Wiem, że zabieranie głosu w temacie sprzed prawie pół roku jest pozbawione większego sensu, ale ten wątek jakoś nie dawał mi spokoju. Zamierzam skupić się przede wszystkim na erpegach, ponieważ wiem, Hay, że to nie klona Tetrisa tworzycie z kolegami.
hay pisze:Nie wspominając o "koedukacyjnym duecie złych".
Brakuje mi gier, w który ostatnim bossem byłaby kobieta. FFVIII jest jedynie wyjątkiem, potwierdzającym regułę: przywilej snucia ambitnych planów (w tym planów dominacji nad światem i siania zagłady) należy do mężczyzn. Kobiety mogą być co najwyżej pomagierami złoczyńców, przy czym każda podpada obowiązkowo pod jedną z następujących klisz:
a) Piękna i kompetentna – uświadamia sobie, że jej zły boss nie ma racji, a szczytem jej marzeń jest tak naprawdę służba głównemu protagoniście (z uwzględnieniem podtekstów seksualno-romantycznych). Kiedy tylko staje się członkiem/ poplecznikiem drużyny, pryskają jej wcześniejsze kompetencje.
b) Piękna i niekompetentna - nic nie umie zrobić dobrze. Ostatecznie poświęca się dla złego szefa (którego wielbi ponad życie), boss zaś ma to gdzieś.
c) Piękna i niekompetentna - nic nie umie zrobić dobrze, co naraża ją na krytykę ze strony złego szefa (na którą reaguje bardzo emocjonalnie). Służy za comic relief, czasem przez swoją nieudolność niechcący pomaga drużynie.
Nawet moja kochana Hrist z
Silmerii, silna kobieta z własnymi zasadami, podpada pod schemat a), tyle że podtekst seksualny zastąpiono w tym przypadku siostrzaną miłością.
Inna rzecz, że obsadzenie bishounena w roli złego bossa to coś, co bardzo skutecznie przykuwa mnie do gry. W mojej opinii antagoniści są często o wiele ciekawsi od protagonistów (mogłabym długo wymieniać tytuły, gdzie fascynował mnie właśnie villain, a problemy głównego bohatera zlewałam dla odmiany ciepłym sikiem) dlatego tak ważne jest, żeby mieli dopracowany chara design, historię i dialogi.
Niektórzy twierdzą, że grający faceci są płytcy, bo przecież robi się dla nich te wszystkie rozebrane elfki i/lub piszczące lolitki, które mają im wystarczyć do szczęścia, jeśli chodzi o postacie kobiece w grach. Może i tak, bo nie wiem, czy tacy gracze w ogóle zwracają uwagę na charakter/ wkład w fabułę owych postaci, czy tylko ograniczają się do rozbierania ich wzrokiem i snucia erotycznych fantazji.
Z drugiej strony - sama jestem na tyle płytka, że pierwszym i podstawowym kryterium zainteresowania się (lub nie) danym RPGiem jest to, czy występuje tam bodaj jeden przykuwający uwagę bishounen. Jeśli od razu dostrzegę pasującego mi bishounena, to super - cieszę się z góry na udaną grę. Jeśli widzę samych brzydali - gra z miejsca ma w plecy.
Jasne, przed zakupem gry czytam wiele recenzji, a ostateczną opinię o skończonym tytule wyrabiam sobie na podstawie wielu czynników, od gameplayu i fabuły poczynając, na sidequestach i voice actingu kończąc, ale to bishe wzbudzają u mnie afekt pierwotny.
Pamiętam, jak biłam się z myślami przed zakupem
Shadow Hearts 3 (które ostatecznie ogromnie przypadło mi do gustu):
Goddammit, wśród postaci nie ma żadnego bisha, a główny bohater jest głupim nastolatkiem nie w moim typie – jak ja dam radę w to grać?!
Podsumowując: żeby (płytka) kobieta taka jak ja mogła uznać grę za udaną, musi pojawić się w niej przynajmniej jeden bishounen, do którego będzie można powzdychać (w metaforycznym sensie). Jeśli bish jest postacią grywaną – tym lepiej! Nie wystarczy oczywiście żeby postać tylko dobrze wyglądała. Musi mieć jeszcze odpowiednio ciekawy charakter. Oczywiście, definicja "piękna" i "charyzmy" różni się w zależności od osoby. Jedne dziewczyny wolą problematycznych, naiwnych nastolatków pokroju Tidusa, inne polecą na cynicznego, dojrzałego Aurona, komuś spodoba się prostolinijny, opiekuńczy Wakka, a jeszcze innym, nie wiedzieć czemu, spodoba się angst i zepsucie Seymoura. Ważne, że jest w czym wybierać.
(Czemu przytaczam jako przykład grę, która akurat ma najsłabszych bishounenów w całej serii FF? _^_)
Osobiście uwielbiam tych długowłosych, dojrzałych i mrocznych, koniecznie powyżej dwudziestki, o przyjemnie brzmiącym głosie, którzy
nie wyglądają, jakby właśnie wyszli z nocnego klubu dla gejów.
I nie komentuję pogłosek, jakoby kręcili mnie dwunastolatkowie.
Co do wiodących ról kobiecych: lubię, kiedy ich rola nie sprowadza się do bycia dziewczyną/ pocieszycielką/ przedmiotem opieki głównego bohatera. Lubię, kiedy bohaterki gier nie paradują w samym bikini albo w "zbroi", która składa się z naramienników i żelaznych majtek, a odkrywa wszystko inne. Lubię też ładne kostiumy, podkreślające wirtualną, kobiecą figurę, ale epatowanie gołymi brzuchami, nogami, etc. mnie razi, bo sprowadza postaci kobiece do roli obiektów seksualnych, a nie istotnych części fabuły.
Owszem, wizualna atrakcyjność postaci żeńskich jest dla mnie dość ważna, ale oceniam ją głownie na podstawie twarzy i fryzury (kolor, długość włosów ma pasować do koloru oczu). Biust i długie nogi są bez znaczenia, zwłaszcza że żadna postać kobieca w RPG z założenia do paskudnych nie należy. Naprawdę jest mi obojętne, czy mam na ekranie płaską, dorastającą dziewczynkę czy wypasioną elfkę z miseczką D. Jedyna różnica w przytoczonym przykładzie może polegać na tym, że taka elfka będzie dojrzalsza. I tu dochodzimy do najistotniejszej kwestii, czyli do charakteru postaci. Lubię bohaterki, które wiedzą czego chcą, nie polegają we wszystkim na mężczyznach, umieją podejmować decyzje, rozwiązywać problemy, przewodzić drużynie, a przede wszystkim nie są zdziecinniałymi, płaczliwymi idiotkami (co nie znaczy, że nie mogą mieć emocji i okazywać smutku, kiedy źle się dzieje).
Podczas gry w PRG, zwłaszcza w jRPG zwracam ogromną uwagę na relacje między bohaterami i motywujące ich czynniki: wzajemny stosunek postaci, ich wspólne doświadczenia, wydarzenia z przeszłości, osobowość. Lubię, kiedy zachowanie postaci jest wiarygodne z psychologicznego punktu widzenia, a także stosowne do ich wieku. Nie razi mnie dziecinny napad złości, spora naiwność czy nieprzemyślana decyzja dziesięcioletniej bohaterki, ale od lidera drużyny wymagam już zupełnie innych zachowań, nawet jeśli jest tylko nastolatkiem. Szczególnie irytują mnie dzieciaczki, które zachowują się, jakby zjadły wszystkie rozumy, oraz naiwni, niezaradni dorośli z umysłem półgłówka, którzy nie potrafią się nawet wysmarkać bez pomocy nastoletniego protagonisty.
Nie lubię klisz, na przykład takich: bohater ratuje nieznajomą w pierwszej godzinie gry, co wiedzie do nieuchronnej, ociekającej lukrem miłości, polegającej głównie na pełnych patosu dialogach i trzymaniu się za ręce. Jeśli już o romansach mowa, to mają być przede wszystkim wiarygodne, zgodnie z tym, co napisałam wcześniej. Dwójka czternastolatków rumieniących się ciągle w swojej obecności i ewentualnie całujących się w policzek w zakończeniu gry – ok., słodkie, aprobuję! Ale już dwójka dwudziestolatków robiących to samo mnie irytuje – wtedy oczekuję znacznie więcej napięcia seksualnego, jakichś kryzysów w związku, etc.
Wciskanie happy endu z głupia frant i na siłę mnie drażni.
Sephiria pisze:Może zacznijmy od tego, że obecnie pada mit gier tworzonych przez facetów
Pada czy nie, dalej olbrzymia większość gier tworzonych – i recenzowanych, a wszak to recenzje kształtują rynek! – jest przez facetów z myślą o facetach, mimo że ponoć 40% graczy w USA to kobiety. Inna rzecz, że – jak to już wcześniej zauważono – gracz graczowi nierówny i nie wiadomo, jaką część tych 40% stanowią dziewczyny klikające w Internetowe "ubieranki" albo urzędniczki układające pasjansa w pracy.
Nie, żeby brakowało mi szczególnie równouprawnienia w grach, nie potrzebuję też wirtualnych symulatorów zakupów, gotowania czy co tam jeszcze uchodzi za typowo babskie zajęcie. Jestem kobietą o tyle, że nigdy nie kręciły mnie np. FPSy (co nie znaczy, że nie zdarzało mi się w nie grać), bo szybkie tempo akcji i możliwość oberwania granatem zza winkla tylko potęguje u mnie stres. Wolałam bawić się w Theme Hospital, Herosów czy Dungeon Keepera, gdzie liczy się przede wszyskim planowanie. Obecnie zauważam zaś przyjemny trend w PRG, który wiąże się ze zmianą statusu kobiet. Postacie żeńskie to nie tylko obiekty do zdobycia i piękny element tła, ale coraz częściej bohaterki pierwszego planu, których atrakcyjność nie sprowadza się do wielkiego cyca.
lena163 pisze:Żeby nie było że jestem całkiem pozbawiona cech typowych dla dziewczyn to np jak gram w FF12 to nie mam sumienia zabijać potworków z zielonym paskiem
Miałam tak samo, atakowanie biednych ludków było dla mnie szczytem zua, tak jak dawniej użycie czaru Armageddon i wybicie wszystkich NPCów na mapie w serii M&M.
Sephiria pisze:Stąd, powoli zespoły twórców głównie składających się z mężczyzn robią gry, pamiętając o różnych gratkach-dodatkach, które cieszą młode damskie oko. Dla młodego gracza-faceta są to zazwyczaj pierdółki, na które on nie spojrzy i raczej się z nimi nie zapozna, chyba że ma grającą sympatię i razem posiedzą nad jakimś tytułem. Chociaż są od tej reguły chlubne wyjątki i można ich poszukać w serii FF. Dla przykładu powiem tylko dwa słowa: Sephiroth, Vincent.
Eh? Dla Ciebie Sephiroth to taka "pierdółka", która ma "cieszyć młode, damskie oko"? *scratches her head* Czegoś tu nie rozumiem. Jakie właściwie pierdółki masz na myśli? Gołą klatę Vaana, "długi miecz" czy coś innego? Dla mnie taką "damską pierdułką" (dalej nie wiem, co przez to rozumiesz) byłby np. crossdressing Clouda na Wall Market, Friendly Monsters w FFIX albo związek Donny i Barthello.
Lol, pisanie tego posta to była największa strata czasu w moim życiu. Jeśli go przeczytaliście – witajcie w klubie.