarysowana, ma charakter etc. - blakną one przy Monte Christo. Może skrótowo o tych głównych.
Ok, to ja też:
Albert - jego naiwność poraża, choć nietrudno ją zrozumieć. Piętnastolatek, który dostał się pod wpływ charyzmy Hrabiego i nie dopuszcza do siebie żadnych myśli o tym, że jego idol może nie być taki fajny, jak mu się zdawało. Stopniowo jednak zaczyna łączyć fakty i gadać nieco bardziej do rzeczy.

Kod: Zaznacz cały

Jest lustrzanym odbiciem dawnego Edmonda - prostolinijnego, naiwnego, zakochanego, niedostrzegającego zła.
Franz - bardzo pozytywnie, głównie z wymienionych przez Ciebie powodów. :) Do tego był całkiem przystojny, rozsądny i bardzo, bardzo odważny

Kod: Zaznacz cały

wiedział, że idzie na pewną śmierć!
Eugenie - na plus. Dziewczęca, ale z jajami i niegłupia.
Fernand - młody, dwudziestoletni Fernand (flashbacki) to największy bishounen w tej serii! Ja bym go rwała bez wahania! Or not. Bo sk*rwysyn z niego nieziemski.
Mercedes - lubię ją, piękna kobieta.

Kod: Zaznacz cały

I nie tak głupia. Edmonda poznaje od razu, już na schodach podczas pierwszej wizyty Hrabiego - przypatrz się temu odcinkowi. Skąd miała biedna wiedzieć, że jej przyjaciel z dzieciństwa i mąż w jednej osobie oszukiwał ją latami? Jeszcze jedno&#58; bardzo, BARDZO rozczarował mnie Hrabia, kiedy tak zimno odtrącił jej błagania. Przeczytaj książkę, zobaczysz, o co mi chodzi.
Haydee - bardzo na plus, rozsądna, z ogromną klasą. Aż trudno uwierzyć, że jest młodsza od Albercika. Świetnie zagrany głos - charakterystyczny, dystyngowany, z "obcym" akcentem.

Kod: Zaznacz cały

Jej ślepe posłuszeństwo dla Hrabiego nie drażni - jest całkowicie zrozumiałe.
Nem pisze:Lenn. Zeskanuj i przetłumacz mangę. Bądź dobrą koleżanką. Wiem, że żyjesz! Hmmm w sumie nie musisz.
Mangę jeszcze niedawno można było kupić nawet na polskim Allegro, tak więc nie jest źle. :) Wspominałam Ci kiedyś natomiast, że sprowadziłam sobie z Japonii Gankutsuou: Manga Anthology. To ok. 200-stronicowa kompilacja - w większości bardzo ładnych - doujinów nie-yaoi (hallelujah!). Część z nich przepełnia angst, a Hrabia wygłada tam cudnie. Muszę się wziąć za tłumaczenie. *zerka do w/w książki i omdlewa*

Na dysku mam trochę innych doujinów do serii, ale to już w większości yaoi.
Nem pisze:Podsumowując - smutny wyraz miny Hrabiego sprawia, że miękną mi kolana.
Smutny wyraz twarzy/ zmarszczone brewki/ chwytanie się za serce i jęk z bólu/ włosy falujące na wietrze = *FAP, FAP, FAP*

KOCHAM Cię za to, że obejrzałaś. <3 <3 <3
Awatar użytkownika
Go Go Yubari
Ifrit
Ifrit
Posty: 4619
Rejestracja: pn 20 gru, 2004 20:07
Lokalizacja: Gotham

Post autor: Go Go Yubari »

Lenneth pisze:KOCHAM Cię za to, że obejrzałaś. <3 <3 <3
Yhm, jak cholera. Zwłaszcza, że wiedziałam, że tylko tym postem zmuszę cię do odezwania się do mnie *foch*
co nie zmienia faktu, ze moja faza jest straszna O_o
Lenneth pisze:

Kod: Zaznacz cały

Hrabia odprawia Alberta swoim statkiem kosmicznym na Ziemię - i wstrząsa nim głuchy szloch, który moment później przechodzi w maniakalny rechot Gankutsuou. *___*
To było tak boskie, że przewijałam ze 20 razy. Boskie i przyprawiające o ciarki zarazem.
Lenneth pisze:Albercik nie jest i nigdy nie będzie moim ulubionym bohaterem.
+ dla niego za kisiel w gaciach na widok hrabiego.
Lenneth pisze:Albert/Franz/Eugenie
Pomijając fakt, że Franz wolał Albercika od Eugenii :p
Lenneth pisze:Wk*wiały mnie natomiast te mechy - co to w ogóle ma być?!
"Tak, to robota Japończyków" pomyślałam w pierwszej chwili i się podłamałam. Evangelionowate to to było i nie miało dla mnie w ogóle sensu. Może uznali, ze za mało technologii dali jak na rok 5000.
Lenneth pisze:Franz
Hrabia miał wielka zemstę, Franz ogromne jaja. Godny przeciwnik i daj Boże każdemu takiego przyjaciela. Szkoda tylko, że Albercik za młody, by to dostrzec.

niebieski Hrabia jest mega boski i genialny. "Na ludzia" tez mu było do twarzy, ale to już nie to samo.
Lenneth pisze:A najchętniej to bym Cię w końcu nawiedziła
Srają muchy będzie wiosna. mam dość umawiania się z Tobą *mega foch*
Awatar użytkownika
Lenneth
Moderator
Moderator
Posty: 2189
Rejestracja: sob 30 paź, 2004 11:53
Lokalizacja: W-wa

Post autor: Lenneth »

Nem pisze:Evangelionowate to to było i nie miało dla mnie w ogóle sensu. Może uznali, ze za mało technologii dali jak na rok 5000.
Cywilizacja, która bez przeszkód porusza się w kosmosie, powinna była dorobić się lepszego uzbrojenia... Na przykład takiego, które minimalizuje ból/rany walczącego. _^_ Niezmiennie bawił mnie też brak telefonów komórkowych, dzięki którym wiele scen mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. ;)

Btw!
Nem pisze:rozpoczynanie każdego odcinka od wprowadzenia po francusku
Zauważyłaś, mam nadzieję, że narratorem wstępów nie był Hrabia? ^^
Nem pisze:"Na ludzia" tez mu było do twarzy, ale to już nie to samo.
http://a.imageshack.us/img375/745/whatif03.jpg
http://a.imageshack.us/img641/6620/whatif01.jpg
http://a.imageshack.us/img23/9138/whatif02.jpg
^^

Coby uzupełnić temat, kilka słów ode mnie na temat mangi:
Po pierwsze, jest zdecydowanie za krótka i urywa się gwałtownie w momencie, kiedy człowiek ma ochotę na więcej. Po drugie, powstała po, a nie przed anime, choć rysowała ją ta sama osoba, która za stworzenie anime odpowiada (po wcześniejszym puszczeniu wodzy fantazji). Po trzecie - jest inna niż anime, co widać od razu. Samo anime do wesołych nie należy (praktycznie zero humoru), a komiks jeszcze je przebija. To raczej horror, niż drama. Manga jest groteskowa, fantasmagoryczna. Wiwisekcja Villeforta i paskudna śmierć (!) Edmonda w Chateau d'If robią wrażenie. Kreska nie należy do najpiękniejszych, ale tragiczna też nie jest.
Rozbroiło mnie przedstawienie planety Monte Cristo jako "sekretu znanego tylko kościelnym kardynałom". Acha, już widzę wysokich urzędników kościelnych, którzy spokojnie pozwalają Edmondowi podp*dolić sobie te góry złota. (Widać, że Japończycy nie znają europejskich realiów. :lol:)

A teraz z innej beczki:

Jakiś czas temu - z wielką przyjemnością - obejrzałam wreszcie drugą serię Darker Than Black, zatytułowaną Ryuusei no Gemini. Anime ma niestety tylko dwanaście odcinków, jest więc o połowę krótsze od poprzednika, ale trzyma poziom oryginału i zdecydowanie zasługuje na polecenie.

Główną bohaterką jest Suou Pawliczenko, trzynastoletnia pół-Rosjanka i pół-Japonka, której beztroskie dorastanie na zaśnieżonym zadupiu Rosji (baaardzo swojskie klimaty dla polskiego widza) kończy się z chwilą, gdy jej szkolna koleżanka zostaje Kontraktorem, ściągając na siebie uwagę wojska i służb specjalnych. W rezultacie ojciec Suou zostaje zamordowany, a brat Shion - także Kontraktor - znika. Suou wyrusza do Tokio, żeby go odnaleźć. Jej podróż zbiega się w czasie i przestrzeni z podróżą Hei, poszukującego Yin.

Historia Suou jest znacznie bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Nie będzie jednak spojlerem, jeśli zdradzę treść pierwszych dwóch epów i napiszę, że Suou sama zostaje Kontraktorką (nietypową, bo pełną normalnych, ludzkich uczuć), a odłamek meteorytu, którym dysponuje, pozbawia Hei jego specjalnych mocy. O czym szerzej za chwilę.

Ponieważ główną bohaterką Ryuusei no Gemini jest młoda dziewczyna, czasami miałam wrażenie, że sequel jest lżejszy od oryginału. To jednak tylko wrażenie. Anime jest ponure, mało optymistyczne, z wieloma niesprawiedliwymi zakończeniami poszczególnych wątków, zaś krew i nieładne, realistycznie przedstawione trupy stanowią nieodłączny element fabuły. Trafiają się też, rzecz jasna, lżejsze, zabawne momenty, ale rzadko za sprawą samej Suou, czy - niech bogowie bronią - Hei. Na uwagę zasługuje sceneria, szczególnie w pierwszej połowie serii: zima w Rosji, śnieg, socrealistyczne budownictwo, opuszczone dacze, szare place budowy, swojsko wyglądająca szkoła, etc. Powiedziałabym, że klimat jest urzekający, bo to miła odskocznia od sztampowych, japońskich wnętrz i krajobrazów.

Słów kilka o bohaterach. Ryuusei no Gemini obfituje w znajome twarze, z których na pierwszy plan wysuwa się oczywiście BK-201.

Hei przeszedł kompletną metamorfozę! Kiedy w ostatnim odcinku pierwszej serii oświadczył Kiriharze Misako, że "Li umarł", najwyraźniej mówił prawdę. :O Wcześniej, jako Li, stosunkowo często udawał sympatycznego gościa, teraz w ogóle się nie uśmiecha. Zamiast jeść na potęgę, pije wódkę od świtu do zmierzchu, non-stop pociągając z flaszki, przez co znakomicie wpisuje się w depresyjno-rosyjski klimat serialu. Nawet wygląda jak alkoholik: zapuszczony, z włosami ewidentnie nie obcinanymi od czasu zakończenia pierwszej serii, pokryty wczorajszym zarostem (i bliznami), w bazarowej kurtce. Zachowuje się szorstko i opryskliwie, podczas gdy wcześniej był raczej zimnym, wypranym z emocji profesjonalistą. Swoją młodą podopieczną regularnie bije po twarzy, wystarczająco mocno, żeby polała się krew. Jednym słowem: jak zawsze sympatyczny z niego bohater. ^^

Pod koniec serii z powrotem się ogarnął, czym doprowadził mnie do ekstazy, ale przyznaję, że podobał mi się także wizerunek brutalnego, zapuszczonego alkoholika. ;)

Jak wspominałam wcześniej, Hei traci moc zaraz na początku serii. Teraz może tylko dusić ludzi za pomocą swojej linki, zwinnie unikać ciosów, no i oczywiście stosować klasyczny prawy sierpowy. Mimo to dalej wymiata w walce. Stawia czoła kolejnym, świetnie wyszkolonym, czasem przerażającym Kontraktorom... co tylko dowodzi, jak bardzo jest cool. *__* XD

Z innych znajomych postaci mamy także Kiriharę, która dalej ściga Hei. Najwyraźniej zainteresowanie interpersonalne dorównuje jej zaangażowaniu zawodowemu, z czego pokpiwają towarzyszący jej Kontraktorzy ("Ach, więc to dla niego chronisz swoje dziewictwo?", "Podnieciłaś się na samą myśl, że prawie go mamy?", itp.) Fakt, wszystkie konfrontacje między Kiriharą a "Li" są świetne. Hei, jak udowodnił na przykładzie Suou, umie obchodzić się z kobietami - przy drugim spotkaniu przystawia byłej pani policjant nóż do gardła i brutalnie kopie. ;< Chyba dopiszę tę dwójkę na listę moich ulubionych pairingów. :)

Kolejna łatwo rozpoznawalna postać to Mao, tym razem w ciele latającej wiewiórki. Ten zwierzak nieco mnie drażnił (tj. drażnił mnie jego przesłodzony wygląd, nie sam charakter Mao), ale kiedy w jednym z epizodów pokazano dawną, ludzką postać Mao (sic!), natychmiast doszłam do wniosku, że wolę wiewiórkę. _^_

Nowi bohaterowie to przede wszystkim nowi Kontraktorzy, w tym kobieta z kataną, która bardzo przypominała mi Arashi z X-1999 (scena jej namiętnego pocałunku ze związanym Hei &#8211; świetna ^^). Genialnie sparodiowano rudowłosą pomocniczkę detektywa z pierwszej serii (Kayanumę Kiko), tworząc opartego na niej transwestytę w stosownej peruce. Jest to jeden z wielu smaczków, które twórcy anime podarowali fanom pierwszej serii.

Ryuusei no Gemini z pewnością warto obejrzeć. Dla klimatu, dla ciekawej fabuły, dla interesujących postaci. O bardzo ładnej grafice i dobrej muzyce nawet nie wspominam, bo to wszak oczywista oczywistość. :)
Awatar użytkownika
Thomas
Kupo!
Kupo!
Posty: 23
Rejestracja: pt 25 sie, 2006 22:34

Post autor: Thomas »

@Lenneth - daj spokój - dla mnie osobiście Darker Than Black 2, był w wielu miejscach dziurawy i słaby... O ile oryginał lubiłem za klimat sf/szpiegowskie - fiction; to wciśnięcie w kontynuacji motywu "magical transformation girl" + zakończenia w stylu ("wszystko będzie dobrze") + (nie mówiąc już że żałuję śmierci pewnej osoby w pierwszym odcinku) zaszkodziło tej serii. Kontynuacji dałem naciągnięte 7.0/10 (oryginał dostał 8.0/10) głównie za spójną budowę charakteru Hei i odcinki OVA

- właśnie, warto obejrzeć 4 odcinki OVA które wyszły , opowiadają one historię pomiędzy DTB 1 i 2 - i mają klimat bardziej zbliżony do oryginału, ponadto łatają przemianę Hei z kick-ass profesjonalisty do pijaka.

Z innej beczki, skopiowana moja mini-recenzja mangi "Bio-Meat":

Przeglądając komentarze do 3 odcinka 'High School of Death' zauważyłem post w którym autor żałował, że serwują nam zombie-apokalipsę, a nie ekranizują "Bio-meat: Nectar" więc postanowiłem przyjrzeć się bliżej mandze... i to był mój błąd. 1/3 serii wciągnąłem jeszcze w pracy, a resztę pochłonąłem w domu:

Bio-meat: survival horror, Japonia cierpi na braki ziemi uprawnej i nadmiar produkcji śmieci,(zresztą jak reszta cywilizowanego świata). No ale od czego są bioinżynierowie, szybko tworzą istotę (bio-meat w skrócie BM) która jest w stanie żywić się wszystkim (oprócz metalu i szkła) rozmnażając się przy tym przez podział (tak więc z jednego osobnika przy dostatku jedzenie w ciągu minuty może ich powstać 10), w dodatku można je później bez problemu przerobić na jadalne mięso - idealne rozwiązanie ! Prawie, problem w tym że to co jest ich największą zaletą jest też ich największą wadą - wystarczy jeden osobnik który wydostałby z wysypiska śmieci i mamy całe miasto pełne krwiożerczych stworków jedzących ludzie/rośliny/meble i zwierzęta// i jak możemy się wkrótce domyślić 4 dzieciaków wkrótce wpada w wyżej przedstawiony scenariusz

Jak wygląda Bio-Meat (dla mnie mieszanka żółwia i tasiemca)

Amerykanie mają własne bio-meat które wygląda jak ośmiornica bez głowy z zębami na dolemniej/więcej tak/ i pomyśleć że ten link jest prawdziwy)

[nie dziwię się że większość ludzi w mandze jest utrzymywana w przeświadczeniu że jedzą po prostu lekko przerobione mięso z krowy, a nie coś takiego]


Dla mnie bardzo dobrze zrealizowana manga 9/10 , jeden punkt odejmuję za sztampowe wykonanie połowy kadry "tych złych" - są głupi, zbyt pewni siebie, igrają z BM i jak wszystko się idzie do diabła biorą nogi za pas/do helikoptera/na statek (z drugiej strony druga połowa z nich jest dobrze zarysowana - świat nie może po prostu zrezygnować z BM- bo bez tego zatopi się we własnych śmieciach w ciągu kilku lat, tak więc są ludzie zdolni do wszystkiego aby chronić status quo).
Awatar użytkownika
jog
Kupo!
Kupo!
Posty: 27
Rejestracja: ndz 17 kwie, 2011 13:19
Lokalizacja: Wielkopolska
Kontakt:

Post autor: jog »

Ooo widzę, że żywo się tu dyskutowało o Anime ;) Przejrzałem 3 strony w tył i kilka znajomych tytułów było - Sailor Moon było w sumie wychowałem się na Sailorkach, Ami Mizuno była moją pierwszą miłością ever, jakoś tak ustaliła mój kanon piękna aż do dziś! :D Najbardziej lubię bodajże 3cią serię (od 90 epu w górę). Nie pamiętam teraz niestety czy była to SM:R czy SM:S (ale chyba R). Ale tak czy inaczej chodzi o serię w której pojawiają się Czarodziejki z Urana i Neptuna. Chyba była najcięższą i najmroczniejszą z wszystkich sailorowych serii...

Jakaś mała wzmianka widziałem była też o Spice and Wolf - ostatnio oglądałem i jestem bardzo zadowolony. Wspaniały nastrój, muzyka, środowisko w którym wszystko się toczy, oraz (a może przede wszystkim) sposób w który historia się rozwija i - z lekka leniwy, oparty na licznych dialogach, powiązaniach, podstępach... Wszystko powoli zmierza ku finałowi, nigdzie się nie spiesząc, a sam finał, niesamowicie intensywny, porywa jeszcze bardziej. Głównie odmiennym nastrojem i dynamiką, wszystko dzieje się tutaj znacznie szybciej. Poza tym postaci, wspaniałe postaci! Głównie Horo oczywiście, kapryśna, humorzasta, zazdrosna... ale jednocześnie krucha i ufna. Lawrence troszkę mniej mi się podobał... Choć bardzo "ludzka" to postać - jego postępowanie, poszczególne decyzje i przygody z innymi postaciami były bardzo "wiarygodne". Taka troszkę postać z krwi i kości i mimo że niczego wspaniałego nie robi, to jakoś tak pięknie tutaj pasuje.

Wspomniano jeszcze o filmach Hayao Miyazakiego niedawno zabrałem się za poznawanie filmografii Pana Miyazakiego. Jeszcze nie skończyłem przygody z nim, ale jestem zachwycony jego filmami. Wszystkie mają jakiś wspólny pierwiastek, coś nieuchwytnego i wielorakiego... ale jednocześnie dającego się łatwo wyłapać w jego filmach. Taka bajkowość - totalnie niewinna, momentami wręcz naiwna, przepiękna; aż budzi się w człowieku jakaś tęsknota za takimi bezpretensjonalnymi tytułami, których ostatnio jak na lekarstwo. Poza tym ta bajkowość, niesie w sobie coś pięknego - elementy przygody, tajemnicy, może nawet mroku. I mimo, że jest jest tak bardzo oczywista, to cały czas zdaje się mieć jakieś drugie dno, zdaje się nie pokazywać nam wszystkiego od razu. Filmy te łączy też niesłychana "pejzażowość" i nie chodzi tylko o to że filmy są po prostu pięknie zrobione, obfitują w niesamowite otwarte przestrzenie itd... Chodzi mi tutaj bardziej o taką "pejzażowość" w narracji. Pozostawiając w tle poszczególne fabuły i patrząc na same wydarzenia dziejące się tutaj i na postaci, mam niesłychane wrażenie patrzenia na coś pięknego i kunsztownego - od graficznego przedstawienia świata, przez relacje między bohaterami, aż po jakieś małe wydarzenia które same w sobie są piękne.
Podsumowując Miyazakiego w moich oczach: niesamowita, tajemnicza, bezpretensjonalna BAJKOWOŚĆ.


Nie wiem czy pisano tutaj o Serial Experiments Lain (wyszukiwarka pokazuje, że tak, ale nie mam pojęcia na której ze 111 stron o tym rozmawiano, więc napiszę coś od siebie). W sumie Lain to anime, które poruszyło mnie najbardziej w ostatnich latach (przynajmniej od czasu Cowboy Bebop). Jestem totalnie oczarowany nastrojem, narracją tam występującą, jak i samą Lain. Strasznie ciężki cyberpunk (bardziej ideowy niż taki tradycyjny) z wijącą się opowieścią, w której przez większość czasu nie wiadomo co się dzieje :shock:
W sumie to nie będę się rozpisywał, powiem tylko, że jeden z lepszych seriali jakie widziałem. Największymi atutami jak dla mnie są własnie ta dziwność tutaj przemykająca, oszczędność formy i akcji, no i chyba przede wszystkim cichutki finał, który pozostawił mnie rozbitego i myślącego "no ale jak to tak?" Jeśli ktoś nie widział, to polecam.
W sumie warto też wspomnieć że Lain posiada jeden z najlepszych openingów jakie widziałem. Muzycznie totalny killer!
http://www.youtube.com/watch?v=gnGppxxyN94


Właśnie - oglądał ktoś może Boogiepop Phantom? W sumie klimat podobny do Lain, może nawet nieco bardziej schizofreniczny i chory... ale to napiszę coś przy kolejnej okazji ;)
Awatar użytkownika
Ashramus
Cactuar
Cactuar
Posty: 449
Rejestracja: pn 09 maja, 2005 21:06
Lokalizacja: Kaedwen 3C.

Post autor: Ashramus »

Jak dla mnie, Boogiepop wypada blado w porownaniu do LAIN. Przynajmniej jesli chodzi o osadzenie w kontekscie technologi i spoleczenstwa w obliczu ponowoczesnosci.

Z ciekawszych swiezych tytulow, zaslugiwac na uwage moze Steins Gate.. seria jest na tyle nowa, ze daleki jestem od proby analizy, jednak z pewnoscia jest to swiezy pomysl.. z potencjalem na serie kultową.
~~~<< piesek preriowy >>~~~
Awatar użytkownika
jog
Kupo!
Kupo!
Posty: 27
Rejestracja: ndz 17 kwie, 2011 13:19
Lokalizacja: Wielkopolska
Kontakt:

Post autor: jog »

Whoa!
W sumie z perspektywy czasu muszę przyznać rację - Lain jest lepsza niż Boogiepop. Zostaje w głowie na dłużej i ogólnie sięga głębiej. Boogiepop natomiast jest znacznie bardziej intensywny, i w sumie to natężenie jest jego głównym atutem. No, może obok różnych dziwnych, chorych motywów. Ogólnie muszę obejrzeć ponownie obydwie serie, ale już od kilku miesięcy nie umiem zebrać się do obejrzenia czegokolwiek. Poczekamy, zobaczymy.

W międzyczasie oglądałem i polecam Mononoke ale w sumie rozpisywał się nie będę, bo koniec końców nie dokończyłem. Niesamowita animacja, świetny klimat, również nieco zgięte. Wielce OK. Obok tego wiele krótkich metraży i tutaj na czele chyba Rain Town.

Ach! Zapomniałbym! Dead Leaves - totalna masakra! Całość trwa około godziny i jest to najintensywniejszy film jaki widziałem od na prawdę dawna. Ten film to jeden wielki wybuch / pościg / strzelanina / mordobicie! Coś pięknego! Całość utrzymana w dość komicznej slapstickowej oprawie. Polecam bardzo bardzo!
Steins Gate
Widziałem kilkukrotnie jakieś opisy i trailery. Właśnie sprawdziłem i okazało się, że mam oznaczone jako "Plan to Watch" na MALu ;) good.
Awatar użytkownika
mroczna sarna
Cactuar
Cactuar
Posty: 212
Rejestracja: ndz 31 maja, 2009 23:50

Post autor: mroczna sarna »

https://www.youtube.com/watch?v=ccxWaXUjHKQ

111 stron w wątku, a ta jedna animacja zjada je wszystkie.


To jednyna animacja, ba, jedyny film ogólnie - który za każdym razem, gdy go oglądam, powoduje niekontrolowaną rzekę łez. Jest tak smutny, a zarazem tak piękny...wyszedł z tego samego studia i w tym samym roku, co "Tonari no Totoro" a JEST TAK ODMIENNY. Totoro, to radosna historia, a Hotaru no Haka (Grobowiec świetlików) ponura, smutna i chce się aż tam wejść w ekran telewizora i pomóc tym dzieciom. Ten fim animowany oglądam zawsze dwa razy w roku, regularnie od lat. Zawsze w moje urodziny, oraz na gwiazdkę. Polecam każdemu, kto ma w sobie choć odrobinę wrażliwości na ludzkie cierpienie. O samej bajce opowiadał nie będę, to trzeba samemu przeżyć. Ta animacja zjada wszystko, co do tej pory widziałem.

Puszkę, która występuje w tej animacji (po landrynkach) zakupiłem swego czasu, posiadam i leży sobie na półeczce. Przypomina mi o tym, że warto cieszyć się nawet z najdrobniejszych miłych akcentów w życiu. Oraz o tym, że życie kiedyś się skończy.

Yakuza 0 (PS4)
, World of Final Fantasy (PS4), Tales of Berseria (PC)&(PS4)
Awatar użytkownika
kilmindaro
Cactuar
Cactuar
Posty: 537
Rejestracja: pn 18 cze, 2007 21:39
Lokalizacja: Terra

Post autor: kilmindaro »

mroczna sarna pisze: 111 stron w wątku, a ta jedna animacja zjada je wszystkie.
*cough*

Grobowiec Świetlików to nic więcej jak tanie granie na emocjach. A i owszem, jest to niezmiernie profesjonalne i niezwykle dobrze wykonane granie na emocjach, ale praktycznie nic ponad to.

Jakie wnioski to animu daje widzowi do przemyślenia? Wojna zła.
Czy jest jakiś konflikt ideologii który zmusiłby widza do opowiedzenia się po jakieś stronie? Nie.

Nie przeczę że jest to dobra animacja. Opowieść jest świetna; przedstawiona historia o przetrwaniu w porażonym wojną kraju smutna i targająca strunami serca... ale niewiele ponad to.


---

A skoro już (omyłkowo) wspomniałeś o najlepszej animacji, pozwól że wyprowadzę cię z błędu
Awatar użytkownika
mroczna sarna
Cactuar
Cactuar
Posty: 212
Rejestracja: ndz 31 maja, 2009 23:50

Post autor: mroczna sarna »

Dobra, moja kulpa - zapomniałem dodać ważny zwrot: "moim zdaniem".

Inna sprawa, że japońska popkultura mnie prawie w ogóle nie interesuje i w kwestii anime mam bardzo wąski pas zainteresowań.

Wnioski są takie, że to wojna zmienia ludzi. To nie było anime, któr miało skłaniać do filozoficznych rozkmin i waliło cytatami z Freuda. To był prosty i dobitny przekaz człowieka, który tę wojnę przeżył, a na podstawie tych zapisków powstało anime.

Granie na emocjach - jak najbardziej. Czy tanie? Nie mnie oceniać. Może za bardzo napatrzyłem się na krzywdę dzieci, pracując kiedyś w Polsce jako wolontariusz w ośrodku dla dzieci z najuboższych rodzin. Faktem jest natomiast to, że chwyta mnie Grobowiec za każdym razem, jak go oglądam.

De gustibus non est disputandum, drogi Kilminie.

Yakuza 0 (PS4)
, World of Final Fantasy (PS4), Tales of Berseria (PC)&(PS4)
Awatar użytkownika
kilmindaro
Cactuar
Cactuar
Posty: 537
Rejestracja: pn 18 cze, 2007 21:39
Lokalizacja: Terra

Post autor: kilmindaro »

mroczna sarna pisze:Inna sprawa, że japońska popkultura mnie prawie w ogóle nie interesuje i w kwestii anime mam bardzo wąski pas zainteresowań.
Okej. To animu o którym wspomniałem? Legend of the Galactic Heroes? Obejrzyj. Teraz.

Potrzeba ci znać praktycznie zero japońskiej popkultury by radować się z tego ponadczasowego dzieła sztuki. Skłania do myślenia, ale nie bije po łbie tanim przesłaniem. Nie tyle anime, co światowej klasy serial animowany.

Z pełną świadomością tego co mówię jestem w stanie stwierdzić, iż jest to jedno z najlepszych dzieł sztuki w swojej klasie spośród wszystkich mediów. Babylon 5, Battlestar Galactica, Star Trek, Star Wars, Stargate; LoGH jest lepszy.

W zasadzie klasyfikowałbym LoGHa gdzieś na poziomie Diuny Franka Herberta, co nie jest w sumie takie dziwne, biorąc pod uwagę iż jest ta animacja oparta na serii książek.
mroczna sarna pisze:De gustibus non est disputandum, drogi Kilminie.
Chyba że chodzi o LoGHa. Wtedy albo obiektywnie stwierdzasz iż jest on najlepszy, albo masz plebejski gust. :P
Awatar użytkownika
Gveir
Moderator
Moderator
Posty: 2966
Rejestracja: pn 22 maja, 2006 18:37
Lokalizacja: Newport City

Post autor: Gveir »

Kilimindarze, wiesz, że zacne Code Geass doczeka się trzeciego sezonu w Roku Pańskim 2017? Dzisiaj zapowiedzi do mnie dotarły. Bardzom ciekaw, co będzie i jak to rozwiążą.

A tak ogólnie dla podrażnienia rozchoworki... po 4 latach przerwy powróciłem kilka miesięcy temu do oglądania animców i czytania mang. Pile of shame jest systematycznie likwidowane (chociaż ciągle to ok. 70 pozycji) i lecimy do przodu. Jak tam u Was z zapałem do oglądania po latach? U mnie się wypalił z racji intensywności życia - jak się nieco uspokoiło, to i chęć wróciła z czteroktotną siłą...
We are the outstretched fingers,
That seize and hold the wind...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kultura”