Strona 24 z 29

: pt 07 kwie, 2006 13:53
autor: Kimahri
Garnet pisze:pegasus..amiga..commodore..łezka w oku sie kreci ^^ pamietam ze znajomi do mnie sie schodzili i pogrywalismy (jako jedyna w okolicy mialam sprzety do grania^^")
No wam to sie kreci a ja co.... a ja musialem chodzic do kolegi zeby sobie w Contre, Mario ale w co innego pograc na pegasusie, ani mama ani tato nie chcieli mi kupic...
dlatego ja zaczynelem od PSX ktorego sam kupilem po kryjomu rodzice nawet nie wiedzieli^^

: pt 07 kwie, 2006 14:01
autor: squcloud
Kimahri pisze:No wam to sie kreci a ja co....
Kręciło bym raczej poowiedzial

: pt 07 kwie, 2006 14:08
autor: Kimahri
Garnet pisze:.łezka w oku sie kreci
squcloud pisze:Kręciło bym raczej poowiedzial

:roll: Poczytaj dokladnie....
Sorry za OT

: pt 07 kwie, 2006 14:49
autor: squcloud
Jak zem jeszcze dzieckiem był to na amidze gralem w taką super gierkie platformowke, co sie chodzilo takim napakowanym kolesiem chocby w masce takiej. Po jakims zamku sie chodzilo, moze ktos z was kojazy co to za gra? bo nie moge sobie tytulu przypomniec :p

: pt 07 kwie, 2006 15:09
autor: Moren
Ja pamiętam grę na Commodore, jak chodziło się Donaldem (nie Tuskiem ) i wykonywało się różne prace. Później można było siostrzeńcom plac zabaw zrobić :P Bardzo wciągała mnie ta gierka.

: pt 07 kwie, 2006 15:10
autor: squcloud
Co było lepsze sprzętowo? Amiga czy commodore?

: sob 08 kwie, 2006 13:56
autor: Gagarin
Moren pisze:Ja pamiętam grę na Commodore, jak chodziło się Donaldem (nie Tuskiem ) i wykonywało się różne prace. Później można było siostrzeńcom plac zabaw zrobić :P Bardzo wciągała mnie ta gierka.
uwielbiałem tą gre! :D najbardziej lubilem pracować w kolei, dowożenie towaru do odpowiedniego miejsca, nie lubiłem lotniska :/ później kupowalo sie jakieś zabawki do domu zbudowanego z okienek i bawilo się siostrzeńcami :D ale to była kicha ten dom :]
squcloud pisze:Co było lepsze sprzętowo? Amiga czy commodore?
wydaje mi się, że Amiga prezentowała sie lepiej niż Commodore, chociaż na Amidze grałem tylko kilka razy, w taka grę co choziło się takimi trollami z kolorowymi wlosami, gra ta byla podobna do ZOOL na wczesnego PC
:lol:

: sob 15 kwie, 2006 22:48
autor: squcloud
Squcloud pisze:moze ktos z was kojazy co to za gra?
Ha przypomniałem sobie. Ta gierka na amige nazywała się GODS :p :p. Inną kultową grą na amige było Franco. :p Grał ktoś? Słynny tekst ostatniego bossa : "Boli mnie głowa" :p :p

: sob 15 kwie, 2006 23:10
autor: Cierń
squcloud pisze:Inną kultową grą na amige było Franco
Eeee tam... Ja w to na PC grałem... Normalnie super polska gra :P Najlepszy i tak był tam licznik denat :P Albo misja przerywnikowa jak się "maluchem" jeździło :D Na PS 2 miał być remake, ale SONY uznało, że zbyt krwawa jest... :lol:

: sob 26 sie, 2006 15:27
autor: Jaco
Tak patrze na zniżki do cyrku, które ktoś mi na wycieraczkę podrzucił i wzięło mnie na refleksje.... jak to się kiedyś do cyrku na gapę wchodziło _^_

Było to wtedy, gdy miałem jakieś 5-8 lat. Cyrk był jakąś frajdą. Ale cena.... chyba nie była za wysoka, ale co tam :] Na gapę udało mi (i koledze) się wejść ze 3 razy. Raz pomogli nam w tym starsi koledzy, obiecając, ze kupią jednemu z pracowników cyrku wódkę _^_ On nas wpuścił, ale wódy na oczy nie zobaczył :] Innym razem nie kombinowaliśmy już tyle. Po prostu - nikt nie patrzy? to wchodzimy! (najlepiej, jak nie było ogrodzenia). Złapali nas tylko raz :D Pokrzyczał koleś, my uciekliśmy i tyle ;P

No i kiedyś też na łąki pod moim blokiem podjechał taki przenośny ogród zoologiczny... zapoznałem się z dzieciakiem z tego ogrodu, który był jakoś w moim wieku no i mnie wpuścił za darmo :D Eh.. to były czasu :] Do niedawna jeszcze co najwyżej raz na jakiś czas się na basen za darmo wchodziło, ale tylko dlatego, że sprzedawca biletów jakoś się specjalnie nie upominał o ich zakup _^_

: wt 29 sie, 2006 11:30
autor: Grzybek Z Octu
Dzieciństwo GZO - Prolog


Niecałe ćwierć wieku temu służyłem w Ekspedycyjnej Brygadzie Piechoty Morskiej, pluton 2 Testis dex.
Były nas miliony i jak to w wojsku - wszyscy wyglądaliśmy tak samo, chociaż cała kompania była podzielona na kilka oddziałów, a każdy oddział miał przydzielone inne zadanie. Mieliśmy też dowódce, ale żaden zmoich kolegów, ani ja sam, nigdy go nie ujrzałem. Co ciekawe, jego rozkazy czuliśmy niemal instynktownie i byliśmy ich pewni. Należało zdobyć szturmem Kulistą Twierdzę Ovum, jednak aby było to możliwe, dowódca musiał używać zaawansowanych technik negocjacji z wrogiem. Gdy zaufanie drugiej strony zostało zdobyte i podpisany został pakt koalicyjny, nasi dowódcy zaczęli naprawdę się ze sobą przyjaźnić! To była zdrada- przeto musieliśmy działać na włąsną rękę. Z informacji szpiegów z Glandulae bulbo-urethrales jasno wynikało, że dowódca co wieczór wysyła sondę na teren nieprzyjaciela w jakimś mutualistycznym dla ich obojga celu, ale tamże miał też znajdować się cel naszej misji - Twierdza Ovum. Podjęliśmy decyzję, że trzeba zdezerterować przy nastepnym wysłaniu sondy, co też uczyniliśmy.

To było piekło. Widziałem, jak pada ze zmęczenia wielu moich towarzyszy. Nic nie mogliśmy zrobić, brnęliśmy na wschód..zawsze na wschód...wytrwale i mężnie. W końcu zobaczyliśmy Twierdzę - była wielka i zadziwiająco okrągła. Na przód! Komu Bóg, komu ojczyzna miła- za mną!!

Szturm trwał parę godzin, podczas których nasze siły słabły z minuty na minutę. Ja..przedostałem się do środka. Jako jedyny. Co za szczęście i przekleństwo - twierdza była moja, ale nie mogłem wpuścić towarzyszy broni i przez półprzezroczyste ściany patrzyłem, jak jeden po drugim kona w powolnej agonii.

"Otrzyj łzy, żołnierzu, przed Tobą nowe życie" - usłyszałem, i poczułem się śpiący..

C.D.N.

: pt 27 paź, 2006 16:46
autor: Gveir
Nigdy nie zapomnę jak udało mi się rozwalić transformator dla całej wsi na tydzień XD Nie żeby specjalnie, ale jednak. Miałem tak z 6 lat i podkusiło mnie, żeby włożyć do gniazdka lampkę bez włożonej do niej żarówki... Jak huknęło, to usiadłem, ogień z lampki poszedł pod sufit - i nagle ciemno :lol: Transformator usmażył się na amen, dopiero po tygodniu go naprawili - nie muszę mówić, że żaden z sąsiadów do dzisiaj nie wie, kto to zrobił, bo kiedy to wspominają, ciągle klną :D A i na dodatek była to późna, zimna jesień, więc bez prądu było jeszcze zabawniej...

: sob 28 paź, 2006 19:02
autor: Final
And this is my story :p.Pewnego dnia, poszliśmy sobie pograć w piłkę(było nas 10-->składy 5>5).I kiedy mój kolega wyszedł z piłką, od razu krzyknąłem "podaj".On podrzucił ją do góry i nagle krzyczy "nie do kałuży!!!" no więc wybiłem się i....tak jak w blitzballu wykopałem prosto w szybę samochodu(od razu alarm i brzdęk tłuczonego szkła) i gdy się odbiła pewna babcia dostała w głowę z tej piłki i o dziwo upadała na ziemię :p(przy okazji usiadła na pieska który właśnie przechodził).Zanim staruszka zdążyła wstać już nas tam nie było.No oprócz mnie żebym mógł jakoś to wytłumaczyć.Parę złotych poszło na szybę ale przynajmniej moi koledzy się uśmiali.

: ndz 29 paź, 2006 21:19
autor: Dagger_Til
No to tak: Podpaliłam garaż (bo było w nim siano(wiem wiem ale ja głupia)), chciałam zagrać w ping ponga ale niemiałam paletki to sobie zagrałam komórką (po tym zdarzeniu cała była poTRZaskana).

: pn 21 maja, 2007 19:48
autor: Grzybek Z Octu
Wycieczka do Jarużyna

W czasach, gdy mój tata miał trochę mniej lat, sadełka, oraz lepszą kondycję i więcej włosów na głowie, był pasjonatem wycieczek rowerowych. Pewnego słonecznego dnia, ojciec postanowił, że zabierze mnie na taką eskapadę. A ponieważ byłem mały ..(jako dziecko, bo obiektywnie patrząc, zbyt wiele od tego momentu nie urosłem :lol: ) i ponieważ nie potrafiłem jeszcze jeździć na rowerze, moim zadaniem było siedzieć na bagażniku z nogami po obu stronach bezpiecznie odsuniętymi od tylnego koła.

Po przejechaniu kilkunastu kilometrów, mogłem wdychać ostry zapach igliwia i żywicy leśnej, słuchać jak szyszki chrupią pod kołami roweru oraz widzieć wszechogarniającą, cienistą zieloność. Było fajnie. W pewnym momencie poczułem jednak, że coś jest nie tak. Zwolniliśmy, bo coś blokowało koła...mój mężny ojciec nie poddał się jednak tak szybko i zaczął pedałować na stojąco..po chwili poczułem ból. Zapach igliwia stał się cieżki i słony, chrupanie szyszek zastąpił metaliczny dzwięk skrobiący coś z mojej stopy - jak się za chwilę okazało, zeskrobywana była skóra i mięso aż do ścięgna Achillesa, przez pracujące szprychy tylnego koła. Zatem i barwy wycieczki się zmieniły - paleta oscylowała między odcieniem żywej czerwieni, poprzez odcienie żółci, do bladej białości.

I czas było wracać do domu.. :)

Koniec.