Dobre książki

Kącik dla książko- i historyjkożerców. Pochwal jakąś książkę/komiks lub dowiedz się, co warto mieć.

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Cierń
Cactuar
Cactuar
Posty: 419
Rejestracja: pn 18 lip, 2005 22:25

Post autor: Cierń »

Jestem po lekturze „Desperacji” napisanej przez mistrza Stephena Kinga i... nie zawiodłem się ;) Powieść bardzo solidna i jak na Kinga przystało bardzo spójna, chociaż przewrotna i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji (chociaż czasami już wiadomo co się zaraz stanie, co się czai za rogiem i aż chce się krzyczeć do bohaterów... NIE!). Gdy dotarłem do 1/10 objętości książki, nie przypuszczałem, że akcja potoczy się tak jak się potoczyła i aż że tyle ciekawostek wplecie King w swoją powieść (w sumie to lubię też Kinga za to, że bardzo plastycznie umiejscawia swoich bohaterów w realiach, odnosi się do aktorów, pisarzy, zespołów muzycznych etc.).
W sumie nie mam zamiaru pisać choć cienia wstępu, a tym bardziej streszczać książki (dla odmiany XD), nurtuje mnie jedna rzecz. Mianowicie gdy czytam dziełka niektórych autorów to mam nieodparte wrażenie, że gdyby nie pisali (King w szczególności), to byliby psychopatami jakiegoś szczególnego rodzaju... nie wiem czemu, ale mam takie nieodparte wrażenie. Wracając do tematu książkę bardzo polecam :)
"We carry death out of the village!"
Awatar użytkownika
Lenneth
Moderator
Moderator
Posty: 2189
Rejestracja: sob 30 paź, 2004 11:53
Lokalizacja: W-wa

Post autor: Lenneth »

China Miéville, Blizna -
książkę polecam wszystkim, którym już wieki temu przejadła się klasyczna fantastyka w stylu: bohater z zadupia, dzierżąc wypasiony miecz, ratuje hożą dziewoję i świat przed zagładą. Takiego scenariusza (ani poziomu patosu) w 'Bliźnie' na pewno nie ma, są za to prywatne interesy kilku głównych postaci, ciekawe rasy i oryginalny świat przedstawiony - zdecydowana większość akcji rozgrywa się na morzu, na pływającym mieście-państwie, Armadzie, złożonej ze szczepionych ze sobą statków i wraków. Główna bohaterka, Bellis Coldwine, zimna i wyniosła lingwistka ( nice :D ), trafia tam na skutek porwania, znalazłszy się uprzednio w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. To ona jest narratorką większości rozdziałów... (pewnie nie powinnam tego pisać i pluć we własne gniazdo, ale...) ale ponieważ autorem książki jest facet, Bellis na szczęście oszczędza nam drobiazgowych opisów swoich spódnic i jest dość rzeczowa (...czego nie można powiedzieć o narratorkach większości babskiej fantasy). Inni bohaterowie są barwni i trójwymiarowi (Uther Doul!), a uniwersum powieści z grubsza trąci steampunkiem: mamy tu taumaturię (magię), chymikalia, elyktryczność, miecze, batysfery, etc. Zwroty akcji też niczego sobie. :] Tylko ciutek napuszony język pisarza początkowo mnie drażnił, ale można do niego łatwo przywyknąć, a nawet polubić.
Bardzo polecam; smakowita i wciągająca lektura. :]
Awatar użytkownika
Jaco
Dark Flan
Dark Flan
Posty: 1529
Rejestracja: pt 26 lis, 2004 13:56
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Jaco »

Do wszelkich sequeli podchodzę sceptycznie... mimo że kiedyś raczej cieszyłem się, gdy takowe wychodziły, to po ich zobaczeniu na język nasuwały się zwykle słowa "to już nie to....". Dotyczyło to głównie filmów i gier, bo z książkami nie miałem dotychczas wiele wspólnego ;p

No i w me łapki wpadła książka "Zapisane w Kościach" ("Written in Bone") Simona Beckett'a. Niektórzy mogą kojarzyć tego pana dzięki książce "Chemia Śmierci", o której już ktoś tu kiedyś wspominał. Swoją drogą, to właśnie od "Chemii Śmierci" zacząłem czytać książki, inne od lektur XD Z początku ucieszyłem się, na wieść o sequelu, ale później zaczęły mnie napływać pewne obawy….. niepotrzebnie :]

Będę tutaj sypać spoilerami z „Chemii Śmierci”, więc jak nie czytałe(a)ś, to sobie daruj dalsze moje wypociny :] Oczywiście można czytać ją bez znajomości poprzedniczki, ale to by w sumie popsuło zabawę, jeżeli kiedyś chcielibyście ją przeczytać.

A więc ponownie mamy naszego ulubionego antropologa sądowego, Davida Huntera, już ostro pracującego w swoim fachu, a nie uciekającego od niego jak najdalej. Za to z Jenny za dobrze mu się nie układa :] No i gdy pewnego dnia po skończonej robocie ma w końcu do niej wrócić, do domu, to dostaje telefon, by zbadał pewną sprawę na jednej ze szkockich wysp, całkiem odległej od cywilizacji jako takiej, Runie.

David znów będzie miał „przyjemność” oglądać ludzkie zwłoki, a przynajmniej to co z nich zostało, i na ich podstawie określać czas zgonu, płeć, a nawet skutek zgonu czy tożsamość trupa. Tym razem jednak robaczki mu nie pomogą w niektórych przypadkach, bo będzie ograniczony już tylko do samych tytułowych kości. Sam początek nie jest juz aż tak drastyczny jak w „Chemii Śmierci”, ale przedstawia bardzo dobrze to, z czym David będzie się stykał – ogień i jego wpływ na ludzkie ciało. Ogień będzie nam towarzyszyć tu dość często. Jak możecie się spodziewać, Hunter prędko do domku nie wróci, pojawią się kolejne trupy i wszystko, nawet natura, będzie przeciwko naszemu bohaterowi.

Jako że to sequel, robiłem wszystko, żeby tylko mnie Beckett nie zaskoczył w żaden sposób na koniec książki, jak to było w poprzedniej ksiażce. Ale nie udało mi się go przechytrzyć XD Wielki + dla autora ;] (najbardziej obawiałem się właśnie końcówki...) Parę motywów może nam się wydać znajomych, ale to tylko drobnostki.

Jeżeli podobała Ci się Chemia Śmierci, to „Zapisane w Kościach” również nie powinno Cię zwieść. Z mojej strony gorąco (heh… :] ) polecam ;)
Awatar użytkownika
Boni
Dark Flan
Dark Flan
Posty: 2376
Rejestracja: sob 20 wrz, 2003 21:08
Lokalizacja: Z róży.
Kontakt:

Post autor: Boni »

No i juz jestem po Harrym Potterze i Deathly Hallows... Po raz pierwszy w orginale :)

Książka muszę przyznać mnie nieco zaskoczyła. Dynamiczna, wiele nawiązań do poprzednich części, rozbudowane i wreszcie wyjaśnione historie główych postaci. Niezwykłe konkluzje przedostatniego rozdziału. Finał- muszę przyznać, że nieco dziwny. Po wielkim sacrum schodzimy do profanum. No i wreszcie epilog. Zmieniony, gdyż wg. autorki pierwowzór był zbyt obszerny. Epilog z jakim mamy do czynienia jest niejasny, sprawia wrażenie snu, wydartego z kontekstu. Taki był przynajmniej zamysł autorki.

Wszystkie szczegóły znajdziecie w książce :) W odróżnieniu od innych nie podniecała mnie chęć poznania kto umrze a kto nie. Uznałem to za normalną kolej rzeczy wydarzeń jakie są opisane w książce, tymczasem media i sami potteromaniacy tak się skupili na morderstwach, że zapomnieli o całej reszcie. Wynika to po części z faktu, że bohaterowie są wyraziści, a ludzie się mocno do nich przywiązują. To dość niezwykłe biorąc pod uwagę fakt, że opisy pani Rowling są lakoniczne i pełne niedopowiedzeń. Pure magic. :grin:
glamorous vamp
Awatar użytkownika
chalcedon
Kupo!
Kupo!
Posty: 77
Rejestracja: sob 21 lip, 2007 12:08

Post autor: chalcedon »

"Ulica marzycieli" - Robert McLiam Wilson
O ile powieści obyczajowe czytuję rzadko, o tylą tą książkę mogę naprawdę polecić ( mnie zachęciła do jej przeczytania nauczycielka angielskiego, jeszcze w ogólniaku).
Historia fragmentu życia irlandczyka mieszkającego w Belfaście oraz kilku jego przyjaciół ( z Miśkiem Lurganem na czele), na tle konlfiktu katolików z protestantami.
Pisana nieco ironicznym stylem, czyta się łatwo i przyjemnie - fragment do przetrawienia macie na wirtualnej polsce.

Edit:
Roger Zelazny - Widmowy Jack oraz Kroniki Amberu kanon fantasy
Mieć milion, a nie mieć miliona to już są dwa miliony
Awatar użytkownika
kay350
Cactuar
Cactuar
Posty: 216
Rejestracja: ndz 21 sty, 2007 16:25
Lokalizacja: Węgliniec

Post autor: kay350 »

Frank Herbert- Diuna (Choć ja już wolę mówić Arrakis :P )- jestem już po lektrurze pierwszej części tej sagi- łącznie jest 6 tomów i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się je ogarnąć :) Ale co do samej książki- jest to historia najmłodszego syna rodu Atrydów, który wraz ze swą mtaką musi przeciwstawić się trudnościom związanym z najazdem przez siły wrogiego obozu "ich" planety, zwanej Arrakis, tudzież Diuną- nazwa wzięła się od klimatu planety- jest on całkowicie pustynny. W skiążce pełno jest różnego rodzaju spisków, podstępów i innych, co świetnie buduje atmosferę. Jednak nie wątki polityczne mnie tu nie zachwyciły najbardziej- Według mnie największym sukcesem autora jest wręcz perfekcyjne, namacalne oddanie bólu, niepewności oraz strachu przed nieznanym które dotknęły głownego bohatera podczas jego wędrówki i dojrzewania. Wiele osób porównuje sposób przedstawienia świata z "Władcy Pierścieni" oraz z "Diuny"- nie sposób się z tym nie zgodzić- i nie mówię tu o jakichś zbędnych analogiach- są to dwa zupełnie odmienne wizje postrzegania świata. Ale równie piękne i dokładne. Zresztą o tym może świadczyć fakt, że to właśnie Herbert jest uznawany za ojca nurtu ekologicznego w fantastyce. I cóż więcej dodawać? Książka warta uwagi, warta przeczytania i, co najważniejsze- warta przeżycia jej.
Czytanie opisów, szczególnie tych z gadu gadu, prowadzi do poważnych zwyrodnień mózgu.

http://musicshed.blogspot.com/
Awatar użytkownika
Gveir
Moderator
Moderator
Posty: 2966
Rejestracja: pn 22 maja, 2006 18:37
Lokalizacja: Newport City

Post autor: Gveir »

O tak... Diuna jest niesamowita. Jeżeli chodzi o ból - to dopiero w kolejnych częściach zobaczysz jak zostanie to oddane, bo los wszystkich postaci nie jest wesoły i kończy się jak kończy. Poza tym idealnie udało mu się rozpisać sagę na tysiące lat, jakie minęły w czasie jej trwania. Dodam tylko, że motyw mentatów i przyprawy narkotyku nie jest przypadkowy - Herbert pisał to w latach 60, kiedy królowały dzieci kwiaty. Co miało taki wpływ, że sam popróbował LSD i innych specyfików - stąd świetnie opisane wizje Paula i co ciekawsze 'odjazdy'. I tak samo jak i Ty, polecam każdemu, bo to jedna z największych klasyk XX wieku.
We are the outstretched fingers,
That seize and hold the wind...
Awatar użytkownika
chalcedon
Kupo!
Kupo!
Posty: 77
Rejestracja: sob 21 lip, 2007 12:08

Post autor: chalcedon »

Gveir pisze:O tak... Diuna jest niesamowita.
Cóż, koncepcja i fabuła ciekawe ( książka podobno miała być na początku rozprawą an temat mesjanizmu i się trochę rozrosła).
Natomiast myślę, że należy dodać, iż sama powieść przez opisy wspomnianych odjazdów, wizji, różnorakie rozważania psychologiczne miejscami jest ciężka do przetrawienia ( no chyba, że ktoś uwielbia tego typu sprawy ). Dlatego książka w paru momentach może sporo osób zniechęcić ( sam do "Diuna - Kapitularz" nie dotrwałem ) - mimo wszystko również polecam.

A i coś odemnie z kanonu fantasy:

G.Dickson - "Smok i jerzy" - asystent z amerykańskiej uczelni zostaje przeniesiony do alternatywnej Europy - jako smok

G.Cook - "Kroniki Czarnej Kompanii" - historia grupy najemników, dziejąca się w pewnym Neverlandzie

Foster Alan Dean - "Spellsinger" - studen i gitarzysta rockowy Jonathan trafia do świata zamieszkałego przez mówiące zwierzęta ( z jednorożcem, który nie składa głowy na podołku dziewic bo jest gejem - na czele ), gdzie dzięki muzyce zostaje czarodziejem - spellsingerem

Z gatunku SF:

David Robbins "CIEŃ ZAGŁADY" - cóż kolejna wizja Ziemi po wojnie atomowej, historia wspólnoty nazywającej się Rodziną
Mieć milion, a nie mieć miliona to już są dwa miliony
Awatar użytkownika
Lenneth
Moderator
Moderator
Posty: 2189
Rejestracja: sob 30 paź, 2004 11:53
Lokalizacja: W-wa

Post autor: Lenneth »

chalcedon pisze:G.Dickson - "Smok i jerzy" - asystent z amerykańskiej uczelni zostaje przeniesiony do alternatywnej Europy - jako smok
O, ten tytuł akurat pamiętam - była to jedna z najbardziej beznadziejnych książek, jakie w życiu mi się trafiły. _^_ Czytałam ją jeszcze w liceum, więc nie pamiętam już dokładnie, czemu tak bardzo nie przypadła mi do gustu... ale podejrzewam, że chodziło o siermiężny poziom dowcipu autora oraz o wszechobecną nudę. IMHO.

A teraz z innej beczki. Sporo ostatnio czytałam, ale były to w większości biografie słynnych taterników i opisy górskich wypadków z całego minionego stulecia, więc może to akurat przemilczę. :] Chciałaym się jednak wreszcie poskarżyć na zue osoby z tego furum, które jakiś rok temu zaraziły mnie 'Mroczną Wieżą' - a.k.a. 'The Dark Tower', bo czytam wsio w oryginale. :/
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie znoszę Kinga i większości jego płodów, ale akurat ten cholerny siedmioksiąg ma w sobie 'to coś'. Po każdym tomie obiecuję sobie, że to już koniec, i że nie stać mnie na wydanie kolejnych 40zł, ale nie, suspens bywa tak dobijający, że prędzej czy później muszę lecieć do księgarni. :/
Wciągnęła mnie ta post-apokaliptyczna Ameryka (czy co by tam nie było) wykreowana przez Kinga, oraz wszystkie inne alternatywne czasoprzestrzenie, do których trafia głowny bohater. Jest w tym świecie coś autentycznie poruszającego i szarpiącego wyobraźnię. Roland, którego poznajemy jako bezimiennego przybysza z nikąd, początkowo nie wzbudził we mnie jakiejś większej fascynacji, ale kiedy stopniowo zaczęłam poznawać jego przeszłość, dzielić moralne dylematy i dostrzegać ludzkie uczucia pod maską twardego rewolwerowca, byłam zmuszona przyznać, że to jedna z lepszych postaci jaką kiedykowiek widziałam na kartach powieści. Towarzyszący mu przyjaciele również zostali świetnie nakreśleni, Eddie i Susannah to ludzie z kwi i kości, a ich losy nie są czytelnikowi obojętne.
...Dobra, co ja tu wypisuję, i tak wszyscy zorientowani już się domyślili, że mój ulubieniec to jedenastoletni Jake. :lol:
Książka może nie jest jakoś szczególnie przerażająca (chociaż... spotkanie ze Zuą Ciuchcią wcisnęło mnie w fotel), ale akcja bezbłędnie trzyma w napięciu, a spokojniejsze momenty dają przyjemne poczucie budowania głębi. Styl autora bardzo mi się spodobał i stopniowo do niego przywykłam, aczkolwiek na początku pierwszego tomu z trudem przedzierałam się przez skomplikowane słownictwo. :shock: (So much for thinking my English was already perfect. :lol:)
Jestem dopiero w połowie serii (bo w międzyczasie brałam się za kolejne książki, bądź brakowało mi kasy), ale na pewno doczytam do końca... i z góry zakładam, że się nie rozczaruję. :]

Jeśli jeszcze ostali się wśród nas jacyś niezdecydowani, to polecam lekturę. :]
Ostatnio zmieniony śr 07 lis, 2007 14:39 przez Lenneth, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Schrödinger
Cactuar
Cactuar
Posty: 514
Rejestracja: czw 16 lis, 2006 14:22
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Schrödinger »

Jestem w trakcie czytania "Pieśni o Rolandzie". Z koleżanką chcemy zrobić komiks na bazie (niemal 1:1) tego nieźle pokiszonego dzieła. Podobno jest (była?) to lektura szkolna? Polskie dzieci mają faaajnie. Ja tam tak porąbanej lektury nie miałem. Jest np. tekst (uwaga nadchodiz spojler) kiedy to nasz bohater Roland zdradzony, poległ w bitwie i umiera "Roland czuje, że śmierć jest blisko. Uszami mózg mu się wylewa. :shock: Modli się do Boga za swoich parów, aby ich przyjął do nieba; następnie prosi anioła Gabriela za samego siebie. Bierze (...) swój miecz zwany Durandalem (...) idzie ku Hiszpanii..." i tak dalej XD Rzeźnik.
"Jestem pączkiem"
J.F. Kennedy 1963 Berlin
Awatar użytkownika
Lenneth
Moderator
Moderator
Posty: 2189
Rejestracja: sob 30 paź, 2004 11:53
Lokalizacja: W-wa

Post autor: Lenneth »

Ejże, oznaczaj spojlery! :lol:

Owszem, jest to lektura szkolna, za moich czasów przerabiana w pierwszej klasie ogólniaka. Na szczęście dziś już chyba nikt jej nie używa do prania dziecięcych umysłów za pomocą zrodzonej w średniowieczu propagandy... aczkolwiek szykuje nam się nowa wojna z muzułmanami, więc kto wie... :lol:
Swoją drogą, ten cytat o mózgu wylewającym się uszami już nawet przytaczałam gdzieś na tym forum - jest tak niesamowicie poruszający i zapadający w pamięć, że hej. :lol:
Powodzenia w rysowaniu komiksu. XD


Btw, nie chciało mi się pisać tego w poprzednim poście, ale z dokończonych ostatnio książek udało mi się m.in. przebrnąć przez 'Piekło i Szpadę'. I to ma być ambitna fantastyka...? Czy ja wiem...? Na pewno wyróżnia się scenerią i brakiem ogranych motywów w stylu "pieszy quest dookoła świata", ale mimo wszystko nie przypadła mi do gustu. Intrygi polityczne, szlachta i demony, największe zło (?) wszech-wymiarów pod postacią kobiety, pojedynki na szpady i pościgi - jakbym gdzieś już o tym czytała. Kartki niby połykało się szybko, ale styl autora bardzo mnie męczył (to ja już wolę pseudo-archaiczną stylizację u Sapkowskiego), a sama akcja nieszczególnie mnie wciągnęła - i na dodatek urwała się w bodaj najciekawszym momencie, kiedy już ostrzyłam sobie zęby na walkę Egaheer z Lodową Panią, tudzież na kontynuację wątku kazirodztwa. Postacie też były nieco papierowe i nie dające się polubić...
Bah. A może po prostu wkurzali mnie faceci z wąsami i pierwszoosobowa narracja, że już o skaczącej perspektywie nie wspomnę - sprawiała ona, że wojna domowa stawała się mniej wciągająca, skoro nawet nie szło identyfikować się silnie z żadną ze stron konfliktu. :/
Ostatnio zmieniony ndz 14 wrz, 2008 12:43 przez Lenneth, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
chalcedon
Kupo!
Kupo!
Posty: 77
Rejestracja: sob 21 lip, 2007 12:08

Post autor: chalcedon »

Lenneth pisze:chalcedon napisał/a:
G.Dickson - "Smok i jerzy" - asystent z amerykańskiej uczelni zostaje przeniesiony do alternatywnej Europy - jako smok

O, ten tytuł akurat pamiętam - była to jedna z najbardziej beznadziejnych książek, jakie w życiu mi się trafiły. _^_
........no i co ja mogę odpowiedzieć....nic :wink:. Tak czy siak książka należy do kanonu fantasy :) ( Wolę ją niż masowo powstające "sagi" w światach AD&D, czy schematyczne historie dziejące się w świecie Warhammera )

Piers Anthony "Zaklęcie dla Cameleon" - pierwszy tom cyklu "Xanth".
Na półwyspie Xanth wszystko jest magiczne od ziemi po niebo. Każdy człowiek tam mieszkający posiada jakiś magiczny talent; w każdym razie powinien posiadać - u Binka, ten jakoś nie chce się objawić. I to jest powodem kłopotów chłopaka, ponieważ zgodnie z obowiązującym prawem, osoba nie posiadająca talentu zostaje wygnana do Mundanii - naszego szarego, niemagicznego świata.
Jak napisałem powyżej jest to 1-szy tom liczącego obecnie ( i chyba ciagle powstającego ) ok. 30 tomów cyklu. I jest to imo tom najlepszy - ciekawa historia, nie męcząca narracja, tu i tam trochę golizny - dobrze się czyta.
W kolejnych częściach natomiast ( zmęczyłem ich 8 ) następuje według mnie "przemagiczenie" świata - zbyt duży natłok różnych magicznych stworzeń, jakiś dziwnych zależności, sprawia, że z powieści tworzy się jedna wielka, cukierkowa wręcz papka ( jeśli weźmiecie się za kolejne tomy zrozumiecie o co mi chodzi :) )
Mieć milion, a nie mieć miliona to już są dwa miliony
Awatar użytkownika
Tiglatpilesar
Kupo!
Kupo!
Posty: 26
Rejestracja: wt 26 cze, 2007 16:43

Post autor: Tiglatpilesar »

Schrödinger pisze:Uszami mózg mu się wylewa. :shock:
W średniowiecznych kronikach takie rzeczy są na porządku dziennym. Można natrafić na niezłe kwiatki, ale pod warunkiem, że ma się cierpliwość do średniowiecznej łaciny - bo po polsku jednak mało się tego wydaje. Skąd Monty Pythoni wzięli scenkę z czarnym rycerzem? Wyczytali ją w jednej z kronik i trochę (z naciskiem na 'trochę') przerobili.
Przykład scenki z tego rodzaju kroniki (do jej przeczytania zachęcił mnie dopisek na marginesie pewnego profesora "istny Monty Python"): Pewien książę podróżował w towarzystwie swego rycerza, gdy zastąpił im drogę zakuty w zbroję osobnik i wyzwał owego księcia na pojedynek. Ten się zgodził i zaczęli się lać - książę wybił przeciwnikowi dwa zęby. Ten w odwecie obciął mu nogę. Widoku rannego suwerena nie mógł znieść towarzysz księcia: zaatakował napastnika i obciął mu prawą rękę. Na to cała trójka doszła do wniosku, że wszyscy są wspaniałymi rycerzami i zgodnie udała się na piwo do pobliskiej karczmy... :shock:
Awatar użytkownika
Schrödinger
Cactuar
Cactuar
Posty: 514
Rejestracja: czw 16 lis, 2006 14:22
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Schrödinger »

:lol:

Odlot. Pamiętasz może tytuł?
"Jestem pączkiem"
J.F. Kennedy 1963 Berlin
Awatar użytkownika
Tiglatpilesar
Kupo!
Kupo!
Posty: 26
Rejestracja: wt 26 cze, 2007 16:43

Post autor: Tiglatpilesar »

Niestety nie. Czytałem to parę lat temu, w jakimś zbiorze kronik i nie zanotowałem. A szkoda... Jak lubisz takie klimaty, to polecam Jakuba Sobieskiego "Peregrynacja po Europie 1607-1612" i opis egzekucji Ravaillaca. Wg. autora mieszkańcy Paryża zbierali jego szczątki i smażyli w jajecznicy, "jedząc je z nienawiścią do królobójcy"... Taki koloryt lokalny... :lol:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Książki, komiksy”