Strona 15 z 19

: ndz 20 wrz, 2009 08:43
autor: Squall24
To jest po prostu świetne:)
Zgadzam się z tobą całkowicie Plei ;)
Już dawno tak mnie nie bolał brzuch ze śmiechu ;)
Mnie aż za często boli....
Jestem Tobie naprawdę wdzięczna za skuteczne poprawianie mi humoru i bardzo prosiłabym o więcej, więcej, bom nienasycona ^^
Of kors, ja też:D
Podobało mi się to przenoszenie GFów na dysk twardy, kiedy pochrzanił się ich wygląd (najlepszy Quezacotl, już sobie próbuję wyobrazić takiego wielkiego szpaka ^^), świetny jest tekst z bankomatem (słowa Squalla nabrały bardzo głębokiego sensu!), że już nie powiem o akcji z pociągami.
Zi gut :D Podpisuje się pod tym ;) W ogóle wszystko mi się podoba ( pobieranie GF na taśmę 8) )
BTW, ja za pierwszym razem też sprzedałam tę lampe, bo mi nie starczyło pieniędzy na bilet do Timber ;P
A co z Diablosem ? no no no :D

: ndz 20 wrz, 2009 09:25
autor: Pleiades
Squall24 pisze:
BTW, ja za pierwszym razem też sprzedałam tę lampe, bo mi nie starczyło pieniędzy na bilet do Timber ;P
A co z Diablosem ? no no no :D
Jak to co? Do połowy 3CD nie miałam Enc-None, wobec czego wpadałam na wszystkie random battles :( Ciężka przeprawa, chociaż drużyna mi w ten sposób nieźle się podlevelowała.. Później się wkułam, odpaliłam sobie sofcik Grievera i włączyłam sobie tego nieszczęsnego Diablosa, żeby móc korzystać z Enc. None... Kolejne razy, jak przechodziłam FF8, to oczywiście nigdy już lampy nie sprzedawałam, a na trwonienie kasy uważałam...
Taka to była historia na samym początku mojej przygody z FF8 :)

: pn 21 wrz, 2009 12:41
autor: Squall24
Taka to była historia na samym początku mojej przygody z FF8 :)
Jak jak pierwszy raz zetknęłam się z FF8, miałam jakieś 7lat (brat grał, jak szedł do szkoły to ja odpalałam i zawsze się podniecałam, że Ifrita zabiłam :D).

Potem jak brat "pozwolił" mi grać, to miałam mega problemy z pokonaniem diablosa, więc poszłam na łatwiznę i zawsze pod koniec CD1 walczyłam z nim :> Nie pamiętam ile razy próbowałam odczepiać te wagony, ale ZAWSZE zostałam zauważona (jak 1 raz grę przechodziłam :lol:). Potem jak miałam do generała iść i ten żołnierz kazał mi iść po ID do grobowca, nie wiedziałam o co chodzi i biegałam po całym mieście :P Kilka godzin się męczyłam, potem brat mnie oświecił i wyjaśnił, co mam zrobić :>

Tak na ogół, śmiesznie mi się grało :P Pamiętam jak doszłam na 28lvl do Ulki (enc. none nigdy nie zdejmowałam :roll:) i nie mogłam Grievera pokonać (ten jego atak mnie rozwalał :P), nawet nie miałam 9999 życia, str miałam bodajże 120, a reszta.... szkoda gadać :P Nie miałam zielonego stworka z nożem, kaktusa, Doomatraina :P Nawet nie wiedziałam gdzie Omega jest i biegałam po całym zamku Ulki i go szukałam :D

To były czasy!
Do połowy 3CD nie miałam Enc-None, wobec czego wpadałam na wszystkie random battles :(
I pewnie przy okazji czary kradłaś jak nowe zauważyłaś :P
Ciężka przeprawa, chociaż drużyna mi w ten sposób nieźle się podlevelowała..
Of kors, a trafiłaś na Malboro ? :grin:
Kolejne razy, jak przechodziłam FF8, to oczywiście nigdy już lampy nie sprzedawałam, a na trwonienie kasy uważałam...
Lampy to ja nie sprzedawałam, bo widziałam jak brat grał i że on otwierał ją :D A ja kasę zawsze marnuje, jak do Timber mam jechać i kupuje bilet, zostaje mi jeszcze tyle... (po zdanym egzaminie zrobisz sobie Lvl SeeD 30 albo "A" i jak 1 wyprawa przyjdzie to 20/30k girl). Nie wiem jakim cudem, ale przeważnie jak przechodzę FF8 (od nowa rzecz jasna) mam full kasy na CD3 :> może dlatego, że dużo po miastach biegam i po mapie :P
Później się wkułam, odpaliłam sobie sofcik Grievera i włączyłam sobie tego nieszczęsnego Diablosa, żeby móc korzystać z Enc. None...
Nie ładnie na czitach grać, no no no

: pt 02 paź, 2009 14:31
autor: AUDION
Czas na część czwartą. Długa wyszła strasznie i mimo szczerych chęci, nie potrafiłem tego bardziej skrócić. Sorki też za ewentualne niedoskonałości, bo polonista ze mnie żaden, a czytając na ekranie dostaję oczopląsu.
Czegoś na miarę motywu prezydenckiego, pewnie nie powtórzę, ale man nadzieję, że będziecie się dobrze bawić.

Sponsorem tej części jest multikino w Malborku :D .

Gdy wrócili do Timber, dowiedzieli się, że prezydent ma wygłosić na antenie, orędzie do narodów świata. Najrozsądniejszym wyjściem było dostanie się tam schodami ewakuacyjnymi. Żołnierze nie stanowili problemu, gdyż na widok naszej drużyny natychmiast podnosili ręce krzycząc:
-Nicht schießen, Hitler kaput.
Natomiast barierą niemal nie do przebycia okazał się Eshtarski ochroniarz w Pubie. Ten po wypiciu paru mega potionów, skutecznie blokował przejście swoim ciałem, co jak się okazało, jest jednym z podstawowych elementów szkolenia ochroniarzy w jego rodzimym kraju. Gdy dotarli do telebimu, przybiegła Rinoa.
-Czy ty się od nas już nie odczepisz? – zapytał Squall.
-Czemu jesteś dla mnie taki niemiły? - odparła Rinoa
-Ja niemiły? Nawet nie wiesz, ile razy chciałem ci okazać miłosierdzie.
-Rinoa spojrzała na niego z zaciekawieniem – To dlaczego jeszcze tego nie odczułam?
-Bo czekam, aż sobie chociaż nogę złamiesz, żeby się jakaś instytucja do mnie nie przyczepiła - odpowiedział ze szczerym uśmiechem.
-Jesteś podły – powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie, potykając się przy tym i spadając ze schodów.
-Nie złamałaś sobie czegoś przypadkiem? - wykrzyczał Squall z niekłamaną radością w głosie i chyba wykrakał, gdyż z dołu dało się usłyszeć:
-Ja pi.....e, mój paznokieć.
W tym momencie na ekranie pojawił się Prezydent. Zaczął coś ględzić o pokoju, zakończeniu niesnasek i o ambasadorze, którym miała zostać czarownica, gdy nagle do studia wpadł Seifer. Już miał wziąć prezydenta jako zakładnika, gdy niemal stratował go, oddział operacyjny CBA, który aresztował Delinga za przyjęcie korzyści majątkowych, w postaci: darmowej tubki pasty do zębów, pięciu długopisów z reklamą „Radia Aeris” i damskich stringów z naturalnej wielkości wizerunkiem Barreta.
-Co jest do k...y nędzy? - powiedział Seifer, po czym siadł w kącie, wyciągnął litrowy eliksir i wychylił go duszkiem. Na widok naszej drużyny wbiegającej do studia, rozpłakał się.
-Nikt mnie nie rozumie, to wszystko jest bez sensu. – po czym zaczął przykładać do głowy lufę swojego gunblade`a. Mimo gorliwej pomocy Squalla, nic z tego nie wyszło, ze względu na zbyt krótkie ręce niedoszłego samobójcy. Gdy eliksir zaczął doprowadzać Seifera do jego standardowego stanu, jedna ze ścian studia zrobiła się jakby płynna i wyszła z niej dziwnie ubrana kobieta. Seifer spojrzał ze zdumieniem.
-Ja jusz nje piję, mam haluny.
Wszyscy stali jak wryci. Kobieta podeszła do Seifera i zaczęła go głaskać po głowie.
-Oj biedne dziecko. Chodź ze mną to ci pomogę.
Seifer nadal patrzył z niedowierzaniem.
-Białe mysszki mi się objafiały, sztery sielone słonie tesz, ale psychiatra jessze nigdy. Hugo, swidy nie swidy, jesli massz kochanieńka coś do pisia, to jestem tfój.
Ta tylko twierdząco skinęła głową, po czym oboje zniknęli w ścianie.
-Czy to nie była czarownica o której mówił prezydent? – zapytała Quistis.
-A skąd mnie to wiedzieć, miotły nie miała, szpiczastego kapelusza też, żeby chociaż kurzajkę wielkości małego kota, ale nic. - odpowiedział Squall.
-No i co teraz? – zapytał Zell. Nie doczekał się jednak odpowiedzi, gdyż jak się okazało, nikt z drużyny nie grał wcześniej w „Final Fantasy 8”.
W tym momencie do studia weszła sprzątaczka i stanowczym głosem warknęła:
-Wypad śmierdziele do najbliższego ogrodu, bo tu za chwilę „Modę na sukces” będą kręcić. – Nikt z drużyny nie zamierzał polemizować z ową panią, której kobiecość można było porównać jedynie do Pudziana i wszyscy zgodnie ruszyli na stację.
Niestety po ostatnim mandacie znowu nie było ich stać na bilety. Zaczęli więc szukać alternatywnej metody ich zdobycia. Zell za resztę swoich pieniędzy kupił dwa eliksiry, po czym udał się do poczekalni. Po około dwóch godzinach, wrócił na czworaka krzycząc:
-Mam, spiłem go w trupa!!! – po czym stracił przytomność. Słowa Zella, zdawała się potwierdzać policja, poszukująca osoby, która przyczyniła się do śmiertelnego zejścia studwudziestoletniego Józefa S., bardziej znanego pod pseudonimem Sephiroth. Jak się okazało faktycznie bilety zdobył, jednak przytomność odzyskał dopiero, gdy dojechali na miejsce i to po potraktowaniu go czarem water, uprzednio schłodzonym blizardem.
Droga ze stacji do ogrodu prowadziła przez las. Selfie korzystając z okazji, że reszta postanowiła odpocząć, ruszyła w poszukiwaniu runa leśnego. Wróciła z uśmiechem, trzymając w garściach grzyby. Mimo, że czerwone kapelusze, ozdobione białymi kropkami wyglądały podejrzanie, to jednak głód nie pozwalał na obiektywną ocenę sytuacji i po chwili wszyscy z objawami zatrucia, legli w trawie. Znowu mięli zbiorowy sen o Lagunie i jego kolegach. Tym razem był on jeszcze nudniejszy niż poprzednio, dlatego Squall włączył małe okienko podglądu w narożniku, śniąc tam sobie mecz siatkówki, którego nie oglądał z powodu wykonywanej misji. Na główny ekran zaglądnął tylko wtedy, gdy chłopaki detonowali niewypały i gdy trenowali skoki ze skały na bangee. Po przebudzeniu stwierdzili, że grzybki są stanowczo przereklamowane. Jedynie Squall wydawał się zadowolony, ale przyczyną najpewniej był wynik meczu, a nie grzyby.
Po dotarciu do ogrodu Galbadia wszyscy z wyjątkiem Quistis poszli do pokoju gościnnego. Ta wróciła po chwili z informacją, że Seifer został skierowany na obowiązkowy odwyk.
-Szkoda chłopa. - powiedziała Selphie.
-A taki fajny był z niego herbatnik – dorzucił Zell.
-No i był niezły w łóżku – dodała Rinoa - Wszyscy spojrzeli na nią z niedowierzaniem. - To znaczy, nie źle wyglądał w łóżku – dopowiedziała.
-Wyglądał? – zapytał z zażenowaniem Squall, i nie czekając na odpowiedź dodał – Jak ja miałbym tak skończyć, to mnie zastrzelcie.
-Nie ma sprawy – wykrzyknęli wszyscy zgodnym chórem z wyczuwalną radością w głosie.
-Prawdziwi przyjaciele, nie ma co. – pomyślał Squall.
Po chwili z głośnika usłyszeli, że mają stawić się przy wyjściu. Gdy tam dotarli, czekał na nich dyrektor ogrodu z rozkazami od Cida. Squall po ich przeczytaniu zapytał:
-Mamy użyć snajpera? Toć ja nie potrafię trafić z odległości większej niż długość mojego Gunblade`a, a i to dopiero jak sobie wypiję.
W tym momencie dyrektor wskazał faceta w kowbojskim kapeluszu, leżącego w trawie. Na wystawionym palcu przysiadł mu motylek, by po chwili paść martwy ma ziemi. Zell nie udawał zachwyconego.
-Nawet nie chcę myśleć, gdzie wcześniej był ten palec? – powiedział ze złośliwością i już po chwili, rzeczony palec razem z resztą dłoni ułożoną w pięść, wylądował na jego twarzy. Tak oto rozpoczęła się długa i pełna wzajemnego poszanowania przyjaźń Irvine`a i Zella.
Po uspokojeniu całej sytuacji, ruszyli do Deling. Niestety na miejscu usłyszeli, że muszą najpierw udać się do grobowca jakiegoś króla, by uzyskać hasło dostępu. Na wieść o tym Squall niemal się zagotował.
-Teraz hasło w muzeum, następnie posprzątaj stajnie Augiasza i może jeszcze świętego Graala mam przynieść, by być godnym wejścia do siedziby Carawaya. Irvine, na wszelki wypadek zostaw jedną kulę dla tego generała.
-Oczywiście Indy – odpowiedział z uśmiechem Irvine
Na miejscu okazało się, że ceny biletów wstępu do owego zabytku, były lekko mówiąc zaporowe i to nie licząc opłat klimatycznych. Na całe szczęście wszyscy oprócz Quistis, mięli zniżki młodzieżowe, a Rinoa darmowy bilet, ze względu na widoczne kalectwo umysłowe.
Gdy w poszukiwaniu hasła zwiedzali kolejne pomieszczenia, natrafili na dwa krowokształtne osobniki. Pewnie potraktowali by je, jako kolejny wybryk natury, gdyby nie facet, przypominający skrzyżowanie Jabby z Chopinem, niosący w reklamówce świński łeb i zmierzający w kierunku pobliskiego studia lokalnej telewizji „Lucky 7”. Widok wieprzowiny przypomniał o głodzie, którego nie zaspokoili, od czasu konsumpcji grzybów. Zell oczami wyobraźni zobaczył pieczeń z Minotaura z dojrzałym jabłkiem w pysku i porem w dupie. Irvine nabił swoją broń amunicją na bizony, natomiast Squall wyjął deskę do krojenia i zaczął ostrzyć swojego gunblade`a, w myślach dzieląc Sacreda na równe steki. Dziewczyny porąbały dwa barokowe fotele z ekspozycji, układając z nich palenisko. Oba stworzenia widząc amok naszej drużyny, skuliły się w kącie, z przerażeniem oczekując swego przeznaczenia. Zapewne skończyły by jako suty posiłek, gdyby nie błąd matrixa, który spowodował przeniesienie rogacizny, na partycję z gejowskim porno w laptopie Zella, gdzie stały się nowymi GF-ami. Od tego czasu nie widnieli już jako Sacred i Minotaur, tylko jako Bracia, wzbogacając w ten sposób mitologię niderlandzką.
Poszukiwane hasło okazało się być przyklejone do jednego z porąbanych foteli. Z muzeum wymknęli się wyjściem ewakuacyjnym, by przypadkiem nie odpowiadać za zniszczenie eksponatów.
Po dotarciu do rezydencji Carawaya, udali się na obchód po mieście. Generał latał po skrzyżowaniach, wydzierając się, odnośnie planu akcji. Squall opuścił głowę, głośno westchnął, nie kryjąc zażenowania.
-Pełna konspiracja, to się musi udać.
Po powrocie, zgodnie z planem, podzielili się na dwie drużyny. Nagle do pokoju wpadła Rinoa, trzymając w ręku bransoletkę.
-Skąd to masz? – zapytał Squall.
-Podprowadziłam z gabinetu starego, to podobno bransoleta dr Odine, która ma powstrzymywać moce czrownicy - odpowiedziała Rinoa.
- Ja na twoim miejscu bym tego nie tykał. Podobno Seiferowi na chrzcie dali Krystyna, ale go oliwką Odine posmarowali i jest kim jest. – dodał z uśmiechem Squall, po czym razem z Irvinem udali się na miejsce akcji.
Rinoa jednak na siłę chciała pomóc w akcji i była przy tym bardzo namolna, co doprowadziło Quistis do szału.
-Jak chcesz być przydatna, to obwiąż się dynamitem i detonuj na paradzie - powiedziała, a następnie wyszła z resztą swojej drużyny.
Po drodze przypomniała sobie, że zostawiła w pokoju rozkładówkę z Tidusem, która od jakiegoś czasu zastępowała jej pluszowego misia. Quistis nie wiedząc, że Rinoa za kradzież bransolety dostała od ojca szlaban, wpadła do pokoju w momencie, gdy zamykały się drzwi, mające uwięzić córeczkę generała, a eliksiry zza wschodniej granicy musiały im odebrać zmysły, gdyż nie zauważyli, jak w progu mijali się z Rinoą. Ta chcąc dowieść swojej wartości, postanowiła zanieść bransoletę czarownicy. Jak zwykle ochrona musiała wysiadywać pobliskie lokale gastronomiczne, gdyż na drodze Rinoy, nie dało się spotkać nawet jednego żołnierza. Po dotarciu na miejsce zaproponowała Edei prezent. Ta skinięciem dłoni dała znać, by Rinoa podeszła i podała jej bransoletę. Ciężki i głośny oddech, oraz czarny, lśniący hełm na głowie czarownicy, musiał w dziewczynie budzić lęk. Edea wyciągnęła jubilerski okular, by wycenić bransoletę. Ta jednak, jak wszystkie gadżety Odine nie była wiele warta, co wyraźnie rozwścieczyło czarownicę. Ze złością zdjęła hełm, który okazał się być profesjonalną suszarką do włosów i powiedziała:
-Myślałaś, że zadziałają na mnie tanie sztuczki Jedi, zatem poznasz potęgę ciemnej strony mocy – po czym telepatycznie podniosła, stojący opodal metalowy kosz na śmieci i cisnęła nim w Rinoę, powodując jej oszołomienie.
Gdy wstawała z fotela okazało się, że Rinoa stanęła na jej długich doklejanych włosach, które niestety nie mogły tego wytrzymać, co ponownie podniosło Edei ciśnienie. Następnie, dla stworzenia atmosfery grozy, otworzyła z impetem ozdobny karnisz na plecach. Niestety, jedna z firanek zaczepiła się o kolczyk, zaś drugą zwiało jej na twarz i chwilę trwało zanim się wyplątała. Wyraźnie zdenerwowana, wyciągnęła rękę w kierunku drzwi, chcąc w ten sposób wywołać efekt ich upłynnienia. Niestety maska, którą miała na oczach, nie zdążyła się w porę otworzyć, uniemożliwiając zobaczenie, iż czar nie zadziałał. Sądząc po epitetach jakich użyła, uderzenie twarzą w drzwi musiało być bardzo bolesne. Po drodze zdążyła się jeszcze potknąć i stoczyć ze schodów.
-Mówiłam, żeby nie robić żadnych imprez trzynastego w piątek – powiedziała, po czym wyraźnie zdenerwowana wstała i ruszyła do mikrofonu, koło którego stał... No właśnie, nikt nie stał, bo przecież prezydenta aresztowali, a Yuna, która jako wzorzec ofiary, pasowała by do tej sceny idealnie, zażądała horrendalnego honorarium.
Rinoa nadal oszołomiona uderzeniem w głowę ruszyła za Edeą.
-Czy to nie jest przypadkiem nasze niebieskie nieszczęście? - zapytał Irvine.
-Niebieskie nieszczęście na pewno, ale czy nasze? - odparł Squall, jednak niewiele było słuchać, gdyż tłum zagłuszał głośnym skandowaniem: „Edzia, Edzia”. Edea podeszła do mikrofonu, poprawiła biust i gestem ręki uciszyła widownię, po czy powiedziała:
-Witam wszystkich przybyłych. – Reakcja tłumu nie okazała się zbyt satysfakcjonująca, zatem natychmiast dodała – oraz pielgrzymów z Polski – co wywołało euforię wśród publiczności, która znowu zaczęła skandować „Edzia”. Po chwili, przy dźwiękach piosenki „To nie ja byłam Ewą”, rozpoczęła się parada. Na odchodne Edea ożywiła jeszcze dwa Iguiony, licząc, że w ten sposób pozbędzie się Rinoy.
W tym czasie drużyna Quistis szukała wyjścia z pokoju. Zell popatrzył na rzeźbę, której ręce aż prosiły się o wstawienie w nie butelki. Gdy tylko to uczynił, na twarzy rzeźby pojawił się uśmiech, po czym ręce podniosły potiona do ust i otworzyło się przejście. Błądzili po kanałach dość długo, nie mogąc trafić do odpowiedniego wyjścia. Po drodze dotarli między innymi na szczyt K2, do zamku Ultimecji, a nawet do stacji kosmicznej „Mir”. Otwierając kolejną klapę nie mięli wielkich nadziei, a jednak ta, okazała się strzałem w dziesiątkę i znaleźli się wewnątrz bramy.
W międzyczasie Squall i Irvine, po długiej naradzie ruszyli na pomoc Rinoy. Gdy dotarli na miejsce dało się wyczuć odór padliny, który trzymał Iguiony na dystans od ofiary. Podejrzewając, że nie ma już kogo ratować, Squall zabrał się do wyjścia. W tym momencie jeden z jaszczurów chwycił go za nogawkę i warcząc, zaczął energicznie szarpać. Gdy Irvine chciał uwolnić kolegę od problemu, jeden z gadów padł na plecy i zaczął wić się w bólach. Drugi natychmiast podbiegł i przemówił ludzkim głosem.
-Kochanie oddychaj – po czym wyraźnie zdenerwowany zaczął krzyczeć – Lekarza, lekarza!!!
Squall widząc, że to bóle porodowe, nie czekał długo i rzucił się na pomoc. Irvine zachował trochę więcej zdrowego rozsądku i na wstępie skasował pięć tysięcy Gil od przyszłego taty, za uczestniczenie w porodzie rodzinnym. Gdy tylko Carbuncle przyszedł na świat, ojca dziecka wyraźnie zatkało. Faktycznie podobieństwo było znikome. Żona dziwnie szybko doszła do siebie po porodzie.
-To był gwałt. Nie mogłam się bronić przed tymi gołębiami, bo mnie zamurowało. - powiedziała, po czym spuściła głowę.
Mąż początkowo nie chciał tego słuchać, ale gdy tylko ochłonął, postanowił, że oddadzą dziecko do adopcji, z czego Squall nie omieszkał skorzystać. Nowy GF dołączył do kolekcji, jako całkiem oryginalny breloczek do kluczy.
Gdy już chłopaki mięli zejść do miejsca, gdzie ukryty był karabinek snajperski, Rinoa podniosła się z ziemi i zaczęła otrzepywać. Zdziwienie Squalla było większe, niż w przypadku gadających Iguionów. Już miał się spytać, jak to możliwe, gdy nagle go olśniło. Posługiwała się bumerangiem. Miała oswojonego dingo. Do tego dałby sobie głowę odciąć, że jeszcze przed chwilą, jej twarz zdobił płaski nos, z wetkniętą w przegrodę kością udową kangura. Mogło to świadczyć o tym, że umiała wpływać na umysły innych osób, kamuflując w ten sposób, swoją prawdziwą osobowość. Dodając do całości umiejętność fenomenalnego udawania padliny, odpowiedź mogła być tylko jedna. Ronoa jest szamanką Aborygenów.
Squall postanowił, że przynajmniej na razie, nie będzie dawał po sobie poznać, iż odkrył jej tajemnicę. Nic nie mówiąc odwrócił się i otworzył właz do pomieszczenia z tarczą zegarową, po czym cała trójka zaszła na dół.
Gdy platforma z Edeą wjeżdżała w bramę, Quistis opuściła kratę wprost na czarownicę, która wykazała się nie lada refleksem, uskakując przed opadającym żelastwem. Dokładnie w tym samym czasie, podniosła się tarcza zegarowa. Irvine zaczął namierzać cel, jednak ku zdumieniu Squala, oznajmił:
-Nic nie widzę.
-Jak to, snajper nic nie widzi? - Zapytał zirytowany Squall.
-Zawsze byłem ślepy na lewe oko – oznajmił Irvine.
-To przyłóż broń do prawego– odparł Squall. Gdy ten zastosował się do wskazówek kolegi, stwierdził z przerażeniem.
-Oślepłem zupełnie.
-Debilu, zamknij teraz lewe oko, a otwórz prawe – Powiedział Squall, niemal wychodząc z siebie.
-O najjaśniejszy, przywróciłeś mi wzrok cudotwórco! Nie myślałeś o zarabianiu leczeniem? – powiedział wyraźnie podekscytowany Irvine.
-Oczywiście, że myślałem i to o psychiatrii, bo za obcowanie z waszą ułomnością, dostał bym przynajmniej godziwe pieniądze. - odrzekł Squall.
W końcu Irvine zaczął mierzyć do czarownicy. Ta w oczekiwaniu na strzał, wzięła się za szydełkowanie, kończąc właśnie szalik i czapkę dla swojego nowego podopiecznego, którym okazał się Seifer. Gdy Irvine oddał strzał, dało się zauważyć lekki ruch głowy Edei, który świadczył o tym, że pocisk trafił w cel. Niestety po chwili wypluła kulę, co pokazało nadnaturalne zdolności tej kobiety. Szczery uśmiech na jej twarzy objawił jednak, że sztuczka nie do końca się udała, gdyż w komplecie uzębienia brakowało górnej lewej jedynki.
Squallowi nie pozostało nic innego, jak pokonanie czarownicy w tradycyjny sposób. Zeskoczył na ulicę i wsiadł do pierwszego napotkanego samochodu. Niestety jego optymizm prysł, gdy usłyszał bardzo miły, męski głos z sąsiedniego siedzenia.
-Zapinamy pas, wrzucamy luz, odpalamy auto. Teraz włącz światła, naciśnij sprzęgło, wrzuć jedynkę, włącz kierunkowskaz, upewnij się, że nie spowodujesz zagrożenia i powoli puszczając sprzęgło, włącz się do ruchu.
Squall zbity nieco z tropu, początkowo stosował się do wskazówek. Gdy jednak zobaczył, iż Edea kończy rękawiczki do kompletu Seifera, zdał sobie sprawę z tego, że ta cała akcja trwa już niemiłosiernie długo i docisnął gaz, w rezultacie rozbijając samochód. W trakcie wysiadania, usłyszał od instruktora, że prędzej on zostanie premierem, niż Squall zrobi prawo jazdy. To dziwne, że jedyną rzeczą, jaką Squall zapamiętał z tej przejażdżki, było przyklejone do pulpitu zdjęcie mężczyzny w mundurze wehrmachtu, który podobno był dziadkiem tego instruktora. Squall nie przeciągając, wdrapał się na platformę, gdzie czekała na niego Edea, ze swoim podopiecznym. Pierwszy do walki stanął Seifer.
-Co ty tu robisz? – zapytał Squall.
-Wreszcie mogę być tym, kim zawsze chciałem, czyli rycerzem broniącym swojej pani. - odpowiedział Seifer.
-No fakt, zakuty łeb to ty zawsze miałeś, tylko brakuje ci czegoś – powiedział podśmiewając się Squall
-A niby czego mi brakuje? - Zapytał Seifer.
-Ja bym ci powiedział, ale... - uciął Squall, a na jego twarzy pojawił się szatański uśmiech i po chwili dodał – Patrz wiozą świeże potiony.
Seifer nie podejrzewając podstępu, odwrócił się. Na reakcję Squalla nie trzeba było długo czekać. Wyciągnął pędzelek i niczym mistrz „Okami” nasmarował na plecach Seifa piękny, czarny krzyż.
-No co ty? - zapytał Seifer.
-Wreszcie z ciebie prawdziwy rycerz, aż przestaję mieć wyrzuty sumienia na myśl, że muszę ci twarz obić. - odpowiedział Squall, z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Edea spojrzała na plecy Seifera z przerażeniem.
-I czym ja to teraz dopiorę. Do domu gówniarzu – powiedziała, wskazując Seriferowi drogę, następnie dodała – Nikt nie będzie poniewierał mojego Sefcia.
Na całe szczęście w międzyczasie dotarł Irvine i Rinoa. Na pierwszy rzut poszło tornado, które co prawda nie wyrządziło Edei wielkiej krzywdy, ale odpięło kilka żabek przy firankach. Dzięki temu, zajęła się ich zapinaniem, nie mając czasu na atakowanie naszej drużyny. I pewnie mogli by tak ciągnąć, aż do śmierci czarownicy, gdyby Squall nie pomylił czarów i nie rzucił fire, wypalając w jednej z firanek maleńką, ledwie widoczną dziurkę. W oczach Edei pojawił się obłęd, a jej twarz przybrała kolor purpury. Trzęsącymi rękami przyzwała lodowe sople, posyłając je w kierunku Squalla, który w międzyczasie, chcąc okazać lekceważący stosunek do przeciwniczki, odwrócił się i wypiął nagie pośladki. Ukłucie lodowym ostrzem w odsłoniętą część ciała, przywołało wspomnienia zastrzyków z penicyliny, które towarzyszyły Squallowi przez całe dzieciństwo. Rinoa udając, że chce pomóc, zepchnęła go jeszcze na zakończenie z platformy.
Po tych wydarzeniach, cała ekipa została aresztowana i skazana na karę śmierci, za zamach na Edeę, oraz dodatkowe trzy lata więzienia, za zniszczenie zabytkowych foteli w muzeum.

Ciąg dalszy na życzenie (jeśli się wam to jeszcze nie znudziło).

: pt 02 paź, 2009 17:09
autor: cast
Dołączam się do fanklubu tej alternatywnej fabuły, jest znacznie lepsza od oryginału ;<

: czw 29 paź, 2009 20:24
autor: AUDION
No to czas na część piątą.

Po dowiezieniu naszych podopiecznych do więzienia, pojawiły się u nich objawy głodu alkoholowego, co w rezultacie doprowadziło, do utraty przytomności.
Znowu mięli zbiorowy sen o Lagunie. We śnie pojawiła się dziewczynka, której ubiór był łudząco podobny do nieznajomej, pojawiającej się wcześniej na ich drodze. Jednak wydawało się niemożliwe, by jakiekolwiek ubranie dawało się aż tak rozciągnąć, nie wspominając o tym, że mitem jest kobieta, która przez całe życie chodzi w jednym ubraniu. W barze Laguna spotkał się z Kirosem i Raine. Po rozmowie usłyszeli, że Estharscy ochroniarze, znowu aresztują dzieci, w tym Jasia i Małgosię, za kradzieże ciastek ze sklepu eshtarskiej sieci &#8222;Jelonek Rogacz&#8221;. Laguna wyjaśnił, że zajmuje się codziennie &#8222;czyszczeniem&#8221; miasta z potworów, gdyż wszyscy wyjechali na wojnę i pozostały tylko kobiety, dzieci i z nieznanych przyczyn on sam. W trakcie obchodu, Kiros zdębiał widząc Lagunę prującego z automatu do gąsienic, żab, komarów i uciekających emerytów. Miarka się przebrała, kiedy zaatakował wiatrak i używając komendy &#8222;draw&#8221;, wyciągnął z niego worek mąki. Kiros chcąc ratować kolegę, zaproponował mu, by pisał fanfiki na jakimś forum o &#8222;Final Fantasy&#8221;, jednak nie wziął pod uwagę, że w Winhill nie było internetu.
Po powrocie podsłuchali rozmowę dziewczyn, w której padły słowa o ewentualnym ślubie Laguny z Raine. Ta jednak stwierdziła, że nie może strawić rzucanych po kątach skarpetek, nie opuszczonej deski klozetowej, a już na pewno tego, że w lipcu nosi gacie z napisem marzec. Laguna nie dając po sobie poznać, iż podsłuchał rozmowę, zamienił kilka zdań z dziewczynami, po czym poszedł spać.
W tym momencie ocknęli się wszyscy z wyjątkiem Zella. Ten obudził się jakiś czas później, gdyż we śnie, jako Ward kończył igraszki z kolegą z dyżurki. Gdy wyrwał się z objęć Morfeusza, Selphie robiła Quistis tatuaż z wizerunkiem smoka, choć trzeźwym okiem patrząc, przypominało to co najwyżej chaszcze Puszczy Białowieskiej. Po chwili do celi weszli strażnicy w mundurach SS.
-Która to Rinoa? &#8211; zapytał dowódca strażników, z wyraźnym gardłowym &#8222;r&#8221; w głosie.
Nasi podopieczni, będąc związani z ruchem oporu, postanowili iść w zaparte i wszyscy, nie wyłączając samej poszukiwanej, natychmiast wskazali Rinoę. Gdy strażnicy wyprowadzali ich koleżankę, reszta swój smutek uczciła minutą radosnej zabawy, którą przerwał jeden ze strażników, który wrócił wymierzyć Zellowi kilka kopów mówiąc:
-Co prawda nie wiem za co, ale tak było w scenariuszu.
Selphie widząc cierpiącego Zella, wyciągnęła ukryty w czeluściach damskiej bielizny, telefon komórkowy.
-Gdzie to było? Jest, dziesięć curag za jeden SMS, cena za wysłanie jedyne 300 gil plus vat, pit, cit, składka na ubezpieczenie zdrowotne, oraz abonament radiowo-telewizyjny, łącznie 6000 gil brutto.
Niestety takiej kwoty, jak i żadnej innej, jako szanująca się nastolatka mieć nie mogła. Zdenerwowana rzuciła telefonem, trafiając Zella w głowę, niemal pozbawiając go przytomności. Na domiar złego, Zell był uczulony na sierść Momby, który przyniósł obiad. Po ceremonii ostatniego namaszczenia, Selpie licząc na cud, nachyliła się nad Zellem z myślą o reanimacji. Nie zdała sobie sprawy, że w ten sposób odsłonił się jej ponętny dekolt. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Puls i ciśnienie Zella nagle skoczyło, spodnie zrobiły się ciasne i nawet nie wiadomo kiedy, jego ręce zaczęły obłapiać biust koleżanki. W następstwie tego zdarzenia, ręka Selphie dotknęła policzka Zella, przekazując w ten sposób, całą energię kinetyczną wcześniejszego, obszernego zamachu.
W tym czasie w celi ocknął się Squall. Zauważył, że rany zniknęły, natomiast niektóre części jego ciała, pokrywały liczne siniaki w kształcie dłoni Seifera. Po chwili w celi pojawił się właściciel owych dłoni z zamiarem zabrania Squalla do pokoju przesłuchań. Ten stawiając opór, głęboko wbił paznokcie w siedzisko i to na tyle skutecznie, że wyprowadzenie wymagało interwencji ślusarza. Na miejscu przywiązano do ściany Squalla wraz z deską. Seifer pojawił się po chwili, ubrany w skąpy, skórzany strój, trzymając w ręku pejczyk i gładząc nim strefy erogenne Squalla, ze szczególnym uwzględnieniem deski, zaczął wypytywać.
-Ty niegrzeczny, powiedz jakie zadanie mają SeeD?
W tym momencie jego pejczyk zaplątał się w bujnym owłosieniu nóg Squalla. Ze swojej różowej torebki wydobył depilator. Na widok tego nowożytnego narzędzia tortur, na twarzy Squalla pojawiło się przerażenie. Musiał szybko coś wymyślić.
-Mamy wprowadzić na rynek tani eliksir i rozpijając w ten sposób pańszczyźnianych chłopów, oraz inteligentów, przejąć władzę nad światem.
Słowa Squalla wydawały się wysoce prawdopodobne, jednak zamach na Edeę za nic nie pasował do tego planu. Dlatego Seifer kontynuował zabiegi kosmetyczne, które z powodu uszkodzonego kabla depilatora, wzbogaciły się o stymulację prądem.
W tym czasie Zell z koleżankami zabrał się za spożywanie obiadu. W związku z rozporządzeniem ministerstwa kultury, dla wzbogacenia krwawych scen w filmach, zarządzono podawanie więźniom zwiększonej ilości żelaza. Niestety kryzys spowodował, iż jedyną formą w jakiej było ono dostępne, były brzeszczoty, z których Zell nie omieszkał skorzystać zgodnie z pierwotnym ich przeznaczeniem, czego nie można było powiedzieć o dziewczynach, ponieważ te właśnie rozwodziły się nad aksamitnym smakiem żelastwa. Gdy Zell po kilku godzinach piłowania, próbował przecisnąć się przez okienko w drzwiach, zahaczył nogawką o klamkę i drzwi najzwyczajniej w świecie otworzyły się. Reakcji Zella nie zagłuszyła nawet wstawka cenzorska, zatem postanowiono ją wyciąć. Po uspokojeniu, Zell ruszył na poszukiwanie broni. Na szczęście w magazynku na skonfiskowane rzeczy, Rinoa przekonywała Seifera, by ten nie robił krzywdy jej kolegom i trzeba przyznać, że nie robiła tego dyskretnie. W związku z tym, żaden ze strażników nie śmiał im przeszkadzać, więc pilnowali dobytku naszej drużyny na korytarzu. Gdy Zell zbliżył się do nich, zauważył, że strażnicy to dwie leciwe działaczki Związku Socjalistycznej Młodzieży Galbadyjskiej i wykorzystując ich doświadczenia w młodości, krzyknął:
-Papier toaletowy rzucili!!!
Nie trzeba było długo czekać. Obie znikły tak szybko, że migawka kamery nie zdążyła tego uchwycić. Zell objuczony bronią i laptopami, ruszył do koleżanek. Schodząc ze schodów, usłyszał dobiegające z celi odgłosy walki. Z impetem wpadł do środka. Wewnątrz jak gdyby nigdy nic, stała Selphie wraz z Quistis, czyszcząc sobie paznokcie, zaś ciała żołnierzy mógł zidentyfikować jedynie stomatolog, a i to dopiero po zebraniu zębów, które w popłochu rozproszyły się po całej celi. Na twarzy Zella zaczęło się rysować przerażenie, z gardła natomiast nie mógł wycisnąć ani słowa.
-No co, nie słyszałeś o zespole napięcia przed miesiączkowego? - zapytała Selphie, widząc reakcję kolegi.
-Właśnie sobie wyobraziłem sprawę rozwodową w waszym wykonaniu. - odpowiedział Zell, oddając broń swoim koleżankom.
Korzystając z okazji, że Rinoa nadal namiętnie przekonywała Seifera, ruszyli na pomoc Squallowi. Gdy dotarli na miejsce, ten nadal wisiał przywiązany do ściany. Zell w pierwszej kolejności odwiązał górne kończyny swojego kolegi w związku z czym usłyszał wiązankę słowno-muzyczną pod wszystko mówiącym tytułem &#8222;Debilu, najpierw nogi&#8221;. Po Chwili twarz Squalla nawiązała bliski, niemal przyjacielski kontakt z podłożem. Po pozbieraniu kolegi, ruszyli do windy. Niestety Squall, deską w której nadal tkwiły jego ręce, uszkodził panel sterujący i ku wątpliwej uciesze towarzystwa, musieli ruszyć pieszo. Na dole spotkali Irvina z Rinoą.
-Rinoa, sądząc po odgłosach z magazynku, byłem pewny, że właśnie wyrok na tobie wykonują. - powiedział z sarkazmem Zell, na co Rinoa zareagowała klasycznym fochem z przytupem.
-Dobra, dobra, ja tam nie wnikam kto z kim sypia, byle bym dzieci z tego niańczyć nie musiał. - Powiedział Squall, po czym ruszył dalej w poszukiwaniu wyjścia.
Niestety do drzwi na parterze, przykuli się działacze partii zielonych, protestując w ten sposób przeciwko budowie obwodnicy więzienia, która ich zdaniem zniszczy dziko żyjące ziarna piasku.
Jak wiadomo z ekologami jeszcze nikt nie wygrał, więc cała szóstka w poszukiwaniu alternatywnego wyjścia, ruszyła w górę. Niestety Squall z powodu deski, dotarł na górę z dużym opóźnieniem. Gdy reszta drużyny podziwiała widoki z pomostu na zewnątrz, Squall zaklinował się w drzwiach do pokoju sterowania. Rinoa jakby coś przeczuwając, całą drogę trzymała się blisko kolegi i wykorzystując jego bezbronność, oraz nieobecność reszty drużyny, poczęła go najzwyczajniej obnażać. Squallowi na widok napalonej Rinoy, zmieniła się orientacja seksualna i w akcie desperacji zaczął niczym lis w potrzasku, przegryzać więżące go w desce tipsy. Impet z jakim się oderwał, był na tyle wielki, że wpadł na panel sterujący więzienia, uruchamiając funkcję wwiercania się budynku w piasek, w rezultacie dowiercając się do całkiem bogatych złóż ropy naftowej, które w normalnych warunkach wystarczyły by do utrzymania małego państwa przez kilka lat, ale naszej drużynie co najwyżej na wyprawienie osiemnastki Squalla.
Jak na Afganistan przystało, w pobliskim supermarkecie zakupili dwa wozy pancerne w promocji dostając turbany, brody, sześć skrzynek potionów, oraz ładne skórzane paski wysadzane dynamitem. Wiele się nie zastanawiając ruszyli w drogę. Podróż nie trwała jednak zbyt długo, gdyż po wypiciu potionów, u większości pojawiły się objawy choroby lokomocyjnej. Gdy zrobili sobie przerwę, stali się świadkami odpalenia rakiet. Selphie ze smutkiem spojrzała w ich kierunku.
-Lecą do Trabia Garden.
-Skąd wiesz? - zapytał Squall, jednak szybko się domyślił, gdyż te miały białe tablice informacyjne z opisem relacji.
-To był jedyny ogród, który odpowiedział na moje CV &#8211; powiedziała płacząc Selphie, po czym otarła łzy i dodała &#8211; Miała być tarcza antyrakietowa, a tak trzeba się będzie w zatrudniaku zarejestrować.
Resztkami przytomności podjęli decyzję o podziale na dwie drużyny, z których jedna ruszyła do bazy rakietowej, zaś druga dowodzona przez Squalla do ogrodu Balamb.
Niestety, chciał nie chciał, ilość paliwa w baku była ograniczona i nagle na środku pustyni wóz Squalla zaczął prychać, po czym stanął. Nie pozostało nic innego jak piesza wycieczka, jednak podróż na kacu przez pustynię nie mogła należeć do łatwych. Po pewnym czasie zaczęli się czołgać z wyczerpania, a w ich umysłach pojawiły się wizje bielejących w piaskach szkieletów. Było to o tyle dziwne, że od wozu dzieliło ich zaledwie pięćdziesiąt metrów. Fatamorgana w postaci peronu na środku pustyni, wydawała się nie rozbudzać ich nadziei. Realizmu nabrała wtedy, gdy dostrzegli tablicę &#8222;Włoszczowa&#8221;. W końcu właściwy peron, we właściwym miejscu. Resztką sił dotarli do stacji. Squall zgodnie z zasadami poradnika dla samobójczych zamachowców, z dworcowej jadłodajni podprowadził plastikowe sztućce, którymi sterroryzował maszynistę pociągu, w rezultacie kończąc swoją podróż w budynku urzędu skarbowego w Balamb.
W tym czasie grupa jadąca do bazy rakietowej, została zaatakowana przez spodek kosmiczny. Po odzyskaniu przytomności, tak jak poprzednio nic nie pamiętali, a po przeprowadzeniu inwentaryzacji, ze zdziwieniem stwierdzili, że nic nie zniknęło. Ich optymizm nie trwał jednak długo, gdyż próba ruszenia z miejsca, zakończyła się fiaskiem. Nikt nie był w stanie wydedukować skąd obcy na środku pustyni wziął cegły do podparcia wozu, ani tym bardziej na co mu koła? Jako, że ubezpieczenie pojazdu obejmowało assistance, już dwie godziny później przejeżdżali na lawecie bramę bazy rakietowej. Komputer przy wejściu zażądał włożenia karty kredytowej i podania pinu. Gdy w dalszej kolejności zażądał podania listy tajnych agentów Balamb, nikt z naszej drużyny nie przewidywał podstępu. Ich wyjątkową czujność, pobudziło dopiero pytanie o rozmiar biustu Selphie, gdyż ta informacja, jak wszyscy wiedzą, opatrzona była klauzulą tajności. Na szczęście pomimo nie udzielenia owej informacji, drzwi się odblokowały, w przeciwieństwie do konta naszej drużyny, na którym zostały przekroczone wszystkie możliwe limity.
Do środka weszli po cichu, by nie zwracać na siebie uwagi. Ich celem był główny komputer sterujący. Zell wyciągnął garść drobnych i jedną z monet rzucił w korytarz za plecami strażników, odwracając w ten sposób ich uwagę. Kolejne monety rzucał co chwilę, by trzymać ich na dystans. Selphie w tym czasie odpaliła komputer. Gdy pojawiło się logo &#8222;Windows&#8221;, było wiadomo, że wiele mieszać nie muszą, by rakiety nie trafiły.
-Ciekawe czemu ma służyć w tym programie coś takiego, jak zmniejszenie celności rakiet? Nie mogli od razu zaaplikować funkcji &#8222;strzel na wiwat&#8221;, przynajmniej przydało by się na sylwestra. &#8211; wymamrotała Selphie.
Po wprowadzeniu wszystkich zmian i uruchomieniu programu autodestrukcji, stało się coś czego się nie spodziewali. Z powodu zalegania przez galbadyjski rząd z opłatami za prąd, w całej bazie zostało wyłączone zasilanie, co spowodowało wyłączenie komputerów i niemożność odpalenia rakiet.
-Że myśmy na to nie wpadli. &#8211; Powiedział Zell.
Zostało tylko zrobić coś, by nikt nie włączył zasilania awaryjnego. Tym zajął się Irvine, dzwoniąc do najbliższego posterunku policji z informacją o podłożeniu bomby w bazie rakietowej. Teraz wystarczyło zamknąć się w schowku na szczotki i poczekać, aż cała obsada bazy zostanie ewakuowana. Następnie nasi pupile, przed wkroczeniem saperów, zamknęli i zabarykadowali bramę. Wojsko prośbą i groźbą próbowało wynegocjować otwarcie wrót, jednak po upływie godziny zamilkli, co zaniepokoiło Zella. Gdy wyjrzał przez wizjer, jego oczom objawił się monumentalnych rozmiarów sześciopak promocyjnych potionów &#8222;Trojański Full&#8221;, ze sklepu &#8222;Jelonek Rogacz&#8221;. Na taki widok musieli zareagować, wciągając go do środka. Po rozpracowaniu dwóch puszek, cała trójka przysnęła. W tym momencie z kolejnych dwóch puszek wyszli żołnierze, którzy teraz bez problemu wdarli się do bazy, uruchamiając zasilanie awaryjne i tym samym odpalając rakiety, oraz wznawiając działanie programu autodestrukcji. Nie wiadomo, czy nasza nieprzytomna z powodu stanu upojenia trójka, odzyskała świadomość, jednak kilka chwil później, można było podziwiać efektowną eksplozję w miejscu bazy wojskowej.
W tym czasie Squall wraz z Rinoą i Quistis, dotarli do ogrodu Balamb. Przy wejściu spotkali Rajin i Fujin, którzy oznajmili im, że w ogrodzie trwa właśnie kampania wyborcza i że pewnie będą musieli się opowiedzieć za jednym z kandydatów. Numer drugi na liście kandydatów, zwany mistrzem ogrodu, postanowił wszystkimi siłami pozbyć się swojego przeciwnika, zatrudniając CBA, do odszukania i aresztowania Cida, pod zarzutem wręczenia łapówki dyrektorowi ogrodu Galbadia, w zamian za sabotowanie zamachu na Edeę, oraz torpedowanie ustawy opodatkowującej &#8222;Triple Triad&#8221;. Bojówki mistrza ogrodu szczuły zwolenników dyrektora, zwierzętami wypuszczonymi z centrum treningowego, do czego nasza drużyna nie zamierzała dopuścić. Po demokratycznym uszczupleniu z pomocą gunblade`a, poparcia dla mistrza ogrodu o jakieś pięćdziesiąt procent, dotarli wreszcie do Cida i poinformowali go o możliwym ataku rakietowym. Ten nie czekając udzielił im informacji, że ogród ma coś ukrytego w podziemiach pod windą. Faktycznie, znajdował się tam schron z zapasami trzydziestoletnich eliksirów, szwedzkimi puszkami mięsnymi w tym samym wieku, że o przeterminowanych, piankowych żelkach nie wspomnę. Te ostatnie, zaczęły już nawet żyć własnym życiem i w formie dwóch ślimaków bezskorupowych, stanęły na drodze naszej drużyny. Squall nie zastanawiając się długo przyzwał Ifrita, którego właśnie oderwał od oglądania programu kulinarnego &#8222;Pascal po prostu gotuj&#8221;. Początkowo Ifrit nie wydawał się być z tego faktu zadowolony, wiedząc, że dostanie mu się od Shivy za wyjście bez pozwolenia. Jednak gdy zobaczył piankowe ślimaki, niemal wpadł w euforię i po kilku chwilach krzątania, dzierżył w dłoniach przyrządzony z nich torcik bezowy ze śledziami, który zabrał dla swojej ukochanej w ramach przeprosin.
Drużyna ruszyła dalej, docierając do maszynowni. Niestety ktoś ostatnio zostawił ogród z włączonymi światłami, wyładowując akumulator, zatem odpalenie z kluczyka nie wchodziło w rachubę. Nie pozostało nic innego, jak posłużyć się korbą. Po kilku obrotach silnik zaskoczył i ogród po wyrządzeniu kilku szkód parkingowych oddalił się z miejsca zdarzenia, unikając rakiet i pokrycia kosztów za uszkodzenie sąsiadujących pojazdów. Następnego dnia gazety pisały, że rakiety nie mogąc znaleźć celu, udały się tam, gdzie uznały za słuszne, czyli na ulicę Wiejską w Warszawie, znacząco zwiększając w ten sposób poparcie dla nieistniejącego już parlamentu.
Po drodze ze sterówki, nasi podopieczni wyszli na taras widokowy, by się nieco przewietrzyć. Szeroki uśmiech Rinoy w trakcie podziwiania widoków, doprowadzał Squalla do szału. W zdjęciu grymasu z twarzy dziewczyny, pomogło wypróżniające się nad nią ptactwo, szczerze uszczęśliwiając tym Squalla i Quistis.
Przed wodowaniem ogrodu, odbył się oficjalny chrzest pustą butelką po eliksirze, gdyż Squall jako ojciec chrzestny nie mógł dopuścić, do zmarnowania jej zawartości. Jeszcze tylko odciski dłoni naszej drużyny i psa Rinoy, oraz napis &#8222;Rinoa 102&#8221; i ogród miękko wylądował w wodzie.
W trakcie wędrówki po ogrodzie, Squall znowu spotkał tajemniczą nieznajomą. Gdy zapytał się o jej dane personalne, ta wzburzyła się, nie rozumiejąc jak Squall może tyle pić, by jej nie pamiętać.
-Czemu te kobiety nie mogą zrozumieć, że SeeD piją właśnie dlatego, by w razie ewentualnego przesłuchania nic nie pamiętać. &#8211; pomyślał Squall, po czym się oddalił.
Przy windzie naszą drużynę zaczepił posłaniec mistrza ogrodu, informując, że mają się do niego udać, co też uczynili. NORG, bo tak zwał się mistrz, był podobno łysym bratem bliźniakiem Wojciecha Manna. Gdy zjechali na dół, Cid właśnie wracał z &#8222;dywanika&#8221; od mistrza. Wydawał się nie być zadowolony i dlatego Squall, już na dzień dobry, wyciągnął butelkę przedniego eliksiru. NORG nieco zbity z tropu, nie odmówił, a nawet wyciągnął zimne zakąski i po kilku kolejkach zaczął gadać o tym, że cały ogród jest wybudowany i utrzymywany z jego pieniędzy i że po wejściu na giełdę, Cid ze swoją żoną Edeą, chcą przejąć pakiet kontrolny akcji, a tym samym i ogród. Squall nieco się zdziwił na wieść o związku dyrektora, ale nie dawał tego po sobie poznać. NORG nadal narzekał, że dla obniżenia cen akcji, Cid wraz z dyrektorem ogrodu Galbadia, sabotowali akcję zamachu na czarownicę, dając ślepego na jedno oko snajpera i ... Tu przerwał, spoglądając na Rinoę. Po kilku następnych kolejkach NORG rzekł, że mimo całej sympatii do nich, będzie musiał ich wydać czarownicy, by załagodzić całą sytuację. Squall tylko przytakiwał, głaskając jego skórzastą głowę. Gdy NORG już ledwie kontaktował, Squall przypomniał sobie, że ktoś mu mówił, iż mistrz ogrodu jest w posiadaniu GF-a Leviatana. Rzeczywiście NORG miał węża w kieszeni. Squall zaczął oglądać gada, gdy ten nagle odezwał się ludzkim głosem.
-Jam jest wąż, który towarzyszy wszystkim ogrodom od samego początku. - Po czym zaczął opowiadać o historii ogrodnictwa. Jak to pierwszy z mistrzów, przez pięć dni organizował Eden Garden. Szóstego dnia zatrudnił ochroniarza, którego wybrał spomiędzy &#8222;glin&#8221;, a zwał się on Adam. Niestety protesty feministek, oraz kradzież żeberek z drugiego śniadania Adama, zmusiły go do zatrudnienia drugiego ochroniarza w postaci niejakiej Ewy. Wszystko było by dobrze, gdyby nie monitoring, na którym został utrwalony fakt, jak w/w wąż, pracujący w związkach zawodowych, namawia ochroniarzy do spożycia jabłka marki McIntosh, jako posiłku regeneracyjnego, który podobno im przysługiwał, za co zostali wydaleni z pracy, a obciążenie za brakujący towar, wraz z lichwiarskimi odsetkami, ich potomkowie płacą do dziś. Jak widać właściciele ogrodów od zawsze należeli do skąpców. Z tej wypowiedzi można było wywnioskować, iż nie jest to stworzenie, którego poszukiwali. Squall nie kryjąc swojej niechęci do pracowników związków zawodowych, wyjął swojego gunblade`a, przybił nim głowę węża do stołu, oskórował i zrobił gustowny pokrowiec na swoją broń, oraz dwie damskie torebki dla koleżanek, czym niestety zmniejszył swoją kompatybilność z GF-em Diablosem.
Poszukiwania Leviatana trwałyby jeszcze długo, gdyby nie to, że skończyły się ostatnie śledzie marynowane. Po następnej kolejce, z ust NORGA nieśmiało wychylił się tasiemiec i rzekł.
-Ja z pytaniem natury formalnej. Czy można wiedzieć gdzie zakąska?
Squallowi jak zwykle pod wpływem alkoholu, wyostrzyły się zmysły, co pozwoliło mu chwycić robaczka, za mikroskopijną główkę i pozyskać jako nowego GF-a.
Przy tempie jakie narzuciła nasza drużyna, zejście śmiertelne NORGA, było tylko kwestią czasu. Teraz naszej drużynie pozostało pozbyć się ciała, rzucając je na żer, pływającym wokoło ogrodu rekinom.
Niestety jak na pechowców przystało, za wyrzucanie śmieci do wody zostali ukarani słonym mandatem, a Squallowi za ucieczkę ogrodem z miejsca wypadku, zabrano prawo jazdy.


Kolejna część jak zwykle na życzenie.

: ndz 01 lis, 2009 01:41
autor: Rikku
czy ten film FF8 istnieje? bo nie chce mi się czytać bo wy tu troszkę dużo piszecie xD

: ndz 01 lis, 2009 09:55
autor: Sephiria
Rikku pisze:bo nie chce mi się czytać bo wy tu troszkę dużo piszecie
No właśnie, młodzieży nie chce się czytać, to potem dzieciaki mają problem z przeczytaniem większej ilości tekstu.
Rikku pisze:czy ten film FF8 istnieje?
Gdybyś przeczytała, to co Audion napisał, to wiedziałabyś, że jest to nieco luźniejsza i młodzieżowa interpretacja fabuły FF8. Filmu o FF 8 jako tako nie ma i bardzo prawdopodobnie nie będzie. Od początku ten temat zakładał dowolność pomysłów na ewentualny film o FF 8, gdyby fanom w jakiś magiczny sposób udało się namówić Square-Enix na zrobienie takiego filmu. Kiedyś sama wysunęłam pomysł na kontynuację, czyli bieg wydarzeń po zgonie Ulki, natomiast Audion zaproponował remake z większą dozą humoru, przy okazji krytykując w przyjemny i właściwy dla siebie sposób pewne niewyjaśnione i czasem głupie motywy, dla których ni stąd ni zowąd drużyna wybiera rozwiązania pod górkę lub wydarzenia rozgrywają się bez jakiegoś logicznego uzasadnienia. Całość jest doprawiona lekką satyrą w postaci dodania bohaterom cech ludzkich.

Polecam jednak poświęcić te 40 minut i przeczytać, bo naprawdę idzie się uśmiać.

: ndz 01 lis, 2009 14:00
autor: Squall24
a tak wg. Audion, bardzo fajne jest to co piszesz :) Za każdym razem coraz lepsze :) jak ja lubię jak nad ufoludkiem się znęcasz :D
bo nie chce mi się czytać bo wy tu troszkę dużo piszecie xD
Nie musisz czytać, ja też wszystkiego nie czytam (odkąd ostatni raz tu byłam, to trochę dużo do nadrabiania mam....), ale polecam przeczytać to co Audion 'bazgrze'
czy ten film FF8 istnieje?
Jak Sephiria napisała, film nie istnieje i go pewnie nie będzie.

: pt 06 lis, 2009 22:48
autor: AUDION
Jako, że nie widzę protestów, czas na część szóstą.

Po pozbyciu się NORGA, nie pozostało nic innego jak wyjaśnić kilka spraw z Cidem, który w związku ze stresem wyborczym i brakiem w ogrodzie innych kobiet w jego wieku, trafił na kozetkę do doktor Kadowaki. Ta ostrzegła, by nie męczyli go za bardzo, gdyż i tak zbyt wiele wziął na siebie. Faktycznie dwa worki ziemniaków, którymi był przykryty z powodu braku pieniędzy na kołdry, oraz pani doktor, której masa już niejednego pacjenta posadziła na wózku inwalidzkim, to wszystko mogło być dla niego ciężarem ponad siły.
Squall zaczął wypytywać najpierw o powód, dla którego musi teraz znosić zachwyty męskiej części ogrodu nad jego nogami i jęki zawodu, gdy okazuje się, że jest facetem. Cid nie krył zdziwienia.
-Chłopie, przez pięć lat wałkowaliście &#8222;Jasia i Małgosię&#8221;, oraz &#8222;Krasnoludki i sierotkę Marysię&#8221;. Co roku zamiast topić marzannę, paliliście na stosie kukłę Baby Jagi. Z historii nie przerabialiście nic poza świętą inkwizycją, a ty nie wiesz jakie zadanie mają SeeD?
-Aaaa..., to o tępienie czarownic chodziło, a ja byłem pewny, że o nową maturę, w związku z objęciem stołka ministra oświaty przez dyrektora &#8222;Radia Aeris&#8221;. Dopiero jak na próbnej dali &#8222;Czerwonego Kapturka&#8221;, to zacząłem coś podejrzewać.
Następnie Squall zaczął się wypytywać o NORGA. Cid powiedział, że poznał go podczas poszukiwania pieniędzy na ogród. Gdy po zrzutce wybudowali ten obiekt, przyszedł urząd skarbowy i naliczył takie podatki, że musieli podejmować się wykonywania misji za pieniądze. Zaczęło się od zamachu na Kennedy`ego, później był Martin Luther King, a ostatnio jeden z Seed udając lekarza, zaopiekował się Michaelem Jacksonem. Dzięki temu ogród szybko wyszedł z długów, a sam NORG zaczął zarabiać całkiem spore pieniądze, za których pomocą jak widać, nauczył się nurkować bez akwalungu i to na tyle skutecznie, że od kilku godzin nie musiał zaczerpywać powietrza.
Na pytanie o związek Cida i Edei, uzyskał odpowiedź, że wzięli ślub po to, by po zsumowaniu ich dochodów, dostać większy kredyt hipoteczny na budowę ogrodu. Squall jednak chciał wiedzieć coś więcej, a przede wszystkim, kiedy się dowiedział, że ona jest czarownicą. Cid oznajmił, że już po ślubie zrobiła się z niej niezła wiedźma, bo nawet na papierosa bez pozwolenia nie mógł wychodzić, że o wspólnych imprezach z NORGIEM nie wspomni.
Po rozmowie, Squall postanowił odrobić trochę strat grą w karty, by wymienić je później, na potiony i eliksiry. W poszukiwaniu kart ogrywał kogo popadnie, zdobywając kilka naprawdę rzadkich egzemplarzy, w tym karty miłościwie nam panującego prezydenta, Ojca Dyrektora, Benedykta XVI, oraz z kategorii monster, Jolantę Rutowicz.
W trakcie wędrówki po ogrodzie spotkali Xu, która kazała im iść na taras, gdyż zbliżał się jakiś statek. Squall będąc pewnym, że to straż graniczna, wyrzucił za burtę wszystkie eliksiry bez akcyzy, oraz całe ziele powodujące status confuse. Gdy zobaczył, że to biali SeeD, chciał się rzucić do morza dla ratowania towaru. Ten jednak został spożyty przez ryby, które pod wpływem używek, wyszły z wody koło sceny w ogrodzie i po rozpaleniu ogniska, do białego rana tańczyły przy nim, śpiewając &#8222;Sun Of Jamaica&#8221;.
Po chwili na tarasie pokazał się Cid i kazał Squallowi odszukać Ellone. Squall przyjrzał się sobie w poszukiwaniu jakichkolwiek cech chłopca na posyłki, po czym z wielką niechęcią ruszył na poszukiwania. Trafił na nią w bibliotece, przy okazji wypożyczania książki &#8222;Czerwony Kapturek&#8221;, którą potrzebował w związku z oblaną maturą próbną. Rozpoznał ją po nieśmiertelniku z wyrytym imieniem. Gdy zaczęła opowiadać o tym, że to nie jedzenie i picie było przyczyną ich przenoszenia się do świata snów i że to ona ich tam zabierała, oraz coś o zmienianiu przeszłości, Squall wyciągnął telefon i zadzwonił do doktor Kadowaki. Ta jednak stwierdziła, że z powodu leczenia licznych przypadków alkoholizmu w ogrodzie, skończyły się jej limity na chorych psychicznie i najlepiej przerzucić całą odpowiedzialność, wraz z chorą, na statek białych SeeD, co też Squall bezzwłocznie uczynił.
Przed odpłynięciem statku, odkupili jeszcze od białych SeeD i niesamowitą nawigację satelitarną, dzięki której można znaleźć nawet obiekty, o których położeniu nikt nie ma pojęcia, ot choćby taki dryfujący ogród. Po wszystkim Squall poszedł do swojego pokoju i układając wygodnie w łóżku zaczął bić się z myślami.
-Dam radę sam, nikt nie jest mi potrzebny &#8211; po czym odwrócił się, spoglądając na biurko, na którym spoczywała dopiero co wypożyczona książka z napisem &#8222;poczytaj mi mamo&#8221;. Squall rozpłakał się po czym rzekł &#8211; Nie ktoś jednak musi mi pomóc. &#8211; po czym zasnął.
Jakiś czas później do pokoju weszła Rinoa.
-Czego?! - Zapytał &#8222;grzecznie&#8221; Squall.
-Może byś tak poszedł ze mną na spacer &#8211; odpowiedziała Rinoa.
-Dziewczyno, gdybyś przypominała jamnika, to może bym cię wyprowadził, ale wysikać to się chyba sama potrafisz &#8211; powiedział Squall, po czym spojrzał za kozetkę i dorzucił &#8211; Idźże stąd, bo mi przez ciebie zacier przestaje fermentować.
Rinoa nie kryjąc zażenowania wyszła z pokoju. W tym czasie ogród niechybnie zbliżał się do Fisherman`s Horizon, a wraz z nim rozbawione ryby, które zaczęły brać wędkarzom z tak dużą częstotliwością, że zanim ogród zderzył się z miastem, mieszkańcy mięli wyczerpane wszystkie limity połowowe.
Po zderzeniu Cid poprosił Squalla, by ten w jego imieniu poszedł przeprosić burmistrza miasta. W związku z tym, że Seed dopiero co dostali żołd, Squall zgodził się niemal natychmiast, gdyż z powodu nakazu doktor Kadowaki, w kafeterii wprowadzono prohibicję, a na lądzie można było liczyć na jakieś sklepy.
Po opuszczeniu ogrodu, zaczęli przepraszać miejscowych, wyjaśniając, że dyrektor kupił ogród bez instrukcji obsługi i nie bardzo wie jak go prowadzić. Mieszkańcy nie wydawali się specjalnie obrażeni, twierdząc, że lubią remontować, co zdziwiło Squala, gdy spojrzał na wszechobecną w mieście rdzę i sypiący się dworzec kolejowy.
Po kilku minutach dotarli do domu burmistrza. Ten wraz z żoną leżał nago w łóżku przed kamerami i ględził coś o pokoju na świecie i braku przemocy. Gdy zobaczył Squalla, podniósł swoje przyciemniane okulary z okrągłymi szkłami i po oględzinach, kazał im się jak najszybciej wynosić, by ich obecność w mieście, nie sprowadziła przemocy. Gdy nasza drużyna ruszyła w drogę powrotną, w mieście pojawili się galbadyjscy żołnierze. Burmistrz miasta natychmiast ruszył na pokojową manifestację. Nie wiedzieć skąd, na jego plecach znalazła się kartka z wizerunkiem tarczy strzeleckiej, ale po minie Squalla, można było przypuszczać, że to jego dzieło. Drużyna ruszyła śladem burmistrza. Na placu przed dworcem podsłuchali jak żołnierz wypytuje o Ellone. Gdy nie usłyszał satysfakcjonującej go odpowiedzi, powiedział, że i tak spalą miasto, bo Edea pisze nowe przemówienie i chce szukać natchnienia w pożarze.
Mimo, że dziewczyny bardzo zawzięcie przekonywały Squalla, by pomógł burmistrzowi, ten nie kwapił się zbytnio, licząc, że po ewentualnej śmierci staruszka, zwolni się stołek, na który sam miał wyraźną ochotę. Niewiele brakowało, a osiągnął by swój cel, gdyby nie przejeżdżająca powyżej miejsca zdarzenia furmanka, wioząca niekompletny, monumentalnych rozmiarów, sześciopak potionów z bazy rakietowej. Woźnica w trakcie wyprzedzania innych pojazdów, stracił panowanie nad koniem i cały ładunek wylądował na galbadyjskim żołnierzu.
Squall widząc nadnaturalnej wielkości puszki, nie mógł się pohamować. Już zbliżał się do celu, gdy z wnętrza jednej z puszek rozległy się strzały, trafiając Squalla w dopiero co napoczętego potiona. Status berserk był w tej sytuacji tylko formalnością. W szale rozdarł puszki wyciągając z nich Irvina i Zela wraz z Selphie, która w geście rozpaczy zdołała wykrzesać z siebie dispela, uspokajając nim kolegę. Squall po ochłonięciu zapytał:
-Dlaczego do nas strzelaliście?
-To nie my, a Irvine. Przy wybuchu w bazie cegła go w głowę trafiła i teraz we wszystkich widzi wrogów &#8211; odpowiedziała Selphie
-To dlaczego mu broni nie zabraliście?
-Zell próbował, ale ten mu mało rąk nie odgryzł.
Mimo licznych pomysłów, jedyne do czego doszli, to pomysł uśpienia Irvine`a, do którego z niekłamaną radością zabrał się Zell, uderzając go w głowę skarpetą wypełnioną bilonem. Ku zdumieniu wszystkich, Irvine zamiast przysnąć, odzyskał zdrowie psychiczne i po sprawdzeniu, czy aby na pewno ich koledze nic nie dolega, wszyscy z wyjątkiem Rinoi i Squalla poszli do ogrodu.
-Czy mi się wydawało, czy cieszyłeś się na ich widok. &#8211; Zapytała Rinoa.
-Gdybym się cieszył, to bym ogonem merdał &#8211; odpowiedział Squall &#8211; Jestem jednak zadowolony z faktu, że dzięki nim, rzadziej będę musiał cię oglądać.
Rinoa jak zwykle obruszyła się i pobiegła za resztą towarzystwa. Chwilę później do ogrodu poszedł także Squall. Po drodze spotkał Irvina, który oznajmił mu, że Selphie ma depresję i należało by ją pocieszyć.
-Taaa...,w pocieszaniu kobiet to ty jesteś najlepszy. &#8211; pomyślał Squall, jednocześnie zgadzając się ze swoim kolegą.
Selphi znaleźli przy rozbitej scenie w ogrodzie. Sądząc po zniszczeniach, można było przypuszczać, że na &#8222;rybiej&#8221; imprezie kogoś nieco poniosło. Squall będąc po utracie swoich zapasów, nie mniej zdołowany od samej Selphie, kazał pocieszać ją Irvinowi, który przyjął to zadanie z wielkim entuzjazmem. W tym celu Irvine obiecał, że wykorzystując tanią siłę roboczą z miasta, odbuduje scenę i zorganizuje jej koncert, po czym przeszedł do pocieszania właściwego.
W tym czasie Cid przekonywał Squalla, że muszą dalej ścigać Edeę, bo ona nie odpuści Ellone, ukrywając fakt, że czarownica wytoczyła mu właśnie sprawę rozwodową i w rzeczywistości martwi się tylko o to, by nie puściła go z torbami. Gdy Squall zgodził się z jego zdaniem natychmiast został obwołany dowódcą. Cała drużyna nie kryła radości, gdyż teraz magazyny ogrodu z zapasami środków leczniczych, stanęły dla nich otworem. Squall zmęczony stresującym dniem, położył się do łóżka. Zaczął rozmyślać, jak Cid mógł z taką łatwością kazać im zabić własną żonę, czując, że jest w tym jakieś drugie dno.
W tym czasie w mieście Selphie przygotowywała się do koncertu. Na wstępie odrzucili Rinoę, jako totalne beztalencie muzyczne. Tym razem jednak znaleziono jej zajęcie, jako osobie wyjątkowo odpornej na komplementy Squalla, miała mu pomóc się rozerwać. Reszta zaczęła rozpatrywać dobór materiału muzycznego. Selphie nie wiedziała, czy w związku z objętym przez Squalla stanowiskiem i przejęciem niemal całkowitej kontroli nad ogrodem, zagrać &#8222;Master Of Puppets&#8221; Metallici, czy może dla stworzenia nieco melancholijnego nastroju &#8222;Raining Blood&#8221; grupy Slayer. Po oglądnięciu dostępnych instrumentów, padło na to drugie, choć zagranie tego kawałka na flet prosty, tamburyno, bałałajkę i fortepian było naprawdę trudne. Dobrze, że chociaż Selphie nadrabiała całkiem podobnym wokalem.
Squall w tym czasie wstał z łóżka i z nudy postanowił wybrać się na spacer. W korytarzu natknął się na Rinoę.
-O kur..., wreszcie się po ludzku przebrała &#8211; pomyślał
-Choć ze mną na koncert &#8211; powiedziała.
Squall jak zwykle próbował ją spławić, lecz ta nie popuszczała.
-Jak nie pójdziesz ze mną, to będę za tobą łaziła i śpiewała.
-O nie, tylko nie to &#8211; pomyślał Squall - przecież jak śpiewała przy myciu garów, to szklanki pękały. - Po czym zgodził się, wybierając mniejsze zło.
Po drodze spotkali Irvine`a, który powiedział, że znalazł dla nich fajne miejsce i zaznaczył je zostawiając tam gazetkę.
Po zejściu w dół zobaczyli scenę, przyozdobioną plakatami Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, pod której szyldem, zbierano pieniądze na kurację potionową dla osób uzależnionych w ogrodzie. Nieco z boku Squall zauważył gazetkę o której wspominał Irvine. Był to nowy numer &#8222;Playwitch&#8221;, którego okładkę zdobił akt czarownicy Adel.
-Wiedziałem, że on jest dewiantem, ale to już przesada &#8211; pomyślał Squall, po czym usiadł.
Rinoa siadła koło niego i zaczęła smęcić o tym, że Squall ma się odpręzyć i że ona mu w tym pomoże. Następnie zepchnęła go na taflę baterii słonecznych, które jakimś trafem były w tym miejscu wyjątkowo wypolerowane. Po chwili Rinoa dołączyła do kolegi. Squall spojrzał na odbicie dziewczyny w podłożu i ze zdumieniem stwierdził, że brakuje jej jednego elementu ubrania, jakim jest bielizna. Rinoa nadal nadawała, żeby otworzył się na ludzi i nie był taki spięty. Łatwo było mówić, jednak Squallowi daleko było do odprężenia, nie mówiąc już o jej słuchaniu. Gdy Rinoa odeszła zdenerwowana na to, że Squall nie zwraca na nią uwagi, ten biegiem udał się do swojego pokoju. Co było przyczyną tego pośpiechu, pozostanie jego tajemnicą.
Rano Squall został wezwany na mostek. Okazało się, że ogród został naprawiony, jednak wydali wszystkie pieniądze na naprawę. Cid powiedział, że ma w Balamb jednego dłużnika, który zalega od jakiegoś czasu i najwyższa pora zrobić mu małą windykację. Niestety nawigacja białych Seed odnajdowała bez problemu adresy niemożliwe do znalezienia, zaś do Balamb poprowadziła okrężną drogą, koło ruin Centry. Nasi podopieczni chcąc się przewietrzyć podczas długiej podrózy, nie omieszkali zajrzeć do tego miejsca. Gdy przekraczali progi budowli była noc. Mimo to dało się zauważyć, że cegły, które służyły obcemu do podparcia samochodu na pustyni, pochodziły właśnie z tego zabytku. Zwiedzając dalej budowlę, Squall kopnął w stojący na środku drogi garnek. Po chwili pojawił się obudzony hałasem, dziwny gość w szlafmycy z latarką w jednej ręce i na wszelki wypadek, nożem w drugiej. Widząc powagę sytuacji, nasi podopieczni ukryli się za murkiem udając koty. Natychmiast po tym jak owa postać znikła w ciemnościach, ruszyli dalej. Niestety już po ujściu kilkunastu metrów, sytuacja się powtórzyła. Zanim wyszli z pierwszej sali, powtórzyło się to jeszcze dwadzieścia razy, z tą różnicą, że po ostatnim razie, pojawił się nieco inny gość.
-Ciii, żebyście ich nie pobudzili &#8211; powiedział &#8211; Nie chcecie może kupić kompletu super garnków? Naprawdę tanio sprzedam &#8211; po czym otworzył swoją torbę z myślą o zaprezentowaniu oferowanego towaru.
Niestety w tym momencie jedna z rączek torby wyśliznęła mu się i cała zawartość z łoskotem spadła po schodach. Chwilę po tym sala wypełniła się światełkami latarek. Na twarzy Tonberry Kinga, bo tak nazywał się ów akwizytor, zaczęło się rysować przerażenie.
-Ratujcie, oni mnie zabiją. Ja im sprzedałem tych garnków dobre dwie setki, ale okazało się, że to klasyczna chińszczyzna i po tygodniu mogli je co najwyżej wyrzucić, dlatego tyle ich się tu wala.
-To nas też chciałeś orżnąć? &#8211; zapytał Squall
-No co miałem zrobić? Rodzina na utrzymaniu, to z czegoś żyć trzeba. - Tłumaczył z coraz większym przerażeniem, widząc zbliżających się ziomków. - Ratujcie, mam znajomości w handlu to wam super rabaty pozałatwiam, a i dobrze sprzedać umiem.
Po chwili zastanowienia, Squall zlitował się nad stworzeniem i przyjął go jako kolejnego GF-a, po czym szybko uciekli na górę w obawie przed linczem.
U góry zobaczyli dziwne drzwi z zamkiem szyfrowym, nad którymi uruchomił się właśnie dworcowy zegar, pokazujący godzinę drugą czterdzieści, zaś budzik ustawiony był na trzecią. Na szczęście jakiś dobry człowiek, wyrył gwoździem w ścianie kombinację do zamka, dzięki czemu oszczędzili całkiem dużo czasu. Wewnątrz znajdował się dziwny gość zwany Odynem, którego żona tak jak wielu innych bohaterów tej historii nie oszczędziła, zdobiąc jego głowę efektownym porożem. On sam dosiadywał konia, którego kupił na ukraińskiej giełdzie koni arabskich, pod Czernobylem, z której to zwierzęta charakteryzują się nietypowym zestawem kopyt w liczbie sześciu sztuk. Ów człowiek wygrażał się, że mają czas do trzeciej, a później pokaże im co potrafi, czym zaintrygował naszą drużynę. Niestety sprawa nieco się skomplikowała, gdyż nikt nie wziął pod uwagę, że tej właśnie nocy, następuje zmiana czasu na zimowy. O ile dwadzieścia minut bezczynnego siedzenia nie było wielkim problemem, o tyle następna godzina stanowiła wyzwanie dla zmęczonej późną porą drużyny, która po pół godziny usnęła. Ów zwierz którego dosiadał Odyn okazał się być podstępnym wirusem z grupy koni trojańskich i wykorzystując niedyspozycję naszej drużyny, zainstalował się wraz z Odynem na ich twardych dyskach, pojawiając się od tej pory jako nowy GF w najmniej odpowiednich momentach. Rankiem cała ekipa, uznając, że ten wyczyn o którym wspominał jeździec, to po prostu jego ucieczka, ruszyła z powrotem do ogrodu.
Po kilku godzinach dotarli wreszcie do Balamb. Na całe szczęście eliksiry zza wschodniej granicy, spowodowały ślepotę u większości osób obsługujących ogród Galbadia i nikt nie zauważył, że po drugiej stronie drogi dojazdowej, właśnie pojawił się ogród Balamb.
Dostanie się do miasta było formalnością. Wystarczyła koperta z tysiącem gil dana strażnikowi i bez problemów z pełnym uzbrojeniem mogli przechadzać się po ulicach. Dłużnik o którym mówił Cid, miał znajdować się w hotelu, jednak dostęp do niego blokowało dwóch nieprzekupnych strażników. Niestety agent Tomek właśnie łowił ryby na Karaibach, przekonując je, żeby wzięły, więc musieli wymyślić coś innego. Widząc, że w mieście nie mówi się o nikim innym niż Ellone, postanowili podpuścić strażników rzekomymi informacjami o dziewczynie. Squall zresztą, widząc listy gończe z siedmiocyfrową sumą, był gotów powiedzieć prawdę, ale zdał sobie sprawę, że sam jest poszukiwany i rzeczonych pieniędzy na pewno by nie dostał. Niestety do hotelu mogli wejść tylko za zgodą Rajina, a ten wyszedł na patrol i słuch po nim zaginął. Unoszący się w powietrzu dziwny odór, zaprowadził naszych milusińskich na dworzec. Głośne chrapanie i wystające z okna pociągu nogi, z których wydobywała się owa tajemnicza woń, jednoznacznie wskazywała miejsce pobytu poszukiwanego. Niestety konduktor nie był chętny do współpracy i nie pozwolił im wejść do środka. Z pomocą przyszedł Zell, który swoimi legendarnymi wiatrami, pozbawił przytomności ochronę pociągu, a samego Rajina, z objawami zatrucia, zmusił do opuszczenia dworca i udania się do hotelu. Jego śladem podążyła nasza drużyna. Gdy dotarli na miejsce, Fujin właśnie wyzywała swojego kolegę od obiboków, który kobiecie nawet w porządkach nie pomoże, po czym wyrzuciła go na zewnątrz.
-Kobieta mnie bije, poddaję się. Dajcie mi wszyscy święty spokój &#8211; Wykrzyczał przez łzy Rajin.
Wewnątrz Fujin zakończyła wycieranie kurzu i wzięła się za odkurzanie. Quistis widząc umęczoną pracami porządkowymi dziewczynę, zwróciła Squallowi uwagę, iż nie przystoi by kobieta pracowała, a mężczyzna się przyglądał. Ten aczkolwiek niechętnie, wyrwał odkurzacz Fujin i zaczął odkurzać. W tym czasie dziewczyny stanęły przy recepcji i zaczęły plotkować. Na całe szczęście wyszło na jaw, że zarówno Rajin jak i Fujin nie są na usługach Edei, a jedynie towarzyszą Seiferowi. W tym czasie Squall zakończył odkurzanie i ku jego zdumieniu okazało się, że to czym zbierał kurz z podłogi, jest nowym GF-em Pandemoną, którego chętnie przygarnął, gdyż jego pokój w ogrodzie zaczynał zrastać brudem. Pozostało jeszcze dowiedzieć się czegoś na temat dłużnika ogrodu. Ten niestety dzień wcześniej, dostał cynk od tajemniczego informatora w ogrodzie i uciekł do ruin ogrodu Trabia. Nie pozostało zatem nic innego, jak udać się tam za nim.
Niestety w baku ogrodu skończyło się paliwo i z braku pieniędzy musieli sprzedać wszystkie zapasy potionów z magazynu na leki w ogrodzie, co nie wzbudziło entuzjazmu mieszkańców, a nawet spowodowało, krwawo stłumione zamieszki.

Dajcie znać, jakby wam się znudziło, albo chcielibyście więcej.

: wt 10 lis, 2009 16:18
autor: niebianski
Nie lepiej zebrać to w jeden plik tekstowy i zaprezentować całość od razu, zamiast rozbijać to na pojedyncze posty na forum?. Lepiej by się czytało, przynajmniej dla mnie.

: wt 10 lis, 2009 20:12
autor: cast
Gdyby Audion miał to od początku zbierać do kupy i rzucić na forum później (nawet teraz), to tekst pewnie nigdy by nie powstał, bo:
- nie chciałoby mu się
- nie dostawałby pozytywnego feedbacka w dużych ilościach = brak motywacji = nie chciałoby mu się xd
więc lepiej niech będzie tak jak jest. Najwyżej, gdy już braknie fabuły FF - wtedy dopiero wszystkie odcinki ktoś zbierze w całość i puści w obieg.


aa, oczywiście ja chcę moaaar xd

: wt 10 lis, 2009 22:22
autor: squall_black
Czekam na next part :D
BTW. Gratki dla autora :smile:

: śr 11 lis, 2009 11:43
autor: Pleiades
Ja uważam że dobrze, że się to pojawia w częściach, przynajmniej mamy rozłożoną na raty przyjemność z czytania. Z autopsji wiem, jak trudno jest pisać długie teksty i dopiero wrzucać całość, bo najcześciej gdzieś w połowie brakuje ci już motywacji do dalszej pracy. A tak, to widząc reakcję publiczności, można się zmobilizować i działać dalej.

Opowiadanie Audiona czyta się rewelacyjnie, uwielbiam te wszystkie odniesienia do świata rzeczywistego, te niuanse i cięty dowcip.

Moja opinię o fiku Audion już zna, bo się rozpisuję w komentarzach na ten temat na forum IW. Tutaj tylko nadmienię, że moim ulubionym tekstem z tej części opowiadania było:
-Może byś tak poszedł ze mną na spacer &#8211; odpowiedziała Rinoa.
-Dziewczyno, gdybyś przypominała jamnika, to może bym cię wyprowadził, ale wysikać to się chyba sama potrafisz &#8211; powiedział Squall, po czym spojrzał za kozetkę i dorzucił &#8211; Idźże stąd, bo mi przez ciebie zacier przestaje fermentować.
To było po prostu boskie!
Uwielbiam także ten fragment:
Squall jednak chciał wiedzieć coś więcej, a przede wszystkim, kiedy się dowiedział, że ona jest czarownicą. Cid oznajmił, że już po ślubie zrobiła się z niej niezła wiedźma, bo nawet na papierosa bez pozwolenia nie mógł wychodzić, że o wspólnych imprezach z NORGIEM nie wspomni.
Bo przynajmniej wyjaśnia, dlaczego jest tak trudno wytrzymać z czarownicami po ślubie, co mój mąż może z pewnością potwierdzić ;)
Co do Cida i Edei, to trzeba było jeszcze dodać, że obawa Cida przez "puszczeniem z torbami" wynika z tego, że czarownica nie zgodziła się spisać przed ślubem intercyzy ;) Oh, well...

Natomiast bardzo mi się podoba akcja w Balamb, a zwłaszcza spotkanie z Fuujin. Zawsze mówiłam, że Pandemona to taki odkurzacz, no i widać miałam rację. I w ogóle Fuujin wydaje się być w tym opowiadaniu bardzo fajna, co sobie chwalę. To moja ukochana postać kobieca z FF8 i zawsze będę ją obóstwiać.

To tyle. Czekam na kolejną część, mając nadzieję, że pojawi się w niej mój ukochany Seifer <3


Pozdrawiam autora i czytelników.
Czarownica Pleiades.

: wt 17 lis, 2009 22:50
autor: AUDION
Nie lepiej zebrać to w jeden plik tekstowy i zaprezentować całość od razu, zamiast rozbijać to na pojedyncze posty na forum?. Lepiej by się czytało, przynajmniej dla mnie.
Pierwotnie nie wiedziałem, że w ogóle będę kontynuował, bo jeśli nie było by chętnych do czytania, to po co zaśmiecać forum. Po którejś (bodaj trzeciej) części, nie było już nawet sensu dopisywać reszty w całości. Dodatkowo, faktycznie motywacja w międzyczasie się przydaje, to coś jakby wynagrodzenie za poświęcenie wolnego czasu, pewnie nikt nie chciał by dostawać pensji raz do roku :D . Dodał bym jeszcze jeden powód, dla którego całość nie byłaby lepsza. Otóż czytanie takiej ilości tekstu na ekranie komputera, jest dla wielu osób bardzo męczące, a w mniejszych kawałkach, idzie się przemóc.
Zawsze mówiłam, że Pandemona to taki odkurzacz, no i widać miałam rację.
Była jeszcze koncepcja z dudami, ale jakoś umarła, być może z lenistwa :) .

Generalnie dziękuję wszystkim za motywatory.

Nie przeciągając czas na część siódmą. Czy udaną, to się okaże.

Gdy dotarli na miejsce, Selfie pobiegła przodem. Squall widząc zniszczenia krzyknął:
-Uważaj, tam mogą być promile!
Ta jednak zdawała się tego nie słyszeć i po chwili znikła za murem. Stanie w zaspach po pas przed ogrodem, nie było najlepszym pomysłem, więc także weszli do środka. Po przejściu przez mur, stanęli jak wryci. Mimo koszmarnych zniszczeń, cały ogród był wręcz perfekcyjnie odśnieżony.
Na centralnym placu spotkali przyjaciółkę Selphie, która spytała, czy opiekują się jej koleżanką? Squall stwierdził, że on nie, ale Irvine jak najbardziej, co można ocenić po filmikach na Red Tube. Następnie ruszyli na poszukiwanie boiska, gdyż tam mięli się spotkać z koleżanką. Po drodze trafili na cmentarz. Selphie właśnie konwersowała ze swoimi zmarłymi koleżankami. W natłoku słów dało się wychwycić, że będzie grała i śpiewała tak długo, aż te ją usłyszą.
-I tak się rodzi kolejna Tina Turner - Pomyślał Squall i nie przeszkadzając koleżance, ruszył dalej.
Po drodze mijali rozbitą scenę, na której leżały przebite rakietą, zwłoki Piotra Rubika.
-Jak go Edea tak nie lubiła, to mogła mu odciąć dłonie, żeby nie klaskał. - powiedział Squall.
-A tobie co, uczucia wyższe się uruchomiły? &#8211; zapytał Irvine.
-Nie uczucia, tylko rakiet szkoda, bo można było je wysłać z konwojem humanitarnym do Afganistanu, jako dar dla głodujących Talibów &#8211; odpowiedział z uśmiechem Squall.
Minęła godzina, gdy trafili wreszcie na boisko. Wszyscy rozważali na temat Edei, jedynie Rinoa musiała się wyłamać.
-Od kiedy do was dołączyłam, nie mogę przestać o was myśleć. - powiedziała.
-To musi być dla ciebie bardzo odkrywcze, wszak wcześniej wydawałaś się myśleniem nieskalana. - Powiedział wkurzony jej wyznaniami, Squall.
Chwilę później na boisku pojawiła się Selphie. Słysząc rozmowy o czarownicy poprosiła, by przy ewentualnej potyczce, koniecznie ją zawołali, gdyż ma z Edeą trochę do pogadania w związku z Trabią.
-A czy nie można załatwić tego pokojowo? - zapytała Rinoa.
-Jasne, że można. Irvine daj jej strzelbę, niech sobie koleżanka w łeb strzeli, bo jak ja to zrobię, to nie będzie pokojowo. - odpowiedział zmęczony gadaniem Rinoi, Squall.
Ta wyraźnie się obruszyła.
-Znowu jesteś dla mnie niemiły, a ja tak się z wami dobrze czuję. No może nie w trakcie walki, bo wtedy jakoś tak dziwnie na mnie patrzycie.
-A jak mamy się patrzeć na kogoś, kto psem na smyczy okłada swoich przeciwników, że o innych sposobach zadawania bólu pupilowi nie wspomnę. - odpowiedział Zell.
W tym czasie Irvine, ni z gruszki, ni z pietruszki, zaczął opowiadać o swoim dzieciństwie.
-Jak miałem cztery lata, to byłem w sierocińcu nad morzem.
-A nie było może koło niego sklepu monopolowego? &#8211; zapytała Quistis
-Był &#8211; odpowiedział Irvine
-Nie mów, że na ścianie w sypialni wisiał plakat nagiego Clouda, trzymającego oburącz, swój sterczący miecz? - Zapytała Selphie
-Skąd wiecie? - spytał Irvine.
-Bo my też tam byłyśmy. - Odpowiedziały chórkiem Selphie wraz z Quistis.
Za nimi posypały się kolejne głosy: &#8222;I ja&#8221;, &#8222;I ja&#8221;... W końcu okazało się, że byli tam wszyscy, łącznie z obsadą ogrodu Trabia. Jedynie Rinoa tam nie była, gdyż w wieku czterech lat, ojciec wysłał ją na oddział zamknięty szpitala psychiatrycznego w Tworkach, za wyjadanie ogórków ze słoika. Powód może wydawać się nieco dziwny, ale zrobił to, gdy służby medyczne, musiały po raz trzynasty uwalniać jej głowę ze słoika. Rinoa niestety po dziś dzień, nie może ojcu wybaczyć, że pozbawił ją możliwości powspominania pobytu w sierocińcu. Nie wnikając jednak w niejasny życiorys Rinoy, drużyna kontynuowała rozmowę.
-Irvine, dlaczego nic nie mówiłeś? &#8211; zapytała Selphie.
-Na &#8222;Naszej Klasie&#8221; nikt z was się do grupy z sierocińca nie zapisał, to co się będę jak głupi wyrywał &#8211; odpowiedział.
- Bo jakimś dziwnym trafem, nikt z nas, nic z tamtego okresu nie pamięta &#8211; powiedziała Selphie z tajemniczym uśmiechem na twarzy, po czym jeszcze dziwniejszym trafem, przeszła do wspominania dawnych czasów.
Jak się okazało w sierocińcu był też Seifer, który ze Squallem toczyli wieczne bójki o to, kto ma grać na jedynej w domu konsoli. Po latach weszło im to w krew i dalej obijali sobie twarze, tyle, że ze zwykłego przyzwyczajenia. Reszta dzieciaków zwykle przesiadywała na plaży. Zell przypomniał sobie, że w trakcie jednej z zabaw petardami przy ognisku, został raniony w twarz i opiekunka w obawie przed zabraniem jej prawa do prowadzenia rodzinnego domu dziecka, zakamuflowała ową bliznę tatuażem, który podkreślił jego kretyński wyraz twarzy. Właśnie zaczęli rozmowę o Ellone, przyszywanej siostrze Squalla, gdy Irvine przerwał sakramentalnym pytaniem.
-Z tą utratą pamięci to wy sobie jaja robicie?
-No pewnie, chociaż nie do końca, bo w celu uspokojenia dzieciarni w sierocińcu, był podawany kompot z eliksirem, który z pewnością odbił się na naszej pamięci. Ty już wtedy należałeś do Świadków Jehowy, to kompotu nie piłeś, więc pamiętasz trochę więcej. - odpowiedziała Quistis
-Ale Selphie oddawała swój kompot Squallowi, bo jemu wypijał Seifer, więc powinna też więcej pamiętać. - powiedział Irvine
-Muszę się wam do czegoś przyznać. Ja potajemnie z Seiferem, popijałam potiony za sklepem monopolowym. - odpowiedziała Selphie z zawstydzoną miną.
-No to może przestaniemy pić, wtedy będziemy wszystko pamiętać. - zaproponował Irvine, czym do rozpuku rozbawił resztę towarzystwa.
-Najwyżej niech Selphie robi notatki, żeby autorzy gry się w tym wszystkim nie pogubili, choć mam wrażenie, że nastąpiło to już jakiś czas temu. - powiedział Squall.
Na koniec przypomnieli sobie jeszcze o tym, że ich opiekunka, to nikt inny, tylko Edea. Jednak biorąc pod uwagę, że spowodowała ich uzależnienie, tylko po to żeby mieć święty spokój, oraz że zmuszała ich do niewolniczej pracy w pobliskiej hucie, przy produkcji stali na budowę ogrodu, nie mieli obiekcji, by ją wykończyć.
Pewnie nasza drużyna jeszcze długo wspominała by swoje przeżycia z dzieciństwa, gdyby nie zaczął padać śnieg.
-To dar &#8211; stwierdziła Selphie
W tym momencie pojawiła się jej koleżanka.
-Skoro tak to odbierasz, to masz tu dar ode mnie. - powiedziała, wręczając Selphie łopatę do odśnieżania.
Cała nasza drużyna, by wyłgać się od roboty, stwierdziła, że chętnie by pomogła, ale na piątą są umówieni na spotkanie klasowe w sierocińcu i muszą już lecieć. Gdy docierali w pobliże sierocińca, zauważyli ogród Galbadia. Squall nie zastanawiał się długo, nad podjęciem decyzji o ataku, gdyż jak wiadomo od kilku dni magazyny z lekami były puste, podobnie zresztą jak konto ogrodu, więc liczył na zasoby magazynów konkurencji. Przed walką wydał jeszcze rozkazy.
-Irvine przestań się zabawiać z Selphie. Quistis zatrzaśnij Rinoę w pokoju, żeby się pod nogami nie walała. Zaopiekujcie się moją aparaturą do przyrządzania środków leczniczych. I niech ktoś włączy ogrzewanie, bo zimno tu jak cholera. A dla pozostałych, niech Kratos będzie waszym natchnieniem. Po chwili na mostku pojawiła się reszta drużyny, oczywiście z wyjątkiem Rinoy. Squall wysłał Zella z Irvinem do poprowadzenia oddziałów przy bramie, zaś sam ruszył zobaczyć, czy aby wszyscy wzięli się do obrony. Niestety dobrze nie było, ale co się dziwić, skoro cała kadra ogrodu, zamiast zająć się dowodzeniem i dyscypliną, łaziła po miastach i spędzała czas na grze w karty. W trakcie obchodu Squall trafił na Zella, właśnie musztrującego żołnierzy. Ten poprosił go na bok.
-Słuchaj, pożycz mi swój pierścień &#8211; powiedział.
-A ciebie to coś w głowę trafiło? Tu za chwilę będzie rzeźnia, a ty pierścionki pożyczasz? Chyba nie liczysz na to, że mnie ubiją, a ty go wtedy spieniężysz? - zapytał Squall
-Nie, to o grubszy zakład z Rinoą chodzi
-No dobra, ale połowa kasy moja &#8211; powiedział Squall wręczając Zellowi pierścień.
Po chwili pojawiła się Rinoa i twierdząc, że ma doświadczenie wojskowe w postaci dziecięcych zabaw w wojnę na podwórku, wcisnęła się w szereg żołnierzy. Squall widząc w takim postępowaniu potencjalną korzyść w postaci ewentualnego jej zgonu, nawet nie protestował, zresztą nie miał na to czasu, gdyż w tym samym momencie został wezwany na mostek.
Nie pozostało nic innego, jak w końcu zaatakować, zwłaszcza, że świeżo oddany w tym miejscu pięciokilometrowy odcinek autostrady łączącej pole z bajorem, bardzo temu sprzyjał. Z piskiem opon obydwa ogrody ruszyły na siebie. W tym samym czasie Zell oddał pierścień Rinoi, mówiąc:
-Nie wiem na co ci taka odpustowa błyskotka, ale za pięć tysięcy gil pożyczył bym ci swoją siostrę, gdybym ją miał. Tylko go nie zgub, bo śmierć z ręki galbadyjskich żołnierzy, to nic w porównaniu z tym, co ja ci zrobię, jak go nie oddasz.
Gdy to mówił, ogród Galbadia otarł się o ogród Balamb, odrywając kawałek pokładu, ze znajdującą się na nim Rinoą. Ta niczym terminator, zjechała po urwisku, łapiąc się ostatniego możliwego występu skalnego.
-Ja pi.....ę, ta dziewczyna jakby mogła, to by sobie dłubiąc w nosie, palec złamała. Co ja teraz Squallowi powiem, jak każe mi pierścień oddać? - powiedział Zell.
-Eeee, Rinoa dasz radę zdjąć pierścionek Squalla i go tu podrzucić? - zapytał Irvine, jednak było zbyt głośno, by go usłyszała. - No to trzeba będzie ją ratować, a taka okazja była.
Nie pozostało im nic innego jak poszukać czegoś, czym mogli by ją wyciągnąć. Niestety sezon żniw na kontynencie Centra, był w pełni i cały zapas sznurka do snopowiązałek upłynnili studenci, bo niby za co mięli imprezować. Zell i Irvine, nie mając koncepcji na odzyskanie pierścienia, podjęli desperacką decyzję powiedzenia o wszystkim Squallowi. Nie spotkało się to ze zbyt entuzjastycznym przyjęciem, ale Squall miał inny problem na głowie. Otóż wszystkie swoje zapasy w postaci akcji Hell S.A. i biżuterii z sierocińca, które to trzymał na czarną godzinę, miał ukryte w nodze krzesła w klasie i obawiał się, że ktoś mógłby je przywłaszczyć. Po rozważeniu wartości przedmiotów, postanowił najpierw udać się do klasy. Gdy tam dotarł, galbadyjscy żołnierze zamierzali sforsować okno klasy. Niestety nie spodziewali się ,że Cid zamontował pancerne szyby, po tym jak Squall z Seiferem wybijali je zimą, by uniknąć sprawdzianów. Widok żołnierzy, zjeżdżających powoli po szybie, w pozycji przyssanej rozgwiazdy, poprawił nieco podły nastrój Squalla. Po zabraniu swoich oszczędności, wybiegł na korytarz i udał się na mostek. Tam zdecydował, że staranują ogród Galbadia, gdyż jest to jedyny sposób na dostanie się do czarownicy. Po chwili dał się słyszeć pisk opon, spowodowany efektownym zwrotem na hamulcu ręcznym, a następnie oba ogrody, po zderzeniu wylądowały w rowie. Squall chcąc dodać otuchy żołnierzom, przemówił.
-Kochani, co ja wam będę ściemniał. Kasy nie ma, generalnie przegrywamy, ale ci którzy będą walczyć, mogą plądrować, palić i gwałcić.
O dziwo podniosło to na duchu wielu mieszkańców ogrodu, ze szczególnym uwzględnieniem mężczyzn. Po tym wszystkim, Squall przypomniał sobie o pierścieniu. Pomyślał, że najprościej będzie dostać się tam przez taras, gdyż wejście do parku było zabarykadowana. Niestety na piętro dostał się jeden z galbadyjskich żołnierzy na latającym sedesie. Squall odwrócił jego uwagę od przebywającego tam dzieciaka, wyzywając go od syna dwóch ojców. Gdy w ferworze walki znalazł się tyłem do drzwi ewakuacyjnych, zauważył, iż żołnierz nie ma zapiętych pasów bezpieczeństwa, że o rozmowie przez telefon komórkowy nie wspomnę. Udając, że otwiera zamek, wykonał efektowny unik i dzięki temu zwolniło się miejsce w latającej toalecie. Squall korzystając z urządzenia, wyleciał na zewnątrz docierając do wiszącej na jednej ręce Rinoy. Ta, zdążyła się już tam nie źle zadomowić, o czym świadczył czterdziestocalowy ekran, podłączony do telewizji kablowej, oraz dopiero co kończona pizza, popijana trzymanym pod pachą potionem.
-No nareszcie, bo już się policja czepiała, o niedopełnienie obowiązku meldunkowego. - powiedziała Rinoa.
Squall nadal patrząc przez pryzmat ewentualnych zysków i strat, poprosił Rinoę, by ta wyciągnęła w jego kierunku palec z pierścieniem. Niestety mimo usilnych starań, z próbą odgryzienia palca włącznie, nie udało się zdjąć owej błyskotki i z wielkim żalem musiał Rinoę zwieźć na dół. Gdy przebiegali przez pole bitwy, w tle mogli podziwiać walkę Dawida i Goliata, Kaina zabijającego Abla, oraz epicką walkę Dartha Vadera z Lukiem Skywalkerem. Nie mieli jednak na to czasu. Stając pod drzwiami do ogrodu Galbadia, Squall zdał sobie sprawę, że w razie przegranej, straci wszystkie zapasy na czarną godzinę. Szukając kogoś głupiego, do fizycznego udzielenia się, przy kopaniu dołu na kosztowności, nie znalazł pod ręką nikogo innego, jak Rinoa. Ta miała do tego jeszcze jeden atut, w postaci psa, który mógł w razie czego odnaleźć miejsce ukrycia zaskórniaków. Zatem nie pozostało mu nic innego, jak poprosić ją o przysługę, która dodatkowo zapewniła jej zajęcie na najbliższą godzinę, uwalniając pozostałą część drużyny od problemu użerania się z koleżanką. Oczywiście przed ruszeniem dalej, poprosił ją, by oddała mu pierścień. Tym razem dziwnym trafem zszedł z palca bezproblemowo.
-On pomógł mi przetrwać. &#8211; powiedziała Rinoa.
-Prawdę rzeczesz, bo gdyby nie on, to nie zawracał bym sobie tobą głowy. - pomyślał Squall
-Czy ten zwierz na nim, nosi jakieś imię? - zapytała
-Co by tu durnego wymyślić? - pomyślał, po czym rzekł &#8211; Bolek
-A to może ja zrobię sobie taki sam i mojego nazwę Lolek, to będziemy jak para. - zaproponowała
-Dziewczyno, kto ci te teksty układa? Lepiej weź się za kopanie, a swoje wspaniałe pomysły zostaw dla psychoanalityka, może on coś na nie poradzi.
Gdy Rinoa wzięła się do pracy, Squall ruszył do wejścia ogrodu Galbadia. Znalazł przy nim trzy karty magnetyczne i kartkę z wiadomością: &#8222;Nie mieliśmy czasu czekać, bo właśnie nam PKS do Winhill ucieka. Z pozdrowieniami, Studenci.&#8221; Squall zdziwiony ułatwieniem, ruszył prosto do głównego holu, nie spotykając Raijin i Fujin i niczego się od nich nie dowiadując, a już na pewno tego, że ci mają już wszystko w głębokim poważaniu, nie wyłączając Seifera. Na środku sali można było zauważyć nieco dziwne stworzenie z trzema głowami, przypominające legendarnego Cerbera. Quistis przed walką zaprezentowała swoje umiejętności w posługiwaniu się batem, choć wyglądało to bardziej jak taniec erotyczny. Squall powymachiwał trochę swoim gunblade`m, zaś Selphie jakoby zapowiedź przyszłości Cerberusa, wykonała &#8222;Requiem&#8221; Mozarta. Gdy już mięli ruszyć do walki, odezwała się pierwsza głowa.
-Cóż, to było słabe. Telewizja dwudziestego pierwszego wieku wymaga krwi, a nie brazylijskiej telenoweli. Chociaż muszę przyznać, że Qustis cycki ma niezłe.
-Gdyby Squall sobie chociaż Gunblade`a w dupę włożył, albo zaciukał tą pannę co wyła jak wygłodniały kojot, to byłoby ciekawe. A tak, to nawet nie chce mi się z wami gadać. I jeszcze jedno, faktycznie Quistis ma niezłe cycki - dodała druga głowa.
Trzecia na początku nic nie mówiła, tylko płakała jak bóbr. Po chwili jednak otarła łzy i powiedziała:
-Selphie wzruszyłaś mnie. Przypomniałaś mi moją kotkę, którą wczoraj musiałam uśpić. Ona jak się marcowała, to podobne odgłosy z siebie wydobywała. Dziękuję ci za to. Jeśli chodzi o resztę, to faktycznie za mało krwi. A cycki Qustis, rzeczywiście fajne.
Mimo niepochlebnych opinii, nasza drużyna dostała się do drugiej tury, gdyż była to sto dwudziesta trzecia edycja programu i do eliminacji stanął jeszcze tylko jeden gościu, który umiał zapalić zapałkę. W drugiej turze, nasi podopieczni wzięli sobie do serca uwagi komisji i w związku z tym żadna z głów nie mogła już wygłosić swoich opinii. W nagrodę otrzymali płytę z wersją instalacyjną GF-a Cerberusa, gdyż prawdziwy przypominał obecnie stertę obornika, zapis ich występu, który dwu, a nawet trzykrotnie podniósł oglądalność programu, oraz skrzynkę potionów, którą z powodu głodu alkoholowego, zdążyli wypić jeszcze przed oficjalnym wręczeniem. Po zakończeniu programu ruszyli dalej. Po drodze wypite potiony dały znać Squallowi o sobie i poczuł nagłą potrzebę skorzystania z toalety. Jakież było jego zaskoczenie, gdy w kabinie zastał Seifera, czytającego gazetę z ogłoszeniami towarzyskimi, z których zaznaczył sobie jedno: &#8222;Koronowana głowa szuka błazna do towarzystwa. W ramach wynagrodzenia ręka córki i pół królestwa&#8221;. Na widok Squalla, Seifer wyrwał z kabiny w takim pośpiechu, że nie zdążył sobie bielizny podciągnąć i drobiąc kroki niczym gejsza, pobiegł do sypialni Czarownicy. Nieśpiesznie nasza drużyna ruszyła za nim. Gdy weszli do środka, Edea jeszcze leżała w łóżku.
-Mamo oni już przyszli, a mięli jeszcze pół godziny kart magnetycznych szukać &#8211; powiedział zasapany Seifer. - No chyba mamusi nie będziecie bili, po tym co dla was zrobiła? Ja na to nie pozwolę, bo jestem rycerzem czarownicy.
-Po pierwsze to oddaj discmana do serwisu, bo płyta z tekstem o rycerzu ci się zacięła. Po drugie prawdziwy rycerz stoi na placu boju, a jak ma potrzebę, to wali w zbroję, a nie po kiblach się chowa. - powiedział Squall, reklamując przy tym opakowanie &#8222;Stoperanu&#8221;.
W tym momencie odezwała się Edea.
-Tak a propos, to masz już prawie osiemnaście lat Seifer, więc nie przybiegaj do mnie z opuszczonymi gaciami, bo czas najwyższy, co byś sobie tyłek sam wycierał. Żebym w moim wieku, musiała starego konia niańczyć. Pożytku z ciebie żadnego.
Seifer słysząc te słowa, rozpłakał się, podciągnął majtki i wybiegł na korytarz.
-No to do rzeczy. - powiedziała Edea &#8211; To wy jesteście tymi legendarnymi Seed? Kurcze, ale faktycznie przyszliście za wcześnie. Nawet się ubrać i umalować nie zdążyłam.
-No dobra, czy to takie ważne? Nie ma co przeciągać. - Powiedział Squall, po czym kontynuował planowy dialog &#8211; My legendarni?
-A kto uratował TVN od bankructwa, przecież tam potrzebny był cud? Zniszczę was. - Powiedziała Edea, a jej kołdra z logiem Polsatu, tłumaczyła nienawiść, którą pałała do naszej drużyny.
Gdy Edea próbowała podnieść się z łóżka, spod kołdry wybiegł facet przebrany za Kościół Mariacki w Krakowie. Zrzucił swój strój i błyskawicznie oddalił się z pokoju.
-Zboczeńcy, nawet świętości nie umiecie uszanować. &#8211; powiedział Squall podnosząc kostium.
Okazało się, że uciekinierem był niejaki Aleksander G., zwany w półświatku chemikiem. Na jego nieszczęście, w kieszonce swojego stroju pozostawił tajne receptury, dzięki którym można było wzmacniać działanie wielu środków leczniczych. Na dodatek, po przymierzeniu stroju okazało się, że może on śmiało posłużyć jako kostium nowego GF-a.
W końcu Edea podniosła się, stając na łóżku, dla podkreślenia swojej wielkości. Gdy jednak zrobiła krok do przodu, potknęła się o zwieńczenie łoża, z impetem uderzając swoją głową, w głowę dopiero co wchodzącej do pokoju Rinoi. Ta ostatnia na skutek ciosu nakryła się nogami, lądując na korytarzu, wprost przed płaczącym Seiferem. Ten widząc trzymającą się za głowę Edeę, oraz nieprzytomną Rinoę, spanikował i pobiegł w niewiadomym kierunku.
-O dzieciaczki, kiedy wy tak wyrośliście? &#8211; wymamrotała Edea &#8211; A Ellone udało mi się uratować?
-No nie, teraz tej się w głowie namieszało, toć to jakiś dom wariatów. - powiedział Squall, po czym podszedł do Rinoi &#8211; Rincia, obudź się i powiedz, gdzie zakopałaś moje zaskórniaki? - ta jednak ku trwodze Squalla nie odpowiadała.

Ciąg dalszy pewnie nastąpi, bo teraz głupio byłoby przerwać.