: pn 12 lip, 2010 20:51
Dobra, po kilku miesiącach w końcu coś mogę napisać o nowej części.
Graficznie zostałem rozbrojony i rozstawiony po kątach. I to już nawet nie chodzi o same kwestie niesamowitej grafiki, bo zaprawdę są ładniejsze gry obecnie. Ale projekt... w HD nawet prostsze lokacje potrafią zabić przez design. Nawet nie potrafię przez to być zły na liniowość gry, którą wymusiła produkcja wszystkiego w HD. Skrystalizowane jezioro, Oerba (z niesamowitą muzyką) i wiele innych lokacji po prostu zabiło mnie designem. Przeżyłem małe problemy z lekką kwadratowością niektórych obiektów (aksamitka Lightning, ramiona na mniej szczegółowych modelach drużyny itp.), czasami okrutnymi teksturami (Gran Pulse -_-"), wszystko wynagrodziło użycie HDR i oświetlenia, plus tysiąc innych efektów. Do tego stosowanych bardzo gustownie i delikatnie, czasem wręcz oszczędnie. Do tego dochodzą jeszcze jak zawsze naprawdę wspaniałe filmiki. Muzyka - jest dobrze. Za dużo, żeby wymieniać, ale naprawdę mi się podobała.
System walki zaprawdę jest ciekawy. Szybki i dynamiczny. Ale po ok. 100h zaczął mnie już wpieniać chwilami. Brak kontroli nad resztą drużyny jest naprawdę denerwujący, zwłaszcza, że czasami potrafią odwalić krecią robotę przez AI. Walki wymagają zbyt małej ilości interakcji. Generalnie poziom trudności jest ustawiony naprawdę dobrze, trzeba kombinować, trzeba pakować (skopałbym kogoś zdecydowanie za blokady w rozdziałach w tej materii), trzeba ulepszać ekwipunek, trzeba zapoznać się generalnie ze wszystkim co się zawiera w materii systemu walki i ekwipunku, żeby iść do przodu; ale po raz pierwszy system walki zaczął mnie nudzić... Co z tego że efektownie itp, jak ja tam w sumie nic nie robię... X-2 wymagała przy potężnej dynamice stałego nadzoru, X wymagało strategii, XII była zabójcza pod każdym względem w walce. Tu tego po jakimś czasie braknie. To samo w kółko. Trochę za mało animacji ataków fizycznych, oj za mało, a animacje zaklęć mogły by być bardziej, hmm, fajnalowe. Summony znowu odstawione z deka na boczny tor, ale i tak lepiej niż w XII, gdzie ich w ogóle nie używałem. Tu znaczenie czasem jednak mają. Brynhildę mogli w sumie zamienić na Ifrita, ale cóż.
Fabuła - tu mam nieco mieszane uczucia, bo jest generalnie dość prosta. Dobrze poprowadzona, filmowa itp., ale zabrakło mi tego czego najbardziej oczekiwałem. Ambiwalentości moralnej poczynań bohaterów, którzy przecież mieli mieć za zadanie zniszczyć świat. I musieli to MUSIEĆ. A tu rzopa Wania, rzopa... Przyczepić też zdecydowanie muszę się do potraktowania postaci antagonistów. Naprawdę, ale to naprawdę można było wyciągnąć dużo z ich historii, a zostali tak nieco olani. Trochę tak jak było z Vayne'm, ale bardziej, bo całościowo. Jedna dobra scena pod koniec, kiedy dwaj 'źli' godzą się z tym co ich czeka (bo jeden 'nie chce, ale muszę' - tak jak powinno być z drużyną, słyszą mnie panowie z S-E, słyszą? ; a drugi doznaje pomniejszego oświecenia w obliczu porażki), wiosny nie czyni. Ale generalnie zbytnio narzekał nie będę, głównie z powodu całkiem niezłego przedstawienia tej fabuły. Gdyby nie niezła narracja, byłoby krucho, bo jak by nie patrzył, to jedna z prostszych fabuł w historii FF.
Postacie, czyli to co najważniejsze!
Light - jaki ona miała potencjał, to głowa mała. I wyszła fajna, twarda baba, ale po iluś tam godzinach gry okazuje się raczej... dwuwymiarowa. I nawet daje spokój Snow'owi, zamiast dalej po pysku go prać. Czekałem na naprawdę coś ciekawego, w końcu postać wzorowana na Cloud'zie nie tylko podobno z wyglądu, a niestety zabrakło jej chociażby 1/10 skomplikowania największego pierdoły wszechświata (który pierdołą stał się naprawdę tylko w AC). Co nie zmienia faktu, że i tak całkiem dobra postać, tylko potencjał zmarnowany.
Fang - taka powinna być Light. Najlepsza postać w grze, trudno jej nie polubić od sameogo początku. Nonszalanckość, charakterek, teksty i gesty stworzyły najfajniejszą postać w grze. Trudno mi cokolwiek więcej napisać, ale zaiste trafiono tu w dziesiątkę.
Sazh - z kolei osobnik najbardziej prawdziwy psychologicznie i do tego całkiem złożony. Nikt tu nie potrafił z ekipy być tak zarówno zabawny jak i poważny. Nastawienie na najbardziej ludzkie problemy i sensowna na nie reakcja zebrało plon w postaci jednej z najciekawszych postaci. Kurczak nie jest tu bez 'winy' ;]
Vanille - jak ona mnie ....wiała na początku! Potem się przyzwyczaiłem. Nawet do jej biegania, które przy każdej demonstracji gry powoduje nieprzerwany śmiech. Co nie zmienia faktu, że gustu Fang nie rozumiem O_o Ale jej potencjału przynajmniej nie zmarnowano i całkiem nieźle się wszystko potoczyło.
Snow - o żesz. On ....wiał do końca. I has happy & 15 yo gurlfriend! I has hero! I mimo wszystko mając kilka przebłysków ta postać do samego końca nie zmieniła się wcale a wcale. I co najciekawsze, mimo ilości HP i wysokich atrybutów okazał się ze wszystkich najmniej przydatny w wcalce. Plus za design.
Hope(less) - każdy kto widział, ten wie, co jest grane. Każdy kto widział, wie, że naprawdę ciężko polubić tą postać. Ba. Dla mnie to nawet niemożliwe. Termin Hope(less) padł podczas pijackiej imprezy, kiedy to koleżanka stwierdziła już że 6h we Flower to za dużo i kumpel zapragnął ujrzeć XIII. 5 minut i oprócz stwierdzenia, że odgłosy i teksty podczas wbijania się Hope'a i Vanille do wierzy w pierszym rozdziale to wypisz wymaluj stosunek przerywany, ukuł i to. Tak też zostało. Jest najlepszym magiem niestety nasz maluch, co skazało mnie na oglądanie go wiecznie w swojej drużynie razem z Light i Fang. I doprowadza cały czas do szewskiej pasji. Się po brzytwę samemu sięga się...
Tak marudzę, marudzę, ale grało się naprawdę dobrze. W końcu to FF. Wady są spore, znacznie większe niż myślałem że będą, ale rozgrywka sama w sobie naprawdę wiele rekompensuje. Na pewno nie do końca brak miast, czasami koszmarne ilości potyczek, nieco zbyt ubogie lokacje (otwarte tereny z XII naprawdę nieczęsto bywały nudne), zdecydowanie za małą ilość postaci pobocznych i brak interakcji z nimi czy bardzo niewiele do zrobienia w grze oprócz Missions poza wątkiem głównym... ...ale i tak jest to dobra gra. Największy zarzut mam do tego, że większość rzeczy z Datalog można było podać w scenkach. Scenkach z postaciami pobocznymi. Jak by to podbiło walory gry, to głowa mała. W sumie wyszło przeciwieństwo FF XII. Gdyby tak tam dać tyle scenek co tutaj, a tu tyle swobody i lokacji co tam - obie byłyby idealne. A tak mimo wszystko czekać przyszło dalej, na Versus. Jest zacnie, ale mogło by być lepiej. Bardzo dobra gra, ale wady wyszły w niej chyba największe od czasu IX jak dla mnie - w skali serii.
Graficznie zostałem rozbrojony i rozstawiony po kątach. I to już nawet nie chodzi o same kwestie niesamowitej grafiki, bo zaprawdę są ładniejsze gry obecnie. Ale projekt... w HD nawet prostsze lokacje potrafią zabić przez design. Nawet nie potrafię przez to być zły na liniowość gry, którą wymusiła produkcja wszystkiego w HD. Skrystalizowane jezioro, Oerba (z niesamowitą muzyką) i wiele innych lokacji po prostu zabiło mnie designem. Przeżyłem małe problemy z lekką kwadratowością niektórych obiektów (aksamitka Lightning, ramiona na mniej szczegółowych modelach drużyny itp.), czasami okrutnymi teksturami (Gran Pulse -_-"), wszystko wynagrodziło użycie HDR i oświetlenia, plus tysiąc innych efektów. Do tego stosowanych bardzo gustownie i delikatnie, czasem wręcz oszczędnie. Do tego dochodzą jeszcze jak zawsze naprawdę wspaniałe filmiki. Muzyka - jest dobrze. Za dużo, żeby wymieniać, ale naprawdę mi się podobała.
System walki zaprawdę jest ciekawy. Szybki i dynamiczny. Ale po ok. 100h zaczął mnie już wpieniać chwilami. Brak kontroli nad resztą drużyny jest naprawdę denerwujący, zwłaszcza, że czasami potrafią odwalić krecią robotę przez AI. Walki wymagają zbyt małej ilości interakcji. Generalnie poziom trudności jest ustawiony naprawdę dobrze, trzeba kombinować, trzeba pakować (skopałbym kogoś zdecydowanie za blokady w rozdziałach w tej materii), trzeba ulepszać ekwipunek, trzeba zapoznać się generalnie ze wszystkim co się zawiera w materii systemu walki i ekwipunku, żeby iść do przodu; ale po raz pierwszy system walki zaczął mnie nudzić... Co z tego że efektownie itp, jak ja tam w sumie nic nie robię... X-2 wymagała przy potężnej dynamice stałego nadzoru, X wymagało strategii, XII była zabójcza pod każdym względem w walce. Tu tego po jakimś czasie braknie. To samo w kółko. Trochę za mało animacji ataków fizycznych, oj za mało, a animacje zaklęć mogły by być bardziej, hmm, fajnalowe. Summony znowu odstawione z deka na boczny tor, ale i tak lepiej niż w XII, gdzie ich w ogóle nie używałem. Tu znaczenie czasem jednak mają. Brynhildę mogli w sumie zamienić na Ifrita, ale cóż.
Fabuła - tu mam nieco mieszane uczucia, bo jest generalnie dość prosta. Dobrze poprowadzona, filmowa itp., ale zabrakło mi tego czego najbardziej oczekiwałem. Ambiwalentości moralnej poczynań bohaterów, którzy przecież mieli mieć za zadanie zniszczyć świat. I musieli to MUSIEĆ. A tu rzopa Wania, rzopa... Przyczepić też zdecydowanie muszę się do potraktowania postaci antagonistów. Naprawdę, ale to naprawdę można było wyciągnąć dużo z ich historii, a zostali tak nieco olani. Trochę tak jak było z Vayne'm, ale bardziej, bo całościowo. Jedna dobra scena pod koniec, kiedy dwaj 'źli' godzą się z tym co ich czeka (bo jeden 'nie chce, ale muszę' - tak jak powinno być z drużyną, słyszą mnie panowie z S-E, słyszą? ; a drugi doznaje pomniejszego oświecenia w obliczu porażki), wiosny nie czyni. Ale generalnie zbytnio narzekał nie będę, głównie z powodu całkiem niezłego przedstawienia tej fabuły. Gdyby nie niezła narracja, byłoby krucho, bo jak by nie patrzył, to jedna z prostszych fabuł w historii FF.
Postacie, czyli to co najważniejsze!
Light - jaki ona miała potencjał, to głowa mała. I wyszła fajna, twarda baba, ale po iluś tam godzinach gry okazuje się raczej... dwuwymiarowa. I nawet daje spokój Snow'owi, zamiast dalej po pysku go prać. Czekałem na naprawdę coś ciekawego, w końcu postać wzorowana na Cloud'zie nie tylko podobno z wyglądu, a niestety zabrakło jej chociażby 1/10 skomplikowania największego pierdoły wszechświata (który pierdołą stał się naprawdę tylko w AC). Co nie zmienia faktu, że i tak całkiem dobra postać, tylko potencjał zmarnowany.
Fang - taka powinna być Light. Najlepsza postać w grze, trudno jej nie polubić od sameogo początku. Nonszalanckość, charakterek, teksty i gesty stworzyły najfajniejszą postać w grze. Trudno mi cokolwiek więcej napisać, ale zaiste trafiono tu w dziesiątkę.
Sazh - z kolei osobnik najbardziej prawdziwy psychologicznie i do tego całkiem złożony. Nikt tu nie potrafił z ekipy być tak zarówno zabawny jak i poważny. Nastawienie na najbardziej ludzkie problemy i sensowna na nie reakcja zebrało plon w postaci jednej z najciekawszych postaci. Kurczak nie jest tu bez 'winy' ;]
Vanille - jak ona mnie ....wiała na początku! Potem się przyzwyczaiłem. Nawet do jej biegania, które przy każdej demonstracji gry powoduje nieprzerwany śmiech. Co nie zmienia faktu, że gustu Fang nie rozumiem O_o Ale jej potencjału przynajmniej nie zmarnowano i całkiem nieźle się wszystko potoczyło.
Snow - o żesz. On ....wiał do końca. I has happy & 15 yo gurlfriend! I has hero! I mimo wszystko mając kilka przebłysków ta postać do samego końca nie zmieniła się wcale a wcale. I co najciekawsze, mimo ilości HP i wysokich atrybutów okazał się ze wszystkich najmniej przydatny w wcalce. Plus za design.
Hope(less) - każdy kto widział, ten wie, co jest grane. Każdy kto widział, wie, że naprawdę ciężko polubić tą postać. Ba. Dla mnie to nawet niemożliwe. Termin Hope(less) padł podczas pijackiej imprezy, kiedy to koleżanka stwierdziła już że 6h we Flower to za dużo i kumpel zapragnął ujrzeć XIII. 5 minut i oprócz stwierdzenia, że odgłosy i teksty podczas wbijania się Hope'a i Vanille do wierzy w pierszym rozdziale to wypisz wymaluj stosunek przerywany, ukuł i to. Tak też zostało. Jest najlepszym magiem niestety nasz maluch, co skazało mnie na oglądanie go wiecznie w swojej drużynie razem z Light i Fang. I doprowadza cały czas do szewskiej pasji. Się po brzytwę samemu sięga się...
Tak marudzę, marudzę, ale grało się naprawdę dobrze. W końcu to FF. Wady są spore, znacznie większe niż myślałem że będą, ale rozgrywka sama w sobie naprawdę wiele rekompensuje. Na pewno nie do końca brak miast, czasami koszmarne ilości potyczek, nieco zbyt ubogie lokacje (otwarte tereny z XII naprawdę nieczęsto bywały nudne), zdecydowanie za małą ilość postaci pobocznych i brak interakcji z nimi czy bardzo niewiele do zrobienia w grze oprócz Missions poza wątkiem głównym... ...ale i tak jest to dobra gra. Największy zarzut mam do tego, że większość rzeczy z Datalog można było podać w scenkach. Scenkach z postaciami pobocznymi. Jak by to podbiło walory gry, to głowa mała. W sumie wyszło przeciwieństwo FF XII. Gdyby tak tam dać tyle scenek co tutaj, a tu tyle swobody i lokacji co tam - obie byłyby idealne. A tak mimo wszystko czekać przyszło dalej, na Versus. Jest zacnie, ale mogło by być lepiej. Bardzo dobra gra, ale wady wyszły w niej chyba największe od czasu IX jak dla mnie - w skali serii.