Tu sie zdziwicie, ale w FF8 nie podobal mi sie kompletnie NIKT.
Wszystko bylo przekolorowane, dopracowane i wlasciwie z gory wiadome, niczym mnie nie zaskoczyly.
Wezme pod lupe postacie glowne z najblizszych czesci dla porownanie
FF7 - Cloud - niby twardziel, zasadniczy materialista, nie poswieca sie nikomu ani niczemu. Pozniej sie okazuje, ze wlasciwie to jest dosc oddanym wojakiem (walka o planete), mscicielem (wiec jednak jakas pasje w sobie ma), a nawet romantykiem (randka z Barretem
)
FF9 - Zidane - poznajemy go jako niekompetentnego aktorzyne i cos wiecej (czlonek przestepczej grupy). Nawet jego malpi wyglad nasuwa na mysl nieodpowiedzialne zachowanie, wyglupy. Co chwila stara sie poderwac Garnet/Dagger, a nawet jest scena ze flirtuje z Freya (nie ma gustu, fakt...). Po jakims czasie sie okazuje, ze pod ta powloka kryje sie rozmyslny wojownik, nawet do Amaranta rzuca teksty, ktorymi uczy zycia. Oddany przyjaciel i kompan (kurde, skoczyl nawet pogadac z Kuja). No i co najwazniejsze pod tym plaszczykiem flirciku i niewybrenych zartow kryl sie prawdziwy romantyk (I Want To Be Your Canary - ostatnia scena z gry).
Problem w tym, ze w FF8 zadna z postaci oprocz Squalla nie wyniosla nic nowego z calej podrozy, brakuje mi dodatkowych historii zglebiajacych tresc. Akcja gry toczy sie wokol Squalla i Rinoy i to by bylo na tyle. Oczywiscie poza krotkimi epizodami.