cast pisze:
Ulkę zabiłem Mad Rushem, w trakcie walki popijając herbatę. Aż przykro, bo np. taki Sephiroth jak najbardziej zasługiwał na miano końcowego bossa, nawet pomijając aspekt fabularny.
Tak... Ale jeszcze bardziej mi było przykro po końcowych walkach w FFX, tam nawet i nie tylko herbatę sobie popijałam, ale spokojnie ciasteczka zajadałam. Co to w ogóle za final boss, którego nawet nie można za specjalnie nazwać villainem, a tym bardziej wczuć się w rolę pogromcy Zua, gdyż nawet Game Over tam nie ujrzymy...?
cast pisze:Odnośnie poziomu, jaki prezentuje w późniejszym etapie tak Ulka, jak i Seifer - doszedłem do prostego wniosku: twórcom po prostu brakło weny. Fabuła do końca drugiej płyty jest jaka jest, każdy oceni po swojemu, ale imo dość mocno trzyma się kupy. Na końcu tejże płyty scenariuszopisarze postanawiają nas zaskoczyć, żeby było intrygująco - Edea okazuje się być "pod wpływem", normalnie szok ;o i tutaj pomysł się urywa.
W pełni zgadzam się. Do końca drugiego CD wszystko się trzyma jeszcze kupy, są związki przyczynowo-skutkowe, bohaterowie zmagają się z dylematami moralnymi, gracz jest wciąż ciekawy wszystkich tych tajemnic i chce poznać, co się za tym kryje. A później poczatek 3 CD to zonk - bo nagle dowiadujemy się, że walczyć mamy zupełnie z kimś "nie z tego świata" - gdyby Ulka spadła z księzyca, brzmiałoby co najmniej tak samo mało wiarygodnie... I gra zaczyna bardzo mozolnie człapać dalej, poprzez dość chaotyczne wydarzenia w tym całym potwornie nudnym Esthar i kosmosie... I właściwie można się pogubić, co, jak, po co i dlaczego ci nasi bohaterowie robią, jaki jest w tym cel, prócz powtarzanego co chwila niszczenia czarownic, do którego to zadania powołani zostali SeeD.
Naprawdę, Square'owi zabrakło pod tym względem wyobraźni.
Co począć, rozkaz z góry zakłada zapełnienie czterech płyt, terminy gonią, gaz z pokoju w którym twórcy byli zamknięci na klucz (xD) przestał już działać, trzeba coś sklecić, byle było.
Dodam jeszcze ciekawostkę, że te płyty są zapełnione różnymi niepotrzebnymi śmieciami, o czym dowiedziałam się niedawno, gdy autorzy spolszczenia rozkładali grę na czynniki pierwsze
Są tam niewykorzystane tła (lokacje), jakieś inne badziewia, a niektóre tekstury powtórzone po kilkadziesiąt razy - wszystko chyba tylko po to, aby było w końcu wypuszczone na rynek 4xCD po 700 MB, a tak naprawdę sama "treść pokarmowa" gry zmieściła by się na trzech płytach, reszta to niestrawione odpadki (hehe, taka metafora gastronomiczna
Wyszedł Seifer strasznie byle jaki, główny villain z kosmosu (ewentualnie z bajek dla przedszkolaków),
Villain faktycznie z kosmosu, a jesli naprawdę wtedy już myśleli poważnie o tym, żeby tę Rinoę powoli przemieniać (jej myśli, odczucia, etc) w tę złą Ulkę to, na Boga, mogli to zrobić mniej subtelnie, żeby ludzie się nie zastanawiali, czy twórcy mają równo pod sufitem...
Squall przez 10 minut gry z cyborga zamienia się w biedne, romantyczne niewiadomoco ("I want to hear your voiceeee"
)...
A to mnie też zupełnie rozwaliło. Do końca 2CD nie daje po sobie poznać, że cokolwiek się w nim zmienia, że Rinoa ma na niego jakiś wpływ. Potrafi jej nawet powiedzieć, aby się zamknęła, albo usiłuje ją spławić, żeby nie wdawać się w niepotrzebne dyskusje (w FH przykładowo). A tutaj nagle na poczatku 3CD taka odmiana - zaczyna czuwac przy jej łóżku, gadać do niej, jęczeć, płakać, narzekać, zwierzać się - to zupełnie do Squalla nie pasuje..
Lenneth pisze:Um... Necron, czy to Ci coś mówi?
Bardzo niewiele, w FF9 grałam ponad 7 lat temu, tylko raz przechodziłam i dzisiaj już kompletnie nic nie pamiętam...
Mea culpa maxima.
Sorceress Pleiades, koty, Sorceress' Knight i Half-Blood Prince.