Lubiłam FF7 zanim Squeenix zaczął wypuszczać miliony gier, gierek i filmów na jej temat i wałkować ją do porzygania. Ale my tu nie o tym, tylko o postaciach.
Biorę pod uwagę tylko oryginalną grę z 1997, bo tylko ona dla mnie w ogóle istnieje z tego uniwersum.
W pollu zabrakło jak dla mnie czterech dobrych postaci (inna sprawa, że nie były one na tyle ważne, żeby je tu umieszczać... ech), czyli Turksów. Z bandy powtarzających się bossów do powalczenia wyłania się całkiem ciekawa galeria osobowości. Tseng - niby wróg, ale w gruncie rzeczy człowiek prawy, obowiązkowy i z ideałami. W dodatku przez krótki moment widać, że Aeris zaczyna znaczyć dla niego coś więcej, niż tylko obiekt poszukiwań Shinry. Reno - zadufany w sobie krejzol i narcyz, myślący, że zawsze jest najlepszy i zawsze ma rację. Typ j-rockera. :D Rude: milczący osiłek, zawsze spokojny i opanowany. Prawdopodobnie ciapa gdzieś tam w głębi i tak długo starał się to ukryć, że mu się to udało. No i Elena: młoda, zaangażowana, nadgorliwa i bezkrytycznie wierząca w ideały organizacji. Robi maślane oczy do Tsenga. Razem stanowili całkiem ciekawą mieszankę charakterów i człowiek z zainteresowaniem śledził ich poczynania.
A co do głównych postaci.
Cloud.
Uhh... Kurde. Niby główny bohater. Niby większość akcji jest nam dane śledzić jego oczami. A choćbym nie wiem jak się wysilała, nie zapadła mi w pamięć żadna, ale to ŻADNA prawdziwa cecha charakteru, jaką on posiadał. Cierpi, jęczy, wypiera przeszłość i podrywają go laski, którym daje się cokolwiek pomiatać, a czasem przebrać za dziewczynę. Spoko. Coś jeszcze? Jak na postać z takim potencjałem i tak dobrym tłem, wyjątkowo niedopracowany i szablonowy. W kwestii kobiet nie ma własnego zdania. Jest Aeris? Okej, niech będzie. Tifa? Też spoko. Żadnej z nich nie wydaje się okazywać głębszych uczuć, on się po prostu... zgadza. W walce wymiata i tyle z niego dobrego.
Barret
Tu już twórcy się bardziej wysilili. Barret, człowiek prosty i nieoczytany (dobrze, że nie wpadło CIA i nie zrobiło im rozróby za rasizm), łatwo mu puszczają nerwy, lubi kląć i rozwalać. Ale w gruncie rzeczy to dobry gość. Najbardziej na świecie liczy się dla niego córka i jej nie skrzywdziłby nigdy w życiu. Wobec Marlene pokazuje swoją drugą, łagodną twarz, o którą człowiek by go nie podejrzewał. Ciekawa postać, jedna z fajniejszych.
Tifa
Też dość nijaka osobowość, chyba że liczyć jej "atrybuty"; zresztą dość nierealistycznie przedstawione, gdyż coś takiego nie utrzymywałoby się długo w pozycji stojącej. Natomiast sama Tifa wydaje się osobą, która nie potrafi wziąć swojego życia w swoje ręce. Sprawia wrażenie twardej, ale tak nie jest. Jedynym, co się dla niej liczy, jest Cloud (kaman...
), którego nawet nie potrafi spróbować zdobyć, tylko siedzi w kąciku i wzdycha łzawo. Miła, ale nic specjalnego.
Aeris
Mam mieszane uczucia co do tej postaci. Z jednej strony jej traumatyczna historia jak każda inna (ostatnia ze swojej rasy? Rodzice nie żyją? Jako jedyna ma magiczne zdolności pożądane przez wszystkich? To aż się prosi o przypięcie łatki Mary Sue, jak przy Yunie) i jej wzniosłe poświęcenie za milijony, żeby powstrzymać Sephiego, sprawiają, że przewracam oczami ze zniecierpliwieniem i czekam, aż gra pójdzie dalej. Z drugiej jednak Aeris ma charakterek, którego taka np. Yuna nie miała. Ma tę bezczelność i przewrotność, która pozwala jej dążyć do celu - taka sprytna kobietka, udająca słabeusza, żeby coś osiągnąć. Szkoda, że twórcy zdławili ten ciekawie zapowiadający się charakterek w zarodku na rzecz patosu i poświętliwości.
Red XIII
Jedna z lepszych postaci. Wygląd dzikiego psio-kociego zwierza, inteligencja i opanowanie staruszka, a serce i naiwność dziecka. Targa nim całkiem sporo smutnych uczuć, ale potrafi je opanować i nie użalać się nad sobą; poza chwilą słabości w Cosmo Canyon (ale każdy miałby chwilę słabości na jego miejscu). Z jednej strony ucieka, z drugiej przywiązany do swojego ludu i stara się kultywować jego mądrość; a przy tym twórcy uniknęli przesadnego angstu i stworzyli po prostu cichego, opanowanego intelektualistę. Uwielbiam.
Cait Sith, czyli jeden wielki spoiler (skrót: bardzo go lubię, bo reprezentuje on sobą dużo więcej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka)
Kod: Zaznacz cały
Miłość! Którzy inni twórcy gier zrobiliby bohatera z urzędniczyny? <33 :D Kolorowa atrakcja do rozbawiania gości i podwójny agent za biurkiem Shinry w jednym. Człowiek, który pierwszy raz w życiu poznał, co to przyjaźń i prawdziwe więzi międzyludzkie, musi wybierać między wiernością korporacji a przyjaciołom; a po jakimś czasie jakiekolwiek korporacje przestają mieć znaczenie w świecie Sephirotha. Wszystkie te dylematy są skryte za fasadą kiczowatego robota, co czyni sprawę jeszcze ciekawszą. W dodatku jego udziałem stała się, jak dla mnie, najbardziej wzruszająca scena na pierwszym CD. To nic, że robotów takich jak on, było wiele - ważne, że jednak się poświęcił i właśnie wtedy zaczął się łamać.
Cid
Kolejna moja ulubiona postać i to właśnie na niego poszedł głos. Nie jest idealny, o nie - nie docenia innych ludzi, zwłaszcza swojej asystentki, wszystkie zasługi przypisuje sobie, a porażki - innym. Nie potrafi przyznać się do błędu. Ale uważam, że właśnie te wady czynią go ludzkim. Poza tym jest człowiekiem z wielkimi ambicjami, całkowicie poświęconym jednemu celowi. Zgorzkniały, cyniczny ryzykant, który nie uważa, że ma cokolwiek do stracenia (jakże się myli!). W końcu przychodzi mu skonfrontować własny życiowy cel z wyższym dobrem i odnaleźć w tym satysfakcję.
Ponadto Cid ma jeszcze jedną rzecz, do której mam słabość - jest mechanikiem... x3
Ale poznać to bym go nie chciała, mendy jednej.
(A z wyglądu podobny jest do bliskiej mi osoby - stąd chyba też moja słabość...)
Vincent
Hm... Wszyscy go uwielbiają, a ja tak sobie. Chyba trochę za dużo tego mroku jak na mój gust.
Straszny z niego przystojniak, to fakt. Zadatki na bohatera romantycznego. Ale zdenerwowało mnie w nim to, że zamiast działać i walczyć o kobietę, którą kochał, poszedł do trumny cierpieć.
Z kolei gdyby walczył, byłby zapewne zbyt idealny - nie sposób mnie tu zadowolić.
Yuffie
I kolejna wygadana małolata, jaką mamy zawsze chyba od FF5 (chyba że liczyć Palom/Porom... jedno z nich). Trzeba jednak przyznać temu typowi postaci, nie sposób, żeby nie budził sympatii i nie wywoływał uśmiechu na twarzy. Cwana, rozpieszczona smarkula, przyzwyczajona do dostawania tego, co chce i do zdobywania tego wszystkimi środkami. W gruncie rzeczy bardzo realistyczna postać. Z biegiem fabuły staje się dużo łagodniejsza i bardziej sympatyczna.
No i nasz główny zły.
Sephiroth, mimo cokolwiek gejowatej aparycji (choć gdzie mu tam do takiego Kuji) to jeden z lepiej dopracowanych złych. Kiedyś był spoko gościem, ale wszystko w jego życiu poszło nie tak. Ma swoją traumatyczną historię, złe wybory, które podjął, są fakty, które zinterpretował zupełnie źle. Nie jest ani "zły, bo zły", ani "zły wyidealizowany" - jest zły przez swoją pomyłkę, niepewność skonfliktowaną z zadufaniem w sobie i zagubienie. Przypuszczam, że mogłabym go uwielbiać, gdyby Squeenix nie wciskał go do absolutnie każdej swojej nowej produkcji, traumatyzując mnie tym na każdym kroku i sprawiając, że zaczynam mieć go dosyć niczym przebojów Lady Gagi w radiu.
Podsumowując - głos na Cida, choć Red XIII, Cait Sith i poniekąd Barret też by zasługiwali.