Dobre filmy
Moderator: Moderatorzy
- Go Go Yubari
- Ifrit
- Posty: 4619
- Rejestracja: pn 20 gru, 2004 20:07
- Lokalizacja: Gotham
Co do Transformersów:
Dobrze, że sami twórcy nie chcieli robić na siłę ambitnego filmu. Ot, świetnie zrobiona sieczka na wakacje. Szkoda tylko, że panna "Nie uważasz, że jestem płytka" nie skończyła marnie, bo była dla mnie największa wadą tego filmu
Co do Diabła:
Meryl jest genialna, ale jednak książka MOIM ZDANIEM jest lepsza niż film. Miranda w książce to taka cholera, że aż miło. No i andy nie daje się tak do końca wrobić w maniery biura. + dodatkowe wątki. Ogólnie: Film to kiepskie streszczenie książki, ale zyskuje dzięki Meryl...
Ja natomiast obejrzałam "Ostatniego króla Szkocji". Zaczyna się niewinnie. Młody lekarz, tuż po studiach, nie chce skończyć w nudnym rodzinnym "interesie", więc wybiera sobie losowo Ugandę i tam tez sie udaje. Romansuje z tamtejszymi pannami i Gillian Anderson (długie blond włosy WTF? Sie pytam WTF?! ><). Jest beztroski i wesoły, a że nowy prezydent wydaje mu sie prawy i zacny, staje sie jego lekarzem/prawa ręką/doradcą. Z czasem jednak wychodzi na jaw prawdziwe oblicze prezydenta Amina, a młody lekarz staje się bardziej własnością, aniżeli zwykłym lekarzem. Momentami film brutalny, co przeraża tym bardziej, że oparty na faktach. Za rządów Amina zginęło 300 tysięcy ugandyjczyków. Koniecznie obejrzeć! DESU.
Dobrze, że sami twórcy nie chcieli robić na siłę ambitnego filmu. Ot, świetnie zrobiona sieczka na wakacje. Szkoda tylko, że panna "Nie uważasz, że jestem płytka" nie skończyła marnie, bo była dla mnie największa wadą tego filmu
Co do Diabła:
Meryl jest genialna, ale jednak książka MOIM ZDANIEM jest lepsza niż film. Miranda w książce to taka cholera, że aż miło. No i andy nie daje się tak do końca wrobić w maniery biura. + dodatkowe wątki. Ogólnie: Film to kiepskie streszczenie książki, ale zyskuje dzięki Meryl...
Ja natomiast obejrzałam "Ostatniego króla Szkocji". Zaczyna się niewinnie. Młody lekarz, tuż po studiach, nie chce skończyć w nudnym rodzinnym "interesie", więc wybiera sobie losowo Ugandę i tam tez sie udaje. Romansuje z tamtejszymi pannami i Gillian Anderson (długie blond włosy WTF? Sie pytam WTF?! ><). Jest beztroski i wesoły, a że nowy prezydent wydaje mu sie prawy i zacny, staje sie jego lekarzem/prawa ręką/doradcą. Z czasem jednak wychodzi na jaw prawdziwe oblicze prezydenta Amina, a młody lekarz staje się bardziej własnością, aniżeli zwykłym lekarzem. Momentami film brutalny, co przeraża tym bardziej, że oparty na faktach. Za rządów Amina zginęło 300 tysięcy ugandyjczyków. Koniecznie obejrzeć! DESU.
- Schrödinger
- Cactuar
- Posty: 514
- Rejestracja: czw 16 lis, 2006 14:22
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
(uwaga: post ten nie zaweiraża treści spoilerowej za to nie ma w nim także żadnej refleksji ani cienia próby analizy omawianego filmu.)
Obejżałem wreszcie Death Proof. Zastanawiałem się, czy pisać tu, bo temat to jednak "dobre filmy". Zatem Death Proof jest złym filmem? Nie wydaje mi się. Ale nie ma też zachwytu. Piszę tu bo film jest po prostu OK. Średnia. Na tróję z plusem. Może czwórka. Jednak dochodzę do smutnego wniosku: QT już nigdy chyba nie przeskoczy Reservoir Dogs, nigdy już nie nakręci bardziej prekursorskiego kina, już nie zobaczymy tak świetnie dobrane gadki - ale bez przesady i dłużyzny - w stylu Tarantino, nie będzie tak zawiłej akcji i konstrukcji dramaturgicznej...
Death Proof warto obejżeć. To pewne. Oczywiście w kinie. Inaczej nie ma sensu. Ale lepiej przestać chodzić na QT z oczekiwaniem na coś "starego" jak ja. Czuje się dziadem.
Obejżałem wreszcie Death Proof. Zastanawiałem się, czy pisać tu, bo temat to jednak "dobre filmy". Zatem Death Proof jest złym filmem? Nie wydaje mi się. Ale nie ma też zachwytu. Piszę tu bo film jest po prostu OK. Średnia. Na tróję z plusem. Może czwórka. Jednak dochodzę do smutnego wniosku: QT już nigdy chyba nie przeskoczy Reservoir Dogs, nigdy już nie nakręci bardziej prekursorskiego kina, już nie zobaczymy tak świetnie dobrane gadki - ale bez przesady i dłużyzny - w stylu Tarantino, nie będzie tak zawiłej akcji i konstrukcji dramaturgicznej...
Death Proof warto obejżeć. To pewne. Oczywiście w kinie. Inaczej nie ma sensu. Ale lepiej przestać chodzić na QT z oczekiwaniem na coś "starego" jak ja. Czuje się dziadem.
"Jestem pączkiem"
J.F. Kennedy 1963 Berlin
J.F. Kennedy 1963 Berlin
Największą wadą? Tzn.: "Była szpetna", czy "Była głupia"? Ja tam nic złego w niej nie widziałem mimo, że nie zwracałem na nią uwagi.Go Go Yubari pisze: była dla mnie największa wadą tego filmu
Drugim filmem, który obejrzałem był "Harry Potter i Zakon feniksa".
Moje wrażenia:
1. Aktorzy wyglądali dosyć staro;
2. Fabuła była całkiem zgodna z książką, lecz mimo tego, że film trwał 2h+ była niesamowicie skrócona;
3. W pewnym momecie poczułem pewną płytkość w filmie. Nie wiem z jakiego powodu, ale brakowało tego "czegoś";
4. Moja ocena to -4/5;
No i jako wielki fan Transformers (miałem chyba 6 lat, kiedy komiks pojawił się w Polsce - do dzisiaj mam wszystkie wydane numery jakie wyszły ^^ ), nie mogłem ominąć filmu. I mam mieszane uczucia. Początek był fenomenalny - Blackout niszczący z niepowstrzymaną siłą bazę wojskową zapowiadał inteligentne, poważne podejście, takie jakiego oczekiwałem znając komiks (który łączył ironiczny, złośliwy humor z poważną akcją i pokazaniem charakterów postaci w świetny sposób). A tu... Spike okazał się kretynem. Pani 'Czy jestem płytka' była śliczna i powabna, ale nie wniosła do filmu nic. Bezsensowne przepakowanie filmu humorem niskiego poziomu, pół filmu bez samych robotów, kiepska gra aktorów i jakieś takie postacie ludzkie... bez życia, bez czegoś interesującego - plus koncentracja filmu właśnie na nich, kiedy powinien być skoncentrowany na transformerach, pokazaniu ich charakterów (najlepsza zaleta komiksu) i obcości myślących maszyn, które żyją od milionów lat względem ludzi i ich kultury (a tak co zabawne był zapowiadany). A co w rezultacie? Film opowiada o kretynie, z którym biega piękna kretynka, a transformery mają marginalną rolę ograniczoną do kilku scen walki (dodam że wykonanych niesamowicie, wręcz zjawiskowo fenomenalnych - zwłaszcza finał). Film miał szansę stać się porządnym, ciężkim, militarystycznym science fiction, ale Spielberg dał reżyserię Michael'owi Bay'owi. A ten potrafi jak nikt inny przeinaczyć jak trzeba co nie trzeba. Ogólnie jeszcze - fabuła: absolutnie przeinaczono i zniszczono świetną fabułę oryginału, efekty - PRZEWSPANIAŁE, transformery zaprojektowano na nowo jak trzeba, bardzo futurystycznie, sceny walki sprawiły że szczenę trzymałem na podłodze przez pół filmu, aktorzy - na stos! Ale przedtem zsodomizować 'Panią Płytką' bo do tego się tyko nadaje. Bezsensy... W sumie spodziewałem się chyba za dużo, licząc na film podobny do pierwowzoru (a po zobaczeniu trailera utwierdziłem się w tym - bo ten zapowiadał dokładnie to czego oczekiwałem). Wspaniale było zobaczyć po latach w końcu starych znajomych z komiksu i serialu animowanego na dużym ekranie, ale ich przedstawienie bardzo zawiodło (oprócz wyglądu). Zawiodłem się
Kod: Zaznacz cały
Armia ludzi pokonująca niesamowicie zaawansowanych technicznie, mających miliony lat życia i doświadczenia wojennego wojowników obcej razy, na dodatek nieorganicznych. Ziemska broń termiczna i kinetyczna bardzo prosto rozwala stopy metali wykonanych i doskonalonych przez te miliony lat, kiedy oni sami nie mogą sobie zrobić krzywdy używając broni energetycznej. I w ten sposób kretyńsko ginie Blackout i Devastator, a Scorponock zostaje ranny (co oni z robili z jednym z najpotężniejszych Decepticonów w tym filmie zasługuje na pomstę). Kiedy ginie Jazz, Prime się tym nie przejmuje (a po śmierci Ratchet'a w komiksie nie mógł się pozbierać długo, że podam przykład jeden)... I mogę tak długo.
We are the outstretched fingers,
That seize and hold the wind...
That seize and hold the wind...
Się GoGo na nią uparła .Go Go Yubari pisze:Szkoda tylko, że panna "Nie uważasz, że jestem płytka" nie skończyła marnie, bo była dla mnie największa wadą tego filmu
Kiedyś na shoutboxie Yubari napisała, że dziewczyna robiła zbyt często miny "zrobię Ci loda", czy jakoś tak. Męska publika jednak nie narzekała.Jacek pisze:Największą wadą? Tzn.: "Była szpetna", czy "Była głupia"?
Niestety gdyby skończyła marnie, główny bohater ( jak powinno być w każdym pożądnym filmie - sieczce ), w nagrodę za bohaterskie czyny, nie otrzymałby względów dziewicy ( eee no "prawie" dziewicy ). Tradycja gatunku zobowiązuje :D .
Pozatym widziałem wiele filozoficzno-psychologicznych filmów, z pannami głębokimi jak Wielki Rów pod Atlantykiem - które dla mnie był niestrawne ( panny i w sumie filmy też) - ale to może tylko takie moje zboczenie .
Dla mnie drobną wadą Transformersów była chyba jednak zbyt duża szczegółowość oddania budowy robotów - miejscami w trakcie walki nie wiedziałem gdzie kto ma rękę, nogę itd.
Mieć milion, a nie mieć miliona to już są dwa miliony
dobra, ja jestem świeżo po obejrzeniu filmu... "Gwiezdny Pył" - nie chciałem na to iść, jedyny czynnik, który mnie przekonał, to parę elementów podobnych do Piratów z Karaibów. Teraz muszę wyznać, że to jeden z najlepszych filmów jakie widziałem. Jest on tak pozytywny, że zostawia człowieka w dobrym humorze przez kilka następnych dni! Bałem się ckliwych scenek, rzygania podczas rhomantycznych spacerów i niewinnych całusów... nie było się czego bać, chociaż każdy z tych elementów był obecny :] \
Zniszczyła mnie obsada, De Niro jest genialny, świetny - IMO najlepsza postać w filmie Wielki i srogi kapitan, wielkiego okrętu lol kwiczę ze śmiechu na jego myśl :D
Pfeiffer - kolejna genialna rola. Kobieta tyle lat na karku ma, a nadal wygląda świetnie grrrrr pasują jej ZUE role
młoda Claire... hmmm szczerze, jakoś nigdy nie przepadałem za nią, ale musze przyznać, że zagrała świetnie reszte oleje, bo nie chce mi się pisać tyle
Humor jest świetny, czasami miałem poważny problem, żeby przestać się śmiać i żeby nie przeszkadzać innym (mam dosyć donośny głos ) to musiałem jeść własną kurtkę na tym filmie można się uśmiać bardziej niż na niejednej komedii :]
Akcja - ciągle, ciekawa i cholernie wciągająca fabuła :] jest to film dla każdego, dla ckliwych dziewczynek, dla spedalonych samców, dla robotników z budowy, dla zboczonych parek, pracowników ZUSu, Germanistów, deviantów i zwykłych ludzi :]
Polecam, bo naprawdę można sobie miło spędzić te 2 godziny, które absolutnie się nie dłużą. Warto... naprawdę warto wydać te parę złotych i pośmiać się
Zniszczyła mnie obsada, De Niro jest genialny, świetny - IMO najlepsza postać w filmie Wielki i srogi kapitan, wielkiego okrętu lol kwiczę ze śmiechu na jego myśl :D
Pfeiffer - kolejna genialna rola. Kobieta tyle lat na karku ma, a nadal wygląda świetnie grrrrr pasują jej ZUE role
młoda Claire... hmmm szczerze, jakoś nigdy nie przepadałem za nią, ale musze przyznać, że zagrała świetnie reszte oleje, bo nie chce mi się pisać tyle
Humor jest świetny, czasami miałem poważny problem, żeby przestać się śmiać i żeby nie przeszkadzać innym (mam dosyć donośny głos ) to musiałem jeść własną kurtkę na tym filmie można się uśmiać bardziej niż na niejednej komedii :]
Akcja - ciągle, ciekawa i cholernie wciągająca fabuła :] jest to film dla każdego, dla ckliwych dziewczynek, dla spedalonych samców, dla robotników z budowy, dla zboczonych parek, pracowników ZUSu, Germanistów, deviantów i zwykłych ludzi :]
Polecam, bo naprawdę można sobie miło spędzić te 2 godziny, które absolutnie się nie dłużą. Warto... naprawdę warto wydać te parę złotych i pośmiać się
Umierając zawsze miej przy sobie prezerwatywę... nawet po śmierci możesz zarazić się HIV albo jakimiś innymi fajnymi wenerami.
Ha! Parę dni temu też na tym byłam i miałam napisać równie pozytywną recenzję. :]
Podobnie jak Gags, bałam się iść do kina, bo po zobaczeniu trzech gwiazdek na sześć możliwych i przeczytaniu mało entuzjastycznych wywodów recenzenta spodziewałam się kiepskiej, ociekającej kliszami komedyjki pełnej "fizjologicznych" dowcipów. Hehe. Nic bardziej mylnego. Film o inicjacji seksualnej? A gdzie tam, jest to po prostu świetnie skręcona baśń fatasy w przebogatej, humorystycznej oprawie. Jasne, miłość cały czas gdzieś tam się przewija, ale nie dopatrzyłam się w całym filmie ani jednej nadmiernie ckliwej, vomitogennej sceny - reżyser zachował umiar i to się chwali.
"Pamiętajcie, kapitan Szekspir cieszy się straszną reputacją!" - Już na tym zdaniu w filmie poległam ze śmiechu, zanim jeszcze nastąpił ciąg dalszy. Zgadza się, De Niro był boski w swojej roli, a Pfeiffer cudownie zua i apetyczna, nawet w miarę postępującego rozkładu.
Nie mam pojęcia, kto grał parę głównych bohaterów, ale grani byli dobrze, a dodatkowo było na kim zawiesić oko. (IMHO żadne z nich nie może się poszczycić klasyczną urodą, ale to tylko wychodzi obrazowi na plus, przynajmniej nie jest to brazylijska telenowela.) Hehe, nie ukrywam, że kiedy głowny bohater przeszedł metamofrozę pod okiem kapitana Szekspira, zrobił się baaaaardzo apetyczny, a moja przyjemność z oglądania wzrosła w dwójnasób.
Tak nawiasem mówiąc, cholernie podobała mi się oprawa wizualna całego filmu: kostiumy, krajobrazy, przygraniczne miasteczko, efekty specjalne, przede wszysykim magia czarownic. Zawsze zwracam na takie rzeczy uwagę, i akurat pod tym względem "Stardust" był szczególnie urokliwy. (...Bah, czasem jak patrzyłam na Pfeiffer, to zupełnie jakbym widziała jakąś czarodziejkę z Sapkowskiego... to też było miło.)
Btw, ten film jest rzeczywiście krzepiący. Np. posoki nie ma tam w ogóle (nawet krew zamordowanego księcia jest niebieska (sic!), a wnętrzności krokodyla się nie liczą...), brutalnych walk mało (aczkolwiek ta laleczka voodoo była dobra ), etc.
Anyway! Akcja płynęła wartko i wcale nie nudziła. Film był tak dobry, że przesiedziałam te dwie godziny z hakiem z pełnym pęcherzem, nie chcąc uronić ani kropli-- znaczy, chciałam rzec, ani kropli z akcji rozgrywającej się na ekranie. Humor - baaardzo fajny, bynajmniej nie na poziomie rynsztoka. Książęta siedmiu numerycznych imion, walczący o tron, rozwalili mnie maksymalnie! Większość motywów była bardzo udana, śmiałam się ja, parskali koledzy, chichotała cała widownia - i to praktycznie co chwila.
Już czuję, że bez DVD z filmem w przyszłości się nie obędę. :]
Ja również polecam każdemu wypad do kina, bo "Gwiezdny Pył" to naprawdę kawałek fajnej rozrywki, taka lekka ale niegłupia fantasy z jajem.
Podobnie jak Gags, bałam się iść do kina, bo po zobaczeniu trzech gwiazdek na sześć możliwych i przeczytaniu mało entuzjastycznych wywodów recenzenta spodziewałam się kiepskiej, ociekającej kliszami komedyjki pełnej "fizjologicznych" dowcipów. Hehe. Nic bardziej mylnego. Film o inicjacji seksualnej? A gdzie tam, jest to po prostu świetnie skręcona baśń fatasy w przebogatej, humorystycznej oprawie. Jasne, miłość cały czas gdzieś tam się przewija, ale nie dopatrzyłam się w całym filmie ani jednej nadmiernie ckliwej, vomitogennej sceny - reżyser zachował umiar i to się chwali.
"Pamiętajcie, kapitan Szekspir cieszy się straszną reputacją!" - Już na tym zdaniu w filmie poległam ze śmiechu, zanim jeszcze nastąpił ciąg dalszy. Zgadza się, De Niro był boski w swojej roli, a Pfeiffer cudownie zua i apetyczna, nawet w miarę postępującego rozkładu.
Nie mam pojęcia, kto grał parę głównych bohaterów, ale grani byli dobrze, a dodatkowo było na kim zawiesić oko. (IMHO żadne z nich nie może się poszczycić klasyczną urodą, ale to tylko wychodzi obrazowi na plus, przynajmniej nie jest to brazylijska telenowela.) Hehe, nie ukrywam, że kiedy głowny bohater przeszedł metamofrozę pod okiem kapitana Szekspira, zrobił się baaaaardzo apetyczny, a moja przyjemność z oglądania wzrosła w dwójnasób.
Tak nawiasem mówiąc, cholernie podobała mi się oprawa wizualna całego filmu: kostiumy, krajobrazy, przygraniczne miasteczko, efekty specjalne, przede wszysykim magia czarownic. Zawsze zwracam na takie rzeczy uwagę, i akurat pod tym względem "Stardust" był szczególnie urokliwy. (...Bah, czasem jak patrzyłam na Pfeiffer, to zupełnie jakbym widziała jakąś czarodziejkę z Sapkowskiego... to też było miło.)
Btw, ten film jest rzeczywiście krzepiący. Np. posoki nie ma tam w ogóle (nawet krew zamordowanego księcia jest niebieska (sic!), a wnętrzności krokodyla się nie liczą...), brutalnych walk mało (aczkolwiek ta laleczka voodoo była dobra ), etc.
Anyway! Akcja płynęła wartko i wcale nie nudziła. Film był tak dobry, że przesiedziałam te dwie godziny z hakiem z pełnym pęcherzem, nie chcąc uronić ani kropli-- znaczy, chciałam rzec, ani kropli z akcji rozgrywającej się na ekranie. Humor - baaardzo fajny, bynajmniej nie na poziomie rynsztoka. Książęta siedmiu numerycznych imion, walczący o tron, rozwalili mnie maksymalnie! Większość motywów była bardzo udana, śmiałam się ja, parskali koledzy, chichotała cała widownia - i to praktycznie co chwila.
Już czuję, że bez DVD z filmem w przyszłości się nie obędę. :]
Ja również polecam każdemu wypad do kina, bo "Gwiezdny Pył" to naprawdę kawałek fajnej rozrywki, taka lekka ale niegłupia fantasy z jajem.
cholera, chciałem sobie podyskutować z kimś kto był na tym filmie... dlaczego to akurat musisz być Ty?! znaczy... super, cieszę się, że to właśnie Ty poszłaś na ten film... oj tak, Ty!Lenneth pisze:Ha! Parę dni temu też na tym byłam i miałam napisać równie pozytywną recenzję. :]
ja tam gwiazdek nie widziałem, ale jak ekipa zarządziła poszliśmy na to :] szczerze mówiąc, to celowo chciałem się spóźnić na ten film i iść na coś innego DOBRZE, ŻE MOJE PLANY NIGDY SIĘ NIE UDAJĄ wiara nawet klaskała na zakończenie filmu :]Lenneth pisze:po zobaczeniu trzech gwiazdek na sześć możliwych i przeczytaniu mało entuzjastycznych wywodów recenzenta spodziewałam się kiepskiej, ociekającej kliszami komedyjki pełnej "fizjologicznych" dowcipów
zgadzam się! (jak ja tego nie lubię >.< zwłaszcza z Tobą )... nie było chwil, przy których chciało się iść do kibla albo zrzędzić, że brakuje miski na pawie... Cieszę się, że zdążyłem opróżnić pęcherz tuż przed filmem, bo bym prędzej posikał się w gacie niż wyszedł w trakcie filmieLenneth pisze:miłość cały czas gdzieś tam się przewija, ale nie dopatrzyłam się w całym filmie ani jednej nadmiernie ckliwej, vomitogennej sceny - reżyser zachował umiar i to się chwali.
mnie on powalił na kolana centralnie wyłem ze śmiechu! Jak sobie tańczył w czasie pirackiej bitwy ja walę! :D na żadnym filmie sie nie śmiałem tak, żeby sie popłakać i nie móc się opamiętać... jak mam napad śmiechu to jakies 10 min. to trwa, więc kurtka była srogo ośliniona mam ochotę obejrzeć to jeszcze raz :] to naładowało mnie tak pozytywną energią, że odwołałem kartkówki dzisiaj :]Lenneth pisze:"Pamiętajcie, kapitan Szekspir cieszy się straszną reputacją!" - Już na tym zdaniu w filmie poległam ze śmiechu, zanim jeszcze nastąpił ciąg dalszy
oj apetyczna to ona była... nawet bardziej niż gwiazdka :]Lenneth pisze:Pfeiffer cudownie zua i apetyczna
ooooo zdecydowanie TAK! (znowu...) stroje były genialne, ładne dekolty i inne części ciała ^^Lenneth pisze:Tak nawiasem mówiąc, cholernie podobała mi się oprawa wizualna całego filmu: kostiumy, krajobrazy, przygraniczne miasteczko, efekty specjalne
to było świetne! ta walka z zombiakiem jego ruchy... GENIUSZ! jak na połamańca, to ze szpadą całkiem nieźle sobie radził :] reakcja jego ducha była z każdym ciosem coraz lepsza :DLenneth pisze:ta laleczka voodoo była dobra
hahaaha! dobrze Ci tak!!!!! znaczy... ojej biedulko... jak przeżyłaś z pełnym pęcherzem? oj oj... :]Lenneth pisze:Film był tak dobry, że przesiedziałam te dwie godziny z hakiem z pełnym pęcherzem, nie chcąc uronić ani kropli
początek z tatusiem był dobry "synu wyjrzyj przez okno i zobacz co tam widzisz" - parsknąłem tak śmiechem, że oplułem widza przede mną Una była dobra ^^ grrrrrrrLenneth pisze:Książęta siedmiu numerycznych imion, walczący o tron, rozwalili mnie maksymalnie!
u mnie było to samo chyba więcej płynów straciłem wyjąc ze śmiechu niż sikając przez pół dnia :DLenneth pisze:Większość motywów była bardzo udana, śmiałam się ja, parskali koledzy, chichotała cała widownia - i to praktycznie co chwila.
co do OSTa - jest niezły, znalazłem tę piosenkę z końca... jak zobaczyłem kto to śpiewa, to się troche podłamałem...
Umierając zawsze miej przy sobie prezerwatywę... nawet po śmierci możesz zarazić się HIV albo jakimiś innymi fajnymi wenerami.
Nice av. :D
Buahahaha, nawiasem mówiąc scena, w której klata Bernarda robi 2x "plop" była fajna. Mała rzecz (no, nie taka mała...), a cieszy.
Heh, czarny humor rlz.
A co to za piosenka na końcu i kto ją śpiewa? _^_
Ojejku, ale nie ciesz się tak intensywnie, bo jeszcze od tego nadmiernego przypływu radości pęknie Ci jakaś żyłka w mózgu i będzie klops. ^^ Dammit, pękniętą żyłkę niestety się leczy...Gagarin pisze:super, cieszę się, że to właśnie Ty poszłaś na ten film... oj tak, Ty!
Mnie o taki napad przyprawiła także konkluzja tej sceny:Gagarin pisze:mnie on powalił na kolana centralnie wyłem ze śmiechu! Jak sobie tańczył w czasie pirackiej bitwy ja walę! na żadnym filmie sie nie śmiałem tak, żeby sie popłakać i nie móc się opamiętać... jak mam napad śmiechu to jakies 10 min. to trwa, więc kurtka była srogo ośliniona mam ochotę obejrzeć to jeszcze raz :]
Kod: Zaznacz cały
"Zawsze wiedzieliśmy, że trochę z ciebie pedzio..." plus reakcja reszty załogi. XD To było słooodkie. XDD
A, jeszcze geneza imienia mi się przypomniała, coś a'la "Skake? Spear? Brzmi nieźle, co?" - może i oklepane, ale jakże przyjemne.
Klasa szczęściarzy powinna się zrzucić i oddać Ci kasę za bilet. Hehe... to by była łapówka... może tak by Cię za nią zamknęli? ^^Gagarin pisze:to naładowało mnie tak pozytywną energią, że odwołałem kartkówki dzisiaj :]
Uśmiejesz się, ale ja też wgapiałam się w pięknie wyeksponowane dekolty - powiedzmy, że bardzo podobały mi kroje sukien. :]Gagarin pisze:stroje były genialne, ładne dekolty i inne części ciała ^^
Buahahaha, nawiasem mówiąc scena, w której klata Bernarda robi 2x "plop" była fajna. Mała rzecz (no, nie taka mała...), a cieszy.
Zgadzam się. ^___^ Błyskawiczne wyprowadzane i zawsze celne ciosy nawet w takim stanie, fiufiu... Szczególnie spektakularne było "bend over backwards" w jego wydaniu. W ogóle lubiłam tę postać, był tak cudownie bezwzględny - chociaż mimo wszystko bał się Szekspira. A jeśli chodzi o duchy, to najbardziej rozwalał mnieGagarin pisze:to było świetne! ta walka z zombiakiem jego ruchy... GENIUSZ! jak na połamańca, to ze szpadą całkiem nieźle sobie radził :] reakcja jego ducha była z każdym ciosem coraz lepsza
Kod: Zaznacz cały
goły, kulący się Primus, a i twarze pozostałych przyprawiały mnie o spazmy śmiechu, szczególnie ta należąca do księcia, co to wyglądał przez okno. XD Fajne było odgadywanie okoliczności śmierci każdego z nich. XD Ej, a tak na marginesie, to co się stało temu z ziemistą cerą? To było spalenie czy pogrzebanie żywcem? XD
Szczerze? Przytłoczona obrazem, w ogóle nie zwracałam uwagi na fonię.Gagarin pisze:co do OSTa - jest niezły, znalazłem tę piosenkę z końca... jak zobaczyłem kto to śpiewa, to się troche podłamałem...
A co to za piosenka na końcu i kto ją śpiewa? _^_
niestety nie mogę powiedzieć tego samego o Tobie...Lenneth pisze:Nice av. :D
w jakim mózgu?Lenneth pisze:nadmiernego przypływu radości pęknie Ci jakaś żyłka w mózgu i będzie klops
lepiej nie, bo zjednałbym sobie jeszcze większą bandę deviantów i wtedy to już w ogóle miałabyś przerąbaneLenneth pisze:Hehe... to by była łapówka... może tak by Cię za nią zamknęli? ^^
to było zabawne, chociaż do przewidzenia :] ale tłumaczenie jego oryginalnej nazwy mnie też rozłożyłoLenneth pisze:Mnie o taki napad przyprawiła także konkluzja tej sceny:
nie usmiałem się, a ucieszyłem :] Lamia i jej ekhm klata... grrrrr *___* bezbłędna. a Bernard i gwiazdka podczas kąpieli typowy facet też typowo męska reakcja na jego powiększenie klaty - TYPOWE tak samo bym zrobił na dzień dobry :DLenneth pisze:Uśmiejesz się, ale ja też wgapiałam się w pięknie wyeksponowane dekolty
pan koza też był dobry :D jak np. otwierał drzwi i sam jego wygląd był bezbłędny :D
owszem był tam na przyzwoitym poziomie :] co do śmierci braci, to akcja z kielichami była nieziemska :D myślałem, że sie posikam ze śmiechu :DLenneth pisze:Heh, czarny humor rlz.
czyli to jednak prawda, że kobiety jak chca siku to tracą słuch... oj ojLenneth pisze:Szczerze? Przytłoczona obrazem, w ogóle nie zwracałam uwagi na fonię.
śpiewa to... o zgrozo... Take That...Lenneth pisze:A co to za piosenka na końcu i kto ją śpiewa? _^_
Umierając zawsze miej przy sobie prezerwatywę... nawet po śmierci możesz zarazić się HIV albo jakimiś innymi fajnymi wenerami.
- Schrödinger
- Cactuar
- Posty: 514
- Rejestracja: czw 16 lis, 2006 14:22
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Hmm... ten 'Piotruś i Wilk' taki zły wcale nie jest. Postacie sympatyczne, bez wyjątku (oprócz tych 'zuych' z natury), jakiś tam morał był i to nawet nie nachalny. Rozbrajająca jest wrona - zadziora z ADHD :] Wołk też ładny, nawet bardzo ładny. Tylko że kilka kiksów animacyjnych się zdarzyło - zwłaszcza w przypadku kota (Go - pożyczałaś im Aurona? I się nie pochwaliłaś? ) i raz przy wilku (schodzenie ze skały było zdecydowanie poniżej 24 klatek efektywnej animacji na sekundę....). Ogólnie znośne, stylistyka też niezła i ze smakiem, ale w cholerę na Oscara IMO nie zasłużyło tak jak Katedra swego czasu zasłużyła. Amerykanie to idioci.
Ale przynajmniej Wajda dostał to na co zasłużył ^^
Kod: Zaznacz cały
Jeno kaczki szkoda...
Ale przynajmniej Wajda dostał to na co zasłużył ^^
We are the outstretched fingers,
That seize and hold the wind...
That seize and hold the wind...
- Go Go Yubari
- Ifrit
- Posty: 4619
- Rejestracja: pn 20 gru, 2004 20:07
- Lokalizacja: Gotham
Nie oglądałam "Piotrusia i wilka", bo zajęta byłam innym filmem, który opiszę, ale potem.
Zacznę od Oscarowego filmu, który mnie zwalił z nóg
"Ratatuj"...
Cóż, od czego by tu zacząć.
Dla tych, którzy nie mają pojęcia co to "Ratatuj" <wstydźcie się!>.
Film animowany made by Disney & Pixar o szczurze, który miał węch i smak absolutny, a na dodatek chciał gotować. Szczur ma w plecy, bo jest szczurem, a ojciec go nie rozumie <zresztą jak reszta szczurów>, a na dodatek właścicielka ich domostwa, za nimi nie przepada.
Tak czy siak, nasz Remi trafia do restauracji swego idola i zaczyna tam robić za kucharza <nie dosłownie...sami musicie zobaczyć DOH>.
Film jest obłędny. Znakomity wizualnie, oddaje perfekcyjnie klimat Paryża. Teksty świetne, fabuła powalająca i wciągająca. Dialogi i bohaterowie interesujący. Remi to geniusz i nie sposób go nie polubić.
Ogólnie: 5/5. Film, który trzeba zobaczyć i basta ^^
Drugi film nie dostał nominacji, a w sumie by mógł. Nie szkodzi...i tak jest znakomity.
"Gwiezdny pył" aka "Stardust" na podstawie książki Neil'a Gaimana.
Opowieść dość łatwa do przewidzenia, aczkolwiek nie jest to minusem filmu.
Nasz bohater zauroczony miejscową pięknością, obiecuje jej gwiazdę, która spadła. Pech chce, że gwiazda wcale nie chce iść z naszym bohaterem <a tak, jakże by inaczej...nasza Gwiazda chodzi i ma cięty język>. Tak czy inaczej, na naszą Yvaine [aka Gwiazdeczka] poluje zła wiedźma <genialna Michelle Pfeiffer> i jej siostrzyczki. Dlaczego? Sprawdźcie sami.
Na uwagę zasługuje kapitan Szekspir, który jest zły, groźny i lubi się przebierać w damskie ciuszki. Dlaczego? Bo gra go genialny Robert De Niro. Kapitan Szekspir jest zdecydowanie boski i chyba najbardziej zapada w pamięć :D
Dodatkowo <co by naszym bohaterom za łatwo nie było> Yvaine nosi naszyjnik <przez który spadła>.. Ów naszyjnik jest powodem sporu czterech książąt. Zasługują oni na uwagę, gdyż wybijają się nawzajem z gracją i humorem, aby potem obserwować i komentować poczynania pozostałych braci <rotfl jaki im zawdzięczam jest spory>.
Czy Yvaine zdoła uciec czarownicom? Czy Tristan zdobedzie serce próżnej Viktorii? Czy którys książe przeżyje i czy kapitan Szekspir znajdzie idealna sukienkę? Musicie sami obejrzeć.
Aktorstwo: 4/5 <poza De Niro...bo on to 6/5>
Fabuła: 4/5 <jednak zbyt przewidywalna jak dla mnie>
Humor: 5/5
Reszta: Bezcenna
Polecam uwadze. Film jak film, ale przyjemnie się ogląda. Nie zmęczyłam się siedząc przed tv i czytając napisy, bawiłam się dobrze i humor mam świetny. Jest to film, który mozna obejrzeć śmiało drugi raz. Może nie następnego dnia, ale za miesiąc, dwa, trzy... nie zmęczy i wtedy :]
Zacznę od Oscarowego filmu, który mnie zwalił z nóg
"Ratatuj"...
Cóż, od czego by tu zacząć.
Dla tych, którzy nie mają pojęcia co to "Ratatuj" <wstydźcie się!>.
Film animowany made by Disney & Pixar o szczurze, który miał węch i smak absolutny, a na dodatek chciał gotować. Szczur ma w plecy, bo jest szczurem, a ojciec go nie rozumie <zresztą jak reszta szczurów>, a na dodatek właścicielka ich domostwa, za nimi nie przepada.
Tak czy siak, nasz Remi trafia do restauracji swego idola i zaczyna tam robić za kucharza <nie dosłownie...sami musicie zobaczyć DOH>.
Film jest obłędny. Znakomity wizualnie, oddaje perfekcyjnie klimat Paryża. Teksty świetne, fabuła powalająca i wciągająca. Dialogi i bohaterowie interesujący. Remi to geniusz i nie sposób go nie polubić.
Ogólnie: 5/5. Film, który trzeba zobaczyć i basta ^^
Drugi film nie dostał nominacji, a w sumie by mógł. Nie szkodzi...i tak jest znakomity.
"Gwiezdny pył" aka "Stardust" na podstawie książki Neil'a Gaimana.
Opowieść dość łatwa do przewidzenia, aczkolwiek nie jest to minusem filmu.
Nasz bohater zauroczony miejscową pięknością, obiecuje jej gwiazdę, która spadła. Pech chce, że gwiazda wcale nie chce iść z naszym bohaterem <a tak, jakże by inaczej...nasza Gwiazda chodzi i ma cięty język>. Tak czy inaczej, na naszą Yvaine [aka Gwiazdeczka] poluje zła wiedźma <genialna Michelle Pfeiffer> i jej siostrzyczki. Dlaczego? Sprawdźcie sami.
Na uwagę zasługuje kapitan Szekspir, który jest zły, groźny i lubi się przebierać w damskie ciuszki. Dlaczego? Bo gra go genialny Robert De Niro. Kapitan Szekspir jest zdecydowanie boski i chyba najbardziej zapada w pamięć :D
Dodatkowo <co by naszym bohaterom za łatwo nie było> Yvaine nosi naszyjnik <przez który spadła>.. Ów naszyjnik jest powodem sporu czterech książąt. Zasługują oni na uwagę, gdyż wybijają się nawzajem z gracją i humorem, aby potem obserwować i komentować poczynania pozostałych braci <rotfl jaki im zawdzięczam jest spory>.
Czy Yvaine zdoła uciec czarownicom? Czy Tristan zdobedzie serce próżnej Viktorii? Czy którys książe przeżyje i czy kapitan Szekspir znajdzie idealna sukienkę? Musicie sami obejrzeć.
Aktorstwo: 4/5 <poza De Niro...bo on to 6/5>
Fabuła: 4/5 <jednak zbyt przewidywalna jak dla mnie>
Humor: 5/5
Reszta: Bezcenna
Polecam uwadze. Film jak film, ale przyjemnie się ogląda. Nie zmęczyłam się siedząc przed tv i czytając napisy, bawiłam się dobrze i humor mam świetny. Jest to film, który mozna obejrzeć śmiało drugi raz. Może nie następnego dnia, ale za miesiąc, dwa, trzy... nie zmęczy i wtedy :]
"Rezerwat" - polski film, debiut Łukasza Palkowskiego.
Jest to obraz warszawskiej Pragi - jej specyficznego klimatu, ludzi oraz codziennego życia. Mimo, ze w Wa-wie nigdy nie byłem i nie wiem jak ów Praga wygląda, to film ten wydał mi się niezwykle uniwersalnym obrazem specyficznych dzielnic, które występują chyba w każdym mieście
Kilka słów o fabule - młody <?> fotograf jest zmuszony przenieść sie na Pragę. Otrzymuje zlecenie od właściciela kamienicy, w której mieszka, na zarchiwizowanie na zdjęciach jej stanu dla konserwatora zabytków. Poprzez obiektyw poznajemy niezwykłe i barwne postacie zamieszkujące tę dzielnicę. początkowo nasz bohater nie potrafi się odnaleźć w otaczającej go rzeczywistości jednak z czasem "wtapia się" w otoczenie.
Sama fabuła nie jest odkrywcza - bohater musi dokonać wyboru pomiędzy sprzecznymi wartościami - na końcu oczywiście dokonuje tego właściwego. Na uwagę zasługuje kreacja aktorska Marcina Kwaśnego i Sonii Bohosiewicz - tej drugiej nie trawiłem do tej pory jako aktorki, ale po tej roli się w niej po prostu zakochałem :D
Na koniec mała zachęta: piosenka
Trailer
Jest to obraz warszawskiej Pragi - jej specyficznego klimatu, ludzi oraz codziennego życia. Mimo, ze w Wa-wie nigdy nie byłem i nie wiem jak ów Praga wygląda, to film ten wydał mi się niezwykle uniwersalnym obrazem specyficznych dzielnic, które występują chyba w każdym mieście
Kilka słów o fabule - młody <?> fotograf jest zmuszony przenieść sie na Pragę. Otrzymuje zlecenie od właściciela kamienicy, w której mieszka, na zarchiwizowanie na zdjęciach jej stanu dla konserwatora zabytków. Poprzez obiektyw poznajemy niezwykłe i barwne postacie zamieszkujące tę dzielnicę. początkowo nasz bohater nie potrafi się odnaleźć w otaczającej go rzeczywistości jednak z czasem "wtapia się" w otoczenie.
Sama fabuła nie jest odkrywcza - bohater musi dokonać wyboru pomiędzy sprzecznymi wartościami - na końcu oczywiście dokonuje tego właściwego. Na uwagę zasługuje kreacja aktorska Marcina Kwaśnego i Sonii Bohosiewicz - tej drugiej nie trawiłem do tej pory jako aktorki, ale po tej roli się w niej po prostu zakochałem :D
Na koniec mała zachęta: piosenka
Trailer