"Widłami w meteor", czyli FF7 nawozem malowany.

Czujesz, że masz twórczą wenę? Chcesz napisać opowiadanie, niekoniecznie dotyczące FF? Jeśli tak, to ta kategoria jest dla Ciebie.

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
AUDION
Cactuar
Cactuar
Posty: 324
Rejestracja: czw 20 wrz, 2007 14:14
Lokalizacja: MALBORK

"Widłami w meteor", czyli FF7 nawozem malowany.

Post autor: AUDION »

Po długich wahaniach zdecydowałem się na kontynuację mej wątpliwej urody, twórczości. Niestety FFX chwilowo mnie odrzuca, więc postanowiłem wziąć na warsztat "kultową" siódemkę. Co z tego wyszło nie wiem i pozostawiam do waszej oceny, choć jak już pisałem, ciężko będzie być w tym względzie oryginalnym. Zatem część pierwsza dzisiaj, zaś ewentualne następne na życzenie.

Część pierwsza

Nagłe szarpnięcie hamującego pociągu zrzuciło Clouda z łóżka w wagonie sypialnym. Zaraz za nim spadły, wbijając się w podłogę tuż koło jego twarzy, widły. Impet, który temu towarzyszył spowodował, iż z otworów po sękach w trzonku posypały się materie.
-A kto ci baranie prawo jazdy dał i od kiedy to pociągi w tym kraju jeżdżą punktualnie! - wykrzyczał wyraźnie zdenerwowany Cloud, po czym wsunął swoje nogi w gumowce, narzucił na siebie drelich i wziął się za wyciąganie wideł z podłogi.
-A miało być tak pięknie, miałem być bohaterem w lśniącej zbroi z wielkim mieczem, to musieli jedyny rekwizyt dać jakiemuś Tidusowi, którego w pierwszej scenie wcięła razem z mieczem jakaś ryba. Teraz muszę się z jakimiś widłami użerać. Gdy uporał się już z pozbieraniem dobytku, udał się do wyjścia. Jeszcze tylko małe potknięcie i z soczystym epitetem na ustach wylądował na peronie, obezwładniając słoikiem żurku, który targał ze sobą w reklamówce, dwóch żołnierzy Shinry. Po chwili podniósł swe ciało i nerwowo zaczął się rozglądać wzdłuż pociągu. Dopiero mający zaprowadzić go na miejsce akcji działacze Avalanche, uświadomili mu, że nie przyjechał tutaj wysypywać zboża na tory. Po dotarciu do bramy Cloud został poinformowany, iż musi poczekać na głównego zleceniodawcę, gdyż ten musiał zająć się bardzo istotnymi sprawami. Po chwili z bocznej uliczki nadszedł Barret. Krawat w biało-czerwone paski, ubrany do roboczej kufajki, twarz poważnie skalana solarium, oraz kultywator w miejscu prawego przedramienia, dobitnie podkreślały jego pochodzenie społeczne, zaś wystająca zza paska trawa w tylnej części ciała, dość obrazowo pokazała jakie to istotne problemy musiał rozwiązywać.
-Rozumiem, że masz ostatnio dietę, bo ci pośladki zaczęły trawę żreć. - Powiedział z lekkim uśmieszkiem Cloud.
-Osz, zawsze mam stresa przed akcją, a zapomniałem zabrać z chałupy stoperanu. - odpowiedział Barret ukrywając niewygodną niespodziankę w spodniach, a następie podając w geście powitania jedyną w pełni sprawną dłoń.
Mając na uwadze, to czym parał się przed chwilą jego zleceniodawca, odpowiedź mogła być tylko jedna.
-Gdzie mnie z tymi łapami Wąski, tfu Barret.
Ten jakoś nie wydał się tym specjalnie przejęty, gdyż po chwili wyjął z czeluści swojej kufajki niedokończoną kanapkę i nieskrępowanie zaczął ją spożywać, zagryzając główką czosnku, a następnie nieśpiesznie ruszył w kierunku reaktora. Gdy dotarli do windy, ku ich zdumieniu po otwarciu się drzwi, ze środka wyległa wycieczka z Wieliczki. Mimo wyraźnego zmieszania postanowili wsiąść do środka. Z nudów Barret zagadał do Clouda.
-Mam w dupie niszczenie planety przez Shinrę i wysadzanie reaktora dla obniżenia emisji gazów cieplarnianych, ale nie daruję tego, że ich krowy wlazły na moje pole, że nie przyjęli mi Marlene do szkoły, bo podobno ma wszy i zupa była za słona.
-Rozumiem, że ciebie w przeciwieństwie do co niektórych, Bóg nie ulepił z gliny, tylko wyrzeźbił z buraka, a do tego musiał się w trakcie zaciąć w palec. - Odpowiedział Cloud ze szczerym uśmiechem na twarzy.
Coś w tym co powiedział musiało być, gdyż Barret zrobił się na twarzy czerwony na tyle, że jego opalenizna nie była tego w stanie ukryć. Do tego zmarszczył czoło tak mocno, iż zaczęło mu przysłaniać usta, zza których dało się usłyszeć dźwięk pękającego szkliwa. Na domiar złego Barret zdawał się zapomnieć, że nie ma prawej ręki, gdyż zainstalowany tam kultywator zaczął przybierać kształt pięści. Cloudowi dla ratowania życia, pozostało tylko jedno wyjście, czyli chwyt powszechnie stosowany w elitarnych szeregach Soldier, a mianowicie sfajtanie się w spodnie, co musiało zacząć działać, gdyż Barret zamarł w bezruchu, a spomiędzy fałdów jego czoła, oraz ust nieśmiało wychyliła się końcówka nosa, która swoimi falistymi ruchami zaczęła wyciągać ze schronienia nozdrza, co w zaistniałej sytuacji nie wydawało się najlepszym wyjściem. Na szczęście w tym momencie otworzyły się drzwi windy i resztkami sił Barret, oraz towarzysząca im Jessie wylegli na zewnątrz. Po naradzie postanowili, iż w związku z zaistniałą sytuacją ich kolega będzie się trzymał kilkadziesiąt metrów z przodu. Cloud zrozumiał dzięki temu jak musiał się czuć John Rambo. Samotny na polu walki, a przed nim ścielący się trup. W związku z powyższym, dalsza droga przebiegłaby łatwo, gdyby nie budowa rurociągu północnego, którego trasa przebiegała dokładnie w miejscu, w którym znajdowały sie schody. Jessie na widok przesuwającego się okrakiem po rurze Clouda i Barreta, stwierdziła tylko:
-Eeeee, nieeee, to nie dla mnie. - w związku z czym pozostała na górze.
Po dotarciu do ostatniej drabinki Barret podjął rozpaczliwe próby jej pochwycenia. Gdy sztuka ta w końcu się powiodła, zawisł pomiędzy rurą a drabinką, tworząc żywy pomost z którego Cloud nie omieszkał skorzystać. Kilka epitetów będących synonimami sugestii szybkiego oddalenia się, oraz określeniami co niektórych części męskiego ciała, tudzież kobiet lekko się prowadzących, sugerowały poniekąd, niespecjalne zadowolenie Barreta z tego faktu. Po dotarciu na dół Cloud spojrzał na tory prowadzące do reaktora.
-To nie mogliśmy podjechać tu pociągiem?
-Gdzie ty żyjesz? Od czasu jak wybuchł Eyjafjallajokull, to żadnego biletu na pociąg nie można kupić.
-SSorrry, możesz powtórzyć co wybuchło? - Powiedział z niedowierzaniem Cloud.
-Ejafull... - Upłynęło pięć minut – ...kull, Eyjafjallajokull!
-Przepraszam, że jak, bo na chwilę się zamyśliłem? - W tym samym momencie na twarzy Clouda zaczął się rysować szczery uśmiech, czego nie dało się powiedzieć o Barrecie. - Dobra, chodźmy. - Powiedział Cloud wskazując reaktor, tym samym ponownie ratując swój organizm przed zatrzymaniem funkcji życiowych.
Na miejscu Cloud zabrał się za uzbrajanie ładunków. Wyciągnął instrukcję obsługi i powoli zaczął ją studiować.
-Podłącz przewód A1 do styku B2 pokazanym na stronie 127, następnie przewód C3 do styku I7 pokazanym na stronie 77. Ups, to chyba trochę potrwa. - Powiedział, głośno przełykając ślinę.
-Czemu spośród tylu ofert musieliśmy wybrać Adama Słodowego? - Powiedział Barret.
-To nie tak. Zamówiłem ładunki te co zawsze na Allegro, ale wybrałem wysyłkę Pocztą Polską i z tego co mi wiadomo, ostatnio listonosza z tą przesyłką widziano w okolicach jakiegoś wulkanu na Islandii. Pozostało mi kupić wersję kolekcjonerską w sklepie z dopalaczami. Barret spojrzał przez ramię na trzymaną przez Clouda instrukcję.
-Widać, że jesteś byłym Soldier. Spójrz na to co jest napisane wielką czcionką na górze strony.
-”Jeśli nie jesteś Soldier, ani Turks, to przejdź od razu do ostatniej strony”. A faktycznie ja już Soldier nie jestem. - Po czym przerzucił na ostatnią stronę. - „Jeśli jesteś Soldier lub Turks, wróć do strony pierwszej” - znowu dało się zauważyć wyraźne wahanie ze strony Clouda.
-Wy wszyscy tam byliście tacy elitarni? - Odgryzł się Barret w zamian za ostatnie docinki.
Widząc Clouda nadal przeprowadzającego dogłębną analizę tekstu, Barret pochylił się, by pomóc koledze w uruchomieniu ładunku, kiedy z jego trzewi dotarł niepokojący odgłos, sugerujący, że wczorajsza grochówka Tify próbuje dojść do głosu. Faktycznie chwilę później doszła, odbierając jednocześnie głos Cloudowi, który tylko dzięki umiejętności wstrzymania oddechu na dziesięć minut, nie padł na miejscu. Wraz z wiatrami niczym z lampy Alladyna pojawił się za ich plecami zespół Scorpions i by pozostać w temacie, wykonali swój największy przebój „Wind of Change”. Faktycznie zmiany były spore. W pierwszym rzędzie pod presją zagrożenia życia, jego kolega niemal natychmiast zrozumiał instrukcję, uruchamiając mechanizm zegarowy. Elementy metalowe pokryły się korozją, zaś spod sklepienia zaczęły spadać śnięte nietoperze. Dało się też słyszeć głośny hałas, który jednak zrzucili na kark rozpadającej sie pod wpływem korozji, konstrukcji reaktora. Barret jakoś nie specjalnie się tym przejął, czynnie uczestnicząc w koncercie, gdzie jako pierwszy człowiek na świecie, wykonał w pojedynkę meksykańską falę. Trwało by to jeszcze długo, gdyby nie subtelne znaki, jakie dawał mu Cloud z pomocą wideł wbijanych w pośladki. Ten dopiero wówczas zdał sobie sprawę z ograniczonej pojemności płuc swojego kolegi i ruszył przodem. Tym razem nie chcąc zrobić błędu, który popełnił poprzednio, postanowił dla odmiany rozpaczliwymi ruchami złapać się rury, a nie drabiny. Gdy tylko ta sztuka mu się powiodła, pojawił się Cloud, ponownie wykorzystując Barreta jako pomost. Znowu dało się słyszeć wiązankę słowno-muzyczną i już mięli ruszyć do góry, gdy okazało się, że hałas, który słyszeli na dole, to wcale nie łamiąca się pod wpływem korozji konstrukcja reaktora, a sam Batman odpoczywający tego dnia wśród swoich skrzydlatych towarzyszy, który spadając po utracie przytomności, przygniótł Jessie. Gdy tylko uwolnili koleżankę, natychmiast ruszyli do wyjścia. Efektowny wybuch uwieńczył dzieło wzbogacając tym samym imprezę miejską z okazji pożegnania zimy. Po wszystkim, dla odwrócenia uwagi służb bezpieczeństwa, cała ekipa rozeszła się po okolicy. Cloud udał się w kierunku pobliskiej Galerii Bałtyckiej. Tuż po przekroczeniu drzwi zauważył dziewczynę z laską, sprzedającą kwiaty. Spod jej nosa ledwie dało się słyszeć:
-Wali jak z obory, ale co tam, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. - Po czym przegarnęła włosy i ruszyła w kierunku Clouda. - Ej, ty, kup mi telefon, a postawię ci..., kwiatka.
-Że co? - Zapytał.
-Jak mi kupisz telefon, to pokarzę ci takie rzeczy, jakie się nawet gościom w Algidzie nie śniły.
-A jidź mnie ty rozpustna dziewko! – Powiedział Cloud tak, by było wokoło słychać, po czym dodał szeptem – Nie dziś, bo jak to powiedzieć..., mam trudne dni.
-Kup mi telefon, albo zacznę krzyczeć, że mnie gwałcisz. - Odpowiedziała nieco podenerwowana dziewczyna.
-Jak można zgwałcić prostytutkę? - zapytał podśmiewając się Cloud.
Tego dziewczę nie wytrzymało i jak obiecała tak zrobiła. Już po chwili pojawili się ochroniarze i nasz bohater musiał ratować się ucieczką. Niestety w pewnym momencie droga zaczęła wykazywać wyraźne syndromy kończenia się i gdy już się wydawało, że młode i jędrne ciało Clouda, stanie się łakomym kąskiem dla współwięźniów, z tunelu poniżej wyjechał pociąg. Szeroki uśmiech rzucony na pożegnanie strażnikom, zdjął mu z twarzy dopiero, zbliżający się na spotkanie z nim, wagon obornika. Próby uchwycenia się wiatru w celu uniknięcia owego spotkania, spełzły na niczym i już po chwili można było zobaczyć świeży odcisk w nowo powstałej alei gwiazd.
W tym czasie wagon dalej, działacze Avalanche spożywali posiłek regeneracyjny, zwany powszechnie drugim śniadaniem. Mimo powszechnie panującego w pociągach tłoku spowodowanego odwołaniem lotów, ich wagon był pusty, co można było wytłumaczyć zabiegami regeneracyjnymi stóp, zastosowanym przez Barreta, a polegającymi na zdjęciu obuwia i wywieszeniu onuc. Cloud w tym czasie wygrzebał sie z nawozu, w którym jak się okazało, ukrytych było jeszcze kilkanaście osób, asekuracyjnie trzymających się z dala od wagonu w którym przebywał Barret, wybierając tym samym opcję mniejszego zła. Wiedziony zapachem swojskiej kiełbasy wymieszanym z aromatem stóp Barreta, Cloud ruszył w kierunku ich wagonu. Zapukał do drzwi, po chwili znowu, potem zaczął walić pięścią, aż w końcu po upływie kilkunastu minut dało się usłyszeć zza drzwi drżący głos Clouda.
-Nosz k***a, może tak by ktoś otworzył, bo zamarznę. - Po czym zauważył, iż drzwi wcale nie są zamknięte, co znacząco ułatwiło mu dostanie sie do środka. Fryzura w tym czasie utrwaliła mu się jeszcze bardziej, przybierając nieco biały odcień, a jego nozdrza przyozdobiły dwa pokaźnych rozmiarów sople. - A wy co, głusi?! - wykrzyczał.
Gdy tylko skończył te słowa, wszyscy jednocześnie odwrócili głowy, wyciągając z uszu słuchawki swoich odtwarzaczy MP3.
-O Cloud jak miło ciebie widzieć. – Wykrzyknął z kłamaną radością Barret – A już myślałem, że zaoszczędzę trochę kasy. – dopowiedział w myślach.
-Pewnie myślałeś, że zaoszczędzisz trochę kasy. - Powiedział Cloud.
-On jest jakiś nawiedzony, umie czytać w myślach. - Pomyślał w odpowiedzi Barret.
-Myślisz, że jestem nawiedzony, bo czytam w twoich myślach.
-Zaczynam się go bać. - Pomyślał nieco wystraszony Barret.
-Nie bój się..., kurde ja faktycznie czytam w myślach. Jestem chory! - Rozpłakał się Cloud skulając z inteligentnym inaczej wyrazem twarzy w narożniku wagonu.
-Ale to jeszcze nie teraz masz zostać warzywem.
-A to ja mam zostać warzywem? - Zapytał z wyraźnym zdumieniem Cloud.
-Ups, to ja nic nie mówiłem.
W tym momencie nagłe szarpnięcie zasygnalizowało fakt dotarcia składu do stacji końcowej. Tego dnia, biorąc pod uwagę, że to dworzec centralny, było całkiem czysto. Po drodze Barret pobrał haracz od kilku koczujących rumuńskich cyganów, a następnie udał się do pobliskiego pubu, który okazał się jego biurem poselskim. Jako, że gości z zewnątrz miewał rzadko, na wstępie kazał Cloudowi poczekać na zewnątrz, by samemu uporządkować trochę lokal. Na początku zaczęły wylatywać kury, potem kozy, zaś na samym końcu wyległ dorodny byk. Gdy tylko sytuacja się uspokoiła, Cloud ruszył do środka. Wewnątrz można było odnaleźć niemal samą śmietankę działaczy Avalanche, zaś na jednym ze stołów leżała roznegliżowana Aneta Krawczyk i krzyczała: „komu mam dać, by zostać premierem”. Po chwili w drzwiach pojawiła się Tifa w klasycznym, granatowym fartuchu, pamiętającym czasy Gomułki, oraz beretem z antenką, dźwigająca dwie kanki z mlekiem. Jej wejściu towarzyszył hymn radziecki dobiegający właśnie z radia. Tifa plunęła niedopałkiem na ziemię, po czym wrzasnęła zachrypiałym głosem.
-Te, Anetka, z takimi numerami to do Don Corneo, a nie mi tu na stołach ślady swoich czterech liter zostawiasz. - Następnie uspokoiła nieco głos i dodała. - Później mi Sanepid chce knajpę zamykać i muszę wymyślać, że to słoje drewna mają taki kształt.
Gdy zataszczyła kanki za bar, dojrzała Clouda.
-Co ci podać?
Cloud z manierą twardziela odpowiedział.
-Szklankę mleka i chleb ze smalcem. I mleko ma być wstrząśnięte niemieszane.
Tifa realizując zamówienie, spojrzała na Clouda spod byka.
-Ty przypadkiem nie jesteś z Nibelm?
-A co?
-No tak, teraz będzie głupiego udawał. Jak byliśmy dziećmi, pożyczałeś ode mnie stówę na bilet do Midgar, bo z niewiadomych przyczyn, chciałeś uciec od rodziców i zostać Soldier. Przyrzekałeś, że jak tylko nim zostaniesz, to wrócisz i oddasz mi pieniądze, a ja głupia dałam ci swoją świnkę skarbonkę. Pamiętam jak ją mordowałeś, by dostać się do środka, a ty teraz...
-Ale jaka stówa? Poza tym to już uległo przedawnieniu. Zresztą ja mam problemy z pamięcią. - Mówiąc te słowa, dla dodania dramatyzmu scenie, zaczął walić głową w blat. Tifa widząc jak jego fryzura wybija kolejne otwory w dopiero co wyremontowanej politurze, poprosiła by zjechał na dół i się przespał, bo dziś do niczego konstruktywnego nie dojdą. Cloud przystał na propozycję Tify i już po chwili znikał pod podłogą, wraz z automatem o niskich wygranych. Na dole właśnie rozgrywane były nieoficjalne zawody osiedla w grze w piotrusia, które jak co roku ze względu na niewątpliwe walory swojej masy mięśniowej, wygrał Barret, eliminując po drodze gracza niezorientowanego w panujących podczas tych rozgrywek zasad. Cloud niespecjalnie zainteresowany grą, położył się na ułożonych pod ścianą styropianowych płytach i po obejrzeniu trzech zaległych odcinków „Mody na sukces”, nadawanych w przerwach pomiędzy relacjami z wybuchu reaktora, zasnął. Śnił o pięknej, ciemnowłosej o krągłych pośladkach, oraz smukłych nogach, kobyle. I gdy już miał wyznać jej miłość, podkuwając srebrną podkową z brylantem i zaczął snuć plany odnośnie miesiąca miodowego, obudził go zew natury. Nerwowym krokiem skierował się do wyjścia z planem odnalezienia wychodka. W drzwiach niestety zahaczył go Barret.
-To ile tam za te twoje usługi?
Cloud przestępując z nogi na nogę odpowiedział śpiesznie.
-Krowa, koza, dwie kury, oraz trzy kopy jajek, a Vat już ci daruję.
Barret widząc sytuację w jakiej znalazł sie jego kolega zaczął się targować.
-Nie no te dwie kury to będziesz musiał opuścić, bo nie będę miał czego dać nauczycielce Marlene, żeby w końcu zdała do pierwszej klasy, bo już trzeci rok w zerówce garuje.
Cloud widząc, że jego sytuacja staje się coraz bardziej podbramkowa, przystał na propozycję kolegi. Ten jednak nadal postanowił wykorzystywać dolegliwość kolegi i po następnych kilku minutach wyciągnął od Clouda zgodę na przywłaszczenie sobie jego nowych gumofilców, oraz trzystu gil w ramach wspomagania wiejskiego ruchu oporu. To, że następną akcję wykona charytatywnie, było tylko formalnością. Gdy tylko Barret po złożeniu podpisów, ustąpił mu drogi, Cloud z wielką ulgą pognał w kierunku wychodka. Jego radość nie trwała jednak długo, gdyż jak się okazało wewnątrz zadomowiła się Tifa, studiując właśnie świeży numer „Trybuny Ludu”.
-Tifa ja proszę, bo nie wyrobię. - Zaczął błagać Cloud.
Ta zgodnie z powiedzeniem „wejdź miedzy wrony, będziesz krakał tak jak one”, zgodziła się dopiero po tym, jak Cloud oddał jej zaległy dług wraz z odsetkami.
Po kilkunastu minutach Cloud wyszedł lżejszy o kilka doświadczeń i pełen wigoru udał się na stację, by razem z Tifą i Barretem uczestniczyć w codziennym rytuale wysadzania reaktora.
Brakujące ogniwo pomiędzy zwierzętami, a ludźmi, to właśnie my.
Awatar użytkownika
Lenneth
Moderator
Moderator
Posty: 2189
Rejestracja: sob 30 paź, 2004 11:53
Lokalizacja: W-wa

Post autor: Lenneth »

MOAR! Zdecydowanie!
Btw, Cloud coś dużo się uśmiecha! Czemu nie jest truu emo?


Teksty odcinka:
--Dopiero mający zaprowadzić go na miejsce akcji działacze Avalanche, uświadomili mu, że nie przyjechał tutaj wysypywać zboża na tory.
--Gdy dotarli do windy, ku ich zdumieniu po otwarciu się drzwi, ze środka wyległa wycieczka z Wieliczki.
--Dalsza droga przebiegłaby łatwo, gdyby nie budowa rurociągu północnego, którego trasa przebiegała dokładnie w miejscu, w którym znajdowały sie schody.
--"Podłącz przewód A1 do styku B2 pokazanym na stronie 127, następnie przewód C3 do styku I7 pokazanym na stronie 77. Ups, to chyba trochę potrwa."
--Wraz z wiatrami niczym z lampy Alladyna pojawił się za ich plecami zespół Scorpions i by pozostać w temacie, wykonali swój największy przebój "Wind of Change".
--Po wszystkim, dla odwrócenia uwagi służb bezpieczeństwa, cała ekipa rozeszła się po okolicy.
--Po drodze Barret pobrał haracz od kilku koczujących rumuńskich cyganów, a następnie udał się do pobliskiego pubu, który okazał się jego biurem poselskim.
--Po kilkunastu minutach Cloud (...) udał się na stację, by razem z Tifą i Barretem uczestniczyć w codziennym rytuale wysadzania reaktora.
Awatar użytkownika
Markfrompoland
Cactuar
Cactuar
Posty: 350
Rejestracja: śr 10 sie, 2005 17:56
Lokalizacja: Watokice

Post autor: Markfrompoland »

Pięknie. _^_

Najciekawiej miałem, gdy próbowałem sobie wyobrazić:
"Do tego zmarszczył czoło tak mocno, iż zaczęło mu przysłaniać usta, zza których dało się usłyszeć dźwięk pękającego szkliwa. [...] sfajtanie się w spodnie, co musiało zacząć działać, gdyż Barret zamarł w bezruchu, a spomiędzy fałdów jego czoła, oraz ust nieśmiało wychyliła się końcówka nosa, która swoimi falistymi ruchami zaczęła wyciągać ze schronienia nozdrza, co w zaistniałej sytuacji nie wydawało się najlepszym wyjściem."

Piękny język:
- droga zaczęła wykazywać wyraźne syndromy kończenia się;
- zauważył, iż drzwi wcale nie są zamknięte, co znacząco ułatwiło mu dostanie sie do środka;
- Tifa widząc jak jego fryzura wybija kolejne otwory w dopiero co wyremontowanej politurze, poprosiła by zjechał na dół

I tureckie zacięcie do targowania:
- To, że następną akcję wykona charytatywnie, było tylko formalnością.
Ain't no sunshine when I'm gone.
Awatar użytkownika
qfas
Cactuar
Cactuar
Posty: 212
Rejestracja: czw 07 maja, 2009 08:15

Post autor: qfas »

Nie, wcale nie chcę kolejnych części. Już po tej brzuch mnie boli (ze śmiechu), więc co będzie po następnych?

Szczerze, AUDION, podziwiam Cię. Nie znam chyba nikogo o równie wykręconym poczuciu humoru, jesteś Wielki. Nie będę, jak przedmówcy, cytował co lepszych fragmentów, po prostu musiałbym przepisać całość:). Do kolejnego odcinka!
Teksty w podpisach zazwyczaj trącą sztampą.
Awatar użytkownika
AUDION
Cactuar
Cactuar
Posty: 324
Rejestracja: czw 20 wrz, 2007 14:14
Lokalizacja: MALBORK

Post autor: AUDION »

Lenneth pisze:Btw, Cloud coś dużo się uśmiecha! Czemu nie jest truu emo?
To starałem się wyjaśnić w części drugiej :) .
qfas pisze:Nie znam chyba nikogo o równie wykręconym poczuciu humoru
Ja bym tego poczucia humoru tak nie demonizował. Mi samemu jak czytam ostateczną wersję, w ogóle nie wydaje się zabawne, ale to ponoć normalne.

Generalnie dzięki za ciepłe przyjęcie i w podzięce część druga, a jeśli i ta się spodoba, to obiecuję trzecią, choć pewnie po małej przerwie.

Część druga

Gdy tylko Cloud dotarł na stację, zagadał do niego Barret.
-Mam dwie wiadomości, jedną dobrą drugą złą, którą chcesz najpierw.
-Może dobrą.
-Film z naszą akcją przy reaktorze ma już milion odsłon na Yotubie.
-Tylko tyle?! To przez brak miecza oglądalność nam spadła! A żeby tego Tidusa... Cholera tekst mi się pomylił. Miałem powiedzieć, wszystko mi jedno. - Po czym w myślach dodał. - Na facebooku mam zdjęcia z mieczem i dzięki temu, dziesięć milionów znajomych. Trochę mnie tylko te ich nicki zaczynające się na Cloud, zastanawiają. - Następnie przeszedł do dalszej części konwersacji. - No to teraz ta zła wiadomość.
-Pociąg się nam oddalił przedwcześnie.
-O nie, to wszystko przeze mnie. Ja nawet na pociąg nie umiem zdążyć, a co dopiero ratować świat.- Powiedział z rozpaczą w głosie Cloud.
-Ale kto tu mówi o jakimś ratowaniu świata?
-A nie mamy?
-No nie bardzo, choć biorąc pod uwagę, że wysadzając reaktor rozsiejemy szkodliwe związki po okolicy i tym samym pozbawimy życia kilka tysięcy osób nim zmęczonych, to można tak to ująć.
-Acha, to my mamy tylko kolejną bombę podłożyć. To dobrze, bo zapomniałem wgrać w swój odtwarzacz moich standardowych tekstów.
-Nie martw się, w Midgar wgrywają je jako dzwonki we wszystkich komórkach, więc pewnie jest i w twojej. - Powiedziała Tifa.
-Więc to był telefon? A już zacząłem mieć wrażenie, że mi kompletnie odbiło. - Powiedział zaskoczony Cloud.
-Odnośnie tego akurat, to nie powinieneś mieć wrażenia. - dorzuciła z sarkazmem Tifa.
-Właściwie to dobrze, że nam uciekł ten pociąg, bo obawiałem się o swoją fryzurę przy wysiadaniu w pełnym pędzie.
-Masz się czego obawiać. - Powiedziała zażenowana Tifa.
-Ojejku, nic nie rozumiesz. Po godzinach dorabiam jako Lady Gaga i stylistka by mnie zabiła za popsucie dizajnu do następnego clipu.
-Ty Cloud, a co się stało, że wczoraj tak ci było do śmiechu, a dziś jakiś taki markotny jesteś? - Zapytał Barret.
-A, bo dopiero zauważyłem, że moją wkładkę modelującą wyraz twarzy, włożyłem wczoraj odwrotnie.
Przed ruszeniem w dalszą drogę odruchowo podpalili jeszcze kilka opon na torach i po wypieczeniu kilku swojskich kiełbasek, zniknęli w czeluściach infrastruktury kolejowej. Gdy dotarli do miejsca, w którym Kwinto i Duńczyk, za pomocą dziecięcych wycinanek, próbowali sforsować system alarmowy Shinry, Tifa spojrzała na podłoże.
-O, drzwi. A skąd tu drzwi? - Zapytała nieudolnie udając zdziwienie.
-Ojej, jakie szczęście, że one zupełnie przypadkiem prowadzą do reaktora – Powiedział Barret, zachowując przy tym bardzo podobny stopień wiarygodności co jego koleżanka.
Cloud spojrzał do środka.
-Ja nie idę dalej.
-Że co?! - zapytała Tifa.
-Tam jest pająk!
-A to nam się k***a bohater trafił. - Powiedział Barret, przekazując energię kinetyczną swojego buta, pośladkom Clouda i tym samym pozwalając, by ciążenie ziemskie uleczyło u niego objawy arachnofobii. Gdy po chwili dotarli do pomieszczenia poniżej, okazało się, iż właśnie trwa sezon sadowniczy, o czym świadczyły porozstawiane wszędzie drabiny. Wybór właściwej wydawał się ciężki, jednak po odrzuceniu wszystkich skleconych na prędce ze sztachet kargulowego płotu, padło na jedyne metalowe. Jako pierwsza ruszyła Tifa, a zaraz za nią Cloud, co w najbliższej przyszłości miało okazać się zgubne w skutkach. Wszystko szło dobrze mniej więcej do momentu, w którym Cloud podniósł głowę, chcąc poszerzyć swą wiedzę o własnym położeniu i dostrzegając Tifę, a właściwie jej dolną połowę. W pierwszym rzędzie, niesłyszalnemu dotąd przełykaniu śliny zaczął towarzyszyć odgłos przypominający upadek sporej wielkości kamienia w studni. Niestety, nawet intensywne próby pozbycia się nadmiaru płynów z jamy ustnej spełzły na niczym i te zaczęły spływać po jego plecach, prosto na wspinającego się za nim Barreta. Na domiar złego, Cloud poczuł jak jakaś tajemnicza siła, działająca w połowie drogi między głową, a stopami, nie pozwala mu iść dalej, powodując dodatkowo dolegliwości bólowe we wspomnianej okolicy. Biorąc pod uwagę, iż Tifa nie zamierzała zostawiać kolegów sam na sam z ich problemami, sytuacja wydawała się beznadziejna. I pewnie pozostali by tam do czasu, aż ich bielejące kości trafiłyby do gabinetu biologicznego w najbliższym gimnazjum, gdyby Cloud nie zdał sobie sprawy, iż jego kolega poniżej, bez nawiązania kontaktu wzrokowego z dolną połową koleżanki, którą pośladki Clouda skutecznie zasłaniały, ma identyczne objawy chorobowe co on. Wielki musiał być strach Clouda przed utratą czci, gdyż mimo nadal powstrzymującej go tajemniczej siły, wyrwał do góry, wyginając nią kilka szczebli, nawet nie zauważając, w jaki sposób wyprzedził Tifę. W związku z zanikiem bodźca stymulującego, Barretowi ustąpiły wcześniejsze anomalie w zachowaniu organizmu i po kilku chwilach, wszyscy znaleźli się przed rynną służącą do transportu buraków do pobliskiej cukrowni. Barret niemal natychmiast znalazł wspólny pierwiastek z owym urządzeniem i ruszył jako pierwszy. Gdy Cloud spojrzał na dół, do uszu Tify dotarły słowa:
-Nie, ja nie dam rady, jestem do niczego, nie jestem w stanie wam pomóc.
Tifę niemal zamurowało.
-Że jak?!
-No nie patrz tak na mnie. Nie moja wina, że mi taki dzwonek ustawili. - Powiedział Cloud odbierając komórkę, by po zakończonej rozmowie dodać. - Dzwonili ze Square, że mi się rozporek o drabinę rozpiął. - Po czym ruszył na dół za Barretem, a za nim Tifa.
Jako, że do nakręcenia tej sceny wykorzystano makietę poprzednio wysadzonego reaktora, droga wydawała znajoma, z tą różnicą, że z windy wyszli górnicy z czasów stanu wojennego i widząc naszych milusińskich w służbowych uniformach, ozdobionych krawatami w barwach państwowych, wzięli ich za prowokatorów wysłanych przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego i przyczynili się do dotkliwego uszczerbku na zdrowiu całej trójki, na okres powyżej siedmiu dni, co skutkowało nieużywaniem konsoli przez w/w czas i późniejszymi sprawami sądowymi.
Gdy w końcu dotarli do reaktora, Tifa nachyliła się dyspozycyjnie, by zainstalować ładunek wybuchowy. Widok ten przywrócił Cloudowi wspomnienia z młodości, gdzie w bliżej nieokreślonej oborze, zobaczył Tifę w identyczny sposób eksponującą swe krągłości, tyle że nad ciałem swego ojca. Po chwili chwytając za leżącą obok kosę i ze słowami „za Stalina, za rodinu” na ustach, zniknęła za drzwiami do dalszej części budynku. Powrót Tify do pozycji wyprostowanej, pozbawił Clouda stymulacji, a co za tym idzie dalszej części wspomnień.
-Coś się stało? - Zapytała Clouda widząc jego cielęce spojrzenie i głupawy uśmieszek na twarzy, którego nie powstrzymał nawet aparat korekcyjny.
-Nie, nic, ale to było takie piękne.
Dopiero w tym momencie Tifa zdała sobie sprawę, że zabrała z domu wszystkie niezbędne przedmioty z wyjątkiem barchanowej bielizny osobistej. Nieco speszona obciągnęła spódniczkę w dół i w drodze powrotnej puściła chłopaków przodem. Gdy wychodzili z windy, zdali sobie sprawę, że w związku z rozproszeniem uwagi Clouda, zapomnieli uzbroić ładunek. Już myśleli o zawróceniu, gdy do windy zaczęła się ładować ekipa Palestyńczyków, która oznajmiła, że w ramach międzynarodowej wymiany kulturowej, zamierzają zaprezentować na przykładzie reaktora, architekturę ich kraju, jak i jednego z krajów ościennych. Sądząc po pasach narzędziowych, w których zdały się dominować paczuszki z napisem C4, można było z całą pewnością stwierdzić, iż są profesjonalistami, a w związku z tym, amatorska pomoc naszych bohaterów wydawała się zupełnie zbędna. Robotnicy w ramach branżowej solidarności, złożyli naszej trójce życzenia, by Allach im pomógł przy forsowaniu najbliższych drzwi i zniknęli w kabinie windy. Barret z Tifą zrozumieli przesłanie i po odszukaniu kierunku, w który znajduje się Kaaba, zaczęli bić pokłony. Ułomność Clouda nawet w tym momencie dała znać o sobie, gdyż zaczął bić swoje pokłony w zupełnie przeciwnym kierunku. Na jego szczęście okazało się, że Allach także był zagorzałym fanem naszego bohatera, znanym w internecie pod nickiem Cloud11092001, w związku z czym zrewidował swoje poglądy co do płaskości skorupy ziemskiej, a zakładając, że ziemia jest okrągła, przyjął, iż Cloud wcale się na niego nie wypiął, a po prostu chce, by jego modlitwa jako pierwsza na świecie zdobyła obydwa bieguny. O jej przyjęciu świadczył fakt rozwarcia się drzwi wyjściowych. Przed opuszczeniem reaktora, Barret domalował prezydentowi znajdującemu się na umieszczonym po drodze plakacie, krótkie, czarne włosy przeczesane na lewo, oraz niewielki, także czarny wąsik pod nosem. Gdy już miał ruszyć dalej, przypomniał sobie jeszcze o jednym małym szczególe i po chwili na koszulce prezydenta, widniała jak żywa Hannah Montana. Po wyjściu z reaktora, zza ich pleców dobiegł głos.
-Ja przepraszam, nie wiecie może czym to można zmyć?
Gdy nieco zdumieni odwrócili się w kierunku z którego przyszli, ujrzeli Adolfa Hitlera, który sądząc po koszulce, był miłościwie im panującym prezydentem.
-Zaraz, ale jak... - Urwał Cloud.
-Miałem was tutaj zaskoczyć, więc zakamuflowałem się, udając swój plakat i wszystko byłoby dobrze, gdyby ten spaślak nie potraktował mnie sprayem. Koszulkę, to sobie zostawię, bo w sklepie stówę kosztuje, a ja przed wypłatą jestem, jeśli jednak mi nie powiecie czym usunąć resztę, to przestanę być miły.
Barret wyjął z kieszeni pumeks, którym jeszcze rano usuwał zrogowacenia pośladków i ochoczo ruszył w kierunku prezydenta. W tym momencie pojawili się ochroniarze, udaremniając ten niemal profesjonalny peeling.
-No co, ja chciałem tylko pomóc! - wykrzyczał zbulwersowany Barret.
-Dobra, to co ja miałem powiedzieć? Acha przedstawcie się, bo identyfikacja ciał przez analizę DNA jest dość kosztowna i przez to może zabraknąć pieniędzy na homary i kawior dla głodujących dzieci w Beverly Hills.-Poprosił miłym głosem prezydent.
-Barret, oborowy i inseminator, oraz szef klubu parlamentarnego Avalanche.
-Tifa, kierowniczka Państwowego Zakładu Rolnego numer siedem.
-Cloud, zaraz co to ja tam miałem powiedzieć? - W tym momencie z kieszeni drelichu wyciągnął nakaz eksmisji z zapisanym na drugiej stronie tekstem. - Aaaa, no tak... Były Soldier, swego czasu pracujący z Sephirothem. Obecnie bezrobotny, dorabiający... - Urwał zasłaniając usta. - No i zasiłek poszedł się walić – pomyślał.
-Widzę, że byłeś Soldier, bo po kompocie z maku masz dziwne oczy, ale radzę ci się przerzucić na biopaliwa, bo zdrowiej, a policja i tak ma już narkotesty, więc nie dadzą się oszukać, żeś trzeźwy. Wspomniałeś Sephirotha. Chodzi ci o tego Sephirotha, przodownika pracy, który cztery krowy na raz potrafił wydoić, a przy tym dziewkę zbrzuchacić?
-Tak ten sam.
-Skoro z nim pracowałeś, to powinienem ciebie pamiętać. - Zaczął drapać się po głowie. - Faktycznie coś sobie przypominam. Nie nadawałeś się do niczego, o czym sam wielokrotnie nam przypominałeś. Nawet po fajki nie można było ciebie wysłać, bo kobiety w kiosku oszukać nie umiałeś, że pełnoletni jesteś, więc przy okazji redukcji etatów wyleciałeś.
Cloud chciał dodać kilka faktów, a w szczególności to, że najlepiej z wszystkich Soldier schylał się po mydło, jednak prezydent nie dopuścił go do głosu.
-No dobra, my tu gadu gadu, a mam mały problem. Koledzy kupili mi w prezencie urodzinowym, nowy, wielofunkcyjny robot kuchenny, podobno szczyt techniki, którego obsługa jest dziecinnie prosta. I w tym leży problem, że kilkanaście osób, które próbowały coś przy jego pomocy przyrządzić, nie żyje, więc mam nadzieję, że i wam się ta sztuka powiedzie. - Powiedział szyderczo się przy ostatnich słowach uśmiechając, po czym dodał. - Ja muszę niestety lecieć na jakieś tam uroczystości na Wawel, choć przyznam, że wolałbym pograć w golfa.
Następnie oddalił się z nieocenioną pomocą śmigłowca, który jak wszyscy wiedzą, na pył wulkaniczny jest odporny..
-Barret, choć to zupełnie nieważne, to chciałbym się zapytać, czemu mu nie wpakowałeś od razu kulki w głowę? - Zapytał Cloud.
Barret nieśmiało wyciągnął ukrywaną dotąd za plecami, lewą rękę, w której tkwiła zainstalowana szczotka do czyszczenia toalety.
-Eeeee, Barret, a tobie przypadkiem nie brakowało prawej ręki?
-Ojej, faktycznie, przepraszam was bardzo. – Odpowiedział, wyciągnąć po chwili zza pleców właściwą rękę uzbrojoną w w/w szczotkę. - Tak się rano śpieszyłem, że nie zdążyłem zmienić protezy, że o pomyleniu rąk nie wspomnę.
-Oj wy partyzanci z wyciętego lasu. - Skwitowała z litością w głosie, Tifa.
W tym czasie robot, po wysłuchaniu wbudowanej w niego nawigacji satelitarnej, która głosem Krystyny Czubówny, nakazała mu jechać prosto sto metrów, ruszył zgodnie ze wskazaniem, mającym najprawdopodobniej na celu, zajście naszych pupili od tyłu. Cloud jako pierwszy stanął na jego drodze i dzierżąc w jednej ręce widły, a w drugiej mie...
-Osz by tego Tidusa szlag trafił. Przecież nie mam miecza. - Dopowiedział Cloud, przechodząc płynnie do dalszej części tekstu. - Stój robocie z Media Marktu, dalej nie przejdziesz.
Powiedział to na tyle sugestywnie, że Tifie zaczęło się wydawać, iż postarzał się nieco i wyrosły mu długie siwe włosy, oraz broda, co niemal zupełnie upodobniło go do... Po chwili zastanowienia można śmiało powiedzieć, że do Karola Marksa.
Niestety robot niespecjalnie zareagował na słowa Clouda, uparcie trzymając się wskazówek nawigacji. Na jego nieszczęście, ministerstwo infrastruktury, chcąc zakamuflować pewne braki w sieci drogowej, przygotowywanej na „EURO 2012”, naniosła w systemie pomost, na którym się znajdowali, jako w pełni zdatny do użytku, mimo wyraźnego ubytku kilkuset metrów konstrukcji. Ten fakt stał się zgubny dla robota i już po chwili znikał w czeluściach pod pomostem, a z oddali dało się słyszeć głos Krystyny informujący o tym, że pomylił drogę i najbliższym skrzyżowaniu ma zawrócić. Niestety Cloud nie przewidział, że kabel zasilający urządzenie, kiedyś się skończy i wykonując efektownego zawijasa, chwyci go za nogę, ściągając z pomostu. Cloud zdążył jeszcze wisząc krawędzi przepaści, wykrzesać z siebie resztkami sił:
-Uciekajcie głupcy. - Po czym zniknął w gęstej, siarkowodorowej mgle pod miastem.
W tym momencie ekran telewizora zrobił się czarny, ujawniając kolekcję odcisków palców z ostatnich kilku tygodni i odzwierciedlając w ten sposób stan braku przytomności naszego bohatera.
Próba otwarcia oczu przez Clouda, zakończyła się niepowodzeniem, o czym poinformowała go wyświetlona ramka ze stosownym komunikatem, oraz brak odpowiedzi przy ponownych próbach uruchomienia mechanizmu za tę czynność odpowiedzialnego. Ze świata zewnętrznego dobiegały jednak do niego różne odgłosy, w tym żeński głos.
-Kuźwa, czy ja zawsze muszę trafić na golca. - Powiedziała Aeris przeszukując kieszenie Clouda. - Mam nadzieję, że chociaż to co dostanę z firmy pogrzebowej za cynk o zwłokach, pokryje straty w uprawach. Cloudowi na słuch o zakładzie pogrzebowym, aż odwiesiło się oprogramowanie.
-Ja żyję! – wykrzyczał.
-To nie może być prawda. - Powiedziała Aeris, próbując wymacać narzędzie do dopełnienia nieudanego, boskiego planu.
Niestety owa próba zakończyła się także fiaskiem, gdyż jej laska, znalazła się w wyniku upadku, pomiędzy nogami Cloda, boleśnie doświadczając jego męskość.
-To przez ciebie musiałem uciekać z galerii. - Powiedział nieco jeszcze skołowany Cloud.
-Trzeba było kupić telefon biednej kwiaciarce. – Powiedziała Aeris, nieśmiało wyciągając zza pazuchy, telefon pamiętający czasy Centertela. - Że też o tym przed chwilą nie pomyślałam. – Wymamrotała pod nosem, dokonując sugestywnym gestem ręki, pomiaru wagi owego aparatu, który śmiało można by porównać do masy kilkudniowego niemowlęcia.
-Żebym wiedział, że musisz dźwigać takie brzemię, to bym ci pomógł, ale teraz jedyne co mogę ci dać, to zegarek. - Powiedział przeszukując rozpaczliwymi ruchami palców miejsca, gdzie ów przedmiot powinien się znajdować.
Aeris w tym czasie zaczęła rozglądać wokoło pogwizdując i udając jakby niczego nie słyszała.
-Kurza twarz, musiał mi się odpiąć jak spadałem.
-Na pewno ci się odpiął! – Wykrzyczała Aeris z wielkim przekonaniem w głosie. - wszystkim, którzy tu spadają giną zegarki.
-A tak w ogóle, to kto wymyślił ogródek działkowy w kościele? - Zapytał wyraźnie zdumiony Cloud, po przeanalizowaniu danych, odnośnie miejsca swojego obecnego pobytu.
-Na zwłokach mnichów rośliny rosną najlepiej.
-A skąd ty to wiesz?
-To u nas rodzinne. Pradziadek pochodził z Chin i nauczył nas metod uprawy kapusty pekińskiej. Babcia pochodziła z Włoch i nauczyła naszą rodzinę uprawy kopru włoskiego, zaś obecny konkubent mojej macochy pochodzi z Kolumbii i przywiózł ze sobą metody uprawy...
-Niech zgadnę, ziemniaka kolumbijskiego?
-Konopi indyjskich baranie.
-Zaraz, Kolumbia i konopie indyjskie? Coś tu nie gra.
-Jak ci nie gra, to napisz do Kolumba. Wiedziałam, że ty głupi jesteś, ale to, że z tak małym rozumkiem dożyłeś tak sędziwego wieku, zakrawa na cud.
-A mszy tu już nikt nie odprawia?
-Wiesz, to są slamsy, jak księdzu zaczęły w czasie podawania komunii, ginąć opłatki, a w trakcie odprawiania ostatniego nabożeństwa ukradli mu nowiutki stanik, to facet jak stał, tak wyszedł i słuch po nim zaginął, choć jego złote zęby można było jeszcze przez jakiś czas kupić na bazarze. Wielką tajemnicą jest to, co się stało z jego winem mszalnym, ale tego chyba nigdy już nie wyjaśnimy.
W tym momencie do kościoła wszedł Reno wraz z pomocnikami.
-Ja z zakładu pogrzebowego, to gdzie te zwłoki?
-To znaczy, jest pewien problem, a mianowicie odżyły. - Odpowiedziała zmieszana Aeris.
-No to trzeba będzie obciążyć kogoś kosztami dojazdu.
-To nie moja wina, to on odżył.
-E, ty Łazarz dwie stówy się należy.
-Ale ja nie mam.
-No to bierzemy pannę.
-Ty jak ci tam? - Zapytała spanikowana Aeris.
-Cloud.
-Kto ci dał takie głupie imię? No ale nieważne. Naraziłeś mnie na straty, to odrób to jako mój ochroniarz. - Powiedziała Aeris, znikając na zakrystii.
-Mam małe pytanko. Od kiedy Turks zajmują się zbieraniem zwłok? - Zapytał Cloud dla odwrócenia uwagi.
-Tylko wywiad Afgański jest gorzej od nas opłacany, więc trzeba dorabiać. - Gdy Reno kończył te słowa zauważył, że Cloud już dawno zniknął za drzwiami, więc rozkazał grabarzom, by ci ich schwytali. W tym czasie dwójka uciekinierów wspinała się po schodach na górę. Dopiero wtedy Cloud zdał sobie sprawę, iż Aeris swoją białą laską namierza kolejne stopnie.
-No nie, ty niewidoma jesteś?
-Tak, ale radzę sobie lepiej niż ci co widzą. - Odpowiedziała, wyłamując w tym czasie barierkę i lądując piętro niżej.
-Poczekaj tam gdzie leżysz, a ja w tym czasie coś wymyślę. - Powiedział Cloud kierując się ku stropowi.
Gdy dotarł na samą górę, okazało się, iż sprawa zaginionych beczek wina mszalnego uległa wyjaśnieniu. Po zdegustowaniu kilku litrów trunku, usłyszał dobiegające z dołu wołanie o ratunek. Już miał wykorzystując jedną z beczek, by obezwładnić jednego z napastników, gdy wewnętrzny głos powiedział mu, „nie rób tego, bo nie wiesz co czynisz”. Po głębokim przemyśleniu postanowił oszczędzić boski dar.
-Musssissz walszyś, bo jesszsze nie sssnalasłem sposobuuu na posbysie sie tych grabasszy!
Aeris nie pozostało nic innego, niż posłuchać rady Clouda i po wymacaniu twarzy napastnika, wymierzyła na tyle silny cios laską, że mu się kredki z tornistra wysypały, po czym zaczęła uciekać na górę. W tym czasie z powodu poważnego przedawkowania wina mszalnego, Cloudowi przypomniały się posiłki spożyte w ciągu kilku ostatnich dni, a sądząc z mąk jakie przeżywał, można by powiedzieć, że nawet i miesięcy. Z tego też powodu, schody znajdujące się poniżej, uległy awarii, o czym najdobitniej przekonali się ścigający Aeris grabarze, tracący w tym miejscu resztki zębów wypełniających to, co dość umownie można było nazwać jamą ustną. Gdy wreszcie Aeris dotarła na górę, nie zauważyła, że Cloud właśnie wypróbowywał kolejną metodę wędrówki po belce.
-Dzięki ci za pomoc na schodach, ale wędrówka tutaj w tym stanie nie wydaje się zbyt rozsądna. - Powiedziała Aeris wyczuwając w powietrzu wyraźną woń alkoholu, którą dzięki wyostrzonym zmysłom, określiła na jakieś trzy promile.
-Odesfała ssię ta, ssso jej sstan possfala na ssfobodne dosstszeszenie belki. Niech si bęssie, ty bęssiesz moimi nogami, a ja będę tfoimi oszami.
Dzięki zaproponowanej przez Clouda współpracy, już po upływie kilku, no może kilkunastu... No dobra, kilkuset minut, wyszli na dach.
-Oj chyba przeholowałem z piciem, bo coś mi się wydaje, że ten kościół się skurczył. Jak ja do środka wpadłem, przecież w pasie mam więcej niż ten otwór?
-To pewnie nie wino. Po prostu księdzu pieniędzy starczyło tylko na remont wnętrza i olał elewację, stąd z zewnątrz budynek może wydawać się nieco skromniejszy niż w środku.
Cloud spojrzał na Aeris z niedowierzaniem, ale nie miał siły z nią polemizować.
-No dobra, muszę iść poszukać jakiegoś klienta, bo mi matka nie pozwoli garnków po obiedzie wylizać. Mam nadzieję, że już mi więcej głowy zawracać nie będziesz. To żegnam.
Cloud ruszył jednak za nią, licząc, że niezauważenie załapie się na tani nocleg.
Brakujące ogniwo pomiędzy zwierzętami, a ludźmi, to właśnie my.
Awatar użytkownika
Markfrompoland
Cactuar
Cactuar
Posty: 350
Rejestracja: śr 10 sie, 2005 17:56
Lokalizacja: Watokice

Post autor: Markfrompoland »

AUDION pisze:-A, bo dopiero zauważyłem, że moją wkładkę modelującą wyraz twarzy, włożyłem wczoraj odwrotnie.
No to już wiemy. ;3
AUDION pisze:-Ja nie idę dalej.
-Że co?! - zapytała Tifa.
-Tam jest pająk!
Odcinek się rozkręcał, nie powiem, ale gdy nabrał pędu nie mogłem się nacieszyć nieoczekiwanymi zwrotami akcji.
AUDION pisze:Niestety, nawet intensywne próby pozbycia się nadmiaru płynów z jamy ustnej spełzły na niczym i te zaczęły spływać po jego plecach, prosto na wspinającego się za nim Barreta.
Mój tekst epizodu _^_:
AUDION pisze:I pewnie pozostali by tam do czasu, aż ich bielejące kości trafiłyby do gabinetu biologicznego w najbliższym gimnazjum, gdyby Cloud nie zdał sobie sprawy, iż jego kolega poniżej, bez nawiązania kontaktu wzrokowego z dolną połową koleżanki, którą pośladki Clouda skutecznie zasłaniały, ma identyczne objawy chorobowe co on.
AUDION pisze:Na jego szczęście okazało się, że Allach także był zagorzałym fanem naszego bohatera, znanym w internecie pod nickiem Cloud11092001, w związku z czym zrewidował swoje poglądy co do płaskości skorupy ziemskiej, a zakładając, że ziemia jest okrągła, przyjął, iż Cloud wcale się na niego nie wypiął, a po prostu chce, by jego modlitwa jako pierwsza na świecie zdobyła obydwa bieguny.
Widać, że solder
AUDION pisze:bo po kompocie z maku masz dziwne oczy
Ain't no sunshine when I'm gone.
Awatar użytkownika
qfas
Cactuar
Cactuar
Posty: 212
Rejestracja: czw 07 maja, 2009 08:15

Post autor: qfas »

Zarządził tekst o Sephiroth'cie - że potrafił "naraz cztery krowy zdoić i dziewkę zbrzuchacić":). Leżę, kwiczę, proszę o jeszcze (grzecznie czekam na kolejny odcinek).
Teksty w podpisach zazwyczaj trącą sztampą.
Awatar użytkownika
AUDION
Cactuar
Cactuar
Posty: 324
Rejestracja: czw 20 wrz, 2007 14:14
Lokalizacja: MALBORK

Post autor: AUDION »

Już niemal zapomniałem, że zacząłem coś takiego pisać i jeszcze nie skończyłem. Czas więc nadrobić, choć czasu ostatnio niewiele. Pewnie i tak nikt tego nie przeczyta, ale za to ile miejsca na serwerze będzie zajęte :) .

Śledzenie Aeris szło Cloudowi nieźle do momentu, w którym nie zmienił się kierunek wiatru. Dotychczasowy aromat slumsów towarzyszący dziewczynie, został brutalnie przerwany feromonami Clouda, które doprowadzały do ekstazy towarzyszące mu okoliczne muchy.
-E ty ninja, zmień perfumy, bo te cię demaskują. Ty masz w ogóle jakąś dziewuchę?
-Podobno mam i zwie się Tifa, ale po tym jak przez ciebie nie wypalił numer z kwiatkiem, to może być już nieaktualne.
-No to zaproś ją na kolację przy świecach w romantycznej...-w tym momencie pociągnęła nosem i z ironią w głosie dokończyła przerwane zdanie – atmosferze.
-Może i bym zaprosił, ale ostatni raz widziałem ją, jak poprawiała makijaż, podczas gdy ja leciałem na spotkanie z reprezentantem zabudowy gotyckiej.
-Rozumiem, że jak nie pomogę ci jej znaleźć, to zapach obornika nie opuści mnie do końca dni moich.- Powiedziała sugerując kierunek dalszej wędrówki, wskazaniem lewej reki, gdyż prawa zajęta była zaczopowywaniem otworów nosowych.
Po drodze Aeris przypomniała sobie o facecie, który jest jej winny pieniądze za słomę z maku, a który umościł sobie leże w wylocie rurociągu przyjaźni Polsko-Radzieckiej, doprowadzając tym samym do wzrostu ciśnienia w skorupie ziemskiej, a co za tym idzie, katastrofy ekologicznej w zatoce meksykańskiej. Niestety Aeris nie przewidziała, że zapach Clouda w tak małej przestrzeni będzie miał zgubny wpływ na dłużnika, gdyż niemal natychmiast ustały jego podstawowe funkcje życiowe.
-Cloud rusz się, trzeba mu zrobić zastrzyk z adrenaliny w serce. - powiedziała wyraźnie zdenerwowana Aeris.
-Coś ci się chyba powaliło. Czy ja ci Travoltę wyglądam? A z niego Uma Thurman, jak z Madonny dziewica? Gdyby chociaż ktoś z mojej rodziny zegarek nosił, niekoniecznie na ręku, to rozumiem...
Gdy Aeris usłyszała odgłos towarzyszący spływającym ze skóry dłużnika tatuażom, do czego przyczyniła się niewątpliwie atmosfera towarzysząca jej nowo poznanemu koledze, postanowiła się jak najszybciej ewakuować, by przypadkiem nie być posądzona o ataki na biura poselskie .
Gdy wyszli Aeris zagadała jeszcze do Clouda.
-Ty widziałeś jego tatuaż?
-Chodzi ci o ten w którym Sephiroth obejmujący Seymoura, ogląda katastrofę tupolewa z Zornem na pokładzie?
-Nie, nie ten.
-Oj zawsze mi się mylą. Oczywiście z Thornem na pokładzie.
-Nie.
-A to nie widziałem. Ale zaraz,skąd wiesz, że on miał tatuaż?
-Że co? Przecież ja nic nie mówiłam. - Odpowiedziała Aeris, udając, że się rozgląda, co jak przystało na osobę niewidzącą, wychodziło jej nad wyraz przekonująco.
Po dotarciu pod dom Aeris, Cloud struchlał, bojąc się zapytać, z jakiej działalności przestępczej utrzymują się jej opiekunowie? Faktycznie jak na biedną rodzinę, w której córka musi dorabiać w galeriach handlowych, by dostać coś do jedzenia, dom wyglądał nadzwyczaj okazale. Jego zdziwienie nie trwało to jednak długo, gdyż w pobliskim ogródku ujrzał ponadprzeciętnej urody, pobłyskującą w zachodzącym słońcu, przywodzącą mu na myśl lata najwcześniejszej młodości, stertę obornika, którą z wielkim zapałem i niesamowitą szybkością rozplantował, używając w tym celu, nieznanego jeszcze na tym etapie omnislasha. W trakcie gdy kończył pracę przy ostatniej grządce, ujrzał wśród uroczych skib skopanej ziemi coś, co zakłócało harmonijną strukturę gleby, a mianowicie połyskującą różowym kolorem materię „cover”. Jako, że nasz bohater miał uczulenie na biżuterię koloru różowego, oraz bardzo niski próg odporności na ból, niemal natychmiast podarował błyskotkę niedawno poznanej koleżance, która traktując to niemal jak pierścionek zaręczynowy, zaprosiła go do domu. Już od progu przywitała ich Elmyra, która widząc zapał Clouda, zaoferowała mu, by po krótkiej drzemce, pozmywał naczynia i posprzątał w domu, jednak na wstępie poprosiła go by się wykąpał, gdyż krowy wiedzione swojskim zapachem, zaczęły im się dobijać do domu wszystkimi możliwymi otworami, włącznie z odpływem zlewu. Po wnikliwym przestudiowaniu architektury domu, Cloud zszedł na dół i zadał jedno z najbardziej fundamentalnych pytań, które to miało niebagatelny wpływ na jego dalsze życie.
-Przepraszam, ale gdzie jest łazienka, bo znaleźć nie mogę?
-Wiedziałam, wiedziałam, że czegoś w tej chałupie brakuje, ale tak to jest, jak robotnicy z tej, no, jak jej tam... – W tym momencie dało się wyczuć niepokojąca zadumę, w której myśl Elmyry wertowała topografię bieguna południowego – Właśnie sobie przypomniałam, to Polska. Zatem tak to jest, jak się robotnicy z tego kraju, wezmą się do remontu na trzeźwo. A tak zapewniali, że zrobią wszystko żebym zaoszczędziła na rachunkach. - powiedziała Elmyra.
Cloud zauważył nawet, że owi budowlańcy zrobili przymiarkę do obniżenia rachunków, w postaci rozgałęźnika w głównym wodociągu prowadzącym do budynku Shinry, które to rozgałęzienie stanowiło obecnie lokalną atrakcję turystyczną w postaci wodospadu za domem Aeris i było powodem problemów z jacuzzi posła Wassermanna, u którego spadek ciśnienia w rurach spowodował kilkukrotną absencję w obradach sejmu, uniemożliwiając oderwanie pośladków od dysz wylotowych, co w rezultacie zakończyło się nie mniej znaną niż seria Final Fantasy, sprawą sądową. Nasz bohater oczywiście nie omieszkał skorzystać z owego cieku wodnego i już po chwili, ku jego radości, a trwodze wszelakiej fauny wodnej zamieszkujące ów akwen, pluskał się wraz ze swoją gumową kaczuszką, którą zalotnie nazywał Jarunciem. Dobrze schłodzony Lech przyniesiony przez Aeris, dopełnił tych rozkosznych chwil, pierwszego od dwóch lat kontaktu z wodą.
Nic nie trwa jednak wiecznie i zapadający zmrok, oraz wizyta funkcjonariuszy straży miejskiej, zaalarmowanych przez pobliską ludność, o katastrofie ekologicznej w ich rodzimym cieku wodnym, przerwało sielankę i Cloud został zmuszony do rozlokowania się w swoim pokoju na piętrze. Gdy przysnął na chwilę, przyśnił mu się dom rodzinny.
-Chłopie, ale żeś wyrósł, pewnie przed babami się opędzić nie możesz. - powiedziała matka Clouda.
-Jakoś niespecjalnie do mnie ciągną – skłamał Cloud spoglądając na wlepione we framugi okien, śliniące się na jego widok, powodujące parowanie szyb, oraz niedobór światła w pokoju, osobniki płci przeciwnej.
-Czas pomyśleć o żeniaczce, co by ci na starość w głowie się nie poprzestawiało, choć jak widzę to może już być za późno, bo kto widział w brudnych od gnoju gumofilcach do wyra włazić. Jest nawet zainteresowana jedna miła i dojrzała pani, ale chwilowo wybyła się bronić krzyża pod budynkiem Shinry.
Widząc jednak, że rozmowa wyraźnie się nie klei, przeszła do zmywania po obiedzie.
Ta ostatnia czynność wyrwała naszego pupila z objęć morfeusza, gdyż męski hormon, odpowiedzialny za moszczenie sobie gniazda ze wszystkiego, co nie chce się zmieścić w koszu, bądź siłami natury osiadło na podłożu, nie pozwalał naszemu dumnie zwanemu bohaterem Cloudowi, spokojnie śnić dalej. Gdyby to chodziło chociaż o opróżnienie basenu spod Jenowy, albo podtarcie Emerald Weaponowi, ale wymycie talerza, na którym można znaleźć całkiem przydatne pozostałości z posiłku sprzed trzech dni, przerastało jego obecny poziom doświadczenia, a nijak nie mógł sobie wyobrazić nadrobienia niedoborów tego ostatniego w sypialni. O tym jak bardzo się mylił, przekonał się dopiero wtedy, gdy podjął próby jej opuszczenia. Wyostrzone zmysły Aeris wyłapały jego nieudolną próbę oddalenia się z pokoju.
-Ach Cloud, wiedziałam, że zechcesz zawitać do mojego pokoju i nie wiem dlaczego z tym tak długo zwlekałeś.
Piętnaście minut później, po zdobyciu kilkuset punktów doświadczenia, wrócił do pokoju, by po chwili przerwy ponowić próbę ucieczki. Niestety i tym razem próba się nie powidła.
-Oj ty nienasycony, no choć do mamusi – powiedziała Aeris.
Pół godziny później, po zdobyciu kilku tysięcy punktów doświadczenia, powrócił do pokoju, by po chwili ponownie bezskutecznie podjąć próbę wyemigrowania ze swojego pokoju.
-Oj ty mój potworze, każdy inny na twoim miejscu miałby dosyć, a ty znowu przychodzisz do swojej żabci. - powiedziała Aeris, nie mogąc przy tym dostrzec przerażenia na twarzy kolegi.
Po dwóch godzinach i zdobyciu kilkuset tysięcy punktów doświadczania, Cloud niemal na skraju wyczerpania, ale jednak prowadzony męskim instynktem, ponowił próbę ucieczki.
-Cloud, gdzie byłeś przez całe moje życie?
-Na drugiej płycie.- odpowiedział bezgłosem gdyż struny głosowe odmówiły posłuszeństwa z powodu wycieńczenia organizmu.
Dziewięć miesięcy później...
Ups, przepraszam, za powyższy, niezamierzony błąd w oprogramowaniu, a jest on sponsorowany przez ZUS i US, w ramach programu „szukamy głupich do płacenia podatków, oraz składek i ty możesz nam w tym pomóc”.
Pomiędzy „po dwóch godzinach”, a „dziewięć miesięcy później”, po osiągnięciu 99 poziomu, Cloud czołgając się, ponownie spróbował swoich sił w ucieczce, która tym razem, ku jego zdumieniu, powiodła się. Dopiero wtedy zrozumiał, że przyczyną dotychczasowych niepowodzeń, były najprawdopodobniej, jego bardzo modne w tym sezonie, gumofilce na wysokim obcasie.
Na całe szczęście Elmyra jak co noc, zajmowała się dorabianiem do domowego budżetu, polegającym na poprawie sytuacji rynkowej w dziedzinie obrotu pojazdami silnikowymi, ze szczególnym uwzględnieniem pojazdów używanych. Dzięki temu opuszczenie domu przez Clouda, nie stanowiło problemu, nie licząc tej niewielkiej szybki, która wyleciała w wyniku panującego w mieszkaniu przeciągu. Nasz bohater nawet nie zdał sobie sprawy z faktu, iż jego podświadomość, przerażona myślą ponownego spotkania z Aeris, mimo potwornego wycieńczenia ogólnoustrojowego, zmusi jego organizm, do oddalenia się z miejsca zdarzenia z szybkością polującego jaguara, na bezpieczną wydawało by się, odległość. Niestety, zjednoczenie podświadomości z cielesnością Clouda, było nadzwyczaj bolesne, gdyż ta pierwsza, obserwując tyły, nie zauważyła, że reszta naszego pupila, wykonując karkołomny unik, zaryła się podłożu wszystkimi możliwymi kończynami, na widok ich nemezis na drodze ucieczki. Grymas bólu spowodowany uderzeniem świadomości w potylicę, wymieszany z ponadludzkim zdziwieniem, wyprodukowały na jego twarzy mimikę, która po przeniesieniu na twarze dziewczynek z japońskich horrorów, zmusiła ich twórców, do zasłonięcia tej osobliwości włosami.
-A pan to gdzieś się wybiera? - zapytała Aeris, której zmysły przytępione niedawnymi wyczynami Clouda, skierowały jej niepełnowartościowy wzrok, w kierunku zagrody z dorodnymi wieprzami, co dało się dodatkowo usprawiedliwić, jaszcze nie tak odległym czasowo, kamuflażem zapachowym naszego bohatera.
Chwilowa radość Clouda związana z niedyspozycją jego znajomej, nie mogła jednak trwać wiecznie i nawet nie zorientował się, kiedy jej laska wylądowała na jego podbródku, unosząc go tak wysoko, iż Cloud zdążył ujrzeć oddalającego za jego plecami dzieciaka, któremu jeszcze niedawno podprowadził z szafki pięć gil, a który to odebrał je wraz z procentami w postaci niedawno wypranych jeansów. W obecnej sytuacji pogoń za młodzieńcem nie wydawała się być jednak sprawą priorytetową.
-Ja tylko po zakupy na śniadanie się wybrałem, ot jakieś mleczko, chlebek, masełko, dżemik, butelkę octu... - i wymieniał by tak jeszcze długo, a Aeris byłaby mu skłonna uwierzyć, gdyż w/w nie znajdowały się na liście towarów reglamentowanych, jednak zdolność starożytnych do wyczuwania obecności gotówki, spowodowała, że przebiegły zdawałoby się plan Clouda, spalił na panewce. Widząc, że twarz Aeris, o ironio, robi się coraz bardziej chmurna, a laska ześliznęła się właśnie z podbródka, penetrując obecnie jego nozdrze, wydusił z siebie:
-Ja chciałem kolegę z wojska odwiedzić.
Ta wymówka, pamiętająca jeszcze czasy pierwszych stąpających po ziemi hominidów, ku zdumieniu Clouda, jak i samej Aeris, zadziałała. Ta jednak nie mogła sobie pozwolić na to, by ktoś o takim talencie w dziedzinie przedłużania gatunku, oddalił się, bezpowrotnie, ginąc w czeluściach slumsów Midgar i od tej pory, ku nieszczęściu naszego bohatera, podążali razem.
Gdy pokonywali tor przeszkód, jaki na drodze przechodniów, postawiła ekipa zajmująca się budową obwodnicy Midgar, a która to obwodnica dziwnym trafem trafiła na centrum miasta, zaatakował ich dom, który postanowił się zemścić na naszym pupilu, za niespłacany kredyt mieszkaniowy, który zaciągnął wraz z Tifą, w ramach programu „rodzina na swoim”. Na szczęście materia, którą podarował Aeris, dała znać o sobie i ta miotana po podłożu, niczym stary mop przez zawodową sprzątaczkę, przyjmowała cięgi tak, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, czyli na gołą klatę. Gdy już uporali się z obniżeniem wartości hipotecznej lokalu, Cloud, jak przystało na dżentelmena, z kamienną twarzą podziękował za bohaterską postawę zszokowanej swoją bezwolnością koleżance. Ta, jak przystało na osobę, która niedawno podpisała umowę z NFZ, na wykonywanie zabiegów chirurgicznych, za pomocą sznurowadeł i spinki do włosów, zakamuflowała z ich pomocą powstałe przed chwilą rany i ruszyła za Cloudem. Już po chwili znaleźli się na miejscu, które zgodnie ze swoją nazwą, brzmiącą „plac zabaw dla dzieci”, zamieszkiwali osobnicy, zaprzeczający powiedzeniu, iż „z pustego to i Salomon nie naleje”, a który to ze względu na protesty emerytów, od lat był nieczynny. Aeris z nostalgiczną miną stanęła przy ślizgawce, a zapach uryny, przywiódł jej wspomnienia z dzieciństwa.
-Nie wiedziałam, że to jeszcze stoi – powiedziała trzepocząc zalotnie rzęsami
Cloud został nieco zaskoczony owym stwierdzeniem, gdyż ów plac znajdował się dokładnie za oknem jej domu. Po chwili jednak zrozumiał, widząc, jak laska Aeris wskazuje jego nabrzmiałe bokserki.
-A nie, to okład z łopianu jaki sobie zrobiłem, gdy ty walczyłaś ze swoimi ranami.
-Powiedz Cloud, jak daleko zaszedłeś w Soldier?
-Nie, no w sumie to niedaleko, bo przez dziesięć lat garowałem w pierwszej klasie, czyli śmiało mogę powiedzieć, że ze mnie żołnierz pierwsza klasa, chociaż zdobyłem swoje pierwsze siedem poziomów, zaliczając skok przez skrzynię, przewrót w przód i odbijanie piłki głową, choć z tego ostatniego, to niewiele pamiętam, bo piłka była lekarska, która wbrew swojej nazwie, jak widać nie leczy.
Już nasz bohater chciał się rozwinąć i zacząć jak każdemu napotkanemu przybłędzie, wciskać historię swojego życia, gdy nagle otworzyła się brama, z której wyjechał PRL oldsmobile 101, którego nazwa wiązała się bezpośrednio z kobietą, mającą wyraźne braki w zakresie higieny osobistej, skąd brały się legendy o tym, jakoby Unia Europejska w średniowieczu ograniczyła nam o połowę limity połowowe, ze szczególnym uwzględnieniem połowy ogonowej. Pojazd był w bardzo pożądanym przez społeczeństwo kolorze yellow bahama i wyposażony w klimatyzację typu „open the doors”, która z powodu obsady wnętrza, składającej się czterech średnio odświeżonych i przytomnych działaczy koła gospodyń wiejskich, oraz Tify, była tego dnia bardzo przydatna. Przy manewrze wyjazdu z bramy, który kierowca zupełnie przypadkowo wykonał na hamulcu ręcznym, szukając pod nim napoczętej butelki Żytniej Mazowieckiej z grudnia 1981 roku, z dachu wehikułu, stoczyły się wprost pod maskę klatki z kurczakami, z których jedyny żywy zaczepił się o przedni zderzak, dając tym samym wrażenie, jakoby pojazd spełniał najostrzejsze normy w zakresie ochrony środowiska. Cloud widząc falujące w rytm ubytków w nawierzchni drogi, piersi Tify, spojrzał najpierw na upośledzone pod tym względem dwa piegi siedzącej obok niego, niedawno poznanej koleżanki, a następnie rzucił się w pościg za coraz odleglejszym zarysem powabnej sylwetki, wyżej wspomnianego cudu motoryzacji. Niestety Aeris nie odpuszczała i trzymając się gumki jego bokserek, podążyła ślizgiem za nim.
Gdy dotarł na miejsce, odczekał chwilę, aż jego porośnięte bujną czupryną pośladki, ponownie zostaną ukryte w czeluściach bielizny, a następnie ruszyli w stronę pobliskiej agencji towarzyskiej, gdzie spodziewali się spotkać koleżankę. Dowiedzieli się jednak, że wstępną rekrutację do pracy w zawodzie, przeprowadza niejaki Don Corneo. Nie pozostało im zatem nic innego, jak się tam udać. Niestety na miejscu otrzymali informację, iż do środka mogą się dostać tylko kobiety, a niestety zarówno Cloud, jak i jego koleżanka, której z powodu licznych przejść, puściło nawet oczko w jeansach, nie do końca zdawali się spełniać ten warunek. Na całe szczęście po drodze spotkali, pędzącego na plan filmu „Tootsie”, Dustina Hoffmana, którego charakteryzacja zdała się być nadzwyczaj inspirująca. Ruszyli zatem do lokalnego marketu „Kupciuszek”, prowadzącego sprzedaż ekskluzywnej odzieży zachodniej z recyklingu. Niestety, jak zwykle po sobotniej wyprzedaży pozostały ubrania w rozmiarach, które śmiało mogły by wystarczyć na pokrycie średniej wielkości namiotu cyrkowego. Na domiar złego krawiec, którym okazał się były murarz, przekwalifikowany w ramach dotacji z urzędu pracy, był dotknięty chorobą zawodową budowlańców, która objawia się niemożliwością utrzymania narzędzia w ręku przy zbyt niskim poziomie alkoholu etylowego w organizmie. W związku z powyższym, był zmuszony do utrzymywania stanu ciągłej gotowości do pracy, co możliwym było tylko w pobliskim lokalu gastronomicznym kategorii... No i tu nomenklatura gastronomiczno-hotelowa nie była w stanie wypracować w swojej dokumentacji norm, które sklasyfikowały by to, co objawiło się oczom naszych pupili, poszukujących rzeczonego krawca, a czytający ten tekst oszczędzę szczegółów, jako, że mogli by nieopacznie w tym momencie spożywać posiłek.
Szczęściem w nieszczęściu poszukiwanym okazał się jedyny klient, nie znajdujący się w tym czasie w pozycji horyzontalnej. Na początek padła standardowa ścieżka audio towarzysząca osobnikom, których śmiało można by określić, jako standardowe wyposażenie osiedlowych sklepów z tanim winem.
-Szefunciu – tu zbystrzył, iż stoi przed nim Aeris - o pardon, królowo, nie moższesz mi pszypatkiem poszyczyć twóch gil? - Po czym padł z ust Aeris standardowy odzew.
-Życzę ci dwóch gil.- I po chwilowej pauzie dodała - Możesz co prawda zarobić, ale musisz skroić jakąś sukienkę dla tego biedaka obok mnie.- Tu pełniący obowiązki krawca nieco otrzeźwiał.
-To jakaś plaga? Dziewiętnasty transwestyta w tym tygodniu, który ma nadzieję zostać współmałżonkiem Corneo. Nic dziwnego, że sobie żony biedak znaleźć nie może. No, ale co mnie tam, tylko powiedz jaka ona ma być?
Tu do rozmowy wtrącił się Cloud.
-Najlepiej gdyby była taka na ramiączkach, tu miała zaszewkę i taka plisowana z takim... - w tym momencie Aeris nie wytrzymała.
-Czy ci ten kompot z maku zaszkodził, czy rodzice chcieli koniecznie mieć córeczkę.
-Nie, no staram się być wiarygodny.
-Jak chcesz być wiarygodny, to sobie cycki zafunduj, ty zboku ty. Szyj pan coś na wzór worka z otworami na głowę i ręce, przynajmniej nie będzie widać, że ma przód wypchany.
-Przepraszam, ale czy może być chociaż mini? - Zapytał Cloud będąc na pograniczu płaczu.
-Niech ci będzie.
Jako, że na sukienkę musieli trochę poczekać, a zawartość kieszeni, nie wspominając zużytych gum do żucia, był aw przybliżeniu do czterdziestu miejsc po przecinku, równa temperaturze, w której woda zmienia swój stan skupienia w stały, nie pozostało im nic innego, jak iść i podjąć jakąś pracę.
Cloudowi niemal od razu się poszczęściło, gdyż zaczepiony przechodzień, już na wstępie wziął go za miejscowego menela i będąc przekonany, że w ten sposób ratuje swoje marne życie, obdarował karnetem wstępu do agencji towarzyskiej.
Jako, że karnet był dokumentem imiennym ze zdjęciem, nikt nie reflektował na jego zakup, a że wyrzucić było żal, to Cloud postanowił go wykorzystać, licząc chociażby na darmowego drinka. Blisko pół godziny próbował wyperswadować bramkarzowi, że murzyn na zdjęciu, to nikt inny jak on w młodości. Wpuścił go dopiero, gdy przypomniał sobie, iż Stanisław Tym też w młodości był murzynem, a do tego koszykarzem.
To co działo się wewnątrz, przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Podglądnął parkę w podeszłym wieku, którzy baraszkowali specjalnie na ten cel przygotowanym moherowym pokoju. W innym pokoju okazało się, że pewna pani pod wpływem doznań natury intymnej przepowiadała przyszłość, mówiąc coś o blondasie z wielkim mieczem..., przepraszam, widłami. Tu nasz pupil musiał wtrącić swoje trzy grosze.
-A na tego Tidusa zaślij panie wszystkie plagi egipskie i tylko mnie Clouda panie nie doświadczaj, bo ja się swojego miecza trzymałem.
Gdy właścicielka lokalu zaproponowała naszemu pupilowi wynagrodzenie za kąpiel z kilkoma panami, ten natychmiast na to przystał. Niestety scena ta została brutalnie przerwana, przez bojówki młodzieży wszechpolskiej, a w wyniku działań wezwanych na miejsce funkcjonariuszy Zmotoryzowanych Oddziałów Milicji Obywatelskiej, został aresztowany niejaki Robert Biedroń, który w trakcie zamieszek, jak i aresztowania, próbował nakłaniać do nierządu nawet swoich oprawców.
Aeris poszło znacznie lepiej, gdyż w trakcie, jak jej kolega opuszczał radiowóz, ta inkasowała należność od trzech panów, za wywiązanie z zawartej uprzednio z nimi, ustnej umowy o dzieło.
Jako, że Cloud od wczoraj nic nie jadł, a jego trzewia wydawały odgłosy jakby wewnątrz swoją kolonię zakładała obca cywilizacja, Aeris zlitowała się nad biedakiem, sponsorując mu posiłek. W tym momencie jej kolega wykazał się nie lada odwagą, gdyż zamówił danie dnia, co w niedzielne popołudnie skazywało go na tak zwany przegląd tygodnia w pięć minut. Szczęściem w nieszczęściu okazała się być promocja, w ramach której otrzymał receptę do apteki na wypadek wystąpienia problemów natury gastrycznej.
Następnym punktem programu był sklep z odzieżą, gdzie właśnie czekała do odbioru nowiutka sukienka, która dziwnym trafem wykonana była z tego samego materiału, co wiszące w sklepie zasłony, będące jakoś podejrzanie krótsze niż poprzednim razem. Nie było jednak czasu na dyskusję i Cloud, ciekaw swojego nowego designu, pognał chyżo do przymierzalni. Po chwili zawołał jednak swoją koleżankę.
-Wydaje mi się, że jest nie najgorzej, choć mam wrażenie, że coś nie pasuje.
-Na moje, to masz zbyt zarośniętą dupę. - Powiedziała Aeris, podziwiająca swymi dłońmi, znikające w gąszczu bujnych kędziorów, niczym pieniądze w budżecie RP, dobrane do kompletu przez samego Clouda, czerwone stringi.
Jako, że próg bólu u naszego przyjaciela był tak niski, że nawet strzał balona gumy balonowej, powodował u niego wyraźny dyskomfort, objawiający się odgłosem paszczowym, na który większość cywilizowanych ludzi reaguje telefonem na numer ratownictwa medycznego, tradycyjna depilacja nie wchodziła w rachubę. Z pomocą przyszedł dyrektor pobliskiego ośrodka sportu i rekreacji, który z pomocą sterydów, pozbawił owłosienia wszystkich stałych klientów tejże instytucji, nie wyłączając z tego własnej żony. Tu jednak kuracja o której mowa powyżej, nie wchodziła w rachubę, gdyż naszą parę ograniczały ramy czasowe, zatem zastosował przebiegły plan. Korzystając z męskiego pędu do współzawodnictwa, zaproponował Cloudowi pojedynek na przysiady, instalując wcześniej na posadzce plastry do depilacji. Nasz owładnięty myślą o zwycięstwie bohater, nawet nie zauważył, kiedy jego tylna część ciała, wygrała plebiscyt na najgładszą powierzchnię znaną nauce. W ramach nagrody za wygraną został obdarowany piękną blond peruką, która powstała na bazie wykorzystanego do depilacji plastra.
Teraz mogli już ruszyć do przymierzalni, by ostatecznie uporać się z przemianą Clouda. W trakcie gdy ten przeodziewał się w przebieralni, z kieszeni jego drelichu wyleciał mu dowód osobisty, zaś odgłos jego upadku, przykuł uwagę bardzo czujnych zmysłów Aeris i zanim Cloud zdążył wyjść z przymierzalni, ta podrabiała jego podpis na umowie kredytowej, tyczącej się zakupu nowiutkiej kreacji za sumę, która nie mieściła się nawet w oknie dialogowym. Z tego też powodu krawiec nie śmiał inkasować pieniędzy za sukienkę Clouda, wliczając do rachunku jedynie skromne koszta pakowania, które pokrywały jedynie zakup nowej partii towaru na najbliższy miesiąc. W tym wszystkim szczęście Claudynki, że wybrała w zakładce „opcje transportu”, odbiór osobisty.
Teraz droga wydawała się już prosta i po chwili wylądowali w piwnicy don Cornea, gdyż ten przezornie, wolał z zawczasu przyuczyć jego ewentualną wybrankę do miejsca, gdzie po ślubie będzie spędzała większość czasu. Ku zaskoczeniu wszystkich, w piwnicy natknęli się na Tifę.
-Ty jesteś Tifa? - zapytała Aeris.
-Taaa, a skąd mnie znasz?
-Korzystam z Google, ono wie wszystko, a dodatkowo Cloud mi powiedział. Słyszałam, że jesteś jego dziewuchą.
-On to dupa wołowa jakich mało, ale ten jego wielki miecz z dwoma materiami... Z nim sadness ci nie groźny, a i inne złe statusy ci wyleczy.
-Wiem coś o tym. - rzuciła z rozrzewnieniem w głosie Aeris.
W tym momencie Tifa dojrzała Claudynę.
-Czy ja ciebie skądś nie znam?
Claudyna podniosła głowę, zatrzepotała rzęsami i wysokim głosem rzekła:
-To ja, twój misio.
-Cloud?! - Wykrzyczała Tifa, wykonując przy tym akrobatyczny skok radości i pozbawiając tym samym swego kolegę, za pomocą obuwia, dwóch górnych jedynek. Następnie rzuciła mu się w ramiona, a jej gorące wargi spoczęły na...
Przerywamy program, by podać najgorętszą wiadomość ze świata, a mianowicie jak podaje „pudelek” Yuna straciła dziewictwo. Koniec wiadomości.
...w tym momencie Tifa chcąc zachęcić kolegę komplementem, rzekła:
-Cloud, jaką masz gładką twarz.
Niestety Aeris musiała brutalnie przerwać tę sielankową scenę.
-Muszę cie Tifa zasmucić, to nie twarz tylko dupa. Nie martw się jednak za specjalnie, bo mi się też pomyliło, tylko że wtedy był zarośnięty. A tak w ogóle, to po co tu przylazłaś.
-Donieśli mi, że Corneo ma istotne dla mnie informacje.
-A mogę wiedzieć jakie?
-Nie możesz, bo mają klauzulę „tajne przez poufne”
Tu Aeris poprosiła ją na bok.
-Lepiej powiedz, że chcesz się hajtnąć dla kasy. - wypowiedziała szeptem.
-Tak, ale nic nie mów temu przygłupowi w wyleniałej peruce, bo lepiej mieć na wszelki wypadek kogoś na boku, wszak Corneo do najmłodszych już nie należy.
W tym momencie do piwnicy wszedł jeden z ochroniarzy, oznajmiając by podążyli za nim. Po wejściu do pokoju zobaczyli Michała Wiśniewskiego, odgrywającego rolę Don Corneo, do czego uwzględniając niski budżet produkcji, idealnie się nadawał, nie wymagając niemal w ogóle charakteryzacji.
Wybór wydawał się bardzo trudny. Aeris jako osoba niewidoma, pretendowała do miana żony idealnej, nie mogąc skrytykować męża za kretyński wygląd. Mając doświadczenie z ostatnich tygodni, odnośnie transwestytów podszywających się pod kandydatki, niemal natychmiast odrzucił Clouda, tym bardziej, że towarzyszącego mu od dzieciństwa zapachu obory, nie były w stanie stłumić nawet najdoskonalsze antyperspiranty. W rezultacie padło na Tifę, a i to z powodów ekonomicznych, gdyż ta wymagała najmniejszych inwestycji w poprawę designu, będąc w sposób samoistny, hojnie obdarzona przez naturę. Pozostała dwójka jako służba domowa, została dokwaterowana do pracowników Cornea. Cloud trafił do leża ekipy budowlanej, która w ostatnich dniach ocieplała rezydencję właściciela posesji. Mimo oferty wypicia z nimi herbaty, oraz świeżo wyrwanych z klombu za oknem kwiatów, którymi chcieli obdarować naszego pupila, ten odrzucił zaloty, objawiając swoje prawdziwe oblicze, poprzez zdjęcie swojego dotychczasowego wdzianka ruchem zawodowego striptizera, obnażając ukryty z mozołem pod kusą sukienką, świąteczny drelich. To posunięcie musiało się zakończyć konfrontacją i już po chwili Cloud musiał się zmierzyć z butelką napoju orzeźwiającego, swojsko nazywaną krową, słysząc za plecami
-So s nami się nie napijessz?
Gdy tylko jego nowi przyjaciele posnęli, ten podążył wartkim jak na jego obecne możliwości krokiem, w kierunku piwnicy. Na całe szczęście zdążył na czas, gdyż zastał tam jednego ze swoich nowo poznanych kolegów, który nie mogąc znaleźć toalety, jak zwykle z resztą w tej części gry, udał się za potrzebą do wyżej wspomnianej lokacji. Oczom Clouda ukazał się apokaliptyczny widok, w którym to jego niewidoma koleżanka, z językiem na brodzie i z szaleństwem w wydawało by się martwych oczach, podąża śladem ścieżki zapachowej, za mężczyzną, który kierowany instynktem samozachowawczym, próbował nieskutecznie trafić w przestrzeń pomiędzy poręczami, zwaną potocznie schodami. Gdy ujrzał swojego niedawno poznanego kolegę, zdążył wykrzyczeć wbiegając na trzy pierwsze stopnie:
-Cloud ratuj.
W tym momencie wyprzedziła go Aeris i pozorując sytuację odwrotną do tej zaobserwowanej przed chwilą przez Clouda, zepchnęła niewinnego robotnika, któremu z powodu doznania obrażeń w trakcie rzekomego molestowania nieletniej, nie wypłacono odszkodowania.
Cloud chciał zresztą powiedzieć, co widział, jednak propozycja odszukania Tify, zamknęła mu usta.
W tym czasie w sypialni Corneo.
-Kochanieńka chodź do tatusia – powiedział Corneo zdejmując spodnie i obnażając tym samym bokserki zdobione podobizną pluszowego misia z twarzą Kefki.
-Chłopie, twoje zaloty są równie romantyczne, jak palenie krowim łajnem w kominku.
Ten jednak był przygotowany nadzwyczaj dobrze i już po chwili na ścianie pojawił się telewizor, na którym można było zobaczyć jakże wzruszający film produkcji niemieckiej, pod tytułem „Gorące wargi w Bawarii”. Tifa ze smutkiem na twarzy opuściła głowę, mówiąc:
-To telewizor też masz mały?!
W tym momencie do pokoju wszedł Cloud wraz z Aeris. Corneo zmierzył ich swoim pełnym pogardy wzrokiem i powiedział:
-Czy wy czytać nie umiecie? Przecież jak byk napisane, że w sprawie pracy dla niepełnosprawnych przyjmuję w środy.
-Nareszcie!!! - wykrzyczała Tifa – Już z nudów zaczynałam grać sama ze sobą w „papier, kamień, nożyce”. No dobra Corneo, gadaj co tam Shinra kombinuje, a nie napiszę o tobie całej prawdy na facebooku.
-Nie rób mi tego, oni mnie z partii wyrzucą. - w tym momencie spoglądnął na niewzruszoną niczym ziemia leżąca od trzech dekad odłogiem, minę Tify – No dobra, już powiem wszystko. Shinra chce wygrać wybory, a jedyny okręg wyborczy, który może mu w tym przeszkodzić, to okręg siódmy w slumsach, gdzie w sondażach wygrywa jakiś gościu w przygłupim sweterku. Jakoś tak swojsko się nazywa, Kononowicz, czy też Barret, już nie pamiętam. Dlatego planuje on katastrofę budowlaną, która ma zlikwidować ten okręg i dać mu wygraną w pierwszej turze. No dobra, a teraz stańcie w nogach mego łóżka.
Jak prosił tak uczynili i już po chwili stracili grunt pod nogami. Zanim jednak grawitacja się o nich upomniała, Cloud ze zdziwieniem w głosie zapytał:
-Zaraz, a nie miałeś się nas o coś zapytać?
Corneo wyciągnął spod poduszki scenariusz
-O, faktycznie zapomniałem, przepraszam, zatem czy wiecie dlaczego wam to wszystko powiedziałem?
-Bo nas lubisz?
-No nie do końca.
-Bo masz dobre serce?
-No też nie do końca.
-Bo zupa była za słona?
-A właściwie, to jakie było pytanie, bo już mi z głowy wyleciało?
-Dlaczego nam to wszystko powiedziałeś?
-Tak mi w głowie namieszaliście, że zapomniałem odpowiedzi, ale czy przypadkiem nie powinniście być już na dole?
-Oooo, przepraszamy, faktycznie czas na nas – Po czym w towarzystwie przyśpieszenia ziemskiego, udali się na spotkanie Tadzia Norka.
W tym czasie, w budynku Shinry odbywała się narada.
-Dziś po południu przyjeżdża komisja z Unii Europejskiej, by zobaczyć, jak idą prace przy budowie tych obór co nam na nie dotacje dali. – powiedział Heidegger.
-No to im pokażemy. - powiedział prezydent.
-Sęk w tym, że kasa poszła na pomnik katastrofy smoleńskiej i dwie imprezy z tej okazji.
-Faktycznie jakaś bibka była, ale jedyne co pamiętam, to jak sikałem na ten monument, a potem mi się film urwał. Nie widzę jednak problemu, rozwalimy slumsy sektora siódmego i powiemy, że tam były obory, a przy okazji zrobimy porządek z opozycją.
W tym czasie na miejscu prawdopodobnego lądowania naszej drużyny, Cloud wraz z dwiema towarzyszkami swojej ekipy, dziarsko zajmował się tępieniem populacji żółwia błotnego, jakby nie do końca zdając sobie sprawę, iż panny walczą i są nieprzytomne zarazem. Gdy je w końcu ostatecznie dobudził, podeszła do nich grupka ludzi w wieku emerytalnym, wyposażona w opaski z gwiazdą Dawida, pytając się o drogę na Pragę. Cloud nie znając dokładnej topografii miasta, tylko wzruszył ramionami, po czym odezwał się do swoich koleżanek.
-No to najgorsze za nami.
Jak bardzo się mylił, nie miał nawet pojęcia, gdyż po chwili za jego plecami pojawiła się prowadząca sto trzydziestą dziewiątą edycję „Tańca z gwiazdami” Katarzyna Cichopek, której w ramach cięć budżetowych odmówiono make upu. Cloud, najwyraźniej olśnił jej widok, gdyż z entuzjazmem w głosie wykrzyknął:
-Toć to mućka Kargulowa!
-A ty może jego ogier? – dodała z zażenowaniem Tifa.
Na wstępie programu, zgodnie ze scenariuszem, prowadząca odtańczyła jezioro łabędzie, co ze względu na osiągnięcie przez nią na starość masy krytycznej, oraz ujmującą swą oryginalnością scenografię, musiało się zakończyć falą tsunami, która pochłonęła jej jakże uwielbiany przez naród, organizm. Nasi bohaterowie zaś, pogrążeni w smutku i żałobie, ruszyli w dalszą podróż, by ją skończyć w Pacanowie, a co przeszli i widzieli, czwarta część już wam opowie.
Brakujące ogniwo pomiędzy zwierzętami, a ludźmi, to właśnie my.
Awatar użytkownika
maya-the-cat
Kupo!
Kupo!
Posty: 9
Rejestracja: pt 14 sty, 2011 16:53
Lokalizacja: Narshe <3
Kontakt:

Post autor: maya-the-cat »

Wzruszyłam się. :D :D :D <łzy szczęścia> Nie wiem, czy jeszcze piszesz, ale to jest epickie i dostojne, nie powinno zaginąć w pomroce dziejów. :]
Dusza Spc
Kupo!
Kupo!
Posty: 13
Rejestracja: czw 20 sty, 2011 18:45

Post autor: Dusza Spc »

Hah myślałem że padne śmiechu jak to czytałem
Awatar użytkownika
AUDION
Cactuar
Cactuar
Posty: 324
Rejestracja: czw 20 wrz, 2007 14:14
Lokalizacja: MALBORK

Post autor: AUDION »

maya-the-cat pisze: Nie wiem, czy jeszcze piszesz, ale to jest epickie i dostojne, nie powinno zaginąć w pomroce dziejów. :]
Jeszcze piszę, ale czasu nie mam tak wiele, więc będzie wychodziło z taką częstotliwością jak teraz. Myślę, że tak jak z ósemką dobrnąłem do końca, tak i tutaj dam radę. Oczywiście opinie o żenującym poziomie mile widziane :) .

Gdy tylko ruszyli ścieżką wydeptaną przez gryzonie, Tifa dojrzała leżąca na drodze materię steal, którą natychmiast ochoczo wpięła w swoje rękawice. Gdy z klapy kanalizacyjnej na nastawni kolejowej zaczęło w popłochu wybiegać robactwo wszelakie, pewnym stało się, iż za chwilę z otworu wyłoni się blond fryzura z przyrośniętą doń resztą ciała przedstawiającą naszego pupila. Nowo nabyta przez Tifę materia, dała znać o sobie bardzo szybko, gdyż nasi bohaterowie na powierzchni pojawili się w samej bieliźnie, a biorąc pod uwagę stan tejże u Clouda, to można powiedzieć, że co niektórzy paradowali nawet w stroju Adama. Jeszcze większym zdumieniem okazał się fakt, że bez odzienia wierzchniego pojawiła się także Tifa. To, że na ich ciałach pozostały jakiekolwiek elementy tekstylne, zawdzięczali zapewne niskiemu poziomowi znaleziska. Ich nieco niekomfortowa sytuacja, była jak się okazało niczym wobec obrazu który ujrzeli, gdyż ich oczom jak i oczom koleżanek, wykluczając upośledzoną pod tym względem Aeris, ukazał się obraz cmentarzyska pociągów, do którego wykorzystano elementy regularnego krajobrazu Polskich Kolei Państwowych i to wcale nie uwzględniający wybuchu cystern pod Białymstokiem. W związku z remontem dworca centralnego, nasi podopieczni zmuszeni byli poruszać się oznakowanym przez dyrekcję szlakiem turystycznym, ze wszech stron spełniający wymogi drogi dla niepełnosprawnych, który w optymistycznej wersji miał ich doprowadzić do kasy, albo choćby na peron, zaś w rzeczywistości zakończył wędrówkę na dwóch składach kolejowych, które w ramach promocji organizowanej przez PKP, pod wszystko mówiącym tytułem &#8222;dwa razy więcej minut za te same pieniądze&#8221;, zalegały na bocznicy. Pewnie nasi pupile oczekiwali by na dworcu do momentu zakończenia dyskusji o katastrofie smoleńskiej, czyli mniej więcej do wypalenia się naszej rodzimej gwiazdy, gdyby nie rozkład jazdy przyczepiony dla większej czytelności, na spodniej powierzchni przewróconego kosza na śmieci. Wynikało z niego, że pokaz fajerwerków związany z uroczystą likwidacją sektora siódmego, ma się odbyć jeszcze przed północą, choć zapowiedź w megafonie dworcowym zdawała się temu zaprzeczać, ku zdumieniu zresztą, samej osoby obsługującej ów dworcowy system nagłośnieniowy, a mówiącej coś co nie mieściło się w ramach żadnej z wcześniej wspomnianych informacji. Niestety stojące na ich drodze lokomotywy skutecznie ograniczyły możliwości dalszej wędrówki. Oczywiście spokojnie dało się przejść pomiędzy zderzakami, którą to drogą pobliscy wieśniacy wynieśli cały węgiel służący do napędu stojącego przed nimi taboru, ale Cloud mając na sobie brzemię superbohatera, nie mógł podążyć tak oczywistą wydawałoby się drogą, nie wspominając nawet o tym, że przerażeniem napawał go fakt, iż mógłby się przy wspomnianej operacji pobrudzić. Już Tifa miała zapytać o to jak zamierza przejść dalej, skoro nawet nie ma węgla, by uruchomić ten najnowszej generacji tabor, gdy Cloud wydobył z kieszeni nadzwyczaj okazałą materię Bio, którą nabył drogą kulania materiału organicznego pochodzącego z przedniej części twarzy, w czasie nudnawej wycieczki po kanałach, wzbudzając tym niesmak u koleżanek. Niestety radość z uruchomienia za jej pomocą pojazdu, trwała mniej więcej tyle, ile średni czas współżycia u nastolatków, a na kolejne źródło energii nie było widoków. W tym wydawało by się pełnym beznadziei i zwątpienia momencie, w którym nawet sam Frodo Baggins zdecydował by o zawróceniu z drogi do Mordoru i pójściu do baru na golonkę i dwie setki, z pomocą przyszła Aeris, ku zdumieniu towarzyszy wyciągnęła ze stanika dwie równie okazałe materie.
-No co, nie zdążyłam wziąć z domu skarpet, bo nie wyschły po praniu, to czymś musiałam uzupełnić.
O tym, co pozostało po opróżnieniu stanika, niech świadczy fakt, iż już po chwili pojawili się golfiści, którzy widząc inwersyjną postać biustu, nie mogli się oprzeć próbom umieszczenia tam piłeczek.
Radość i tym razem nie trwała długo, a do utorowania drogi pozostał jeden kurs. W tym momencie Aeris i Cloud utkwili swój wzrok na Tifie, niczym dwóch pingpongistów na piłeczce. Czując na sobie presję otoczenia, oraz pełne męskiego szowinizmu komentarze na temat jej biustu, w ramach protestu postanowiła podobnie jak jej matka dwadzieścia lat wcześniej, dać do spalenia swój stanik, ku uciesze męskiej męskiej części społeczeństwa i zazdrości płci określanej jako... I w tym miejscu aktywne działaczki ruchu feministycznego, oprotestowały słowo idealnie pasujące do tego zdania, uważając, że uwłacza ono godności kobiet, w związku z ukrytymi przez męskich szowinistów podtekstami. Reasumując, Tifa swoim wielkim czynem pozwoliła na dalszy rozwój akcji, ratując przy tym od dymisji kilku ministrów, utrzymując przez następne kilka dni regularne kursy na trasie Midgar-Ciechocinek.
Mając wolną drogę, ruszyli w jedynym możliwym na tym etapie gry kierunku, czyli za kulisy, gdyż odbywała się tam impreza z okazji urodzin Nuobo Uematsu. Gdy o północy zegar zaczął wybijać godzinę dwunastą, Cloud przypomniał sobie, że właśnie o tej porze miał odbyć się happening związany z anihilacją sektora siódmego i w wielkim pośpiechu wybiegł zza kulis, gubiąc przy tym jedną sztukę gumowego, ocieplanego obuwia sportowego. Już po chwili znalazł się u podnóża filaru podpierającego sektor siódmy, gdzie zebrany kilkudziesięcioosobowy tłum, nieco zniecierpliwiony przeciągającą się imprezą, zaczął skandować: &#8221;zburzyć filar&#8221;.
W tym czasie na górze rozstrzygał się dramat. Barret chcący się dostać za kulisy przedstawienia w celu zdobycia autografów, został brutalnie powstrzymany przez ochronę, na co ku uciesze pobliskich skupów metali kolorowych, odpowiedział ogniem, zasypując okolicę kilkuset kilogramami łusek od pocisków. W tym samym czasie Wedge, po tym jak Jessie oświadczyła, że zmienia płeć, by wziąć ślub z Barretem, postanowił popełnić samobójstwo poprzez akt rzucenia się z barierki. Gdy tylko wytracił prędkość na gruntach ornych u podstawy filaru, z pomocą ruszył w jego kierunku Cloud, odganiając przy tym widłami, usilnie próbującą dostać się do zwłok Aeris. Chcąc dodać otuchy konającemu, nasz bohater zaczął w odmętach swej pamięci szukać danych odnośnie jego imienia. Niestety musiał podeprzeć swoje poszukiwania skarbczykiem imion, który podarowała mu Aeris, po tym jak wykonała w dworcowej toalecie kilka testów ciążowych. Po kilkunastu minutach poszukiwań, odnalazł swoje własne imię, co w przyszłości mogło znacząco pomóc jego przyjaciołom w komunikacji z nim samym. Minęło kolejne kilkanaście minut gdy Wedge zareagował na wyczytane przez Clouda, spośród ponad tysiąca wymienionych po drodze, własne imię.
-O Cloud pamiętałeś jak się nazywam.
Ten tylko skinął niepewnym ruchem organu zwieńczającego jego szyję, na którego przedniej części zagościły krzywizny sugerujące totalne zaskoczenie, by dla świętego spokoju potwierdzić stwierdzenie konającego.
Dobrze się czujesz? &#8211; zapytał Cloud bez przekonania w głosie.
-Ja akurat czułem się dobrze do momentu, aż pogoniłeś tę pannę z laską, która opacznie zrozumiała moją prośbę o zrobienie mi podobnej, za co szczerze cię nienawidzę.
-Jak możesz się dobrze czuć po takim upadku?
-O to akurat spytaj się tamtych &#8211; powiedział Wedge wskazując palcem na stertę czarnych worków, z których najwyżej położony wieńczyła kartka &#8222;Kaskader, upadek z filaru ujęcie 27&#8221;. - A teraz spadaj i puść tutaj te małą. - Co też Cloud uczynił, po drodze prosząc, by Aeris w ramach przygotowania do przyszłego macierzyństwa, odebrała Marlene z przedszkola, po czym udał się na górę.
Po drodze spotkał Biggsa, którego żołądek zbuntował się po dopiero co zakończonej imprezie i pomyślał, że już nigdy nie da się tak traktować, jednocześnie próbując opuścić swojego właściciela.
-Jesteś ranny? &#8211; zapytał Cloud.
Ten tylko spojrzał na naszego blondasa swymi oczami, które obecnie przypominały dwie dziury wysikane w śniegu, a następnie powrócił do powstrzymywania swych trzewi przed rozstaniem.
Nasi bohaterowie ruszyli dalej, jednak już po dwóch piętrach dało usłyszeć głos Clouda.
-Czy ktoś może zmontować tę scenę, bo ja nie daję rady?
Dodatkowo brak motywacji u naszego pupila, powiększała Tifa, która w ramach wieczornego joggingu, zaliczała właśnie piąty kurs na górę.
Chwilę później, dzięki współczesnej technologii montażu, polegającej na spuszczeniu w dwóch Rottweilerów, Cloud znalazł się niemal na szczycie, gdzie spotkał Jessie.
-Miło było walczyć u twego boku po raz ostatni... - powiedziała.
W tym momencie wtrącił się Cloud
-Bądź optymistką, przecież nie po to uciekam przed tymi dwoma ujadającymi bydlakami, żebyście zginęli.
-Nie dałeś mi skończyć. Chodziło mi o to, że po raz ostatni jako kobieta.
-A o to ci chodzi. Nie orientujesz się może, ile kosztuje taka operacja, bo ja też się zastanawiałem nad zmianą płci? Wiesz, z dnia na dzień czuję jakbym miał permanentny zespół napięcia przedmiesiączkowego, a gdy patrzę na Tifę, to dochodzę do wniosku, że chyba na domiar złego, jestem lesbijką. I jeszcze jedno... - tutaj przerwał swoją wypowiedź, gdyż stanowczo stopniała przewaga, jaką wypracował sobie nad czworonogami, co dało się stwierdzić po utracie części splotu bawełnianego, zasłaniającego element pożądania wielu kobiet, ze szczególnym uwzględnieniem w tym gronie, mężczyzn. Dzięki temu nawet nie wiadomo kiedy nasz bohater dotarł na górę.
-No nareszcie, bo już mi się amunicja kończy &#8211; powiedział Barret.
-Że co? - zapytał zdumiony Cloud widząc, że jego kolega nawet w trakcie rozmowy nie przestaje strzelać.
-Uważaj, bo jesteśmy ostrzeliwani ze śmigłowca.
-Teee, przestań na moment strzelać. &#8211; poprosił bardzo stonowanym głosem Cloud, powodując przy tym zejście dwóch lawin w górach Nibelm, oraz obniżenie poziomu agresji dwóch ścigających go Rottweilerów do poziomu, w którym ustały ich funkcje życiowe.
Gdy tylko Barret zdjął swój nieistniejący palec ze spustu, zapanowała błoga cisza.
-Ala ja naprawdę słyszałem strzały. - Powiedział zmieszanym głosem.
-To echo baranie. No ale dobra, czy nie powinniśmy się przygotować?
-Tak, tak, już wysłałem Tifę do sklepu, po chipsy i piwo. - w tym momencie odchylił klapy swojej kamizelki, obnażając dwa dorodne schaby i świeżo wyjętą z marynaty karkówkę &#8211; I na grilla się coś znajdzie.
-To przynajmniej tyle pożytku z ciebie.
Gdy Tifa wracała z Tesco objuczona pełnymi zdrowej żywności, ekologicznymi torbami foliowymi wielokrotnego użytku, z których połowa zakończyła swą wielokrotność na niecałej jednokrotności, pojawił się śmigłowiec, z którego nie pytając się swoich kolegów, wyskoczył Reno i natychmiast dopadł do stojącego przy filarze komputera, by wkleić kilka nowych zdjęć na facebooka, gdyż jego domowy się spie... To znaczy, z pierwszym lutego odmówił posługi. Nasza drużyna podejrzewając jego o niecne zamiary, polegające na osłabieniu wytrzymałości mechanicznej konstrukcji nośnej sektora siódmego, natychmiast skierowała swe kroki w kierunku współrzędnych geograficznych, które zajmował podejrzany.
-O ja cie nie pie... - urwał Cloud, by po otrząśnięciu się z szoku dodać- to tutaj był komputer.
I gdy już miał zacząć szarpać się z Reno o dostęp do klawiatury, ten nacisnął najprawdopodobniej czerwony przycisk, łamiąc przy tym nadzwyczajny system zabezpieczeń Szhinry, polegający na pokryciu go pięćdziesięcio milimetrową warstwą kurzu. Niestety ta operacja spowodowała zerwanie łączności z internetem, uniemożliwiając tym samym skorzystanie z tegoż urządzenia Cloudowi. Trauma spowodowana uniemożliwieniem przez Reno, przyjęcia na poczet znajomych, kilkudziesięciu tysięcy, kilkunastoletnich fanatyków swojej osoby, wymusiła u naszego bohatera niespotykane opadnięcie kącików ust, pociągających za sobą dolne powieki, gdzieś w okolice policzków, i tylko dzięki nadzwyczajnej sile powiek górnych, nie doszło do przemieszczenia się pośladków w okolice krzyża, a w dalszym toku ewolucji, zaliczenia go do grupy ssaków stricte ogoniastych. Do tego wszystkiego, nozdrza naszego pupila zaczęły przypominać otwory gębowe dwóch świątecznych karpi wyciągniętych z wody. To wszystko w połączeniu z obnażeniem części siecznej mie..., (Tu pada kilka inwektyw odnośnie postaci, która występuje w tej części Final Fantasy, której by nie było, gdyby Jecht stosował prezerwatywy Durex.) wideł, musiało zaowocować przerażeniem Reno, który widząc Clouda pretendującego do miana najbardziej wkurzonego, blondwłosego samuraja roku, postanowił rozładować nieco napięcie skóry u naszego pupila i jako pracownik agencji turystycznej Shinry, figurującej pod nazwą &#8222;One Way Ticket&#8221;, przedstawił ofertę podróży do Egiptu, z grupy &#8222;Last Minute&#8221;, prezentując przy tym uroki noclegu w oryginalnych piramidach egipskich. Tifa z Barretem już zaczęli rozpatrywać adoptowanie Clouda, gdyż za dziecko płaciłby zaledwie pięćdziesiąt procent i tak już promocyjnej ceny, gdy Reno nieopatrznie pochwalił się zegarkiem, otrzymanym z okazji pierwszej komunii, organizowanej przez Shinrę w ramach dekomunizacji. Tu furia Clouda osiągnęła szczyty, gdyż jedynym prezentem, który otrzymał na pierwszą komunię, była siatka ziemniaków, którą dodatkowo po ugotowaniu, musiał sam obrać z mundurków, by nakarmić żądnych skrobi ziemniaczanej gości.
Reno nie widząc dyplomatycznego wyjścia z sytuacji, postanowił ewakuować się na pokład manewrującego po mistrzowsku pomiędzy rusztowaniami, śmigłowca.
W ślad za uciekinierem Barret zaczął słać kolejne kilogramy cennego kruszcu, nie trafiając przy tym ani jedną kulą. Cloud w tym czasie zabrał się za rozbrajanie bomby. Tu jednak został poinstruowany przez Tsenga, iż ów system jest zabezpieczony przez grupę programistów Microsoftu i niemożliwe jest jego obejście. Tu nasz bohater stwierdził ze zdumieniem, iż nie ma czego obchodzić, gdyż zegar w ogóle się nie wyświetla, co zgodnie potwierdziła przebywająca na planie ekipa filmowa. W tym momencie wtrąciła się Yunalesca, która ustanowiła rekord Guinnessa, nie znikając od dziesięciu lat z okna pobliskiego bloku, w oczekiwaniu na przybycie kolejnej pielgrzymki.
-Tutaj rano kartka wisiała, że przycisk zepsuty, ale jakiś łobuz wziął i zdjął.
Fakt ten zdała się potwierdzić Tifa, która podniosła z podłoża tabliczkę z napisem: &#8222;Wystąpiły problemy z aplikacją PUSH THE BUTTON, czy chcesz wysłać raport o błędach?&#8221;. Barret jak gdyby nigdy nic, nadal zwiększał ilość metali ciężkich w otoczeniu, skutecznie omijając wiszący na tle filaru śmigłowiec. Tutaj ponownie wtrącił się Tseng:
-E ty Rambo, na twoim miejscu wziąłbym na wstrzymanie , możesz kogoś znajomego trafić.
W tym momencie z pokładu śmigłowca rozległ się gromki śmiech, a po chwili w drzwiach pokazała się zalana łzami Aeris.
-Co te bydlaki z tobą zrobili? - Wykrzyczał zbulwersowany Barret.
-A nie, nic. Reno właśnie opowiedział kawał o trzech żółtych piłeczkach. Boki zrywać.
-Co chcecie z nią zrobić? - Zapytał Cloud.
-Weźmiemy ją na ministra finansów, nie będzie widziała jak pieniądze z budżetu znikają. - Odpowiedział Tseng w atmosferze gromkiego śmiechu, podczas którego Aeris aż się posmarkała.
Barret widząc radość Aeris, na tle smutku, towarzyszącemu nadchodzącej niechybnie śmierci kilku tysięcy mieszkańców slumsów, zrobił coś, czego nie robił od czasów, gdy owinięty w becik zobaczył pierś zbliżającą się do jego ust. To właśnie wtedy po raz pierwszy zrobił tę jakże unikalną w jego wypadku rzecz, a mianowicie, pomyślał. Co prawda pomyślał nad tym, dlaczego to pierś taty, ale sam fakt zasługuje na uwagę.
Tym razem myśl była bardziej twórcza i miała na zawsze zmienić losy naszych bohaterów, a brzmiała: &#8222;Co by było gdyby, koniec pierwszej płyty nastąpił teraz?&#8221;. Barret uśmiechnął się szyderczo poprzez łzy rozpaczy, wycelował pomiędzy czarne szkła okularów Aeris i nacisnął spust. Czas wydawał się zatrzymać w miejscu. Kula nieśpiesznie udała się w kierunku śmigłowca, zachwycona roztaczającymi po drodze widokami, które dotąd ograniczały się do światełka w tunelu. Radość obcowania z przyrodą zdawała się nie mieć dla niej granic. Te wszystkie owady rozpływające się radośnie, podczas bezpośredniego z nią spotkania, a do tego myśl o zdjęciach i wywiadach, jakie czekały ją po sięgnięciu celu , gdy nagle twarda rzeczywistość zbrojonego betonu, zakończyła tę jakże dobrze zaczynającą się karierę.
-Jak mogłeś chybić?! - wykrzyczała z niedowierzaniem Tifa, przywołując u Barreta wspomnienia słów matki, podczas nieudanej, pierwszej w życiu próby, oddania moczu w kierunku toalety. Swoją drogą, do dnia obecnego, niewiele się u niego w tym temacie zmieniło.
Niestety w całym zamieszaniu, okazało się, że owa kula była tą ostatnią, z szumnie zapowiadanego już od jakiegoś czasu, faktu skończenia się amunicji i do tego okazała się kluczowa jeśli chodzi o nadwątlenie konstrukcji filaru i tak już mocno nadwyrężonego przez poprzednie wyczyny Barreta.
Tseng zdając sobie sprawę z tego, że Barret właśnie uratował go przed trwającym piętnaście lat obozem kondycyjnym na Great Glacier, który przysługiwał każdemu pracownikowi Shinry nie wywiązującemu się z powierzonych mu zadań, powiedział.
-Barret, nie jestem taką świnią na jaką wyglądam, więc jeśli jakimś cudem byś przeżył, choć lepiej się zastanów, czy chcesz, bo miejscowi ciebie za ten filar zabiją, to wpadnij do siedziby Shinry, a odpalę ci dolę za tą akcję.
Po tych słowach, manewrując z wielką gracją pomiędzy kawałkami spadającego betonu, niczym Han Solo pomiędzy asteroidami, oddalili się z miejsca zdarzenia nie udzielając pierwszej pomocy ewentualnym poszkodowanym, co zresztą zostało odnotowane w sporządzonym po zdarzeniach, protokole policyjnym i oddane w ręce skorumpowanego Shinrę prokuratora.
Na całe szczęście z zupełnie nieznanych przyczyn, ktoś zostawił na barierce hak dźwigowy i już po paru chwilach oddalali się z miejsca niechybnej katastrofy, w towarzystwie narzekającego Barreta, z którego dość wąskiego zasobu słów ograniczających się do potocznych określeń intymnych części ciała i osób na obcowaniu z tymiż zarabiających, dało się usłyszeć:
-Tafa, w jaja mnie ugniatasz &#8211; a po króciutkiej przerwie &#8211; Cloud zdejmij swoją dupę z mojej twarzy.
Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, Barret zdał sobie sprawę, iż słowa Tsenga odnośnie ewentualnej zemsty ludności cywilnej, mogą się spełnić, gdyż z gruzów dało się usłyszeć głosy ledwie, ale jeszcze żywych świadków zdarzenia. I tu przyszedł czas na jego oscarową rolę. Załadował swą broń, wszedł na ruiny, padł na kolana i udając rozpacz, dobijał kolejne mogące mu zaszkodzić osoby.
-Oni wszyscy nie żyją, Biggs &#8211; powiedział Barret wyciskając z siebie hektolitry łez. I tu dało się słyszeć krótką serię po, której wśród wołających o pomoc zrobiło się trochę ciszej. - Wedge - i znowu wśród łez padła seria obniżająca ilość dobywający się z ruin okrzyków &#8211; Jessie &#8211; Tutaj zaczął nawet bardzo wiarygodnie bić głową w gruz, strzelając tylko w momentach, w których podnosił swój pusty futerał do przechowywania szarych komórek.
Nastała cisza. Tifa zdając sobie sprawę z tego, co czeka każdego ze świadków wydarzeń, sprytnie odwrócili uwagę Barreta.
-Aeris zdążyła mi powiedzieć ze śmigłowca, że odebrał Marlene z przedszkola i zaprowadziła ją do Elmyry.
W tym momencie Barret zamarł przerażenia. Zdając sobie sprawę z tego, do czego Elmyra przyuczała Aeris, rzucił się krokiem spłoszonej gazeli w kierunku ich domu.
Reszta towarzystwa ruszyła w ślad za kolegą, ale znacznie mniej śpiesznym krokiem.
-A mogę wiedzieć, w którym to momencie Aeris powiedziała ci o Marlene? - zapytał nieco zagubionym głosem Cloud.
-W żadnym, ale wolałam nie skończyć jak reszta kolegów z jego partii.
W tym momencie w głowie naszego bohatera odezwał się znajomy głos, dając mu do zrozumienia, że leki, które przepisał mu psychiatra, przestały działać.
-Jestem ostatnim starożytnym i to ja będę rządzić tą planetą. Nie rozumiem tylko, dlaczego ci głupcy głosowali na tego Komorow..., tfu, Shinrę.
-Cloud coś ci jest? - Zapytała Tifa, widząc jego inteligentny inaczej wyraz twarzy, na tle śnieżnobiałej z przerażenia skóry.
-Ty nawet nie chciej wiedzieć. - odpowiedział drżącym głosem Cloud.
Tifa nawet nie drążyła tematu, zdając sobie sprawę z tego, że Cloud jeszcze przyjdzie w łaskę i razem przeszli do zmniejszania dystansu znajdującego się pomiędzy nimi, a domem Aeris.
Gdy dotarli na miejsce, Barret dobijał się do drzwi.
-Otwieraj bo będę strzelał.
-Uspokój się &#8211; Tutaj na chwilę zamarł, by delikatnie dobrać słowa i wykorzystując braki w elementarnym wykształceniu jego kolegi, dokończył &#8211; elemencie aspołeczny. Tu trza głową pracować nie pięściami.
Ku zdumieniu Clouda, drzwi uległy po frontalnym ciosie głową, wykonanym przez Barreta.
-Cloud, już wiem, dlaczego to ty jesteś głównym bohaterem. Ja bym pół życia myślał i czegoś takiego bym nie wymyślił.
Gdy weszli do środka, zastali tam czekającą na nich Elmyrę.
-Wy pewnie w sprawie tego dziecka, co je Aeris przyprowadziła.
-Gadaj gdzie ona jest, bo nie ręczę za siebie &#8211; wykrzyczał zbulwersowany Barret.
-Ty mnie tu nie groź, bo chłopaków z dzielnicy zawołam. Dwie stówy i dam ci klucz do jej pokoju.
-Tifa pożycz. Oddam jak tylko dostaniemy się do budynku Shinry. W końcu Tseng mi obiecał.
Tu jednak z pomocą przyszedł Cloud.
-Masz, to z tych pieniędzy, które Aeris zarobiła w Wall Market, ale pamiętaj, że to do zwrotu.
Barret nie czekając ani chwili, chwycił klucz i łamiąc po drodze swoim ciężarem dwa stopnie w schodach, ruszył na górę.
-Chciałem panią poinformować, pewnym bardzo smutnym fakcie. - Zwrócił się Cloud do Elmyry.
-Pewnie ci chodzi o to, że Turksowie zabrali Aeris. Wiem o tym, dostałam za do dziesięć tysięcy, co zrekompensowało mi na jakiś czas straty, które ponosiłam z powodu tego, że ta dziewucha latała gdzieś z wami zamiast zarabiać.
-Jak pani może, przecież to pani córka. - Powiedziała zbulwersowana Tifa.
-A tam córka od razu. Przybłęda, ot co. To było jakieś piętnaście lat temu. Mojego męża wzięli do pacyfikacji jakiejś kopalni, ciocia, stryjek, czy szwagier, dokładnie nie pamiętam jak się nazywała, ale mniejsza z tym. Pewnego dnia dostałam list z pieczątką Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, że w uznaniu zasług, mój mąż wraca do domu. Chodziłam więc jak głupia codziennie na dworzec. Aż pewnego dnia zobaczyłam leżącą na schodach prowadzących na peron, kobietę. Z torby wystawały jej ulotki defetystyczne, toteż nie dziwnym był fakt, że tym ulotkom towarzyszyły liczne siniaki i dwie kule w plecach. Do tego wszystkiego, była na tyle bezczelna, że poprosiła mnie, bym zajęła się jej córką. Dobre mi sobie. Ani przydziału na kartki, dodatkowo potomek wrogów Polski Ludowej. Jako, że mam dobre serce, pomyślałam, że przygarnę, to może kiedyś na jakieś doświadczenia naukowe sprzedam. Już po tygodniu żałowałam swojej decyzji. Morda jej się nie zamykała, a żarła tyle, że mi trzy psy z głodu zdechły, bo o miskę musiały z nią walczyć, gdzie z góry były na straconej pozycji, bo ta je jakimiś czarami usypiała. Jak mi jeszcze powiedziała, żebym nie płakała, bo mi męża reakcjoniści zabili i że on nie może się połączyć z ziemią, bo go na najwyższym drzewie powiesili, to już była przesada. Jak tylko pojawili się Tyrksowie, to chciałam ją sprzedać, ale że sprytna była, to przez okienko w piwnicy uciekała. Miała co prawda pewne zdolności. Kasę u innych dzieciaków, a i nie tylko dzieciaków, wyczuwała z daleka, więc po jakimś czasie, posłałam ją na ulicę i wszystko szło dobrze, dopóki wy się nie pojawiliście. Na szczęście dziś przyleźli Turksowie, a ta mała nie zauważyła, że trochę wyrosła i zaklinowała się w piwnicznym okienku, aż ślusarza musieli wzywać. Choć jak tak teraz sobie pomyślę, to gdyby dalej na ulicy pracowała, mogła by przynieść całkiem niezłe pieniądze. Tyle teraz zamożnych kulturalnych i przyjaznych dzieciom pedofili, że gdybym była kilka lat młodsza, to sama bym poszła.
-A czego chcieli od niej Turksowie? - zapytała Tifa
-A bredzili coś, że ona zna miejsce, gdzie jest pełno kompotu z maku, i że wszyscy będą wtedy szczęśliwi. Gadali, że ona taka wyjątkowa i coś w tym być musiało, bo jak w trzynaste urodziny, razem z koleżankami, w piwnicy mi wódkę ruską rozpili, to one wszystkie pomarły na miejscu, a ta tylko wzrok straciła. Taka to odporna bestia.
Cloud i Tifa słysząc jak trudne dzieciństwo miała ich koleżanka, pomyśleli, że może by zrobić jej niespodziankę, i ruszyć na ratunek. O dziwo Barret także postanowił się przyłączyć do owej krucjaty, ale nim zdawały się kierować inne pobudki.
Jako, że nie mięli pomysłu na to, jak dotrzeć do budynku Shinry, postanowili, że udadzą się do Wall Market. Dlaczego akurat tam? To mógł wiedzieć tylko tajemniczy znalazca zagubionego przez Clouda gumofilca.
Brakujące ogniwo pomiędzy zwierzętami, a ludźmi, to właśnie my.
Kapitan Żenada

Post autor: Kapitan Żenada »

Dupa...dla Audiona :P .Czy o to Ci chodziło?^^
Awatar użytkownika
AUDION
Cactuar
Cactuar
Posty: 324
Rejestracja: czw 20 wrz, 2007 14:14
Lokalizacja: MALBORK

Post autor: AUDION »

Kapitan Żenada pisze:Dupa...dla Audiona :P .Czy o to Ci chodziło?^^
Właśnie o to. Zatem kolejna część, tej żenua twórczości.

Cloud z Tifą ruszyli jako pierwsi, zaś za nimi podążył pełen podejrzeń, co do ich intencji Barret. Ponownie czekał ich tor przeszkód w postaci obwodnicy w centrum miasta, tyle, że tym razem zdali sobie sprawę z tego, iż jest to konstrukcja wysoce przemyślana i mająca na celu zatrzymanie turystów w mieście na dłużej, oraz zapewnienie stałego utrzymania dla pracowników warsztatów samochodowych. Po pokonaniu powyższego arcydzieła architektury. Oraz oczyszczenia obuwia z psich odchodów pozostałych po grudniowych roztopach, znaleźli się w Wall Market.
Pierwsze co zrobili, nie mając specjalnych pomysłów na kontynuację swej krucjaty, to poszli w ślady pierwszych wielkich podróżników takich jak Vasco Da Gama, Magellan, czy Kolumb i udali się w celu zaczerpnięcia informacji od tubylców, do najbliższego sklepu wielobranżowego. Tam już na progu dostrzegli miłego pana, którego woń wskazywała na dość drastyczne nadużywanie czosnku. Ten wstał z siedzenia, wyciągając przy tym z konsumowanej zupy swoje długie, kręcone pejsy. Jednym głośnym siorbnięciem opróżnił to, co wydawało się dotąd być miseczką, a co okazało się być niczym innym jak jarmułką i zapytał:
-Może tak akumulatorek?
-Nie, nie, dla mnie dwie landrynki &#8211; powiedział Cloud, po czym zmierzył wzrokiem Barreta i dodał &#8211; Dla tego grubasa też da pan jedną, bo widać, że głodny, a jako że Tifa się odchudza, to dla odebrania jej apetytu, zdjęcie Justina Biebera.
-Nie ma landrynek, ani zdjęcia, natomiast mam akumulatorek, na którym widnieje jego wizerunek.
Faktycznie na oferowanym akumulatorze widniała znajoma twarz, której u dołu towarzyszyły dwie, skrzyżowane piszczele. Jednak masa tegoż wizerunku wraz oprawą, pochodzącą najprawdopodobniej z pojazdu, którego nazwa świadczyła o tym, że wożą się nią polskie gwiazdy, stanowczo przerażała naszego bohatera.
-To może da pan jakiś wyrób czekoladopodobny.
-Niestety nie ma.
Cloud przemyślał dogłębnie historię gospodarczą swej ojczyzny i pewnym swego głosem powiedział.
-Butelkę octu poproszę.
-Też nie ma. - Odpowiedział sprzedawca
-To co jest? - Zapytał wyraźnie zdenerwowany Cloud
-Jest akumulatorek... - Tu przerwał na chwilę, spoglądając na Barreta &#8211; i ja jestem. - Dodał ze szczerym uśmiechem na twarzy, odwzajemnionym zresztą i przez samego Barreta.
Już Cloud miał się obrócić na pięcie, pozostawiając samym sobie zauroczoną parę, gdy jakiś wewnętrzny głos w postaci scenariusza, podpowiedział mu, iż owo źródło energii, tak dyskretnie oferowane przez sprzedawcę, może im ułatwić dalszą drogę. Nie od dziś wszak wiadomo, że prawdziwy bohater, żeby napić się wody ze szklanki, musi zabić jakąś przerażającą bestię, błądząc przedtem godzinami, przez lochy pełne plugastwa wszelakiego. Na tym tle wspinaczka z warzącym kilkadziesiąt kilo akumulatorem, zdawała się być dziecinną igraszką, gdyby nie fakt, że na samą myśl o tym, zarówno Cloud jak i Barret, okazali się zwolnieniami lekarskimi, zabraniającymi im podnoszenia ciężarów o wadze przekraczającej pół kilograma, plus masa opakowania szklanego. Jako jedyna, nie mająca zielonego pojęcia o niecnych planach Clouda, pozostała Tifa, która po dziesięciu latach pracy w Państwowym Gospodarstwie Rolnym imienia Władysława Kargula, nabyła wystarczająco dużo masy mięśniowej, tudzież tkanki gruczołowej, by podołać takiemu prostemu zadaniu. Gdy Cloud dojrzał trzy butelki, po opróżnionych przez lokalnych kiperów, winach &#8222;Komandos&#8221;, w jego oczach zaiskrzyło, co mogło wskazywać, na przekazanie impulsu elektrycznego, pomiędzy wymierającymi w postępie geometrycznym, neuronami naszego bohatera. Dzięki temu rzadko występującemu zjawisku, Cloud już po chwili, dzierżąc w rękach wykonane z wyraźnym wyczuciem estetyki rękodzieła artystycznego, trzy tulipanki, wetknął je pomiędzy cele akumulatora, wręczył Tifie z okazji dnia kobiet, jako gustowny bukiet w awangardowym wazonie. Tifa tak bardzo przejęła się szarmanckim gestem kolegi, że nie dość, iż nie odczuła masy upominku, to nawet nie zdała sobie sprawy z faktu, że panująca aura, precyzowała umiejscowienie czasowe bieżących wydarzeń, w okolicach grudnia.
Do punktu wyjścia dla dalszej wędrówki zaprowadziło ich nie co innego, jak własna fizjologia. W poszukiwaniu miejsca do cywilizowanego oddania produktów wynikających z prawidłowej przemiany materii, dotarli pod ścianę ozdobioną stylowymi napisami, zawierającymi serdeczne, wzajemne pozdrowienia kibiców, konkurujących drużyn blitzballa.
Wdrapywanie się po zainstalowanej z uwzględnieniem rygorystycznych przepisów BHP rurze, szło bardzo sprawnie, szczególnie w wykonaniu Tify, która to pokazała nadzwyczajną technikę, posługując się z braku wolnych kończyn chwytnych, swymi dwoma niezwykle okazałymi darami natury. Jej koledzy, którzy znacznie wcześniej dostali się na górę, nawet nie śmieli dyskryminować swojej koleżanki okazaniem pomocy, podziwiając z entuzjazmem jej niezwykłą zręczność.
Gdy wreszcie zaczęli rozglądać się po misternie przygotowanej scenografii, w której dało się dostrzec z mozołem wplecione szczątki rządowego Tupolewa, zrozumieli do czego może im się przydać tak dyskretnie oferowany przez sprzedawcę akumulator. Niestety próba pozbawienia koleżanki prezentu, mimo wielu wydawało by się bardzo interesujących propozycji, łącznie z możliwością obejrzenia aktów swoich kolegów, w niedwuznacznych pozycjach, spełzły na niczym. Nie pozostało Cloudowi zatem nic innego, jak wykorzystanie do utorowania dalszej drogi, swojego doświadczenia sprzed dwóch tygodni, kiedy to wraz z niejakim Zackiem, brali na zapych wóz konny z obornikiem, a co w obliczu tego, iż silnik, który mięli uruchomić dzierżonym przez Tifę akumulatorem, a którego śmigła miały im ułatwić dalszą drogę, był spalinowy, nabierało jeszcze głębszego sensu. Dalsza droga również nie przebiegała gładko, bo w ramach kręcenia filmu wojennego, aktorzy grający niemieckich żołnierzy połamali szlaban, zaś pod wpływem bujającej się, metalowej belki, cała trójka uległa zbiorowej hipnozie i posnęła. Na szczęście po otwarciu oczu, ta nadal bujała się w tym samym tempie co wcześniej i nie ulegając najmniejszej desynchronizacji pod wpływem masy wykonującego skok Barreta. Cloud wykazał się w tym względzie, daleko mniejszą dozą szczęścia, niż pozostali jego towarzysze, gdyż mimo tego, iż starał się uniknąć zderzenia z żelastwem, niczym polscy piłkarze spotkania z piłką, to z miną wykazująca uczucie drobnego dyskomfortu pomiędzy nogami, zsunął się po owym żelastwie w dół. Po kilku podejściach do tegoż skoku, z czego wszystkich zakończonych z podobnym skutkiem, co zaowocowało także znaczną zmianą tonacji głosu, pojawił się kurier z kontraktem na zagranie roli Lightning w trzynastej odsłonie Final Fantasy. Po złożeniu stosownych podpisów, mając na uwadze ewentualną urodę naszego podopiecznego w przyszłych produkcjach, Ogłoszono poszukiwania dublera Clouda do tej sceny, na które zgłosiło się kilkaset osób, wymienionych zresztą w późniejszych napisach końcowych, wśród których na szczególną uwagę zasługiwał niejaki pan Roman Wesoły, co to do niedawna miał domek na przedmieściu, a dziś po jego sprzedaży uplasował się w pierwszej dziesiątce najbogatszych warszawiaków. Niestety patrząc na niewątpliwy urok Clouda, znalezienie dublera wydawało się graniczyć z cudem, aż wreszcie przybył na przesłuchanie sam Stanisław Paluch, węglarz z zawodu, który nie licząc niepowtarzalnej fryzury naszego głównego bohatera, był do niego łudząco podobny. Niestety także on nie poradził sobie z tym zadaniem, co mogło sugerować pokrewieństwo genetyczne, więc po wypiciu szklanki rudej gorzały na myszach, posłużył jako podnóżek, dzięki któremu Cloud mógł samodzielnie dostać się do miejsca przeznaczenia, z pominięciem technologicznego cudu jakim był ów pręt, bujający się od momentu upadku sektora siódmego, aż po dzień, w którym to, po odnotowaniu na lokalnych giełdach surowców wtórnych wzrostu cen stali, rzeczony przedmiot zaginął.
Gdy wreszcie nadeszła wiekopomna chwila, w której stanęli przed budynkiem Shiry, z myślą o tym, że po tak wyczerpującej wspinaczce, przejadą się windą, na ich drodze stanęła pokaźna grupa obrońców posągu Buddy, który postawili tu jakiś czas temu harcerze, w związku ze śmiercią bohaterów poprzedniej pielgrzymki do Zanarkand, zaginionych w tajemniczej mgle pod Wutai.
W związku z powyższym, zostali zmuszeni do udania się w dalszą drogę schodami.
Podróż na górę obfitowała może w niezbyt wartką, ale za to pełną zwrotów akcję. W okolicach pięćdziesiątego piętra, odgłosy zadyszki przerwał poruszający się jako ostatni Barret.
-Cloud, nie żebym się czepiał, ale jakie ty masz krzywe nogi.
Cloud obejrzał się w kierunku kolegi, zaś rysy jego czoła zaczęły przypominać rzymską piątkę, podpowiadając tym samym czas, który pozostał jego byłemu w tej chwili koledze, na pożegnanie się ze światem, liczony w sekundach do kwadratu.
- I jaki ty brzydki jesteś &#8211; dokończył Barret.
Twarz Clouda zmieniła barwę na czerwoną, wpadającą w odcień śliwkowy, by ostatecznie przeistoczyć się w odcień granatowy. W tym samym momencie sięgnął w kierunku niebiańskiego ostrza swego mie...
-A żeby tego padalcowi Tidusowi całe życie nogi śmierdziały &#8211; po czym jego palce zaczęły czule wymacywać trzonek substytutu rzeczonego ostrza, który swą konsystencją, wyraźnie dał do zrozumienia, swój materialny niebyt.
-Nie no teraz mi jeszcze widły ktoś podprowadził? Do tego oryginalnie polskie. Legendarne buster pitchfork, którymi sam osobiście walczyłem o wolność waszą i naszą, a nie jakaś chińska podróbka.
Sam Kefka trzymał je stojąc na trybunie podczas pochodu pierwszomajowego. - jego twarz posmutniała. Usiadł na schodach ze spuszczoną głową, a po chwili dało się słyszeć.
-To się nie uda. Ja nikogo nie umiem uratować, nawet moja ostatnia glista zdechła... - W tym momencie Cloud przerwał dzwonienie telefonu, za pomocą skomplikowanego procesu naciśnięcia klawisza, ozdobionego wizerunkiem zielonej słuchawki.
-Że co?!!! Niby moje widły daliście Quinie na walkę z Ozmą i że ten po pierwszym ciosie zginął, a potem przyszli rodzice dziecka, które było właścicielem tej piłki i zabrali je na poczet pokrycia strat?! Nie gram dalej, jeśli one do mnie nie wrócą. I żeby mi były czyste, bo na samą myśl, że lizała je swoim jęzorem, dostaję opryszczki. - powiedział wciskając nieco zbyt nerwowo przycisk rozłączający rozmowę, co zakończyło się jego przemieszczeniem wraz z częścią wyświetlacza, w okolice tylnej ścianki aparatu.
Jakież wielkie było zdziwienie Clouda, gdy po chwili zobaczył zbiegającego z góry Bruce'a Willisa, dzierżącego jego wysterylizowane widły, pokryte czterema warstwami wosku z trzonkiem wymienionym na model zimowy, mieszczący cztery materie i butelkę piwa, z przyczyn ustawowych, bezalkoholowego oczywiście. Gdy nasz bohater już chciał otworzyć usta i zapytać Willisa, dlaczego z jego widłami przysłali jakiegoś podrzędnego kuriera, ten oddalił się w okolice dwudziestego piętra, gdzie właśnie kręcono film familijny, pod wszystko mówiącym tytułem &#8222;Szklana Pułapka&#8221;.
Wreszcie nadeszła chwila, gdy wypoczęta męska część naszej ekipy, ruszyła dziarsko na górę mając przed sobą jedynie kilka pięter. W tym czasie Tifa zdążyła wrócić do domu Aeris, by wyłączyć pozostawione tam żelazko, dorobić na dostarczeniu kilkunastu pizz do pobliskich pomieszczeń biurowych, w tym do samego prezydenta Shinry i przeprowadzić za pomocą uzębienia w pełni profesjonalny pedicure. Wreszcie doczekała czasów, gdy Cloud wraz z Barretem, dotarli na górę, przy czym słowo dotarli, w pełni oddawało sposób w jaki to uczynili.
Strażnik w stacji monitorowania, pod pozorem ucięcia sobie krótkiej drzemki, męczył mocno już nadwyrężone PSP , na którego ekranie królowała fantastyczna z resztą, siódma odsłona serii Final Fantasy. W tym właśnie momencie dotarł do momentu, w którym strażnik w stacji monitorowania, pod pozorem ucięcia sobie krótkiej drzemki, męczył mocno już nadwyrężone PSP, na którego...
W tym momencie dał znać o sobie, jak zwykle knujący w tle już przynajmniej od kilku godzin, produkt Microsoftu, którego nadrzędnym zadaniem jak wszyscy wiedzą, jest znalezienie najmniej odpowiedniego momentu na popsucie nam zabawy. W pierwszym rzędzie zablokował Clouda w pozycji zwanej jaskółką, z tą jednak różnicą, iż w związku z utrzymywaniem przez niego kontaktu wzrokowego z pozostałą częścią drużyny, obnażył przed widzami ozdobioną tatuażem &#8222;I Love Nergal&#8221;, tę część ciała, która utrzymywała na miejscu jego głowę, choć sądząc po wielu sporach na temat naszego bohatera, to wcale nie wiadomo, czy ta była mu do życia niezbędna. Cała sytuacja wydawała się dość niepokojąca, zwłaszcza, że z okolic ciała naszego pupila, znanej pod potoczną nazwą jako kręgosłup, zaczęły docierać niepokojące odgłosy, przypominające te znane z radośnie płonącego ognia w kominku. Na jego szczęście, ekran po chwili poczerniał, pozostawiając na polu bitwy, samotną, białą dłoń, która dotąd stukając naszego bohatera palcem w czoło, tudzież nie tylko, pobudzała jego szare komórki do działania, utrzymując przy tym, klasyczny nieład w jakże zgodnej z ostatnimi trendami fryzurze. Nie mając zajęcia, owa dłoń najpierw ułożyła się w kształt pięści, następnie wykonała zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, by na zakończenie, w pożegnalnym geście, energicznie wyprostować swój środkowy palec.
Beznadzieję owej sytuacji, przerwało naciśnięcie z wielką niechęcią, przycisku ozdobionego napisem &#8222;reset&#8221;. Niechęć była tym większa, że na samą myśl o ponownej tułaczce po czeluściach klatki schodowej, przestały się zgadzać w kiszeni nie tylko drobne, ale nawet karty kredytowe. Z pomocą przybył kalendarz, który właśnie wskazywał kolejny pełny tydzień, od tajemniczego wypadku pielgrzymki pod Wutai. W związku z powyższym, pod posągiem buddy przed budynkiem, pojawił się jeden z klonów Sephirotha, by złożyć kwiaty w hołdzie swemu pierwowzorowi. Wykorzystując związane z tym luki w szpalerze ochronnym otaczającym ów posąg, wtargnęli do środka. Ochrona wysłana do pilnowania bukietu niesionego przez w/w klona, z powodu jej braku wewnątrz budynku, nie stawiała specjalnego oporu. Problemy pojawiły się dopiero w windzie, gdzie Cloud jak zwykle zapomniał numeru pietra na które mięli się udać. Przeszukując najskrytsze zakamarki swej kreacji, na widok której uciekało nawet robactwo z gnojownika, wyciągnął kartkę, a następnie zaczął manipulować przy pulpicie, po czym rzeczoną kartkę zutylizował za pomocą wielokrotnego, połowicznego rozpadu. Niestety winda z niewiadomych przyczyn zaczęła się zatrzymywać na zupełnie przypadkowych piętrach, co zastanowiło Tifę i zwróciło jej wzrok na leżące pod nogami skrawki papieru, na których dość wyraźnie rysowało się logo totalizatora sportowego.
-E ty mistrzu, chyba ci się kartki pomyliły?
Cloud najpierw odwrócił głowę, serwując koleżance lekceważący uśmiech, po czym spojrzał pod nogi. Najprawdopodobniej z powodu szoku, jego powieki rozwarły się na tyle szeroko, iż dało się dojrzeć nerwy wzrokowe, których słabe rozwinięcie miało na celu nieobciążanie organu, którego zadaniem miały być rzekomo procesy myślowe. W ślad za oczami rozwarły się szczęki, obnażając nie tylko blizny po usunięciu migdałków, ale także poważne nieprawidłowości natury gastrycznej. Po chwili napięta linia ust zaczęła lekko falować. Z oczu spłynęły strużki słonawej cieczy i w końcu dało się słyszeć dźwięk, jaki zwykle towarzyszy niemowlętom w trakcie porodu.
Niestety ani Tifa, ani tym bardziej Barret nie mogli znać przyczyny owej rozpaczy. Nie byli świadomi tego, że ów kupon, był pamiątką jedynego szczęścia jakie spotkało rodzinę Clouda. Ten kawałek papieru z trafnie wytypowaną trójką w totka, był przekazywany z ojca na syna, by dać nadzieję i sens życia następnym pokoleniom.
Rozpacz Clouda była tak wielka, że po dojechaniu do właściwego piętra, jedni z nielicznych pozostałych strażników, nie mięli sumienia katować naszych pupili i dobrowolnie wręczyli im kartę dostępu na następne piętro.
Niestety, to nie pomogło, tak samo, jak obiecany przez Tifę szczęśliwy numerek. Producent już nawet rozważył pominięcie kilku mało istotnych faktów ze scenariusza i przeniesienie akcji do Midel, gdzie w klinice, Cloud mógłby kontynuować obalanie teorii Darwina, ewoluując wstecznie do postaci jarzyny, przez co ku uciesze wielu osób, była by możliwość pozbycia się jego z drużyny. W tej jakże pełnej nadziei chwili, wszelkie wątpliwości rozwiała Tifa. To ona, przeglądając garderobę Clouda w poszukiwaniu choćby wyściółki kieszeni, którą mogła by obetrzeć jego zasmarkaną twarz, wydobyła na światło dzienne, prawdziwy egzemplarz rodzinnego artefaktu. Cloud widząc, że w windzie został unicestwiony nic nie znaczący, świeży kupon, pociągnął nosem pozbawiając siebie dwóch, wiszących do pasa, atrybutów wieku młodzieńczego, zaś radość zaprzątająca w tej chwili jego głowę, uniemożliwiła mu dosłyszenie wyników dzisiejszego losowania, z których jasno wynikało, że ów podarty kupon, zawierał sześć prawidłowo wytypowanych liczb. Ale któż by sobie zaprzątał głowę jakimiś pięćdziesięcioma milionami Gil, gdy w grę wchodziła tradycja.
Gdy tylko tkanka roślinna w ciele Clouda ponownie zastąpiona została tkanką mięśniową, czego oczywiście nie można było powiedzieć o jego głowie, gdyż tam od samego początku królował kapuściany głąb, nasza drużyna ruszyła dalej.
W związku z tym, że uroczystości przed budynkiem dobiegły końca, strażnicy powrócili na swoje miejsca. Jako, że atutem ochroniarzy budynku było to, że w rubryce &#8222;znajomość sztuki przetrwania, oraz sztuk walki&#8221; znajdował się wpis &#8222;rencista pierwszej grupy&#8221;, to większość z nich nie dostrzegła naszych milusińskich, a ci, którzy dostrzegli, nie byli w stanie ich dogonić z powodu wyraźnego uszczerbku w ilości kończyn dolnych. W związku z powyższym, to piętro budynku opuszczali prezentując nadzwyczaj okazałą gamę gestów obscenicznych.
Kolejne piętro niestety nie nastrajało optymizmem. Wszyscy byli mili, więc nie było komu sprezentować korzyści, jakie płyną z nadwyrężania budżetu NFZ. Przechadzając się w te i nazad w poszukiwaniu zaczepki, a tym samym zyskania karty dostępu na następne piętro, zostali zaczepieni przez gościa, który w rękach dzierżył poważny plik przedmiotów ich pożądania. Cloud dobył widły ukrywane dotąd skrzętnie pod pazuchą. Barrett zdjął z reki maskującą karabin tackę, w której zdążył zebrać całkiem niezłą ilość gotówki, zaś Tifa założyła rękawice, które kilka miesięcy temu zdjęła z obezwładnionego przez Marlene, Andrzeja Gołoty. Mężczyzna widząc narzędzia zagłady dzierżone przez naszych bohaterów, którzy na dodatek bardzo sugestywnie nie wydali z siebie żadnego artykułowanego dźwięku, mógł pomyśleć tylko jedno.
-O wreszcie mechanicy do windy. Proszę tu karta dostępu na następne piętro.
Zachowanie mężczyzny mogło się wydawać nieco podejrzane, ale nasi bohaterowie byli pierwszymi milczącymi osobami, którym dał kartę dostępu, a których milczenia nie dało się tłumaczyć stanem po wczorajszej imprezie. Na dodatek dzierżony przez nich sprzęt, klasyfikował ich nieco wyżej w hierarchii mechaników urządzeń dźwigowych, aniżeli samo milczenie.
Wiara w ich zdolności mechaniczne musiała być u niego umiarkowana, gdyż karta którą dostali w ręce, zamiast do maszynowni windy, skierowała ich do biblioteki, co w jakimś sensie mogło dawać im do zrozumienia, iż czas się doszkolić, przynajmniej w dziedzinie doboru narzędzi naprawczych.
Wiedza tu zawarta, jednak na niewiele się zdała naszym milusińskim, gdyż znacząco zaniżali i tak już niską średnią krajową przeczytanych książek, a ich niechęć do tekstu pisanego był tak wielki, że nawet w trakcie wyświetlania ich własnych dialogów, nerwowo próbowali kciukami odnaleźć przycisk odpowiadający za ich przewinięcie.
Motywacja w postaci kart dostępu na następne piętra, w zamian za naukę czytania, wymusiła na nich przypomnienie sobie znaków graficznych, które wypełniały zbiór zwany potocznie alfabetem. Nie można było jednak wymagać od nich przeczytania choćby części znajdujących się tam periodyków, gdyż wówczas gracze doczekali by się premiery najwcześniej na konsolę czwartej generacji. Patrząc jednak na rozwój elektronicznej rozrywki, to ze względu na fakt, iż biblioteka jest źle kojarzonym symbolem kaźni setek tysięcy gimnazjalistów, ta kondygnacja została by ku uciesze młodzieży, usunięta.
Na całe szczęście nasza drużyna składała się z trzech osób i dzięki temu mogli się dopuścić się pracy zbiorowej, w której i tak dało się odnaleźć spore luki. Tifa przypomniała sobie zaledwie kilka spółgłosek, Barret dwie z samogłosek, zaś Cloud przywiódł z odmętów swej pamięci kluczową głoskę, którą wykorzystywał nagminnie na szkoleniu Soldier, odpowiadając na większość pytań uniwersalnie brzmiącym, &#8222;Yyyyy?&#8221;. Nie dziwi zatem to, że w plątaninie liter, nasza drużyna i tak nie potrafiła znaleźć wytłuszczonych wcześniej liter, z pomocą których mięli zdać zaległy test gimnazjalny. Szkoda wielka, gdyż w bibliotece kryły się między innymi takie perełki literatury naukowej jak: &#8222;Gadu Gadu jako przyczyna wymarcia Starożytnych&#8221;, &#8222;O sierotce Jenowie i siedmiu naukowcach&#8221;, czy też &#8222;Przyzwanie meteoru, jako sposób na przyśpieszenie kultywacji gruntu pod uprawę buraka cukrowego&#8221;.
Pozbawieni nadziei na kontynuację dalszej podróży z powodu zawalenia testu, ruszyli z pochylonymi głowami.
-No to jak dzieciaczki, poczytaliście trochę?
-Yyyyy? - zapytał Cloud, podczas gdy pozostała część drużyny zaskoczona tak błyskotliwą ripostą kolegi, stała w milczeniu.
-No to powiedzcie mi, jak brzmi hasełko?
-A co będziemy ściemniać, czytaliśmy, czytaliśmy i... &#8211; tu pojawił się piszczący odgłos, pochodzący najprawdopodobniej z psującej się klimatyzacji.- przeczytaliśmy. - Powiedziała zrezygnowanym głosem Tifa.
-Tak, to właśnie &#8211; Tu znowu odezwała się klimatyzacja! - jest prawidłowym hasłem! -Wykrzyczał egzaminator, wręczając dyplomy, oraz karty dostępu na wyższe piętra.
W tym momencie dalszą podróż przerwał pojawiający się na ekranie, profesor Miodek.
-Chciałby wyjaśnić wszystkim, którzy chcieli by nam zarzucić, iż owo &#8211; Tu znowu pojawił się odgłos klimatyzacji, tym razem jednak, jakby ciut bardziej dokuczliwy - nie mieści się w kanonach słów czteroliterowych. Otóż &#8211; może tak czas zrobić coś z tą klimą - pochodzi z bezpośredniego tłumaczenia wersji anglojęzycznej, gdzie z całą stanowczością jest jest słowem czteroliterowym, a to że jego polski odpowiednik posiada aż pięć liter, świadczy większej kwiecistości naszego języka, a tym samym o jego wyższości ponad zubożałe języki germańskie, które to... - Ujęcie Barreta, dzierżącego w dłoniach wyrwany wraz z kawałkiem tynku przewód wraz z gniazdkiem, dało sygnał pozostałym członkom drużyny, że czas przerwać drzemkę.
Na następnym piętrze, nadzorca budynku ujawnił swoje nadzwyczajne zdolności organizacyjne, gdyż wykorzystując trzy torebki drogocennego kruszcu, o słodko brzmiącej nazwie, za pomocą naszej drużyny, wyczyścił szwankującą od jakiegoś czasu klimatyzację, a do tego dla obniżenia kosztów, wymyślił coś takiego jak punkt wymiany wyżej wspomnianego produktu przemysłu cukrowniczego, oferując w zamian &#8222;four slots&#8221;, który był niczym innym, jak zakamuflowanym z pomocą nazwy handlowej, czteropakiem napojów wyskokowych. Do kompletu dorzucił akcesorium zapobiegające zatruciom, mającym postać opakowania medykamentu znanego ogólnie jako &#8222;2KC&#8221;, oraz materię all, która miała na celu oduczenie Clouda picia do lustra. Następne piętro stanowczo sprzyjało wypróbowaniu dopiero co zdobytych przedmiotów. Zabawy do późnej nocy nie mogły jednak przejść bez echa. Rankiem wszystkie kwiaty w budynku, miały objawy jesiennego gubienia listowia, parapety zdobiły wyschnięte truchła owadów, tudzież pajęczaków, zaś wody zabrakło nawet w muszlach klozetowych, które nasi bohaterowie planowali wykorzystać jako wodopój. Trzęsące ręce Clouda, wyłamywały ostatni zamek w szafce, w poszukiwaniu czegoś, co miało by choć ciut mniejszą gęstość, niż oblizywana właśnie przez Barreta i Tifę z resztek wilgoci posadzka ubikacji. Niestety nawet szklane opakowania, które jeszcze wczorajszego wieczora wypełniał życiodajny potion, przypominały swym wyglądem, większość znanych światu modelek, z tą różnicą, że butelki nie posiadają szkieletu, który mógłby zahamować proces ich zapadania się w sobie. Gdy nasz bohater, ruchem konającej gąsienicy wkraczał do pomieszczenia w którego narożniku stały maszyny serwujące napoje, wykrzesał z siebie resztki sił i zrywając terakotę wyhamował z głową w automacie z red bullem. Pragnienie najprawdopodobniej spowodowało u niego omamy wzrokowe, gdyż cena którą dojrzał na urządzeniu, przypominała sumę, którą zebrał z okazji pierwszej komunii. Na szczęście w tacce, którą Barret kilka pięter temu, kamuflował swoje przedramię, widniała ni mniej, ni więcej, jak rzeczona kwota. Gdy po usłyszeniu z wnętrza automatu, mrocznego odgłosu wpadających do środka monet, ten nie powił puszki ostatniej nadziei, Cloud zaczął śladem limitu nieznanego jeszcze Vincenta, zmieniać swój i tak trudny do zaakceptowania wygląd i już po chwili przed automatem, wyposażonym w poważnej wielkości ranę szarpaną na panelu czołowym, stała jak żywa, wściekła Dorota Rabczewska, dzierżąca w prawej ręce wyrwane ze wspomnianego otworu, zgniecione trzewia automatu. Niemal natychmiast pojawiła się ekspedientka, która mając duże doświadczenie w bezstresowym wychowaniu młodzieży, wykonując ruch wahadłowy palca wskazującego powiedziała:
-Oj ty, oj ty, żeby mi to było przedostatni raz, bo jak nie, to pójdziesz na karnego jeżyka.
Na samą myśl, o kupce kości spoczywających na miłej skądinąd poduszeczce, pełniącej rolę rzeczonego jeżyka, przerażone impulsy nerwowe krążące dotąd bez celu po rdzeniu kręgowym naszego bohatera, zawróciły do bliżej niesprecyzowanego miejsca, z którego pochodziły, przez co Cloud stracił kontrolę nad organami zabezpieczającymi go, przed uczuciem dyskomfortu w tylnej części bielizny osobistej.
Sytuacja przerodziła się w krytyczną i być może z powodu odwodnienia nasza drużyna poległa by na polu chwały, dorabiając się przepięknej tablicy pamiątkowej, gdyby nie Megafon, który Cloud potraktował wcześniej jako zupełnie nieprzydatny, a przez który Tifa wyrzekła błagalne
-Ku***, pić!
Niemal natychmiast, wykorzystując wygaszenie ekranu przy przejściu pomiędzy piętrami, ekipa sanitarna, uzupełniła poziom płynów naszej drużyny, przez co dumnie mogli ruszyć na spotkanie następnego wyzwania, którym były ni mniej, ni więcej, tylko... No właśnie, dlaczego puzzle? Tu należy się słowo wyjaśnienia. Otóż departament naukowy Shinry, chciał udowodnić, iż nawet organizmy umieszczone bardzo nisko w hierarchii ewolucji , za odpowiednim wynagrodzeniem, są w stanie wykonać proste zadania. Oczywiście klocki owej układanki, dla utrudnienia, pasowały w zupełnie dowolne miejsca, ale już samo przyniesienie ich do pomieszczenia w makietą miasta, którą po ułożeniu miały przedstawiać, było wyczynem na granicy obecnych możliwości intelektualnych naszych pupili.
Po ukończeniu zadania, zamiast tradycyjnej porcji psich chrupek, otrzymali kolejną kartę dostępu. Zaraz po wejściu na następne piętro ,instynktownie udali się do toalety, z którą Cloud ze względu na podobieństwo uwalnianych odorantów, czuł niemal rodzinną więź. Gdy tylko przekroczyli drzwi toalety, przeszli do czynności, które z tym pomieszczeniem są nierozerwalnie związane, czyli ni mniej ni więcej, jak czyszczenia kanałów wentylacyjnych, zupełnie przypadkiem prowadzących wprost z toalety do sali narad, co z pewnością miało zapewnić powiew egzotyki w pomieszczeniu, świadczący o wyjątkowości organizowanych tam posiedzeń, z których jedno właśnie się odbywało.
-Po przeliczeniu strat związanych ze zniszczeniem sektora siódmego, wyceniliśmy je na około 10 miliardów gil, oraz dwie skrzynki wódki, które po urodzinach Nobuo miał zabrać Reno, ale nie zdążył, bo ten przypalany grubas rozwalił filar przed czasem. - powiedział Reeve.
-O nie, za karę nie będziemy odbudowywać. Nikt nie będzie mojej krwawicy niszczył bezkarnie. Do tego podnieście ceny cukru o 100%. - zarządził zdecydowanym głosem Prezydent.
-A przypadkiem nie chodzi o podwyżkę cen mako energii? - zapytał nieśmiało Reeve.
-Energię, to skubańcy zaczną na lewo ciągnąć, a po zlikwidowaniu wszystkich cukrowni w okolicy, nie mają wyboru i będą kupować nasz wspaniały, oszczędnie tani cukier.
W tym momencie do sali wszedł Hojo.
-Co tam z naszym nowym nabytkiem? - zapytał prezydent.
-Jako obiekt naukowy, jest gorsza od matki. Już w tej chwili różnią ją od matki trzy promile.
-Tylko trzy promile?!-Zapytał z irytacją w głosie prezydent.
To spróbuj pan pogadać z kimś, kto ma trzy promile we krwi. Ifalna to co innego, ona w ogóle nie piła, ale za to nie chciała gadać o niczym innym, jak o wolnych związkach zawodowych i kingsajzie dla każdego.
-No dobra, dobra, to ile zajmą badania?
-Jeśli tak dalej będą pili z Reno, to nie skończymy zza jej życia. Dlatego próbujemy ją rozmnożyć, a właściwie Reno próbuje. Sądząc zresztą z jej zachowania, to akurat w kwestii rozmnażania, nie musimy interweniować metodami naukowymi.
-A co z ziemią obiecaną?
-No tu jest problem. Gdyż na pytanie o ziemię obiecaną, dziewczę plącze się w zeznaniach, jednym razem podając adres nielegalnego punktu dystrybucji alkoholu slumsach, a innym znowu, adres swojego dealera. Obydwa niestety trudne do potwierdzenia, gdyż spoczywają w pokoju pod sektorem siódmym.
-No dobra pogadali byśmy sobie jeszcze trochę, ale przyjechał kurier z pizzą, a ja głodny jestem. Dlatego zarządzam koniec zebrania.
Gdy większość uczestników opuszczała slę narad, w Scarlet, która ostatnia zabrała się za tę czynność, odezwał się instynkt padlinożercy. Spojrzała na klimatyzację, z której bukiet zapachowy docierający do środka był zwykle dość subtelny, a tym razem przybrał jakby na intensywności i rzekła:
-Coś zdechło w klimatyzacji?
-Pewnie jakiś szczur &#8211; odpowiedział Reeve
-Chyba Bizon? &#8211; odparowała z przekonaniem w głosie Scarlet &#8211; Tylko jak on tam wlazł?
W tym momencie, zarówno Tifa jak i Barret spojrzeli na Clouda, mając zgodną wizję kąpieli naszego pupila w wannie Domestosu, by w ten sposób nie zwrócić na siebie uwagi, choć z tym ostatnim było już raczej ciężko, bo po perypetiach ich kolegi sprzed dwóch pięter, w ślad za nimi reagowały wszystkie czujniki przeciwpożarowe.
Niestety sprzyjający kierunek wiatru wiejącego w twarze naszych bohaterów, którego źródłem okazały się otwarte w celu odtrucia personelu okna, nie pozwolił im na poświęcenie się udręce higieny osobistej. To właśnie ów wiatr, mogli wykorzystać dla zakamuflowania za swymi plecami, ścieżki zapachowej, która w przypadku zmiany jego kierunku, mógłby zdradzić ich pozycję w trakcie tropienia Hojo. Tropy zresztą były całkiem wyraźne, a w ich odnajdywaniu Cloud wydawał się być całkiem biegły. Po wstępnym obwąchaniu śladów, oraz analizie smakowej, stwierdził.
-Hojo szedł tędy jakieś pięć minut i dwadzieścia trzy sekundy temu. Rozmiar jego buta to czterdzieści pięć. Waży około sześćdziesiąt trzy kilo, przy wzroście stu pięćdziesięciu trzech centymetrów i jakieś dwadzieścia metrów wcześniej wdepnął w odchody jednego ze swoich eksperymentów genetycznych.
Mając tak dobrego tropiciela, nie mogli nie trafić za Hojem, tym bardziej, że ten był cały czas w zasięgu wzroku. Piętro wyżej dotarli do pomieszczenia, w którym wśród skrzynek wszelakiego alkoholu, oraz darów z Ameryki, widniały dwie zagrody, z których jedna zawierała przerośniętego kota dachowca, maści rudej, zaś w drugiej bardzo nowoczesnej, nasi pupile nie zdążyli niczego zobaczyć, gdyż podczas zabawy w podchody z naszym szalonym naukowcem, zapędzili się nieco i widząc, że nie mają się gdzie schować, zaczęli naśladując zachowanie wielu zwierząt, udawać nieżywych, co w połączeniu z wydzielanym przez Clouda zapachem, było nad wyraz sugestywne
Gdy tylko nieniepokojony Hojo opuścił pomieszczenie, Cloud natychmiast zajrzał do wnętrza drugiej zagrody, ozdobionej napisem pisanym cyrylicą, w wolnym tłumaczeniu dającym się przetłumaczyć jako &#8222;Jenowa&#8221;. Gdy tylko jego wzrok nawiązał kontakt z zawartością kapsuły, dało się słyszeć hałas towarzyszący zwykle gięciu blachy, po czym Cloud zwijając się z bólu, upadł na ziemię. Tifa przerażona natychmiast podbiegła do swojego kolegi.
-Cloud nic ci nie jest?
-Jakby mi nic nie było, to bym tu chyba nie leżał? - Odpowiedział z bólem w głosie. - Lepiej byś mi rozpięła rozporek.
-Czyżby mnie pożądał w ostatnich chwilach swojego życia? - zapytała z przejęciem Tifa.
-Toż durna dziewka. Moja męskość rozporkiem przytrzaśnięta została i boli niemiłosiernie.
Barret słysząc słowa Clouda, aż się zaciekawił, co też mogło spowodować tak silną reakcję jego kolegi i już chwilę później, dało się słyszeć podobny odgłos gięcia blachy, jaki poprzedzał konwulsyjną reakcję Clouda. Gdy Tifa spojrzała w jego kierunku, ten z bladą twarzą, niezdarnie zasłaniając okolice podbrzusza, wykonywał manewr parkowania tyłem w skrzyniach.
Mając na uwadze zachowanie swoich kolegów, oraz liczne wgniecenia blachy w drzwiach na wysokości kieszeni męskich spodni, sugerujące, iż zainteresowanie zawartością kapsuły jest znaczące, postanowiła sama zaglądnąć do środka. Gdy tylko zajrzała, zamarła. Wewnątrz pod prysznicem, kąpała się kobieta i pogwizdując sobie radośnie &#8222;Angel of Death&#8221; grupy Slayer, prezentowała bez krępacji swoje wdzięki. Choć okienko nie umożliwiało dostrzeżenia głowy owej niewiasty, to jednak obłe kształty jej nagiego ciała, spowodowały, iż na drzwiach przybyły dwa nowe wgniecenia, tyle, że w nieuczęszczanych dotąd miejscach.
-Co to?! - Zapytała przerażona Tifa.
-To Jenowa. Wszyscy, zwykle tracą głowę na jej punkcie, nie wyłączając jej samej.
Barret niemal instynktownie po słowach Clouda, podjął nieudolne próby zajrzenia za pasek, w celu ewentualnego zdementowania przytoczonej przez kolegę pogłoski. Niestety do tej czynności karabin nadawał się równie dobrze, jak rękawice bokserskie do nawlekania igły. Barret pełen obaw, nie ustawał w poszukiwaniach, co ku jego trwodze, zakończyło się przypadkowym wypaleniem broni. W tym momencie poczuł lęk, niczym nastolatka po pozytywnym teście ciążowym. Zapewne wołałby teraz czochrać misia na klatce piersiowej prezydenta Shinry, niż zajrzeć we własne spodnie, ale w końcu ów moment musiał nastąpić. Odgłos jaki zwykle towarzyszył mu w trakcie puszczania cichych wiatrów, tyle, że dobiegający z przeciwnego krańca jego ciała, świadczył o tym, że jednak oprócz przedramienia, braków w fizjonomii nie stwierdził.
-Baranie, jemu nie o tę głowę chodziło. - skwitowała z zażenowaniem Tifa.
-Tu zmieszany Barret, po dłuższej chwili konsternacji, zaczął weryfikować i tę informację.
-Tylko uważaj żebyś sobie w łeb nie palnął, choć wydaje mi się, że bez tej głowy, to akurat potrafił byś żyć. - Dodała Tifa z sarkazmem w głosie.
Cloud tylko wymamrotał pod nosem:
-To ona teraz tutaj się przeprowadziła &#8211; po czym zanotował sobie adres i ruszyli dalej.
Na końcu pomieszczenia dotarli do jakże zaskakującej dla tej gry maszyny, jakim bezsprzecznie było urządzenie dźwigowe, zwane windą.
-Może tak zmienić logo z meteoru na windę &#8211; wykrzyczał Cloud z nadzieją, że pracujący przy sąsiednich ekranach graficy, usłyszą jego pomysł racjonalizatorski, za co otrzyma nagrodę Ministra Kultury.
Po wjechaniu na górę, zastali Hojo doglądającego bardzo nowoczesnej, ale jednak obory, gdzie w jednej z zagród, twarzą w chlewie, leżała sobie Aeris. Niestety z powodu nadmetrażu, oraz plagi myszy wyjadających jej posiłek, Hojo postanowił domeldować jej lokatora, w postaci zamieszkującego niższe piętro, kota, używając ni mniej, ni więcej, tylko...
-Znowu winda? To zaczyna być żenujące. -Powiedział zirytowany Cloud.
Gdy kończył te słowa, do zagrody Aeris przybył rzeczony pogromca myszy. Niestety, ku jego nieszczęściu, hałas spowodowany zatrzymaniem się windy, zbudził śpiące dziewczę, która od kilku dni była w stanie permanentnej ruji. Kotek wiedząc co spotkało z jej strony przedstawicieli innych gatunków przetrzymywanych w budynku, instynktownie pazurami zaczął modernizować zagrodę, próbując wykonać zgodnie z zaleceniami straży pożarnej, wyjście ewakuacyjne. Barret nie mogąc znieść widoku ewidentnie cierpiącego zwierzątka, postanowił postąpić jak rasowy weterynarz i uśpić go, za pomocą kilku gram ołowiu. Hojo obawiając się utraty rzadkiej maści kota, przemyconego pod pazuchą z Białorusi, postanowił utrudnić zadanie Barretowi, otwierając drzwi. Jako pierwszy z zagrody wypadł kot, który najwyraźniej sfrustrowany całą sytuacją, postanowił rozładować swoje napięcie, trykając nogę Hoja. W ślad za zwierzęciem wypadła z zagrody Aeris i w swoistym amoku, dołączyła do kotka, trykając jedyną w tej chwili wolną nogę. Gdy do rozbawionej dwójki, chciał dołączyć poszukujący trzeciej nogi Barret, Hojo ostatkami sił chwycił pilota sterującego windą, uwalniając z jej pomocą, kolejny ze swoich eksperymentów, tym samym odwracając uwagę rozbawionego towarzystwa. Gdy winda dotarła na górę, kot wreszcie się odezwał.
-Sami nie dacie rady.
-Wiedziałem, wiedziałem, w legendach zawsze jest trochę prawdy. - powiedział wyraźnie uradowany Cloud.
-Ale o co ci chodzi? - zapytała Tifa.
-Dziś wigilia, a podobno w tę noc zwierzęta mówią ludzkim głosem. Tyle razy spałem w wigilię ze świniami, a one jakieś takie mało gadatliwe były, a to się okazuje, że w wigilie mówią tylko koty.
-Po pierwsze, to ja mam imię i nazywam się Red XIII, a po drugie ja od kiedy pamiętam umiem mówić, a dokładniej od czasu awarii w Czernobylu.
-Ten kiciu się ze mnie naśmiewa, że niby są gadające koty? Jak jeszcze powiesz, że po za mną, jest jeszcze jakiś fajny główny bohater w którymś z &#8222;Final Fantasy&#8221;, to normalnie w łeb dostaniesz.
-Chłopaki, spokojnie, właśnie przyjechał stół wigilijny. - ułagodziła sytuację Tifa.
Faktycznie windą przyjechał komplet warzyw modyfikowanych genetycznie. Oczywiście przeciętny konsument, byłby przerażony zestawem składającym się z melona i trzech pomidorów, które jako pierwsze warzywa na świecie, same się dostarczyły do klienta, ale nasza bohaterska drużyna, po uprzednim wciśnięciu pod obrus słomy z butów Clouda, oraz obróbce cieplnej wigilijnych potraw, zasiadła do kolacji. Mimo, że po posiłku wielu miało wyraźne objawy zatrucia, objawiające się zazielenieniem skóry, to jednak w radosnej atmosferze ruszyli dalej. Nastrój świąteczny udzielił się także asystentowi Hoja, który mimo, iż nasi bohaterowie chcieli jak najszybciej opuścić budynek korporacji, podarował im kartę na wyższe poziomy, z której jak na prawdziwych polskich turystów przystało, nie omieszkali skorzystać.
Tifa wymusiła jednak na Cloudzie, by przed udaniem się na następne piętra, poszukali jakiegoś przewodnika. To akurat okazało się stosunkowo łatwe, gdyż już dwa pietra niżej, swoje usługi zaoferowali im Reno i Rude, którzy przed zwiedzaniem zamiast zwyczajowych kapci, zaproponowali założenie kajdanek, tłumacząc to tym, że mają na uwadze ochronę eksponatów, przed lepkimi rękami naszych pupili.
W takim oto stanie, przechadzając się pomiędzy posągiem Wenus z Milo, która nomen omen była rodzoną babcią Jenowy, czego z racji wyraźnego podobieństwa ukryć się nie dało, oraz dwoma egzemplarzami oryginalnych &#8222;ultimate sword&#8221; spod Grunwaldu, na których widok Cloud niemal przegryzł łańcuch kajdanek, trafili przed oblicze samego prezydenta. Niestety w międzyczasie pod pozorem aresztowania za próbę seksualnego wykorzystania posągu Apolla, została zatrzymana Aeris. Nijak nie dało się wytłumaczyć, że ich koleżanka jest niewidoma, a marmurowy narząd męski posągu, znajdujący się obecnie pomiędzy górną a dolną wargą dziwczęcia, trafił tam zupełnie przypadkowo.
-Gdzie żeście ją zabrali wy elementy aspołeczne- zapytał zbulwersowany Barret.
-Zatrzymaliśmy ją na czterdzieści osiem godzin, bo ma zaznawać jako świadek koronny w sprawie o kryptonimie &#8222;ziemia obiecana&#8221;.-odpowiedział prezydent.
-A co ona może o tym wiedzieć?
-Ona jest ostatnim członkiem gangu Starożytnych, znanych jeszcze pod inną nazwą, która wzięła się od tego, iż działali głównie na terenach centrów handlowych.
-To ona należała do Centra?-zapytał nieśmiało Red XIII.
-Powiedział bym, że jest ostatnim ich przedstawicielem. Dzięki niej mam nadzieję się dowiedzieć, czegoś na temat pewnej działki budowlanej, na którą gang starożytnych ostrzył sobie zęby. Podobno ziemia tam w około taka żyzna, że nasiona pszenicy krojone na cztery kiełkują, a krowy wypasane na tamtejszych łąkach, osiem wymion mają. No ale późno się robi, a ja muszę jeszcze skarpety na prezenty wywiesić. -Powiedział prezydent, po czym całą naszą piątkę kazał zabrać do aresztu by świętego nie straszyli.
Po drodze nie było końca żartom, o Świętym Mikołaju, jedynie Cloud z miną pełną dezaprobaty dla żartów kolegów, powiesił swoją skarpetę przed celą, w nadziei na prezent.
Po zamknięciu w celach rozgorzała dyskusja.
-Aeris śpisz? - zapytała cicho Cloud.
-Już nie!-odpowiedziała zirytowana Aeris.
-Czy to prawda, że ziemia obiecana istnieje?
-A ty myślisz, że skoro samemu prezydentowi nic nie powiedziałam, to wyśpiewam to byle burakowi w gumofilcach.
-Ja tak tylko zapytałem, bo słyszałem jakieś opowiadania o tym, ale nie wiem czy to prawda?
-Te Cloud, zapytaj jej się, czy skoro należała do gangu Starożytnych, to umie tak jak oni rozmawiać z planetą.
-Nie musi się mnie pytać, bo drzesz ryja, że słychać cię pewnie u samego prezydenta. Jasne, że umiem, ale nie teraz, bo mi się zioło skończyło.
-Dziewczyno, po trawie, to i ja słyszę planetę. Nie wiem co w was takiego wyjątkowego.
-My powstaliśmy z ziemi i to jest w nas wyjątkowe.
-E tam, u mnie za chałupą po deszczu, z ziemi wychodziły trzydziestocentymetrowe rosówki i ja w nich nic wyjątkowego nie widziałem.
Aeris warknęła tylko ze złością, a następnie z fochem rzuciła się na prycz.
-Wiecie co będzie jak Shinra znajdzie ziemię obiecaną? Ceny pójdą tak w górę, że nawet klon Sephirotha nie będzie musiał chodzić po marketach, żeby obliczyć prezydentowi, ile więcej musi na żarcie wydać. Nie pozwolę na to, znajdę nowych członków. Może wy się przyłączycie?
-No wiesz, odpowiedzieli na moje CV złożone w Biedronce, więc nie wiem, czy będę mogła?- Odpowiedziała wymijająco Tifa, mając na względzie, to co Barret zrobił z ostatnimi działaczami Avalanche.
-Wiesz wiosna idzie, trzeba zasiewy porobić i wniosek o dopłaty sporządzić.- Dodał Cloud idąc w ślady Tify.
Red XIII po chwili zadumy powiedział tylko:
-Dziadek.
-Dziadek?-zaśmiał się Barret &#8211; Normalnie dom wariatów.
-No co w tym śmiesznego. Ja tylko mówię co widziałem w lufciku, a widziałem dziadka Mroza na saniach ciągniętych przez renifery i zaczynam żałować, że nie mam skarpet.
W związku z tym, że nie mogli znaleźć wspólnego języka, wszyscy położyli się spać.
Rankiem Cloud uchylił rąbka powiek. Gdy porównał wygląd pomieszczenia z wczorajszego wieczora i dzisiejszego ranka, odnalazł jeden brakujący szczegół w postaci drzwi. Zerwał się na równe nogi i podniecony wybiegł by sprawdzić wywieszoną poprzedniego dnia skarpetę.
Niestety widok był przerażający. Na podłodze w miejscu, w którym pozostawił gotową na prezenty część garderoby, leżał martwy Święty Mikołaj, w jednej dłoni dzierżący skarpetę Clouda, która najwyraźniej zahaczyła się o jego sygnet, zaś jego sina twarz, oraz zaciśnięte kurczowo na nozdrzach palce, wyklarowały Cloudowi przyczynę jego zgonu, którą określił jako utonięcie, mimo tego, że w pobliżu ze świecą było szukać śladów jakiejkolwiek wilgoci. Zszokowany wrócił do celi.
-Tifa, stało się coś strasznego. Święty mikołaj nie żyje!
-No dobra, każdy sposób uświadomienia sobie, że on nie istnieje, jest dobry. -Powiedziała zaspana Tifa.
-Ale on nie tyle nie istnieje, co nie żyje!
Tifa z ciekawości postanowiła to sprawdzić, tym bardziej, że dopiero co dostrzegła otwarte drzwi. Po dotarciu do zwłok, najpierw dla pewności pociągnęła za brodę, po czym kazał zawołać resztę.
-Dziadku!- wykrzyczał Red XIII -Kto mógł coś takiego zrobić?!
-To najpewniej było tsunami. - Odparł Cloud.
-Tsunami na sześćdziesiątym siódmym piętrze?-zapytał Red XIII.
-Może rura pękła? Tu nawet jest jakiś ślad rdzawej cieczy.&#8211; powiedział Cloud, spoglądając na kropelkę pozostawioną na brodzie staruszka, wpadając w tym samym momencie w poślizg, spowodowany wysmarowaniem owym płynem, całej podłogi.
-To trzeba sprawdzić &#8211; Powiedział Barret, po czym ruszyli w ślad za znakami w postaci zwłok poukładanych w formie strzałek.
Po drodze zauważyli brak w kapsule Jenowy, ale to akurat nie wydawało się zbyt dziwne, bo kto by wytrzymał całą noc pod prysznicem.
Dwa piętra wyżej, ich oczom ukazał się niesamowity widok. Tak, z tej wysokości panorama miasta wydawała się zapierać dech w piersiach. Po kilku minutach spędzonych na podziwianiu widoków, odwrócili się od okien i zauważyli leżące za biurkiem ciało Shinry z wbitym w klatkę piersiową mieczem.
-O jak miło. Ciekawe kto to zrobił?-zapytał Barret, przetrząsając kieszenie prezydenta.
-Miecz wygląda na własność Sephirotha.
-A po czym to wnioskujesz?
-Po napisie &#8222;&#1089;&#1076;&#1077;&#1083;&#1072;&#1085;&#1086; b CCCP &#1076;&#1083;&#1103; Sephiroth Company&#8221; na ostrzu.
W tym momencie zza filaru wychylił się Palmer, który zdołał się za nim ukryć, tylko dzięki diecie opartej w dużej mierze na &#8222;goodbye appetite&#8221;.
-E, ty tam, co tu robisz? -zapytała Tifa.
-Jak to co? Przecież wczoraj była wigilia i jak co roku losowaliśmy, kto będzie grał Świętego Mikołaja, no wygrał Sephiroth.
-Nadal nie rozumiem, co ty z tym masz wspólnego?
-A widziałeś kiedyś, czym przyjeżdża siwobrody? No to na mnie padło odgrywanie roli jego renifera.
Faktycznie dopiero wtedy zauważyli, że ubrany jest w brązowe futro, rogi na głowie, a jego nos zdobi piękna czerwona kuleczka imitująca nos. Zresztą nawet Cloud dał się widać nabrać na ów kostium, gdyż w trakcie rozmowy, uparcie próbował go nakarmić liśćmi prezydenckiej palmy.
-Ale dlaczego Sephiroth go zabił i dlaczego w ogóle Sephiroth żyje? Przecież podobno zginął.
-E tam zginął. On w ogóle na tą pielgrzymkę nie poszedł, bo zakupione na tę okazję szpilki, piekielnie poobcierały mu nogi, a później głupio było powiedzieć o tym ludziom.
-To kogo pochowali na Wawelu?
-A skąd ja mam wiedzieć? Podobno jakiegoś męża stanu i zasłużonego Polaka, tak gadali w telewizji i napisali na tablicy informacyjnej.
-No dobra, a prezydenta zabił pewnie dlatego, że był świadkiem tego wszystkiego?
-Shinra świadkiem, chyba żartujesz? On jest tak zakręcony, że nawet jeszcze wczoraj mówił o wyjaśnieniu przyczyn śmierci Sephirotha. A tak dla ścisłości, to on w ogóle prezydenta nie zabił.
-To co robi jego wbity w prezydencką pierś?
-Toć to proste, że nawet dziecko by się domyśliło. Cały tydzień przed świętami myśleliśmy o tym, co kupić Shinrze na prezent? I przeglądając gazetkę promocyjną z Lidla, olśniło nas, gdyż zobaczyliśmy w niesamowitej cenie jabłka krajowe, a że prezydent uwielbia swojskie wino z tych owoców (Palmer i Sephiroth zresztą też, przyp. autora), to kupiliśmy dwa worki. Niestety podczas próby przesypania ich do świątecznych skarpet, przyłapał nas na gorącym uczynku i poprosił o pomoc przy ich obieraniu. Jak się okazało Shinra za nic nie mógł znaleźć swojego scyzoryka, który dostał z okazji pójścia do pierwszej klasy, więc Sephiroth pożyczył mu swoje ostrze do obierania. Niestety brak doświadczenia przy obieraniu jabłek dał o sobie znać i przy konkursie na najdłuzszą obierkę, ostrze mu się omsknęło i się zaciął. Widząc to, przerażony siwowłosy dał nogę, a że ja nie sięgam do klamki w gabinecie prezydenckim, to czekałem aż ktoś mi otworzy.
Wersję tę zdawał się potwierdzać fakt, że zwłoki leżały na stercie obierek po jabłkach, co początkowo zdało się w ogóle nie dziwić naszych bohaterów.
-No dobra, ale co robi ta krew na korytarzach?
-A nie, to z powodu kryzysu byliśmy zmuszeni wynająć te pomieszczenia, na potrzeby tego filmu, co tam jakiś gliniarz, przechadzał się po szkłach dla udowodnienia, jakim to jest twardzielem, a później wszędzie podłogę pobrudził. &#8222;Szklana półapka&#8221;, czy jakoś tak to ma się nazywać? Generalnie kino świąteczne. Niestety żadna sprzątaczka w Boże Narodzenie do pracy nie przyjdzie, więc nie miał kto posprzątać.
W tym momencie za oknami pojawił się śmigłowiec z vice prezydentem na pokładzie i cała nasza drużyna ruszyła mu naprzeciw na taras widokowy.
Przedsiębiorstwo energetyczne &#8222;Energa&#8221; uprzejmie informuje, że w związku z nieopłaconymi rachunkami za zużycie energii elektrycznej, jesteśmy zmuszeni do przerwania jej dostaw, do momentu uregulowania zaległości. Za przerwę w opowiadaniu przepraszamy informując jednocześnie, iż zostanie ono wznowione natychmiast po wpływie zaległej kwoty na nasze konto.
Brakujące ogniwo pomiędzy zwierzętami, a ludźmi, to właśnie my.
Kapitan Żenada

Post autor: Kapitan Żenada »

Po przeczytaniu mam 2 uwagi, a mianowicie:

1.NIGDY więcej nie jeść podczas czytanie twoich tekstów, bo skończy się to tak jak teraz.Czyli ścieraniem z monitora wszystkiego, co właśnie przeżuwałem.

2.Czekam na więcej.Dla mnie świetne jak zawsze :smile:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fanfiction & fanarts”