Ojej, jaki gromki odzew :D . Dzięki wielkie.
No to bez zbędnych ceregieli czas na kolejną(muszę sprawdzić), ósmą część.
Sorki za błędy, ale coś mnie chyba zaczyna "rozbierać", więc mogłem coś przeoczyć.
Squall zerwał się z łóżka zlany potem. Myśl, że majątek jego życia, leży gdzieś w trudnym do zlokalizowania miejscu, nie dawała mu spać. Pierwsze kroki skierował zatem do gabinetu doktor Kadowaki, gdzie spoczywała Rinoa. Nadal mimo usilnych starań niczego się nie dowiedział. Po chwili głos z megafonu oznajmił, iż w związku ze zlikwidowaniem przez Edeę trybunału w Hadze, ona sama nie zostanie pociągnięta do odpowiedzialności za zbrodnie przeciwko ludzkości. Niestety ogrodu Galbadia, żaden blacharz nie był w stanie doprowadzić do ładu, a już w szczególności po tym, jak większość konstrukcji rozebrali złomiarze. Edei nie pozostało zatem nic innego, jak złożenie wniosku o lokal socjalny. Po rozpatrzeniu wniosku, został jej przydzielony dawny sierociniec, którego standard był najbardziej zbliżony, do obecnego stanu dotychczasowego miejsca zamieszkania.
Squall w poszukiwaniu sposobu na uzyskanie informacji od Rinoi, postanowił udać się do Edei. Przy wejściu do sierocińca zauważył strusia z głową w podłożu, mającego na sobie sweterek Cida.
-Jak nic pożarł go – pomyślał Squall i już miał potraktować ptaka swoim gunblade`m, gdy ten zaczął się wiercić i po chwili wyciągnął głowę, wydając przy tym odgłos odkorkowywanej butelki.
Jakież było zdziwienie Squalla gdy zobaczył, iż nikt tu nikogo nie pożarł, a owym strusiem okazał się sam Cid.
-Co pan tu robi? - zapytał Squall.
-Wypadłem z ogrodu? - odpowiedział pytająco Cid z dużą dozą niepewności w głosie.
Widząc jednak niedowierzanie Sqalla, dodał:
–Szukam obrączki, bo mi gdzieś wypadła? - Jego kolejna odpowiedź w trybie pytającym ponownie spowodowała wyraz zażenowania na twarzy Squalla – No to już się przyznam. Żony się bałem, bo ona jak byliśmy razem, to mnie biła. - Odpowiedział z płaczem, prezentując przy tym błagalny wzrok małego kotka.
Squall mimo tego, że nie był specjalnie zadowolony ucieczką Cida, zmiękł widząc, jak wielką ten wykazał się desperacją, wbijając swoją głowę w podłoże wykonane ze zbrojonego betonu. Po wysłuchaniu całego biadolenia, Squall udał się do Edei. Ta zaczęła przepraszać, twierdząc, że od czasu wydarzeń w Galbadii, była opętana przez Ultimecję, czarownicę z przyszłości, którą jakiś czas temu, kupiła na stadionie dziesięciolecia, od zaprzyjaźnionego Rosjanina, jako przedpremierową edycję, wydanego kilkadziesiąt lat później oryginału. Wszystkie wywody o poszukiwaniu Ellone przez Ultimecję, oraz chęć jej zjednoczenia z zaginioną czarownicą Adel, Squall skutecznie olewał, rozwiązując w tym czasie testy i zdobywając tym samym, stopień SeeD dyplomowanego. W całym wywodzie zaintrygowała go jednak wzmianka odnośnie kompresji czasu, o której w międzyczasie była mowa. Wszak nie ma to jak spić się flaszką przedniego eliksiru, której się jeszcze nie kupiło, a do tego mieć pustą butelkę po nim na wymianę. Niestety Edea nie była w stanie pomóc Squallowi w jego dążeniach do obudzenia Rinoi, co znacznie bardziej zasmuciło Squalla, niż jakaś tam kompresja czasu, z której jakby nie patrzeć, płynęły same korzyści.
Po rozmowie z Edeą, Squall wrócił do Rinoi. Na wstępie rozgonił studentów, którzy z jej zimnego ciała zrobili sobie okład na głowy, zwalczając w ten sposób dolegliwości spowodowane przedawkowaniem środków leczniczych. Gdy tylko usiadł niemal natychmiast stracił przytomność przenosząc się do świata snów. Tym razem w jego umyśle pojawiło się jednak menu użytkownika, dzięki któremu mógł wybrać, kto wraz z nim będzie musiał znosić tę katorgę, jaką są sny o Lagunie? Znając zamiłowanie Irvine`a do pocieszania Selphie, postanowił rozdzielić parę, by ograniczyć ilość scen erotycznych i Irvine`owi do kompletu dorzucił Zella.
We śnie Laguna z kolegami, robiąc sobie przerwę w wyłudzaniu od przechodniów, pieniędzy na mega potiony, postanowił zarobić kilka gil na pracy w filmie. Laguna pasował do roli idealnie, gdyż produkcją zajmowała się „Polska Telewizja Publiczna”, która zatrudniając beztalencia aktorskie, realizowała ku przerażeniu abonentów, swoją misję, polegającą na produkowaniu seriali, których wartość intelektualna jest przekazywana metodą podprogową, gdyż bezpośrednio ich przekaz, można porównać jedynie do ekranu wyłączonego telewizora.
Koledzy Laguny ku swojej uciesze dostali rolę smoka, dlatego też udali sie do garderoby w celu przyodziania kostiumu. W związku z tym, że Ward wykazywał zadziwiające podobieństwo do zadniej części smoka, już po chwili dało się słyszeć na planie głos Kirosa.
-Zabieraj te brudne łapy z moich pośladków.
Niestety nikt ich nie uprzedził, że owo przebranie przedstawiało dorodną samicę smoka, a zapach lateksu idealnie imitował feromony smoczycy w trakcie rui. Na efekty nie trzeba było długo czekać, gdyż już po chwili z kierunku garderoby dobiegł nieludzki krzyk Warda, sugerujący zainteresowanie kostiumem ze strony płci przeciwnej. W tym czasie Laguna przygotowywał się do roli, podnosząc swój wątpliwy talent darmowymi potionami. Gdy wreszcie rozpoczęto nagrywanie filmu, na planie pojawił się wyraźnie zadowolony smok. Laguna zorientował się, że coś jest nie tak, dopiero gdy zniknęła cała ekipa filmowa. Plastikowy gunblade rozleciał się już przy próbie podniesienia go z ziemi, w związku z tym nie pozostało nic innego, jak rzucanie butelkami po potionach. Smok jednak wydawał się nie zwracać uwagi, gdyż oparł swój grzbiet o skałę i wyraźnie odstresowany odpalił papierosa delektując się dymem. Laguna korzystając z okazji zaczął uciekać. Niestety smok był szybszy i pojawił się na jego drodze, zastawiając mu przejście. Na szczęście w tym samym momencie pojawili się koledzy Laguny. Zanim jednak Kiros zdążył podać Lagunie karabin, Ward zniknął i zachodząc smoka od tyłu, ze słowami „oko za oko, ząb za ząb”, spowodował wydobycie się ze zwierzęcia odgłosu przeraźliwie kwiczącej świni, oraz efektu nadnaturalnego wytrzeszczu oczu. Niestety spot kampanii społecznej, informujący o tym, że znęcanie się nad zwierzętami jest karalne, przerwał tą jakże interesującą scenę i dane nam było obejrzeć tylko widok oddalającego się w popłochu smoka, żłobiącego swym odwłokiem i powłóczonymi tylnymi kończynami, bruzdę w piasku. Po wszystkim drużyna Laguny postanowiła się ewakuować, gdyż kostium zaczął przyciągać kolejne smocze samce.
Na resztę scen Squall nie zwracał uwagi, próbując nakłonić Ellone, by ta przeniosła go do momentu, w którym Rinoa zakopywała jego oszczędności, by móc zlokalizować owo miejsce. Niestety w tym momencie stracił zasięg, a pod jego zamkniętymi powiekami wyświetlał się jedynie komunikat „szukam sieci”.
Squall widząc w zdolnościach Ellone szansę na odzyskanie swojej własności, postanowił ją odnaleźć. Po pomoc udał się do Edei, która obdarowała go listem mającym ułatwić kontakt z białymi SeeD, u których powinna się znajdować Ellone. Po drodze Zell poprosił, by zatrzymali się koło lasku chocobo. Po co mu ta wizyta, zrozumieli dopiero, gdy wrócił stamtąd, dzierżąc w rękach trzy mega kubełki z logiem KFC, zawierające udka chocobo zapiekane w cieście. Niesamowita nawigacja satelitarna bez problemu odnalazła statek, jednak przyjęci zostali raczej chłodno, a wręcz poproszeni o opuszczenie pokładu. Biorąc pod uwagę fakt, że w związku z unikaniem portów, biali SeeD od dłuższego czasu wegetowali na diecie złożonej z owoców morza, pomysł obdarowania ich paluszkami rybnymi, w celu ocieplenia stosunków, okazał sie zupełnie chybiony. Squall już miał wrócić na pokład ogrodu, gdy pojawił się Zell z mega kubełkami. Mimo podjęcia desperackiej próby uchronienia swojego posiłku, po chwili Zell miał puste ręce, zaś wszyscy biali SeeD, rozpierzchli sie nie wiadomo gdzie, wraz z jego obiadem. Teraz Squall bezkarnie mógł połazić po statku w poszukiwaniu Ellone. Na jego nieszczęście, na pokładzie byli koledzy Rinoi z partyzantki. Jeden z nich na wieść o losie koleżanki, rzucił się w szale na Squala, gryząc go w łydkę, a w przerywnikach używając słów powszechnie uznawanych za obraźliwe. Drugi wyjaśniał w tym czasie, że Rinoa ma u nich spory dług karciany i że przez Squalla nie będą mogli go wyegzekwować. Cała sprawa uspokoiła się, gdy z mundurka Squalla wysunęła sie gazetka, traktująca o sposobach rozmnażania człowieka rozumnego, którą napastnik natychmiast się zainteresował, gdyż w związku z rozporządzeniem miłościwie im panującego Ojca Dyrektora, został wprowadzony całkowity zakaz sprzedaży tego typu literatury. Po wymienieniu gazetki na dwie talie kart i zgrzewkę potionów, Squall udał się do kapitana i wręczył mu list od Edei. Ten po analizie grafologicznej tekstu i potwierdzeniu zgodności podpisu z oryginałem, oznajmił, że jak ich statek uległ awarii, to Ellone zabrała się na stopa Estharskim statkiem o imieniu „Titanic”, a powodem tak desperackiej decyzji był najprawdopodobniej Leonardo Dicaprio, od którego nie mogła oderwać wzroku. Od tego czasu słuch o niej zaginął. Squallowi nie pozostało więc nic innego, jak udać się do Eshtar w poszukiwaniu Ellone.
W związku z tym, że Squall poddał się modzie na zdrowy styl życia, postanowił, że zamiast jechać ogrodem do samego Esthar, przejdzie się pieszo z Fisherman`s Horrizon. Zabrał ze sobą także Rinoę, którą zamierzał użyć w przerwach, jako sztangi do ćwiczenia rzeźby swojego ciała.
Niestety nieco się przeliczył, bo po przejściu kilkunastu kilometrów torowiska i wyciśnięciu koleżanką kilku serii, zaczął wyraźnie słabnąć. Dalszą drogę pokonywał powtarzając pod nosem:
-Zmieniłem się. Bardzo się zmieniłem. – co biorąc pod uwagę znaczną utratę masy ciała, spowodowaną nadludzkim wysiłkiem, było słusznym spostrzeżeniem.
Niestety zmęczenie nie prędzej, to później musiało się rzucić na psychikę i podczas odpoczynku w połowie drogi, Squall zaczął konwersować z nieprzytomną Rinoą. Na całe szczęście w dalszym niesieniu koleżanki pomogły mu żuki grabarze, które kierując się instynktem, ochoczo zabrały się za transportowanie jej ciała do gniazda, znajdującego się na stacji końcowej. Pierwsza część podróży Squalla została uwieczniona na płycie DVD i pod tytułem „jak zgubić piętnaście kilo w jeden dzień” dodawana do większości czasopism kobiecych, co bardzo szybko zaowocowało, ciepło przyjętym przez męską część społeczeństwa, zwyczajem noszenia mężów na rękach.
Jak się okazało, reszta drużyny dotarła na miejsce szybciej, wykorzystując w tym celu zaginioną drugą linię warszawskiego metra, co tłumaczyło fakt, niezauważenia ich przez Squalla. Jedynie Edea podążała jego śladem, jednak zgodnie z zaleceniami super niani, postanowiła nie pomagać konającemu ze zmęczenia Squallowi, ucząc go w ten sposób zaradności życiowej. Sama Edea także skorzystała na podróży, gdyż od dziecka marzyła, aby mieć nos podobny do Michaela Jacksona, a wąska suknia i szpilki w połączeniu z podkładami kolejowymi, ułatwiła jej samodzielne wykonanie zabiegu, dzięki częstym kontaktom twarzy z podłożem.
W międzyczasie Irvine wraz z Selphie zrobili rozpoznanie terenu, ze szczególnym uwzględnieniem stogów siana, o czym świadczyły resztki suchej trawy we włosach, oraz stanik Selphie na piersiach kolegi. Na widok skonanego Squalla walczącego z żukami o Rinoę, wszyscy zaczęli żartować
-Nie łatwiej było ją turlać? - zapytała z sarkazmem Quistis
-Eee tam, trzeba było kurierem wysłać – odpowiedział uśmiechnięty Zell.
Squall zdawał się nie słuchać przyjaciół, nad czymś się zastanawiając. Po pewnym czasie podniósł głowę i spojrzał na Edeę.
-Przepraszam, ale jak ty się tu dostałaś? - zapytał
-Przypłynęłam razem z wami do Fisherman`s Horrizon, a potem pieszo. - odpowiedziała
-A kiedy wsiadłaś?
-Jak płynęliście do statku białych Seed.
-Ciekawe zatem, po co nam dałaś list dla nich, skoro mogłaś po prostu pójść z nami? - zapytał podejrzliwie Squall – A tak w ogóle to po co z nami idziesz?
-Idę z wami do Esthar, do doktora Odine, żeby odebrał mi moce.
-A skąd wiesz, że my idziemy do Esthar, skoro nie byłaś z nami u kapitana białych SeeD? Ty jesteś... - urwał Squall, kierując porozumiewawcze spojrzenie do Zella. - UBek – dokończył i w tym momencie obydwaj rzucili się na Edeę, przez przypadek rozpinając jej suknię i obnażając gumowy biust z nadrukiem „Stomil”.
-To nasza cywilizacja z twojej przyczyny niemal zawaliła się w gruzy, a ty se cycki będziesz przyprawiać, cyganie jeden!!! - Wykrzyczał Zell.
-Ale ja musiałam..., łem, być taki bezwzględny, bo Ultimecja mi kazała.
-To już wiemy, ale dlaczego się za babę przebierałeś!? - zapytał Squall
-To moja największa tragedia życiowa. Rodzice zawsze chcieli, żebym był czarownicą, a wiedzieli, że wśród nich nie ma równouprawnienia i żadna nie przekaże swojej mocy chłopcu, więc mnie przebierali. - odpowiedziała Edea, a właściwie Edek.
-Ale dlaczego jak już zostałeś czarownicą, to nie zrzuciłeś tych fatałaszków.
-Już miałem to zrobić, ale wtedy zawładnęła mną Ultimecja, która nie mogła sobie pozwolić na to, by wyszło na jaw, że tak potężna czarownica pomyliła płeć osoby, którą miała opętać, więc zmuszała mnie do przebierania.
-To już teraz rozumiem dlaczego Ultimecja tak pilnie szukała Ellone? Ona po prostu chce się przenieść w ciało kobiety. I wreszcie pojąłem, dlaczego wy z Cidem nie macie własnych dzieci.
-No dobra, ale czemu nas śledzisz? -zapytał Zell
-Jak CBŚ mnie rozszyfrowało, postanowili wykorzystać moją sytuację i szantażem zmusili mnie do współpracy. Dlatego miałem was śledzić, by poznać źródło waszego finansowania.
-No i co my mamy teraz z tobą zrobić? W końcu byłeś nam matką – w tym momencie Squall splunął – ojcem. Chyba nie wydamy całemu światu, że o mało nie zostali unicestwieni przez transwestytę?
-Może ustalmy, że wy mnie nie wydacie, a ja nie doniosę na was do CBŚ, a na zgodę wypijmy co nieco. - Po czym wyciągnął spod spódnicy dwa meksykańskie Eliksiry, oraz wypełniające sztuczny biust limonki. O sól nie musieli się martwić, gdyż tuż za rogiem zaczynało się wielkie, wyschnięte, słone jezioro.
Ruszając dalej po osuszeniu butelek, szli słaniającym się krokiem i darli gęby śpiewając „La Cucaracha”. Niestety po przejściu kilku kilometrów, przypomnieli sobie, że zapomnieli Rinoi. Gdy zawrócili, na ich drodze pojawił się wielki szkielet. Squall jednak zachował zimną krew.
-Poszekajsie, uruchomiem snajomosci, to jesszce sarobimy. – Po czym wyciągnął telefon i zadzwonił do zaprzyjaźnionego zakładu pogrzebowego „Radosny pochówek”, donosząc o niezajętych przez nikogo zwłokach. Już po kwadransie na miejscu pojawił się karawan. W związku z oporem stawianym przez zwłoki, powiadomiono łódzkie pogotowie, które po podaniu pavulonu, wydało akt zgonu z adnotacją, iż przyczyną śmierci, było uświadomienie pacjenta, że nie żyje. Szczęściem Squalla było to, że nie miał ze sobą Rinoi, bo walka z pracownikami zakładu pogrzebowego o ciało, byłaby z góry skazana na niepowodzenie.
Po wyrwaniu Rinoi z żuwaczek wygłodniałych żuków, udali się do granic Esthar. Kamuflaż miasta zdał się na nic, gdyż graficiarze namalowali na nim wielki wizerunek Ojca Dyrektora z rękami rozłożonymi w geście „Oddajcie mi swoje emerytury”. Miejsce, które u normalnego mężczyzny zwieńczone jest rozporkiem, okazało się być wejściem, z którego nie omieszkali skorzystać. Całe szczęście, że Irvine wziął ze sobą pluszowe, różowe kajdanki, gdyż w innym wypadku, Squall wchodząc po drabinie, musiałby trzymać Rinoę zębami.
Winda, która czekała na naszych podopiecznych, mimo rozmiarów boiska do koszykówki, mogła udźwignąć tylko cztery osoby, więc chciał nie chciał musieli sie zabrać na dwa razy. Selphie na widok wielkiego, szklanego miasta z bardzo rozwiniętą technologią, wykrzyczała:
-To jest niemal tak piękne jak Wąchock!
Gdy Squall z koleżankami dotarł na miejsce, poczuł ciśnienie na pęcherzu i gdy poszedł go opróżnić, nagle poczuł senność. Zdążył jeszcze wykrzesać z siebie:
-Ellone nie teraz, bo sobie buty osikam. – W tym momencie osunął się na podłoże i usnął.
We śnie Laguna wraz z kolegami, pracowali jako robotnicy przymusowi w laboratorium Lunatic Pandora. Niestety Ward i Kiros zaczęli stwarzać problemy, więc jeden ze strażników rozkazał Lagunie, by ten wezwał posiłki.
-A co ja chłopiec na posyłki jestem? - Odpowiedział Laguna, ratując w międzyczasie Mombę, którego wcześniej sam potraktował kluczem francuskim.
Na reakcję strażnika nie trzeba było długo czekać. Walka jednak przybrała nieco nieoczekiwany obrót, gdy Laguna zdał sobie sprawę, iż nie wiadomo skąd, w jego rękach zmaterializował się karabin. Był tym na tyle zaszokowany, że nawet nie zauważył, jak przerażony strażnik widząc ewidentny cud, wziął nogi za pas. Towarzyszący Lagunie robotnik padł na kolana.
-Cudotwórca, zostań naszym wodzem. Jesteś taki prawy i sprawiedliwy.
-Dobra, ale dopiero jak znajdę Ellone i brata bliżniaka.
w tym momencie pojawił się Ward z Kirosem i razem ruszyli na górę. Zastali tam doktora Odine rozmawiającego ze swoimi asystentami. Oczywiście jak na bardzo strzeżone laboratorium przystało, przy wejściach nie było ani jednego strażnika, co poskutkowało pojawieniem się w pomieszczeniu japońskiej wycieczki, której przewodnik, pokazując doktora Odine, w jedynym znanym mu polskim języku, oznajmił ze szczerym uśmiechem na twarzy.
-No żółtki, to jest gościu, który porywa wasze dzieci i robi na nich eksperymenty.
Na reakcje nie trzeba było długo czekać, szerokie uśmiechy, przyjacielskie skinięcia głów, oraz kilkaset zdjęć. Odine zdawał się niczego nie zauważyć, podobnie zresztą jak Laguny z kolegami. Dlaczego Laguna nie zapytał od razu Odine o Ellone, pozostanie tajemnicą lasu? Wiadomo tylko, że z tego powodu musieli stracić sporo czasu, by go ponownie odnaleźć. Doktorek jednak wykazał się podobnym poziomem rozgarnięcia i niemal bez oporów, zamówił im taksówkę wprost do swojego laboratorium w Esthar, gdzie przetrzymywali Ellone, zamiast posłać ich w łapy czarownicy Adel. Postępowanie całej czwórki można by jednak tłumaczyć, tajemniczym oddziaływaniem Lunatic Pandory, której nazwa nawiązywała wprost do logiki ich działań. W laboratorium doktora Odine, jak zwykle klepiąc przypadkowe przyciski Laguna otworzył drzwi i uwolnił Ellone.
W tym momencie zakończył się sen. Squall wytarł buty i dołączył do reszty. Po chwili przyjechał samochód z którego wysiadł rosły facet, który zmieścił się w aucie, tylko dzięki wyciętej w dachu dziurze. Po kilku nieistotnych pytaniach, poprosił ich wszystkich do środka wozu. To, że się tam zmieścili, zawdzięczali filmowi instruktażowemu, pokazującemu polskiej młodzieży, jak zmieścić po wiejskiej dyskotece, ludność trzech wsi, w dwa dwudziestoletnie, niemieckie auta.
Po dotarciu do pałacu prezydenckiego, Edea ukrywając swoją prawdziwą tożsamość, poprosiła przebywającego tam doktora Odine, o uwolnienie jej od Ultimecji. Ten nie stwarzał problemów i stwierdzając, że potrzebny będzie mały egzorcyzm, zaczął przebierać się w sutannę. Squall w tym czasie, zaczął ze zniecierpliwieniem wypytywać się o Ellone.
-Zgodzę się na widzenie z nią, jeśli pozwolicie mi pomolestowa..., poobserwować tą w niebieskim – powiedział śliniąc się lubieżnie Odine.
Squall mając na względzie swoje oszczędności, zgodził się bez wahania. W związku z tym doradca prezydenta kazał im udać się do kosmodromu Bajkonur, bardziej znanego jako Lunar Gate. W drodze na miejsce, zrobili sobie przechadzkę do Tear`s Point, gdzie znaleźli zgubiony w przeszłości, przez japońskich turystów, pierścień Salomona. Gdy tylko weszli w jego posiadanie, pojawił się Ifrit, który poprosił, o oddanie mu pierścienia, by mógł go podarować swojej bliskiej rozwiązania ukochanej, jako dowód miłości, gdyż ta zamęcza go ostatnio tekstem: „Ty już mnie nie kochasz”. Gdy tylko Ifrit podarował Shivie pierścień, ta tak się wzruszyła, że zaczęła rodzić. Nasza drużyna nawet nie zauważyła, że z ekwipunku zniknęło im sześć stalowych rurek, które Ifrit zużył do zmontowania łóżka porodowego, sześć paczek marlboro na jego skołatane porodem nerwy, oraz sześć butelek potrójnie destylowanego remedy, które zużył na opijanie pępkowego z innymi GF-ami. Poród przeciągnął się dość znacznie, ze względu na długość składu, co dało czas zdobycie przez kolegów Ifrita, kołyski w kształcie parowozowni, pozyskanego z majątku upadających „Polskich Kolei Państwowych”. Nowo narodzone dziecko przyniosło wiele radości rodzicom, ze szczególnym uwzględnieniem zużytych pieluch, których aromat potrafił skutecznie zatruć przeciwników.
Nie tracąc więcej czasu nasza drużyna wreszcie ruszyła do Lunar Gate, odbierając po drodze, ku ich uciesze, zasiłek porodowy na nowo narodzonego GF-a.
[ Dodano: Pon 14 Gru, 2009 23:04 ]
No to cichaczem dodam część dziewiątą
.
Gdy dotarli do Lunar Gatate, zostali poproszeni do sali odpraw. Tam wyjaśniono im, że na czas podróży do stacji kosmicznej, powinni zostać zahibernowani.
-Po co hibernacja skoro stację kosmiczną sięgam swoim blasting zone? - zapytał wyraźnie zdziwiony Squall.
-To na wypadek gdybyśmy nie trafili.
-Często zdarza się wam nie trafić?
-A jak myślisz skąd tyle kraterów na księżycu?
Całe te rozważania i tak nie miały większego sensu, gdyż w wyniku obcięcia dotacji na badania kosmiczne, zamiast hibernacji stosowano wprowadzanie pasażera w stan upojenia alkoholowego i robiono to pod przykrywką dobrej imprezy, gdyż nikt trzeźwy, słysząc o celności wyrzutni, nie dał by się włożyć do kapsuły.
Squall pomimo trzech promili we krwi, nie bardzo chciał się dać wcisnąć do środka. Dopiero butelka przedniego eliksiru na drogę, uśpiła jego czujność. W ostatnim geście dał jeszcze Zellowi znać by ten zajął się Edeą. Co do Quistis, to swoim stanem przypominała Rinoę, więc jej umieszczenie w kapsule nie stanowiło większego problemu.
Po załadowaniu kabin do bębna, obsługa rozpoczęła procedurę odpalania. Jeden z pracowników kręcił bębenkiem w którym znajdowały kapsuły, zaś reszta obstawiała prawdopodobieństwo trafienia na pełną komorę, jak również w cel? Samym odpalaniem zajmował się niejaki Clint Eastwood, który wreszcie znalazł pistolet w rozmiarze rekompensującym mu braki własnej fizjonomii. W momencie, gdy Squall ze swoimi towarzyszami ruszył na podbój przestrzeni kosmicznej, z morza wyłoniła się Lunatic Pandora. Na szczęście ciśnienie atmosferyczne było tego dnia nieziemsko wysokie i opór powietrza spowolnił urządzenie na tyle skutecznie, że mimo, iż ujęcie kamery pokazywało Lunatic Pandorę na tle Esthar, to nasza drużyna pod dowództwem Zella zdążyła pieszo wrócić z Lunar Gate i pogadać sobie z doktorem Odine. Jako że czasu mięli naprawdę dużo, doktor wyjaśnił im, że celem Lunatic Pandory nie jest Eshtar, tylko Tear`s Point w którym od kilkunastu lat mieści się rozgłośnia Radia Aeris. Dodał także, iż może się to przyczynić do Lunar Cry, czyli migracji istot zamieszkujących księżyc, na ziemię. Po tym gadaniu wreszcie przeszli do ustalania, jak wniknąć do wnętrza przemieszczającej się Lunatic Pandory, choć trzeba przyznać, iż słowo „przemieszczająca”, w tym wypadku było nieco nie na miejscu. Niestety, o ile wyznaczenie miejsca nie stanowiło problemu, to wszyscy zapomnieli o wymyśleniu sposobu na wejście do środka. Gdy wreszcie dotarli na miejsce spotkania, znowu objawiło się zgubne oddziaływanie Lunatic Pandory, gdyż nie wiadomo po co, wyskoczyło z niej dwóch żołnierzy, zostawiając za sobą otwarte drzwi, co rozwiązało problem, który i tak zdawał się niespecjalnie nurtować naszych podopiecznych. W momencie gdy żołnierze wyskakiwali, Zell wraz z resztą drużyny wskoczył do środka i pokazując im w geście podziękowania środkowy palec dłoni, zamknął drzwi. Zwiedzanie wnętrza trwało trochę czasu i gdy już niemal dotarli do celu, pojawił się reżyser i z powodu braku pomysłu na zakończenie wędrówki naszych pupili, wywalił ich z planu. Na całe szczęście niewiarygodnie wysokie ciśnienie, wyhamowało swobodny spadek naszych pupili, zaś sama Lunatic Pandora dotarła nad Tear`s Point
W tym czasie Squall i jego towarzyszki docierali w pobliże bazy kosmicznej. Na ich szczęście Ellone rozwiesiła wkoło stacji kosmicznej pranie, które skutecznie wyhamowało kapsuły, ratując tym samym naszych podopiecznych, od niechybnego spotkania z powierzchnią księżyca. Po chwili obsługa zabrała kapsuły do bazy kosmicznej. Po umieszczeniu Rinoi w pokoju medycznym, poszli na obchód stacji. Squall przez okno rzucił okiem na sarkofag więżący Adel. Gość stojący obok zaczął opowiadać, że wiedźma umieszczona jest w miejscu gdzie równoważy się grawitacja, tak by nie mieć kontaktu ze światem zewnętrznym. W tym momencie Squall spojrzał na sarkofag i ku jego zdumieniu, Adel zdawała się odtańczyć przed nim taniec zwycięstwa, by na zakończenie pokazać mu język i ponownie zamrzeć w bezruchu. Squall przetarł oczy stwierdzając, że widać zaczyna trzeźwieć po podróży i stąd halucynacje. Jedyne co zdawało się w tym wszystkim nie zgadzać, to układ rąk, stanowczo odwołujący się do gestu Kozakiewicza na olimpiadzie w Moskwie. Mimo pewnych podejrzeń co do prawdziwości swoich zwidów, Squall udał się pośpiesznie w poszukiwaniu Ellone, przeczuwając, iż później może nie mieć na to czasu. Już w następnym pomieszczeniu spotkał poszukiwaną. Squall od wejścia zrobił Ellone awanturę, twierdząc, że jeśli chciała sobie pooglądać sceny z przeszłości, to wystarczyło komputer odpalić na „youtube”, gdzie są wszystkie sny z Laguną, a nie mu cztery litery zawracać w najmniej odpowiednich momentach. Ellone jednak będąc zahartowana niebezpieczeństwami, które towarzyszyły jej całemu życiu, od sztormów na morzu, poprzez zatonięcie Tytanica, aż do przebywania na stacji kosmicznej Mir, w której okna z drewnianych na plastikowe wymieniono dopiero tydzień wcześniej, nie przejęła się oburzeniem Squalla. W zamian zaoferowała przeniesienie jego świadomości, do świadomości Rinoi w momencie zakopywania jego kosztowności. Squall przyjął jej propozycję natychmiast, wiedząc, że tego filmiku w internecie nie znajdzie. Warunkiem tego przeniesienia, było jednak oddzielenie się umysłu Squalla od ciała, co można było wywołać, tylko poprzez obniżenie poziomu krwi w alkoholu. Jako, że na radzieckiej stacji, coś takiego jak środki lecznicze uchować się nie mogło, sytuacja wydała się bez wyjścia. Jednak w tym samym momencie Squall przypomniał sobie, że pod sukienką Rinoi, schował kilka megaeliksirów do schłodzenia. Zatem nie zostało nic innego jak iść do pokoju medycznego po rzeczone trunki. W międzyczasie zaszli jeszcze do pokoju kontrolnego. Tam zostali poczęstowani żołnierską grochówką i poinformowani o dziwnym zachowaniu istot na księżycu.
-A skąd na księżycu życie? - zapytał Squall.
-To długa historia. – odpowiedział Piet. - Dawno temu, gdy Eshtar było biedne tak jak inne państwa, ktoś mądry znalazł źródło ubóstwa i postanowił, bez względu na koszta przenieść emerytów, Urząd Skarbowy i ZUS wraz z urzędnikami, na księżyc. Wtedy właśnie powstał Lunar Gate, za pomocą którego dało się tą operację tanio przeprowadzić, pod przykrywką tanich wycieczek pracowniczych, oraz pielgrzymek do Watykanu. Dzięki temu Eshtar przestało mieć problemy finansowe i dlatego mogło się tak rozwinąć. Urzędnicy co jakiś czas zbierają się w jednym miejscu, by przełamać problemy grawitacyjne i wrócić na ziemię, ale jest ich zawsze zbyt mało. Niestety osiemnaście lat temu, Ojciec Dyrektor otworzył rozgłośnię Radia Aeris w Tear`s Point. Początkowo nie widzieliśmy w tym zagrożenia, aż do momentu, gdy doktor Odine, nie rozpoczął badań nad Lunatic Pandorą. Tu należy się małe sprostowanie, otóż doktor Odine naprawdę nazywa się Adin, gdyż był pierwszym z trzydziestu dzieci w rodzinie i jest zbiegłym rosyjskim naukowcem, dlatego tak głupio gada. No ale do rzeczy. Wyszło na jaw, że gdy umieści się Lunatic Pandorę nad rozgłośnią, to sygnał radia Aeris zostaje tak wzmocniony, że zaczynają go odbierać emeryci na księżycu i dzięki apelom Ojca Dyrektora, dołączają do zbierających urzędników, co powoduje przełamanie bariery grawitacyjnej i zjawisko Lunar Cry, czyli inwazji urzędników i emerytów na ziemię, a co za tym idzie, załamanie gospodarki, oraz powrót biedy. I zdaje się, że właśnie możemy być świadkami tego przerażającego wydarzenia.
Po podziękowaniu za wyjaśnienia ruszyli do Rinoi. Niestety ta wybudziła się wcześniej i ku trwodze Squalla, wypiła wszystkie ukryte pod spódniczką megaeliksiry, których dawka powaliłaby małego słonia. O dziwo zamiast zasnąć gdzieś w kącie, jej włączyły się szwędacze i zaczęła łazić po stacji, a w jej oddechu było tyle alkoholu, że odrzucało nawet próbującego ją zatrzymać Squalla. Gdy wchodziła do pokoju kontrolnego potknęła się o leżące kable i próbując złapać równowagę, wylądowała twarzą na klawiaturze, przez przypadek zdejmując pierwszy stopień zabezpieczeń sarkofagu Adel. Alarm, który włączył się w tym momencie, spowodował, iż Rinoa instynktownie podjęła wszelkie działania w celu ewakuowania się z bazy i już po chwili, ubrana w skafander, opuszczała pokład Mira. Squall jak można było przypuszczać, oczywiście nie zdążył jej powstrzymać, gdyż z powodu uruchomienia zabezpieczeń bazy, zamknęły mu się przed twarzą grodzie zewnętrzne. Nie pozostało mu zatem nic innego, jak wrócić do pokoju kontrolnego i obserwować co się będzie działo? W tym czasie Rinoa dotarła do sarkofagu, w którym jak się okazało, zdjęcie pierwszego stopnia zabezpieczeń, otworzyło skrzynkę z młoteczkiem, służącym do stłuczenia szyby, za którą więziona była Adel. Rinoi nadal w uszach rozbrzmiewał dźwięk alarmu, który słyszała dzięki komunikatorowi w skafandrze i ponownie instynktownie sięgnęła po młoteczek, uwalniając zagrożoną w jej mniemaniu Adel. W tym samym czasie, dzięki wezwaniu Ojca Dyrektora na obchody osiemnastej rocznicy Radia Aeris, do urzędników dołączyli rozproszeni po księżycu emeryci i już po chwili, komornicy zabierali sarkofag wraz z Adel, a emeryci zaczęli demontować stację kosmiczną Mir, która w ich oczach, była ostatnim symbolem znienawidzonego komunizmu. Niestety jak na to z wieloma emerytami bywa, podążali do celu, nie zwracając uwagi na to co znajduje się na ich drodze i wypychając w kosmos Rinoę, która po drodze dostała jeszcze wezwanie do zapłaty zaległego podatku wraz z odsetkami, co wyraźnie ją otrzeźwiło, uświadamiając jednocześnie w jak nieciekawej znalazła się sytuacji.
Gdy Lunar Cry docierał do ziemi, komornicy odebrali telefon z informacją, iż właściciel stacji Mir, przekazał swój jeden procent podatku w postaci sarkofagu Adel, na charytatywną działalność radia Aeris, w związku z tym, acz niechętnie odstawili ją do Lunatic Pandory.
W międzyczasie Squall, wraz z Ellone, Quistis i Pietem, w obawie przed rozszalałymi emerytami, ewakuowali się kapsuła ratunkową . Dziwnym trafem w komorze Squalla, ktoś z pracowników stacji, ukrył kilka butelek eliksiru. Ten nie omieszkał z nich skorzystać. Po drugiej flaszce, przypomniał sobie, że w tym stanie, Ellone może przenieść jego świadomość, do świadomości Rinoi, co wydawało się ostatnią szansą na uzyskanie informacji odnośnie jego oszczędności.
-Ellone pszenjeś szypko mojją swiadomoszć. – poprosił.
Już po chwili ujrzał Rinoę dryfującą w przestrzeni kosmicznej. Wskazania przyrządów jej skafandra, pokazywały brak tlenu. Gdy już wydawało się, że umrze, w myślach usłyszała Squalla pytającego o zakopane oszczędności. Ten głos przywołał wspomnienie pierścienia Squalla, którego kopię wraz z łańcuszkiem nosiła na szyi. W związku z tym zaczęła się kręcić i wiercić w celu ujrzenia ostatni raz przed śmiercią owej błyskotki, by po kilku próbach uwolnić go, odblokowując w ten sposób zawór tlenu, który ów pierścień blokował, co wyraźnie zaskoczyło Rinoę. Niestety w tym momencie świadomość Squalla wróciła do niego.
-Ellone szemu mnje zaprałasz s pofrotem? - zapytał Squall
-Ale ja ciebie jeszcze nie zdążyłam wysłać – odpowiedziała zdziwiona Ellone.
-No tak, jak chsesz soś srobić, to sróp to sam. - powiedział ubierając się w skafander i szykując się do wyjścia.
Quistis próbowała go powstrzymać, ale biorąc pod wzgląd jego stan emocjonalny, równie dobrze mogła rozmawiać z wirusami świńskiej grypy, które zaczęły dawać się jej we znaki. Znając powszechną prawdę, iż to co zabije, lub posadzi na wózku trzeźwego, to pijanemu nie wyrządzi żadnej krzywdy, można było domniemać, że zarówno Squallowi, jak i Rinoi nic nie groziło. Jak na intuicję upojonego przystało, Squall wysiadł z kapsuły niemal dokładnie w miejscu, w którym znajdowała się dryfująca Rinoa i już po chwili, trzymał ją w pozycji, w jakiej skuwa się w kajdanki przestępców. Niestety przestrzeń kosmiczna nie była najlepszym miejscem do wyciągnięcia od niej informacji, więc Squall zaczął się rozglądać za jakimś lokum. Oczywistą rzeczą jest to, że jak przystało na produkt sygnowany logiem „Final Fantasy”, znalezienie odpowiedniego lokum w kosmosie, nie powinno stanowić większego problemu. Jednak w dwóch napotkanych po drodze mercedesach i jednym małym fiacie, na tylnych siedzeniach spółkowały różnej maści obce istoty, którym lepiej było nie przeszkadzać. Niestety na dotychczasowe poszukiwania nasi podopieczni wyczerpali cały zapas energii. Już wydawało się, że sytuacja jest niemal bez wyjścia i przyjdzie wyciągać predatora za nozdrza z malucha, gdy odezwała się żołnierska grochówka spożyta w bazie kosmicznej. Gazy, natychmiast wydalone przez systemy podtrzymania życia, zadziałały niczym silnik odrzutowy i pozwoliły na dotarcie do porzuconego przez Billa Gatesa statku kosmicznego, który dryfował obracając się wokół osi poprzecznej, z powodu zawieszenia się najnowszego systemu operacyjnego „Windows Zwista”, zarządzającego statkiem. Pech chciał, że w momencie, gdy Squall łapał się statku, jeden płatów uderzył go w głowę, powodując spore wgniecenie w hełmie i zmieniając sposób postrzegania koleżanki. Jego rozmydlony, tępy wzrok nie wróżył niczego dobrego.
Gdy dostali się do środka i zrzucili niewygodne skafandry, Squall zaczął wyraźnie kleić się do Rinoi. Ta jednak słysząc za ścianą dziwne odgłosy i mając na względzie dotychczasowe zachowanie Squalla, wykręciła się, sugerując zbadanie statku w poszukiwaniu potencjalnie niebezpiecznych stworzeń. Jak się okazało, faktycznie nie byli tam sami. Gdy tylko przeszli przez drzwi, w ich kierunku podbiegł obcy. Stanął tak, że jego twarz prawie dotykała twarzy Squalla, niemal powalając go oddechem. Najpierw otworzyła się pierwsza szczęka, uzbrojona w długie błyszczące zęby typowego mięsożercy. Po niej otworzyła się następna i następna, by po kilkunastu minutach odsłonić gardziel, z której z wielkim impetem wysunęła się ręka uzbrojona w szminkę, poprawiając nieco zaniedbany makijaż obcego. Squall stał jak wmurowany, nie zdając sobie do końca sprawy, czy sparaliżował go strach, czy zaskoczenie?
-No co? Trzeba przecież jakoś wyglądać na powitanie gości. - powiedział Propagator, po czym dodał – Nie zabijajcie nas, my jesteśmy pokojowo nastawieni. Uciekliśmy z naszej planety przed rasistami, bo u nas nie lubią kolorowych. Posiedzimy cichutko w magazynie i nie będziemy wam przeszkadzać. A tak poza tym, to pośpieszcie się z lądowaniem, bo po osiemnastej statystujemy u Spielberga i nie chcielibyśmy się spóźnić.
Rinoi zdawało się już nic nie dziwić, więc nie zastanawiając się ruszyła do sterówki. Squall podążył za nią, niesiony skrzydłami miłości. Po dotarciu na miejsce odezwało się niesprawne od kilkunastu lat radio.
-Tu Eshtar, podajcie swoją pozycję.
-Skąd wiedzą, że tu jesteśmy, skoro jeszcze się nie odezwaliśmy? - pomyślał Squall, a następnie uzbrojony w swą wątpliwą wiedzę odnośnie nawigacji, powiedział – Moja pozycja jest stojąca, zaś koleżanki siedząca.
-No to kibel, trafiliśmy inteligentnego inaczej. – powiedział facet ze stacji namiarowej – Spróbuj podać gdzie jesteście?
-Na statku kosmicznym, gdzieś w kosmosie – odpowiedział nieco zagubionym głosem Squall.
Odpowiedź musiała być jednak mało satysfakcjonująca, gdyż w tym momencie dało się słyszeć odgłos rzuconego z impetem mikrofonu. Kontrola naziemna musiała jednak uruchomić inne sposoby namierzania, gdyż po kwadransie statek rozpoczął procedurę wprowadzania w atmosferę. System zarządzania pojazdem w ramach ogólnoświatowego trendu oszczędzania, poprosił o wyłączenie sztucznej grawitacji, która jako jedyna sprowadzała Squalla na ziemię, potrzebując do tego tyle energii, ile zużywa średniej wielkości miasto. Gdy tylko jego nogi oderwały się od ziemi i zawisł twarzą w twarz z Rinoą, rozbrzmiała w tle muzyka Piotra Rubika i przy akompaniamencie klaszczących w rytm Propagatorów, Squall rozpoczął melodeklamację.
Rinciu, dziewczę moje, Ty jesteś jak zdrowie
Ile Cię trzeba kochać ten tylko się dowie
Kto podobnie jak ja, narąbane ma w głowie.
Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo z miłości do Ciebie, mózg mi się lasuje.
Dziewojo wspaniała, co moich bronisz oszczędności,
Ciało twe wycałuję do bielutkich kości.
Ty co orzechy gnieść możesz swym udem
I drewniany kołek rozkochałaś cudem.
Niczym matka bierzesz mnie w swoją opiekę,
Gdy zmęczoną kacem otwieram powiekę.
Niosłem Cię pieszo aż do Eshtar progu,
Lecz za to akurat, to podziękuj Bogu.
Tak przyjmij mnie zatem na ponętne łono
I przenieś no rychło mą chuć utęsknioną
Do tych pagórków dwóch i stringów zielonych
Z rozmiaru „S” do „M” mozolnie rozciągnionych
Do Twych stóp skażonych grzybem rozmaitem.
Do twej twarzy zwieńczonej przepięknym wykwitem.
Gdzie w ustach piękny lśni ząb, koronką żółto-białą
Pokochałbym Cię nawet, gdybyś była łysą pałą.
A teraz przypasana do fotela tego,
Zostań dziś ofiarą pożądania mego.
Gdy kończył te słowa i unosząc się przed Rinoą z ustami ułożonymi w dzióbek zbliżał się do jej ust, usłyszał sakramentalne.
-Głowa mnie boli.
Szok spowodowany tymi słowami, spotęgował dodatkowo upadek Squalla, spowodowany włączeniem sztucznej grawitacji, przez zszokowany odpowiedzią Rinoi, komputer pokładowy.
Squall podniósł się z podłogi i usiadł w fotelu obok, nadal spoglądając w kierunku Rinoi z niedowierzaniem. Po chwili z głośnika radia pokładowego dobył się dźwięk.
-Przedstawcie się, bo coś nam się obsługa rozpierzchła po lądowaniu i nie wiemy kogo po knajpach mamy szukać.
-Rinoa i Squall
-Rinoa i czarownica Squall.
-Squall i... - spojrzał na fotel obok, pomny dopiero co zaistniałych zdarzeń, dokończył - czarownica Rinoa.
-Ja mam podane, czarownica przy imieniu Squall, a nasze systemy są nieomylne. - odpowiedział facet z kontroli naziemnej. - No ale dobra, sztuka jest sztuka. Niech będzie po twojemu.
Gdy wylądowali na ziemi najpierw wybiegły Propagatory, zaś za nimi ruszyła Rinoa. Niestety Squall biegnąc za nią, wdepnął w pozostawione przez jednego z obcych odchody. Czyszcząc obuwie, nie zauważył, że jego ukochaną zabrali faceci zajmujący się kontrolą czystości gatunku. Jedyne co zapamiętał, to numery rejestracyjne odjeżdżającego samochodu, po których wspólnie z resztą drużyny ustalili, iż pochodziło ono z Sorceress Memorial. Squall nie zamierzał czekać, mimo, że reszta drużyny nie była tym zachwycona, nie rozumiejąc skąd u kolegi taka zmiana.
Gdy dotarli na miejsce, Squall rzucił się na oślep do środka, wybijając w drzwiach otwór odzwierciedlający kontur jego ciała. Reszcie drużyny pozostało tylko rozgonienie naukowców, zajmujących się pozbawieniem funkcji życiowych Rinoi.
Squall stanął u podnóża schodów, prowadzących do jego ukochanej, zamkniętej w sarkofagu dla czarownic. Po drodze, na jego nieszczęście, zahaczył gunbleade`m, wąż z helem doprowadzonym do aparatury i ze słowami
-Pójdź w me objęcia kochana – rzucił się w jej kierunku.
Rinoa nie rozpoznając swojego kolegi, w zmienionym helem głosie, uchyliła się, zaś sam Squall, przelatując z impetem przez całe pomieszczenie, wylądował w regale z modyfikowanymi genetycznie ogórkami kiszonymi. Wygłodniali żołnierze, którzy przybyli na pomoc naukowcom, natychmiast rzucili się na przetwory, zaspokajając swój głód i ułatwiając w ten sposób ewakuację naszej drużyny.
Niestety brak łazienki, zmusił resztę drużyny, do zabrania śmierdzącego wodą po ogórkach kolegi, na teren sierocińca, gdzie na plaży, można go było doprowadzić do ładu.