Jestem tu ogólnie nowy, ale przyglądałem się działalności krypty od lat, a i z FF jestem od lat, więc może moje zdanie wniesie coś do obrazu gry...
Pierwsze co mnie urzekło to wysokiej jakości rendery, choć zauważyłem niestety różną "klase" modeli postaci. Cloud, Barret, Tifa czy Vincent są niemal identyczni jak w Advent Children. Tifa przywdziała ten sam strój, pomimo, że Dirge nie bierze pod uwagę wogóle istnienia FF7:AC. Strasznie przyjemnie się je ogląda i jest to zdecydowanie największa zaleta gry.
Grafika jest zadowalająca. Postacie posiadają ładne teksturki, są przyzwoicie wyanimowane, zachowano Fajnalowe efekciarstwo, lokacje są na poziomie zaprojektowane. Ale nie ma róży bez kolców, cóż mnie razi w tym przypadku? To samo co w przypadku renderów, postacie poboczne, czy epizodyczne są słabiej wymodelowane niż główne. Niby nie jest to takie karygodne, czy też straszne, ale... np. Shelke ma wymodelowane usta, zęby, etc, jednak w dość klimatycznym momencie rozmawia się z żołnierzem WRO, któremu ledwie się usta ruszają, nie posiada on mimiki, tylko bezosobowo kiwa głową dla podkreślenia wagi swych słów. Rozumiem, że są priorytety i zagrywki strategiczne w celu oszczędzenia pracy, mocy konsoli, pamięci etc, ale czasami takie rzeczy rażą. Zarówno jak w przypadku niektórych elementów otoczenia teksturowanych w gorszej jakości niż inne. Z kolei 'G', którego znacie zapewne z różnych serwisów o Dirge'u jest wyrenderowany o niebo lepiej niż główne postacie DoC(tj. Vincent, Cloud etc). Mnie to osobiście raziło.
Przymykając oko na to, lub nie zauważając, zastrzeżenia w tej dziedzinie się kończą.
Muzyka jest na poziomie, niezła jakość, aczkolwiek czuć brak Nobuo. Czasem słabo komponuje się z akcją. Chilloutowy utwór w momencie starcia z oddziałem DG nie należy chyba do najlepszych czy najklimatyczniejszych rozwiązań.
Dla mnie, jako fana Gackta, sprawiło niesamowitą frajde usłyszenie jego dwóch utworów oraz ujrzenie postaci na nim wzorowanej choćby na chwilę i za to chwała twórcom.
Przejdźmy do gameplay'u. Bez rewelacji, raczej przeciętna mechanika, niegdyś może rewelacyjna, dzisiaj bez fajerwerków. Ot celowniczek, częściowy autoaim, dwa proste comba, lekka możliwość juggle'owania, tudzież rozstrzelania pobitego przeciwnika w locie, niezbyt efektowne, ale bardziej realne niż lewitowanie oponenta nadziewanego ołowiem. Rozstrzelanie takiego delikwenta tóż po combie wymaga odrobiny praktyki i refleksu, ale spełnia swoją rolę. Fajny motyw bowiem nie pała sztucznym efekciarstwem.
Doublejump pana V ma posiada kilka mankamentów, jest niezbyt wysoki i niestety nie ma ograniczenia kiedy można go użyć. Dziwnie wygląda Vincent wykonujący 2 skoki w odstępie czasu około 0.3sec... Potrafi robić salta do tyłu biegnąc bokiem, zdarzają się problemy ze wskakiwaniem na skrzynki, a na inne poprostu nie można wejść.
Pole rozgrywki jest typowo jRPG'owe, mocno ograniczane miejscami niewidzialnymi ścianami, a niedoróbki w stylu nieprzeniknionego(aczkolwiek można go swobdnie obejść) dymu są dość niesmaczne i dziwi mnie, że to square.
Zdarzają się też błędy logiczne w fabule, np pamiętna chwila z Azulem, Vincentem, Shelke, Shalua'ą i drzwiami.
!Uwaga Spoil poniżej!
@Kermi: jak mniemam chodziło jej o Sephirotha, wystarczy przyjrzeć się psychice kobiety, która oddaje dziecko ;]
Bardziej bym się zastanowił czyje to było dziecko, Grimoire'a czy Hojo...
Chaos pokonujący Omegę? Rozumiem, że omega był niedoskonały ze względu na sytuacje z ciałem Weiss'a, ale samą moc jaką daje mu Lifestream powinno odrobinke wykluczyć taką możliwość. Zostaje mi uznać, że Protomateria, którą Shelke wydarła, osłabiła znacznie Omegę i ingerencja Lucrecii też swoje zrobiła.
Co jednak nie tłumaczy, że Omega był naprawde prosty : p
I ten tekst Vincenta: "time to save the world"...
(copy i do notatnika, mam pewnośc, że przeczytają go ludzie naprawde chcący to czytać)
A teraz spoil powyżej ;]
Lub też niesamowite wyskoki pana V podczas cutscenek, a pewna ułomność podczas gry ;]
Ogólnie kto grał pewnie załapie ideę o czym prawię powyżej.
Boss'owie są łatwi, wręcz popada się w stagnacje. Nie stanowią zbytnio wyzwania, wszystkich pokonuje się niemal tak samo, z kilkoma wyjątkami. Shop na arenie starcia z takowymi mnie osłabił...
Przeciwników niemal przez całą gre tłucze się takich samych, również z wyjątkami ;]
Bardzo fajnym motywem jest Customize broni. Posiadając 3 sloty na narzędzia pacyfikacji, można "stworzyć" sobie różne rodzajegnatów spośród różnych części, zdobywanych w trakcie gry i zmieniać dowolnie przyciskiem zależnie od potrzeby. Na składowe broni składają się <odpala konsole by nie strzelić babola> chwyt z magazynkiem, lufa, 2 sloty na akcesoria(z czego 1 to chyba tylko Sniper Scope), oraz coś co wygląda na amulet, ot łańcuszek przypięty do chwytu pełniący swoją magiczną funkcje lub materia. Amunicję podzielono na 3 rodzaje: Machinegun, Handgun i Rifle. To chyba daje do myślenia jakie główne rodzaje broni można stworzyć. Jednak nie jest to strasznym ograniczeniem.
Do sterowania trzeba się przyzwyczaić, jako, że przed Dirge'em maniaczyłem w Ghost in the Shell: Stand Alone Complex, gdzie sztuka obsługi postaci była dużo trudniejsza, więc DoC nie sprawił zbytnio problemu.
Czepiając się fabuły, jest niezła, ciekawsze cutscenki włączały się w momentach gdzie miałem już dość strzelania i stanowiły pewnego rodzaju odpoczynek i dawały zastrzyk energii by odkryć więcej elementów przeszłości Vincenta czy też cóż knują nowi wrogowie.
Prawde mówiąc kończąc gre byłem strasznie zawiedziony, ale nie mogłem tego tak zostawić. Jako, że dano tryb New Game + postanowiłem to wykorzystać i jednak udało mi się docenić tytuł po dwóch ukończeniach i obejrzeniu wszelkich cutscenek i renderów w kolejności chronologicznej.
Spodziewałem się odkryć całkiem innego Vincent'a, było to dla mnie sporym zaskoczeniem, historię też inaczej sobie wyobrażałem, a i skok technologiczny mnie troche zszokował. Przedstawia świat pod zupełnie innym kątem niż FF7. Dziwne uczucie...
Nie jest introwertycznym tytułem skupiającym się tylko i wyłącznie na głównej drużynie.
Osobiście gra dała mi sporo do myślenia i dała pewne pojęcie na temat chociażby technologii, badań czy też życia niektórych ludzi. Miejscami można odczuć klimat FF7, ale nie polegałbym zbytnio nad tym.
Nowa gra, nie tak rewelacyjna muzyka(strasznie brakuje mi ręki Nobuo w tym tytule
), nie tak świetna fabuła(Hironobu...), słabszy klimat, ale dopełnia teorię o tendencji spadkowej co do jakości serii FF.
Za missiony nawet się nie brałem, nie miałem mocy na nie. Zależało mi tylko na historii.
Krótko mówiąc, warto pograć, odłożyć na bok wysokie oczekiwania i poprostu się bawić chłonąc grę.
Co do spoila Dealera... Gość troche poprzekręcał i nie jest to do końca to co napisał, więc nie ma co panikować ;]