Społeczeństwo...

Czy trzeba cokolwiek tłumaczyć? Róbta co chceta - tu możecie się do woli wyszaleć!

Moderator: Moderatorzy

Sogetsu
Malboro
Malboro
Posty: 1050
Rejestracja: sob 18 lut, 2006 00:19

Post autor: Sogetsu »

kilmindaro pisze:Nie wydaje mi się:
a jednak. przytoczony przez Ciebie fragment Księgi Kapłańskiej dotyczy tylko kary za grzech. a na evilbible jest cała masa cytatów bez kontekstu.
kilmindaro pisze:Kontekst chyba jeszcze gorszy niż oryginalne małe cytaciki _^_
czemu? to przecież logiczne, że karą za grzech jest śmierć. poza tym zauważ, z jakiego okresu jest ten fragment - wędrówka Żydów po pustyni i zasiedlanie Kanaanu. Żydzi nie należeli do zbyt pokornego narodu, więc natychmiastowa śmierć za przestępstwo niejako pomagała utrzymać lud w ryzach. a to tylko jedna z przyczyn tak surowego prawa.
no i chyba nie powiesz mi, że rzeczy wymienione w tym fragmencie nie zasługują na potępienie?
a, i w dzisiejszych czasach karą za grzech też jest śmierć. tylko że w przeciwieństwie do czasów Starego Testamentu, nie jest wykonywana natychmiast przez społeczność:) no i dzięki ofierze Jezusa można tej kary uniknąć :)
Awatar użytkownika
Haichi
Cactuar
Cactuar
Posty: 324
Rejestracja: pt 26 maja, 2006 15:06
Lokalizacja: Irlandia
Kontakt:

Post autor: Haichi »

kilmindaro pisze:
Tiglatpilesar pisze:t;]Zresztą nauka nie wyjaśniła do końca, jak powstał człowiek - wciąż nie znaleziono "brakującego ogniwa". I nie ma wcale pewności, że kiedyś to przełomowe odkrycie nastąpi.
Brakujące ogniwo nie istnieje? _^_' Mamy wszystko, od małpy, przez australopiteka, Homo habilis, Homo erectus, neandertalczyka aż do Homo sapiens. Znamy procesy rządzące ewolucją. "Brakujące ogniwo" to termin wykuty przez panów z Watykanu, by jakoś jeszcze zdyskredytować naukę, że to "bóg stworzył człowieka". Wiesz co by się stało jakby to "brakujące ogniwo" znaleziono? Watykan by się cieszył! Tak, cieszyłby się, bo teraz miałby dwa kolejne brakujące ogniwa. ~_~
Brakujące ogniwo jest terminem użytym przez samego Darwina więc chyba nie jest to do końca wymysł "wykuty przez panów z Watykanu"...

Na ten temat jest wiele sporów ponieważ nie ma tak naprawdę dowodów, że gatunki które wymieniłeś były etapami ewolucji człowieka. Na przykład wszyscy wyobrażamy sobie neandertalczyka jako przygarbionego "małpoluda" z głupim wyrazem twarzy ... a nie ma dowodów na to, że tak naprawdę wyglądał. Do tej pory znaleziono wiele szczątków kopalnych ukazujących, ze tak naprawdę neandertalczycy nie różnili się zbytnio od ludzi współczesnych.

Drugi przykład - australopitek. Wielu naukowców przyznaje, że czaszka australopiteka jest "uderzająco małpia, a nie ludzka". (Zacytuję anatoma S. Zuckermanna "W porównaniu z czaszkami ludzkimi i małpimi czaszka Australopithecinea jest uderzająco małpia, a nie ludzka. Sugerowanie czegoś wręcz przeciwnego można by przyrównać do zapewniania, że czarne jest białe" koniec cytatu.)

Tylko tyle chciałem wtrącić ... dla mnie osobiście nawet gdyby teoria ewolucji była prawdziwa to niezbyt mi się podoba koncepcja, że moimi przodkami były małpy _^_" ...
Awatar użytkownika
Go Go Yubari
Ifrit
Ifrit
Posty: 4619
Rejestracja: pn 20 gru, 2004 20:07
Lokalizacja: Gotham

Post autor: Go Go Yubari »

Haichi pisze:dla mnie osobiście nawet gdyby teoria ewolucji była prawdziwa to niezbyt mi się podoba koncepcja, że moimi przodkami były małpy
Ja nie lubię 90% własnej rodziny, ale co poradzę? Ewolucja to naturalny proces. Dla mnie jest sto razy bardziej dopracowana ta "świeża" "teoria", aniżeli "nieświeża" księga o stworzeniu świata w 7 dni, zmartwychwstaniu i wszechmocnym bogu, który zostawił to, co stworzył na pastwę losu i poszedł bawić się w innej piaskownicy.

Wsio.
Awatar użytkownika
kilmindaro
Cactuar
Cactuar
Posty: 537
Rejestracja: pn 18 cze, 2007 21:39
Lokalizacja: Terra

Post autor: kilmindaro »

Sogetsu pisze:a jednak. przytoczony przez Ciebie fragment Księgi Kapłańskiej dotyczy tylko kary za grzech. a na evilbible jest cała masa cytatów bez kontekstu.
I tu i tu są kary za te same pierdoły, więc nie bardzo widzę różnicę :roll:
Sogetsu pisze:to przecież logiczne, że karą za grzech jest śmierć.
Teraz tylko zdefiniuj grzech. Grzech -> to, co bóg powiedział żeby nie robić. Ja to zrobisz to trzeba cię zabić. Czemu Sogetsu nie chodzisz na parady równości kamienować ludzi? Przecież tak Bóg karze :lol:
Sogetsu pisze:poza tym zauważ, z jakiego okresu jest ten fragment - wędrówka Żydów po pustyni i zasiedlanie Kanaanu.
Gdzie masz o tym w biblii? :roll: Zauważ, co właśnie robisz: próbujesz dopasować słowo boże do czasów w jakich żyjesz, kiedy nie kara się śmiercią za takie małe gówna jak homoseksualizm (przynajmniej w większości europy, w Iranie za to jest śmierć). Bóg jasno określił jak i za co karać. Teraz wierni mówią, "że już nie trzeba, bo to taki naród był niepokorny, i trzeba było trzymać w ryzach". Bóg nie powiedział do kiedy takie prawo ma obowiązywać bądź że robił to by trzymać "naród wybrany" w ryzach. To wierni czasów późniejszych to zrobili, dopasowując swój system wierzeń do czasów w jakich żyją. (przy tej okazji mówiąc "żegnaj" imperatywnemu charakterowi słowa bożego)
Sogetsu pisze:więc natychmiastowa śmierć za przestępstwo niejako pomagała utrzymać lud w ryzach
Bycie odmiennej orientacji seksualnej to przestępstwo?
Sogetsu pisze:no i chyba nie powiesz mi, że rzeczy wymienione w tym fragmencie nie zasługują na potępienie?
Niektóre może i tak. Wiele z nich nie. I na pewno nie na tak surowe jak to sugeruje pismo. (tak, mówię z pozycji człowieka dzisiejszych czasów. Widzicie? Moralność ludzka się zmienia, wartości z biblii z definicji mają być niezmienne. Mądra księga, w rzeczy samej :roll: )
Sogetsu pisze:a, i w dzisiejszych czasach karą za grzech też jest śmierć. tylko że w przeciwieństwie do czasów Starego Testamentu, nie jest wykonywana natychmiast przez społeczność:)
Tzn? Możesz rozwinąć myśl, bo chyba nie załapałem - każemy śmiercią? Nawet Watykan tego nie robi, o Polsce nie wspominając. A niektórych stanach ameryki to i może... ale nie za takie bzdury jak homoseksualizm czy zoofilia _^_' (zoofilii nie popieram swoją drogą, żeby nie było >>)
Sogetsu pisze:no i dzięki ofierze Jezusa można tej kary uniknąć :)
_^_"
Haichi pisze:Brakujące ogniwo jest terminem użytym przez samego Darwina więc chyba nie jest to do końca wymysł "wykuty przez panów z Watykanu"...
Może faktycznie. Ale spójrzmy na to z tej strony: Darwin żył w czasach kiedy za teorie sprzeczne z naukami kościoła miało się naprawdę przechlapane. Obalanie tego wszystkiego od razu mogło spotkać się z niezwykle nieprzychylnym odbiorem ze strony społeczeństwa. Zostawienie sobie takiej furtki bezpieczeństwa w postaci brakującego ogniwa było więc jedynym rozsądnym rozwiązaniem.
Haichi pisze:Na ten temat jest wiele sporów ponieważ nie ma tak naprawdę dowodów, że gatunki które wymieniłeś były etapami ewolucji człowieka.
Badania DNA. [/thread]
Haichi pisze:Na przykład wszyscy wyobrażamy sobie neandertalczyka jako przygarbionego "małpoluda" z głupim wyrazem twarzy ...
Nie wszyscy. Taki funkcjonuje stereotyp neandertalczyka w wielu kręgach społecznych. Tyle że jako stereotyp na ogół ma on niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Haichi pisze:Do tej pory znaleziono wiele szczątków kopalnych ukazujących, ze tak naprawdę neandertalczycy nie różnili się zbytnio od ludzi współczesnych.
Kilka drobnych różnic jak pojemność mózgu, drobne różnice w budowie szkieletu. Pozato Homo Sapiens I Neandertalis mieszali się czasem ze sobą.
Haichi pisze:Drugi przykład - australopitek. Wielu naukowców przyznaje, że czaszka australopiteka jest "uderzająco małpia, a nie ludzka". (Zacytuję anatoma S. Zuckermanna "W porównaniu z czaszkami ludzkimi i małpimi czaszka Australopithecinea jest uderzająco małpia, a nie ludzka. Sugerowanie czegoś wręcz przeciwnego można by przyrównać do zapewniania, że czarne jest białe" koniec cytatu.)
Bo to był australopitek a nie homo sapiens? Oczywistą oczywistością jest, że poszczególne "etapy" ewolucji człowieka będą różnić się ze sobą, będą występować różne "rozgałęzienia", "odnogi" i "ślepe uliczki" ewolucji.
Haichi pisze:Tylko tyle chciałem wtrącić ... dla mnie osobiście nawet gdyby teoria ewolucji była prawdziwa to niezbyt mi się podoba koncepcja, że moimi przodkami były małpy _^_" ...
Podoba czy nie, wszystko jedno, bo od małpy człowiek pochodzi i tyle _^_' Popatrz jednak na to z tej strony: pochodzisz również od ameby. I czyż pięknym nie jest, iż gatunek nasz przebył tak długą i trudną drogę, by dotrzeć do punktu w którym jesteśmy teraz? Teraz, kiedy możemy swobodnie dać policzka naturze i ingerować w to, co do tej pory było wyłącznie w jej dziedzinie? Pochodzisz od małpy, to fakt. Ale nie jesteś małpą. Jesteś Homo Sapiens, człowiekiem myślącym. Używaj swego ewolucyjnego daru, rozumu, dla dobra swych sióstr i braci, dla całego naszego gatunku ;)
Awatar użytkownika
Sephiria
Administrator
Administrator
Posty: 2602
Rejestracja: sob 13 wrz, 2003 14:20
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Sephiria »

Na życzenie, temat wraca z lamusa.
"Mój świat się składa ze mnie,
Bo żyję tutaj sam
To moje przeznaczenie
Tu tylko ja i tylko ja"
(IRA - Wyspa ego)
Awatar użytkownika
Boni
Dark Flan
Dark Flan
Posty: 2376
Rejestracja: sob 20 wrz, 2003 21:08
Lokalizacja: Z róży.
Kontakt:

Post autor: Boni »

Chciałem pokazać Wam coś, co zostało wypowiedziane przez człowieka prawdziwie znającego metodologię zarówno teologii jak i nauk ścisłych. Michał Heller.

Długo szukałem odpowiedzi na nurtujące mnie pytania (Czemu jesteśmy? Czemu był Holocaust? Czy faktycznie pochodzę od małpy?).

Nie chciałem kierować się płytkimi przesłankami otaczającego mnie światka, ale posłuchać kogoś, kto rzeczywiście dotknął omawianej materii z obydwu stron. I cóż, udało mi się :)

Here you go:

Sama nauka jest światopoglądowo neutralna, ale naukowcy są ludźmi, którzy czują, myślą, cierpią, przeżywają. U wielkich fizyków, w rodzaju Einsteina, którzy dotykają wielkich teorii, nieodparcie rodzi się przekonanie, że natrafiają na jakąś myśl, która się kryje w strukturze wszechświata. Wiem z własnego przykładu, że w procesie tworzenia nauki, człowiek tej myśli doświadcza. Muszę zastrzec jednak, że bezpośrednio religia nie daje nauce nic i z metodologicznego punktu widzenia nie powinna się do niej mieszać. Ale pośrednio daje jedną ważną rzecz: uczony wierzący ma przewagę od swojego kolegi ateisty, bo on wie, że nauka nie jest ślepą grą z jakąś nieznaną, irracjonalną siłą. Człowiek wierzący wie, że za wszystkim kryje się myśl Stwórcy. To przekonanie oczywiście nie prowadzi go do rozwiązania problemu, ale daje pewien komfort psychiczny, rodzaj pewności.

Proces czerpania przez wiarę z osiągnięć nauki w ciągu wieków zawsze był bardzo żywy. Na przykład przez wieki panowało przekonanie, raczej literackie niż teologiczne, że raj, do którego idą nasze dusze po śmierci, znajduje się gdzieś w niebie. Postęp nauki, przewrót kopernikański, udowodnił, że w niebie nie ma raju i ten pseudodogmat został wyeliminowany. Każda kultura i każda epoka zakłada pewien obraz świata, który ewoluuje, w czasach nowożytnych pod wpływem nauki. Teologia jako część kultury także ulega temu procesowi.

Czy zna ksiądz profesor takie przypadki, że pod wpływem nauki Kościół zmienił jakiś element swojego nauczania?

Przykładem takiego zjawiska może być teoria ewolucji. Początkowo Kościół dość długo powstrzymywał się od zajęcia stanowiska w tej sprawie. Potem dominowała opcja, że jak długo teoria ewolucji jest tylko hipotezą, to nie należy zmieniać interpretacji Pisma Świętego na temat stworzenia człowieka. Sytuacja uległa zmianie, gdy powstała genetyka. Sama teoria Darwina nie jest w stanie wytłumaczyć ewolucyjnej zmienności, jednak gdy doda się do niej genetykę, powstaje tzw. syntetyczna teoria ewolucji, która dziś jest powszechnie uznawana.

Po odkryciach genetycznych Kościół zaczął tonować swoje stanowisko wobec teorii ewolucji. Przełomowym momentem była encyklika Piusa XII "Humani generis" z 1950 roku, która już dopuszczała ewolucję, ale z pewnymi zastrzeżeniami co do momentu powstania człowieka. Wszelkie wątpliwości rozwiał Jan Paweł II w 1996 roku, w przemówieniu do Papieskiej Akademii Nauk, w którym powiedział, że teoria ewolucji jest nie tylko zgodna z chrześcijaństwem, ale także, że Kościół nie ma tytułu do osądzania, czy jakaś teoria naukowa jest słuszna, czy nie.

Ponadto teoria ewolucji biologicznej nie jest izolowana od innych osiągnięć współczesnej nauki. Dzisiaj w nauce świat widzimy jako jeden wielki ewolucyjny proces: od Wielkiego Wybuchu aż do obecnego stanu świata. Procesy ewolucyjne świata są dobrze zbadane, dobrze także datowane. Wiadomo, że dwie, trzy minuty po Wielkim Wybuchu zadecydował się przyszły skład chemiczny wszechświata: wtedy powstały jądra wodoru i helu, a także pewne ilości jąder kilku lżejszych pierwiastków chemicznych. W gwiazdach tworzyły się następnie cięższe pierwiastki, m.in. węgiel. Zatem ewolucja chemiczna rozpoczęła się bardzo wcześnie. Naturalnym jej ciągiem była ewolucja biochemiczna, a następnie ewolucja biologiczna. Wszystkie te etapy składają się na jedno włókno ewolucji wszechświata. Jeżeli zakwestionujemy ewolucję biologiczną, to tak, jakbyśmy zakwestionowali całość: i fizykę, i kosmologię. Tego często różni ludzie nie rozumieją.

Bóg stworzył świat, ten akt stworzenia był aktem racjonalnym i nauka ten racjonalny plan Boga, który kryje się u podstaw struktury świata, stara się odcyfrować. Czyli, w ujęciu Einsteina, nauka jest w jakimś sensie działaniem dotykającym religii. On nawet mawiał prowokacyjnie, że w naszych zmaterializowanych czasach uczeni są naprawdę jedynymi religijnymi ludźmi.

Jednak w historii chrześcijaństwa wielu teologów i świętych wypowiadało się na tematy z dziedziny nauki, a z dzisiejszego punktu widzenia ich poglądy są nie do utrzymania, np. trzynastowieczne teorie św. Tomasza z Akwinu na temat początku ludzkiego życia. Przeciwnicy religii obecnie je przywołują, chcąc pokazać, jak Kościół błądzi i jest niewiarygodny. Czy Kościół dziś trwa przy poglądach świętych dotyczących zagadnień nauki?

Poglądy teologów, czy nawet świętych dotyczące nauki nie są doktryną Kościoła i nie są w żadnym razie obowiązujące naukowo. Warto pamiętać, że Kościół rozróżnia różne stopnie teologicznej pewności. Najważniejsze są dogmaty, czyli publicznie ogłoszone przez papieża czy sobór stwierdzenia dotyczące wiary. Jest ich bardzo mało, mniej niż dziesięć. One zresztą zwykle były formułowane jako reakcja na jakąś herezję. Są też prawdy teologicznie pewne, które nie były ogłaszane jako dogmaty, bo nikt ich nie kwestionował. Są wreszcie prawdy, które są jedynie teologicznymi hipotezami. Według nauczania Kościoła pisma świętych, teologów czy objawienia prywatne nie są obowiązujące. Tym bardziej, jeśli nie dotyczą wiary, tylko zagadnień naukowych.

A czy religia może pomóc nauce w dylematach etycznych, np. związanych z eksperymentami nad ludzkimi embrionami albo w innych problemach, przed jakimi obecnie staje?

Te wyzwania etyczne pojawiły się dużo wcześniej, nie tylko w związku z rozwojem biologii, ale na przykład przy okazji stworzenia energii jądrowej. Proponuję jednak popatrzeć na problem wspierania nauki przez religię z nieco innej perspektywy. Dziś pojawia się przepaść między naukowcami a jej odbiorcami. Z jednej strony są coraz lepiej wykształceni naukowcy, a z drugiej coraz gorzej wyedukowane społeczeństwo, które równa do dołu, do czego w dużym stopniu przyczyniają się swoim niskim poziomem media. Coraz większy przedział zaczyna być groźny dla kultury, ponieważ powoduje wzrost różnego rodzaju irracjonalizmów. Nauka i religia czują się przez nie zagrożone, choć każda z nieco innego powodu. W sferze religii przejawiają się one jako fundamentalizm, co jest zjawiskiem niezwykle groźnym. W stosunku do nauki objawiają się jako agresja, co było bardzo widoczne w krajach postsowieckich. Obecnie świat nauki szuka w religii sprzymierzeńca w neutralizowaniu zjawiska irracjonalizmu.

Czy tak szybki rozwój możliwości intelektualnych i technicznych nie zostawia coraz bardziej w tyle naszej wciąż niedorozwiniętej wrażliwości moralnej?


Ten problem można ująć inaczej, pytając o sens rozwoju nauki: czy ten rozwój jest z punktu widzenia ewolucji czymś korzystnym? Oczywiście inteligencja i zdolności myślowe są korzystne dla ewolucji. Hominida lepiej sobie w tej dziedzinie radził niż jego zwierzęcy towarzysze i dzięki temu wygrał ewolucyjny wyścig. Ale czy to nie poszło za daleko?


Dążymy do samozniszczenia?

No właśnie. Tworzymy rzeczy, które są antyewolucyjne, np. bomba atomowa. Możemy zapytać jeszcze inaczej: jaki stopień rozwoju nauki byłby dla nas korzystny i wystarczający, by wygrać wyścig ewolucyjny? Wydaje się, że wystarczyłaby jakaś elementarna znajomość intuicyjnej mechaniki, żeby umieć uchylić głowę przed kamieniem czy maczugą. Ale informacja o kwarkach czy galaktykach do niczego nie jest potrzebna. Przeciwnie: może doprowadzić ostatecznie do zagłady. Być może przekroczyliśmy pewien próg bezpieczeństwa.

Ewolucja gatunku ludzkiego może zatem okazać się ślepą uliczką?


To jest możliwe.


Jak to pogodzić z teologiczną tezą, że powołani zostaliśmy do wiecznego szczęścia?

Tu nie widzę problemu, gdyż rozwiązuje go śmierć. Każda jednostka musi umrzeć. Czy ten nieuchronny wyrok wykonany zostanie dzisiaj, na takim stopniu naszego ewolucyjnego zaawansowania, czy za miliard lat, nie ma żadnego znaczenia. Ludzie nieraz zadają pytania pod adresem Pana Boga, dlaczego tyle ofiar pochłonęło tsunami czy trzęsienie ziemi. Odpowiadam wtedy, że przecież to wszystko jedno, czy umrę w łóżku, czy zalany falą powodzi, i tak kiedyś muszę umrzeć. W łóżku mogę się na przykład męczyć przez trzy lata. Natomiast problemem teologicznym jest samo istnienie śmierci.


Mimo wszystko trudno się nam pogodzić z brutalnością natury. Ponoć połowa ludzkich zarodków samoistnie ginie. Zapoczątkowane życie, już z własną historią i potencjałem, jest brutalnie przerywane, zanim zdoła się rozwinąć. Czy tu nie można pytać: co na to Pan Bóg?



Takie pytanie wskazuje bardziej na nasz kłopot z rozumieniem Boga. Wychowano nas – to głównie zasługa teologów – że Bóg jest istotą, która może absolutnie wszystko. Coś jakby na zasadzie „hokus pokus”. Skoro może wszystko, to dlaczego pozwala na samoistne poronienia, trzęsienia ziemi i powodzie?

Uważam, że Pan Bóg myśli matematycznie z ogromną precyzją i logiką. Oczywiście nie jest to logika człowieka, bo dostępne nam są jedynie jej okruchy. Być może Bóg mógł stworzyć świat albo z obecną w nim rozrzutnością, albo wcale. Filozofowie mówią w tym przypadku o strukturalnej konieczności. Widocznie z Bożego rachunku wynikło, że lepiej stworzyć właśnie taki świat, niż nie stwarzać go w ogóle.

Najbardziej typowym wyrazicielem tej koncepcji był Leibniz. Jego przekonania są często wyśmiewane – moim zdaniem niesłusznie. Wolter na przykład pytał: jeżeli ten świat jest najlepszy, to jakie są te gorsze? Leibniz to jednak inaczej rozumiał: uważał, że świat jest rozwiązaniem zasady optimum. Zasada ta, nazywana także zasadą ekstremalnego działania, funkcjonuje w matematyce i prawie wszystkie prawa fizyki są jej realizacją. Nie wchodząc w matematyczne szczegóły, można powiedzieć, że posługując się zasadą ekstremalnego działania, oblicza się wszystkie możliwości i wybiera tę, dla której pewne wyrażenie matematyczne, zwane działaniem, jest ekstremalne (zwykle najmniejsze). W efekcie otrzymujemy prawo fizyki. Tak można wyprowadzić prawo grawitacji Newtona, prawa teorii względności czy mechaniki kwantowej. Podobnie, z nieskończonej liczby światów istniejących w Bożym umyśle, Bóg wybrał ten świat, który jest realizacją zasady optimum.


To, co Ksiądz Profesor mówi, jest jednak dość straszne. Czy można się powoływać na zasadę optimum w rozmowie z matką, której właśnie zmarło dziecko?


Zgadzam się: nie można. Niestety, psychologia nie zawsze znajduje wsparcie w ontologii czy metafizyce.

Czy siła teologii nie polega na tym, że dopełnia ten brutalny obraz perspektywą wiecznej szczęśliwości: okrucieństwo świata zostaje w ten sposób rozbrojone możliwością zbawienia?


Jeśli już wchodzimy na tory bardziej mistyczne, to dla mnie jedyną odpowiedzią na brutalność świata jest fakt, że Bóg nie odpowiedział nam w objawieniu na pytanie: „dlaczego zło?”, tylko je wziął na siebie, umierając na krzyżu. Bardzo pięknie o tym pisał Antoni Gołubiew w wydanej przed laty przez Znak książce „Listy do przyjaciela”. Anonimowy przyjaciel pisarza doświadczył okrucieństwa obozu koncentracyjnego i miał o to pretensje do Pana Boga. Gołubiew w listach do niego wyjaśnia znaczenie wezwania „bądź wola Twoja” z Modlitwy Pańskiej. To znakomita książka – nie wiem czemu zapomniana.

Czy między nauką a wiarą rzeczywiście panuje pełna harmonia?

Powiedziałbym ostrożniej: można podać taką interpretację, że harmonia będzie możliwa.

Interpretację nauki czy wiary?


Interpretację wiary. Już św. Augustyn w komentarzu do Księgi Genesis przyjął metodologiczną zasadę głoszącą, że jeżeli prawda religijna wydaje się być w sprzeczności z „dobrze ustaloną prawdą rozumową” (wtedy jeszcze nauki we współczesnym rozumieniu nie było), mamy obowiązek tak ją zinterpretować, by uzyskać harmonię z prawdą rozumową. Inaczej – powiada – narażamy wiarę chrześcijańską na śmieszność ze strony pogan. Co więcej, zasada ta była w historii Kościoła stosowana. Na przykład do niej odwołano się podczas procesu Galileusza: podkreślano, że głoszony przez Kopernika heliocentryzm jest tylko hipotezą, a nie dobrze ustaloną prawdą rozumową...

...podobnie współcześnie Benedykt XVI razem z kard. Schönbornem z Wiednia podkreślają, że teoria ewolucji jest jedynie hipotezą, a nie dobrze ustaloną prawdą naukową.


I tutaj popełniają błąd, bo teoria ewolucji jest dobrze ustaloną prawdą naukową. Mój prywatny pogląd jest taki, że obecny papież jest wybitnym teologiem, głębszym może od Jana Pawła II, natomiast nie ma jednej cechy, którą miał Karol Wojtyła...

...nie jeździł z biologami i fizykami na nartach?


Właśnie. Dzięki swoim przyjaźniom z ludźmi parającymi się nauką, Jan Paweł II uchwycił coś z mentalności naukowej. Nie był fizykiem, nie umiał fizyki i wiedział o tym, ale potrafił słuchać fizyków i rozumiał ich sposób myślenia. A to już jest bardzo dużo. Natomiast Benedykt XVI ma głęboką ocenę nauki – dużo na ten temat wie – ale jest to ocena, jaką mają teologowie.

Pius XII napisał, że Kościół nie zabrania dyskusji nad doktryną ewolucjonizmu z jednym wszakże wyjątkiem: „wiara katolicka nakazuje nam uznanie bezpośredniego stworzenia dusz przez Boga”. Zatem zdaniem papieża dyskusja może dotyczyć jedynie „problemu pochodzenia ciała ludzkiego z istniejącej uprzednio organicznej materii”. Wynikałoby z tego, że człowiek ma dwa źródła istnienia: ewolucja „produkuje” ciało, a duszę stwarza bezpośrednio Pan Bóg i jakby z zewnątrz dodaje do „istniejącej uprzednio materii organicznej”. Czy nie jest to pomieszanie porządków?

Wypowiedzi papieży na temat ewolucji nie mają charakteru dogmatycznego. Poza tym same podlegają ewolucji: w 1996 roku Jan Paweł II mówił już o ontologicznym skoku między zwierzęcym przodkiem a człowiekiem. Przypomnę, jak wypowiedź Piusa XII skomentował Karl Rahner. Używając tradycyjnego tomistycznego języka, rozróżnił przyczyny kategorialne, czyli wszystkie przyczyny materialne działające we wszechświecie, i przyczynę transcendentalną, czyli Pana Boga. Rozróżnienie to wskazuje na różny rodzaj przyczynowości. Przyczyny kategorialne mogą być bezpośrednie i pośrednie – kiedy piszę artykuł, przyczyną bezpośrednią (narzędną) jest pióro. Rahner powiadał: przyczyna transcendentalna tym różni się od przyczyn kategorialnych, że daje istnienie, a więc zawsze działa na skutek bezpośrednio, także wtedy, gdy działa za pomocą przyczyn kategorialnych. Działa wewnątrz nich. Zatem czy powstaje dusza, czy następuje rozpad atomu, Bóg zawsze działa bezpośrednio, od wewnątrz samego związku przyczynowego.


Wobec tego Bóg swoją stwórczą mocą działa bezpośrednio zarówno w jajowodzie, gdzie powstaje zarodek, jak w wątrobie czy mózgu – i zastrzeżenie papieża traci sens?


Czasem widuję w różnych zakrystiach tabliczkę z napisem: „Prosimy o ciszę, bo Bóg jest tuż”. Śmieję się, że to herezja, gdyż Bóg jest wszędzie, a nie tuż.


A sakramentalna obecność w Eucharystii?


Tajemnica Eucharystii wręcz pomaga mi wierzyć, gdyż jest czymś tak niezwykłym, że trudno sobie wyobrazić, aby człowiek sam ją wymyślił. Sakramentalna obecność nie oznacza jednak, że w hostii jest większe „stężenie” Boga, tylko że jest On bardziej dostępny dla człowieka. I to jest niesamowite.

Ale wracając do kłopotów z teologiczną interpretacją nowych danych naukowych, powiem coś więcej: w tej chwili następuje ogromny postęp w dziedzinie określanej po angielsku neuroscience, zajmującej się funkcjonowaniem mózgu, procesem tworzenia się obrazów, istotą świadomości, możliwością sztucznej inteligencji, problemem relacji umysłu do mózgu (mind-body problem). Przepowiadam, że jeśli była sprawa Galileusza, jest sprawa Darwina, to prędzej czy później będzie sprawa neuroscience. Jeśli Kościół się do niej nie przygotuje, czeka nas kryzys jeszcze większy niż za czasów Galileusza. Już w tej chwili Kościół powinien kształcić zastępy fachowców. Inaczej w teologii pozostaniemy w czasach przedpotopowych. Poza tym stawianie czoła nowym wyzwaniom może sprawić, że teologia stanie się dziedziną fascynującą dla współczesnego człowieka.

Czyli trzeba na nowo przemyśleć stosunek duszy do ciała, np. spoglądając na model, który stoi przed nami: komputer i jego oprogramowanie?

I tak się już robi: umysł przyrównuje się do software, czyli oprogramowania, ale znacznie bardziej wyrafinowanego niż to, które znamy z zastosowań informatyki.


Adam po hebrajsku znaczy człowiek, a Ewa – matka. Już elementarna egzegeza wskazuje na metaforyczny sens tych biblijnych postaci. Ciekawie koncepcję grzechu pierworodnego wyjaśniał Rahner. Mówił o przyczynowej rekonstrukcji przeszłości: natchniony autor Księgi Genesis nie opisywał historii stworzenia człowieka (za jego czasów pojęcia historii jeszcze nie było), chciał natomiast wyjaśnić naturę człowieka i zła w nim tkwiącego. Zatem stworzył przyczynową retrospektywę, czyli wizję idealnego wzorca zestawioną z obecną kondycją człowieka.

Raj wobec tego mógł nigdy w historii świata nie istnieć – jest tylko wizją ukazującą, jak człowiek i jego relacje powinny wyglądać?

...i jak człowiek obdarzony wolnością pokrzyżował pierwotny plan Stwórcy. W każdym razie tak według niektórych teologów i – jak się wydaje – w duchu osiągnięć współczesnej nauki należałoby interpretować początek Księgi Rodzaju. Dodajmy, Kościół nie jest instytucją powołaną do rozstrzygania, które teorie naukowe są słuszne, a które nie. Jeżeli ktoś należący do Kościoła nie akceptuje jakiejś teorii naukowej, to jego sprawa. Ważne jest, że istnieją takie interpretacje prawd religijnych, które nie kłócą się z osiągnięciami nauki.

[ Dodano: Sro 17 Wrz, 2008 22:49 ]
kilmindaro pisze:grzech-to, co bóg powiedział żeby nie robić. Ja to zrobisz to trzeba cię zabić. Czemu Sogetsu nie chodzisz na parady równości kamienować ludzi? Przecież tak Bóg karze
Omg, radzę Ci przeczytać powyższe słowa. Nawet nie dlatego, ażeby zmienić swoje poglądy, ale by zrozumieć znaczenie podstawowych pojęć i głębię jaka pomiędzy nimi się znajduje.

Przepaść pomiędzy obydwoma tokami rozumowania jest ogromna. :573:
glamorous vamp
Awatar użytkownika
Grzybek Z Octu
Moderator
Moderator
Posty: 583
Rejestracja: pt 04 sie, 2006 23:04
Lokalizacja: Z nasienia

Post autor: Grzybek Z Octu »

Ok, Bonifacy. Wściekły byłem, gdy ujrzałem Twój przygnębiająco długi post i żal miałem do CIę, iż mimo wszystko chcę to przeczytać. Co za wszechporażająca nuda lub kolejny pusty wywód fanatycznego pieniacza, który zdawkowo przeczytam i zignoruję - myślę sobie.

Jednakże zaskoczyłeś mnie pozytywnie. W przytoczonym przez Ciebie tekście zaproponowano koncepcję pozwalającą w pewnej mierze połączyć pozornie przeciwnstawne sobie bieguny. Czułbym się absolutnym idiotą i ignorantem, gdybym nie docenił tak ciekawej perspektywy. A najbardziej chyba spodobało mi się to:
Te wyzwania etyczne pojawiły się dużo wcześniej, nie tylko w związku z rozwojem biologii, ale na przykład przy okazji stworzenia energii jądrowej. Proponuję jednak popatrzeć na problem wspierania nauki przez religię z nieco innej perspektywy. Dziś pojawia się przepaść między naukowcami a jej odbiorcami. Z jednej strony są coraz lepiej wykształceni naukowcy, a z drugiej coraz gorzej wyedukowane społeczeństwo, które równa do dołu, do czego w dużym stopniu przyczyniają się swoim niskim poziomem media. Coraz większy przedział zaczyna być groźny dla kultury, ponieważ powoduje wzrost różnego rodzaju irracjonalizmów. Nauka i religia czują się przez nie zagrożone, choć każda z nieco innego powodu. W sferze religii przejawiają się one jako fundamentalizm, co jest zjawiskiem niezwykle groźnym. W stosunku do nauki objawiają się jako agresja, co było bardzo widoczne w krajach postsowieckich. Obecnie świat nauki szuka w religii sprzymierzeńca w neutralizowaniu zjawiska irracjonalizmu.
oraz
Dążymy do samozniszczenia?

No właśnie. Tworzymy rzeczy, które są antyewolucyjne, np. bomba atomowa. Możemy zapytać jeszcze inaczej: jaki stopień rozwoju nauki byłby dla nas korzystny i wystarczający, by wygrać wyścig ewolucyjny? Wydaje się, że wystarczyłaby jakaś elementarna znajomość intuicyjnej mechaniki, żeby umieć uchylić głowę przed kamieniem czy maczugą. Ale informacja o kwarkach czy galaktykach do niczego nie jest potrzebna. Przeciwnie: może doprowadzić ostatecznie do zagłady. Być może przekroczyliśmy pewien próg bezpieczeństwa.
Nie chcę się zbytnio podniecać, ale to jest genialnie napisane :). Denerwuje mnie jedynie to, że osób z światopoglądem takim, jak ów Michał Heller jest pewnie na świecie zaledwie garstka. Zarówno teologów-naukowców jak i naukowców-teologów, rzecz jasna.
Frankly my dear...I don't give a damn (because you haven't brushed your pubic hair for months) !
Awatar użytkownika
Boni
Dark Flan
Dark Flan
Posty: 2376
Rejestracja: sob 20 wrz, 2003 21:08
Lokalizacja: Z róży.
Kontakt:

Post autor: Boni »

Grzybek Z Octu pisze:Denerwuje mnie jedynie to, że osób z światopoglądem takim, jak ów Michał Heller jest pewnie na świecie zaledwie garstka. Zarówno teologów-naukowców jak i naukowców-teologów, rzecz jasna.
Dokładnie...

Swoją drogą Heller kiedyś mówił, że inteligentny człowiek nie usłyszy w kościele kazania odpowiadającego mu poziomem :D Inna sprawa, że inteligentny człowiek we wszystkim odnajdzie coś, co powinno go skłonić do refleksji. Przecież niski poziom kazań (i nie tylko) sam w sobie jest już zastanawiający :wink:

Heller wierzy w zasadę optimum i sam ją realizuje poprzez wypośrodkowanie poglądów, które z reguły są albo niespójne albo skrajne. :)
glamorous vamp
Awatar użytkownika
Grzybek Z Octu
Moderator
Moderator
Posty: 583
Rejestracja: pt 04 sie, 2006 23:04
Lokalizacja: Z nasienia

Post autor: Grzybek Z Octu »

Boni pisze:Heller wierzy w zasadę optimum i sam ją realizuje poprzez wypośrodkowanie poglądów, które z reguły są albo niespójne albo skrajne.
Czy nie czyni go to w pewnym sensie agnostykiem? :lol:
Frankly my dear...I don't give a damn (because you haven't brushed your pubic hair for months) !
Awatar użytkownika
Boni
Dark Flan
Dark Flan
Posty: 2376
Rejestracja: sob 20 wrz, 2003 21:08
Lokalizacja: Z róży.
Kontakt:

Post autor: Boni »

Rzeczywiście może tak być. Ja uważam, że jest słabym agnostykiem, tzn. że udowodnienie istnienia Boga będzie kiedyś możliwe. Ostatecznie jest to kwestia wyboru dokonywanego w sercu ^^"
glamorous vamp
Awatar użytkownika
Dyzio_USSJ
Kupo!
Kupo!
Posty: 162
Rejestracja: wt 22 sie, 2006 16:04
Lokalizacja: Leszno

Post autor: Dyzio_USSJ »

Grzybek Z Octu pisze: Jednakże zaskoczyłeś mnie pozytywnie. W przytoczonym przez Ciebie tekście zaproponowano koncepcję pozwalającą w pewnej mierze połączyć pozornie przeciwnstawne sobie bieguny. Czułbym się absolutnym idiotą i ignorantem, gdybym nie docenił tak ciekawej perspektywy.
Mnie również, zero manipulacji, fanatyzmu i dzięki takiemu myśleniu człowiek ma alternatywę i nie musi się ograniczać do większości.
Grzybek Z Octu pisze:Nie chcę się zbytnio podniecać, ale to jest genialnie napisane :). Denerwuje mnie jedynie to, że osób z światopoglądem takim, jak ów Michał Heller jest pewnie na świecie zaledwie garstka. Zarówno teologów-naukowców jak i naukowców-teologów, rzecz jasna.
Ja się podniecam i uważam również, że to genialne :grin: Możliwe, że takich osób jest więcej, ale po prostu się nie ujawniają!
Bardzo dobrze Boni, że przytoczyłeś tutaj ten tekst :) Tak w ogóle skąd wziąłeś ten wywiad? Czy moze sam go przeprowadziłeś xD? Zresztą nieważne, liczy się to, że sporo wnosi. Zawsze uważałem, że religia nie wyklucza nauki i na odwrót tylko nie umiałem (zbyt mało wiem i za ubogie jest także moje słownictwo) nigdy tego logicznie wytłumaczyć, dlatego przegrywałem argumentami więc dziękuje xD
Awatar użytkownika
Boni
Dark Flan
Dark Flan
Posty: 2376
Rejestracja: sob 20 wrz, 2003 21:08
Lokalizacja: Z róży.
Kontakt:

Post autor: Boni »

Dyzio_USSJ pisze:Tak w ogóle skąd wziąłeś ten wywiad? Czy moze sam go przeprowadziłeś xD?
No niestety sam go nie przeprowadziłem ^^" Znalazłem go po tym, jak się dowiedziałem, że ksiądz-kosmolog otrzymał Nagrodę Templetona.
Dyzio_USSJ pisze:Bardzo dobrze Boni, że przytoczyłeś tutaj ten tekst
Od początku czytałem ten topic, ale że dyskusja polegała na tym czyja racja jest najmojsza to uznałem, że się nie będę zbytnio wtrącał. Po tym jak sie ostudziło i Sephi otworzyła ponownie temat chciałem pokazać coś, co jest dowodem na to, że zdrowe spojrzenie na temat religii i nauki jest możliwe.
Dyzio_USSJ pisze:dlatego przegrywałem argumentami więc dziękuje xD
don't mention it ;)
glamorous vamp
Awatar użytkownika
Grzybek Z Octu
Moderator
Moderator
Posty: 583
Rejestracja: pt 04 sie, 2006 23:04
Lokalizacja: Z nasienia

Post autor: Grzybek Z Octu »

Boni pisze:Po tym jak sie ostudziło i Sephi otworzyła ponownie temat chciałem pokazać coś, co jest dowodem na to, że zdrowe spojrzenie na temat religii i nauki jest możliwe.
Tylko, że nie o tym miał być ten temat...chyba, że zmienimy jego nazwę na coś bardziej odpowiedniego.
Frankly my dear...I don't give a damn (because you haven't brushed your pubic hair for months) !
Awatar użytkownika
Boni
Dark Flan
Dark Flan
Posty: 2376
Rejestracja: sob 20 wrz, 2003 21:08
Lokalizacja: Z róży.
Kontakt:

Post autor: Boni »

glamorous vamp
Awatar użytkownika
kilmindaro
Cactuar
Cactuar
Posty: 537
Rejestracja: pn 18 cze, 2007 21:39
Lokalizacja: Terra

Post autor: kilmindaro »

Pseudonaukowy bełkot wspierany nieco fizyką kwantową by udowodnić jakieś pokrętne tezy. Cały wywód, nie wiedzieć czemu, kojarzył mi się z dziełem osiemnastowiecznego niemca.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Off Topic”