Xenoblade Chronicles
: ndz 17 lis, 2013 23:56
Dziwne. Dziwne, że nie było do tej pory tematu, poświęconemu tej genialnej grze, jaką jest Xenoblade. Grze, dla której wielu ludzi kupiło konsolę Nintendo (w tym i piszący tego posta).
Co mnie skłoniło do rozpoczęcia wątku, którego i tak pewnie nikt tutaj nie podejmie? (bo gra nie ma "Final Fantasy" w nazwie...) Nie mając zbytnio czasu, włączyłem dziś wieczorem grę muzyczną na PC (Audiosurf 2), gdzie wykorzystujemy zasoby muzyczne naszego komputera. Tak się jakoś złożyło, że odpaliłem soundtrack Xenoblade Chronicles. No i się zaczęło. WSPOMNIENIA.
Dawno, żadna gra nie wywoływała u mnie tylu emocji. Dawno już nie ryczałem, nie śmiałem się, nie przeżywałem przygód bohaterów, których mi dane było prowadzić. W końcu - dawno już, nie porwała mnie tak bardzo jak tutaj, opowiedziana przez twórców historia.
NIESTETY. O ponadprzeciętnej fabule nie można nawet w spokoju nic napisać, by nie zaspojlerować wydarzeń tym, którzy w grę nie grali. A o spojlery jest bardzo łatwo. Zaczynając od wymieniania bohaterów Ci, trącą lekko sztampą - jak to japońscy protagoniści. No, ale nie jest to obraz przerysowany. Nawet chomikopodobny stworek nie jest tutaj irytujący, a jego wątki są tak wplecione w fabułę, by podtrzymać w graczu emocjonalną huśtawkę. Kiedy już myślimy, że dzień zakończy się ponuro, kiedy promienie słońca zdają się ginąć w gęstych burzowych chmurach - wtedy przychodzi Riki i jednym zdaniem przyprawia nas o atak niekontrolowanego śmiechu. Autentycznie, o 2 nad ranem parsknąłem śmiechem tak głośno, iż obawiałem się, że pobudzę sąsiadów. Specjalnie zacząłem od mega chomika. O reszcie postaci nie będę wspominał, gdyż nie chcę tutaj nikomu zabierać przyjemności z odkrywania poszczególnych charakterów i ich rysów psychologicznych. Bohaterowie są bardzo wyraziści, a gra na dodatek serwuje nam relacje pomiędzy nimi, które są zależne tylko i wyłącznie od nas. To, kto z kim w drużynie, kto kogo uleczy w walce, kto komu da jakiś słodki owoc, zerwany gdzieś w dzikiej dżungli...czy też to, jak zwracamy się do konkretnych osób, a nawet NPC, skutkuje później wzajemnymi relacjami - lepszymi, bądź gorszymi. Gra wręcz zachęca, by dbać o przyjaźnie, by pchać w ramiona swoich ulubieńców. Można wiele godzin spędzić na samym poszukiwaniu prezentów, mogących spodobać się osobie, którą chcemy obdarować. A to dopiero początek, bo są jeszcze questy...
...questy i jeszcze więcej questów. Wszystkie osadzone w TAKIM świecie. Świat gry. O nim też nie mogę nic powiedzieć, bo będzie to spojlerem. Jest podzielony. Na pierwszy rzut oka (nie znając gry) wydaje się strasznie ciasny. Po kilku godzinach już wiadomo, że taką przestrzenią i wolnością, jaką daje nam gra, nie może się poszczycić zbyt wiele gier. Na myśl przychodzą mi może ze dwie, trzy. Narzekaliście na tunelowość ostatnich Finali? Xenoblade jest ich zupełnym przeciwieństwem. Robisz co chcesz, jak chcesz i gdzie chcesz. Masz 10 lvl i chcesz rzucić się na jakiegoś mamuta z 90 lvl? Wolna wola. Lokacje zaś, potrafią nas przyprawić o zachwyt (słynny zachód słońca na dłuuugim moście). Chciałoby się napisać więcej, ale po prostu nie można. Zrozumiecie, jak zagracie. Dodam tylko, że ten świat jest bardzo ŻYWY. Przez przypadek można nadepnąć na piętę tyranozaurowi, albo kąpiąc się radośnie, zostać pogryzionym przez piranie. Takie życie. Zdradzić jeszcze mogę, że mamy zaimplementowany system dnia i nocy, co skutkuje zmianą motywów muzycznych, oraz przeciwników łażących po przeróżnych krainach.
Muzyka. Jedni powiedzą, że średnia, inni będą się zachwycać. Kwestia gustu - jeden woli Dodę, drugi woli Darskiego. Ja byłem zachwycony kompozycjami w tej produkcji. Doskonale podkreślają rozmach i epicką fabułę w niej zawartą. Jest to też muzyka bardzo zróżnicowana - od ostrych, rockowych kawałków "One who gets in our way", poprzez ballady, jak "Beyond the sky", gdzie długo płakałem ze wzruszenia. Poruszony zarówno muzyką, jak i sceną, której towarzyszyła. Łza zakręciła mi się nawet teraz, kiedy włączyłem sobie ten kawałek, by go sobie posłuchać. Na tym jednak nie koniec, gdyż usłyszymy tutaj industrialne wręcz motywy, z elektroniką na czele "Field of the Machinae". Do muzyki nie miałem zastrzeżeń już w momencie składania pre-ordera, widząc kto jest za nią odpowiedzialny.
System walki uważam za jeden z lepszych (choć wolę bardziej aktywne, jak w serii Star Ocean, czy najnowszych Talesach). Bardzo mi przypominał ten, z Final Fantasy XII, choć w Xenoblade jest on bardziej intuicyjny. I znowu - nie bardzo mogę wdawać się w detale, gdyż będzie to spojler. Jeden z bohaterów ma trochę inny system walki niż reszta drużyny, co wynika ściśle z fabuły gry. Reszta - posiadamy Arty, które są odpowiedzialne za ataki/leczenie/magię/etc i są one po użyciu ładowane (coś na wzór paska limitu). Po określonym czasie możemy użyć ich ponownie. O pewnej bardzo oryginalnej zdolności głównego bohatera nie wspomnę, gdyż to również jest dużym spojlerem fabularnym. Jest to bardzo oryginalny patent, który w trochę inny sposób wykorzystano kiedyś w Lost Odyssey - na pewno Wam się spodoba
O grafice rozpisywał się nie będę - to wii i jaki koń jest, każdy widzi. Poniżej trailer, gdzie można sobie samemu zobaczyć. Mi się podobała, a grałem w międzyczasie zarówno na ps3, jak i pc. Nie grafika jest tutaj najważniejsza, a to, jak bardzo MIODNA jest to gra. Miód wylewa się z każdej strony, bokami, nosem, uszami. Mógłbym jeszcze wiele napisać. O systemie wytwarzania kryształków. O odbudowywaniu pośrednio przez nas miasta. O Affinity Points. O tym, dlaczego zżyłem się z Melią. O wizji twórców i przekazie dla dla gracza oraz końcowych wyborach. O genialnych villainach, gdzie ostatnim, którego znałem, a może się z nimi równać, był Kefka z FFVI. I o jeszcze bardzo wielu rzeczach, o których dzisiaj już nie napiszę, bo muszę iść spać, a i tak nikt tego nie weźmie poważnie, bo to gra na konsolę Nintendo i nie ma w nazwie pewnej serii gier, uznawanej przez niektórych za esencję gatunku. Trailerem Xenoblade - gry, która weszła przebojem do mojego ścisłego TOP 3 gier jRPG all time, zakończę ten dziwny wywód, do którego napisania, skłonił mnie zasłyszany utwór z gry. Dobranoc:
Xenoblade Chronicles
Co mnie skłoniło do rozpoczęcia wątku, którego i tak pewnie nikt tutaj nie podejmie? (bo gra nie ma "Final Fantasy" w nazwie...) Nie mając zbytnio czasu, włączyłem dziś wieczorem grę muzyczną na PC (Audiosurf 2), gdzie wykorzystujemy zasoby muzyczne naszego komputera. Tak się jakoś złożyło, że odpaliłem soundtrack Xenoblade Chronicles. No i się zaczęło. WSPOMNIENIA.
Dawno, żadna gra nie wywoływała u mnie tylu emocji. Dawno już nie ryczałem, nie śmiałem się, nie przeżywałem przygód bohaterów, których mi dane było prowadzić. W końcu - dawno już, nie porwała mnie tak bardzo jak tutaj, opowiedziana przez twórców historia.
NIESTETY. O ponadprzeciętnej fabule nie można nawet w spokoju nic napisać, by nie zaspojlerować wydarzeń tym, którzy w grę nie grali. A o spojlery jest bardzo łatwo. Zaczynając od wymieniania bohaterów Ci, trącą lekko sztampą - jak to japońscy protagoniści. No, ale nie jest to obraz przerysowany. Nawet chomikopodobny stworek nie jest tutaj irytujący, a jego wątki są tak wplecione w fabułę, by podtrzymać w graczu emocjonalną huśtawkę. Kiedy już myślimy, że dzień zakończy się ponuro, kiedy promienie słońca zdają się ginąć w gęstych burzowych chmurach - wtedy przychodzi Riki i jednym zdaniem przyprawia nas o atak niekontrolowanego śmiechu. Autentycznie, o 2 nad ranem parsknąłem śmiechem tak głośno, iż obawiałem się, że pobudzę sąsiadów. Specjalnie zacząłem od mega chomika. O reszcie postaci nie będę wspominał, gdyż nie chcę tutaj nikomu zabierać przyjemności z odkrywania poszczególnych charakterów i ich rysów psychologicznych. Bohaterowie są bardzo wyraziści, a gra na dodatek serwuje nam relacje pomiędzy nimi, które są zależne tylko i wyłącznie od nas. To, kto z kim w drużynie, kto kogo uleczy w walce, kto komu da jakiś słodki owoc, zerwany gdzieś w dzikiej dżungli...czy też to, jak zwracamy się do konkretnych osób, a nawet NPC, skutkuje później wzajemnymi relacjami - lepszymi, bądź gorszymi. Gra wręcz zachęca, by dbać o przyjaźnie, by pchać w ramiona swoich ulubieńców. Można wiele godzin spędzić na samym poszukiwaniu prezentów, mogących spodobać się osobie, którą chcemy obdarować. A to dopiero początek, bo są jeszcze questy...
...questy i jeszcze więcej questów. Wszystkie osadzone w TAKIM świecie. Świat gry. O nim też nie mogę nic powiedzieć, bo będzie to spojlerem. Jest podzielony. Na pierwszy rzut oka (nie znając gry) wydaje się strasznie ciasny. Po kilku godzinach już wiadomo, że taką przestrzenią i wolnością, jaką daje nam gra, nie może się poszczycić zbyt wiele gier. Na myśl przychodzą mi może ze dwie, trzy. Narzekaliście na tunelowość ostatnich Finali? Xenoblade jest ich zupełnym przeciwieństwem. Robisz co chcesz, jak chcesz i gdzie chcesz. Masz 10 lvl i chcesz rzucić się na jakiegoś mamuta z 90 lvl? Wolna wola. Lokacje zaś, potrafią nas przyprawić o zachwyt (słynny zachód słońca na dłuuugim moście). Chciałoby się napisać więcej, ale po prostu nie można. Zrozumiecie, jak zagracie. Dodam tylko, że ten świat jest bardzo ŻYWY. Przez przypadek można nadepnąć na piętę tyranozaurowi, albo kąpiąc się radośnie, zostać pogryzionym przez piranie. Takie życie. Zdradzić jeszcze mogę, że mamy zaimplementowany system dnia i nocy, co skutkuje zmianą motywów muzycznych, oraz przeciwników łażących po przeróżnych krainach.
Muzyka. Jedni powiedzą, że średnia, inni będą się zachwycać. Kwestia gustu - jeden woli Dodę, drugi woli Darskiego. Ja byłem zachwycony kompozycjami w tej produkcji. Doskonale podkreślają rozmach i epicką fabułę w niej zawartą. Jest to też muzyka bardzo zróżnicowana - od ostrych, rockowych kawałków "One who gets in our way", poprzez ballady, jak "Beyond the sky", gdzie długo płakałem ze wzruszenia. Poruszony zarówno muzyką, jak i sceną, której towarzyszyła. Łza zakręciła mi się nawet teraz, kiedy włączyłem sobie ten kawałek, by go sobie posłuchać. Na tym jednak nie koniec, gdyż usłyszymy tutaj industrialne wręcz motywy, z elektroniką na czele "Field of the Machinae". Do muzyki nie miałem zastrzeżeń już w momencie składania pre-ordera, widząc kto jest za nią odpowiedzialny.
System walki uważam za jeden z lepszych (choć wolę bardziej aktywne, jak w serii Star Ocean, czy najnowszych Talesach). Bardzo mi przypominał ten, z Final Fantasy XII, choć w Xenoblade jest on bardziej intuicyjny. I znowu - nie bardzo mogę wdawać się w detale, gdyż będzie to spojler. Jeden z bohaterów ma trochę inny system walki niż reszta drużyny, co wynika ściśle z fabuły gry. Reszta - posiadamy Arty, które są odpowiedzialne za ataki/leczenie/magię/etc i są one po użyciu ładowane (coś na wzór paska limitu). Po określonym czasie możemy użyć ich ponownie. O pewnej bardzo oryginalnej zdolności głównego bohatera nie wspomnę, gdyż to również jest dużym spojlerem fabularnym. Jest to bardzo oryginalny patent, który w trochę inny sposób wykorzystano kiedyś w Lost Odyssey - na pewno Wam się spodoba
O grafice rozpisywał się nie będę - to wii i jaki koń jest, każdy widzi. Poniżej trailer, gdzie można sobie samemu zobaczyć. Mi się podobała, a grałem w międzyczasie zarówno na ps3, jak i pc. Nie grafika jest tutaj najważniejsza, a to, jak bardzo MIODNA jest to gra. Miód wylewa się z każdej strony, bokami, nosem, uszami. Mógłbym jeszcze wiele napisać. O systemie wytwarzania kryształków. O odbudowywaniu pośrednio przez nas miasta. O Affinity Points. O tym, dlaczego zżyłem się z Melią. O wizji twórców i przekazie dla dla gracza oraz końcowych wyborach. O genialnych villainach, gdzie ostatnim, którego znałem, a może się z nimi równać, był Kefka z FFVI. I o jeszcze bardzo wielu rzeczach, o których dzisiaj już nie napiszę, bo muszę iść spać, a i tak nikt tego nie weźmie poważnie, bo to gra na konsolę Nintendo i nie ma w nazwie pewnej serii gier, uznawanej przez niektórych za esencję gatunku. Trailerem Xenoblade - gry, która weszła przebojem do mojego ścisłego TOP 3 gier jRPG all time, zakończę ten dziwny wywód, do którego napisania, skłonił mnie zasłyszany utwór z gry. Dobranoc:
Xenoblade Chronicles