Śmierć Final Fantasy?
: ndz 11 sie, 2013 10:13
Śmierć Final Fantasy?
Czyli dyskusja o obecnej polityce Square-Enix i nie tylko
Witam wszystkich forumowiczów. Przeszukując forum, nie znalazłem podobnego tematu w tym dziale, a ponieważ według mnie taki temat jest niezmiernie potrzebny, postanowiłem go po prostu stworzyć.
Zanim zaczniecie odpowiadać, wyjaśnię Wam cel tego tematu: jest to temat o rozważaniu na temat obecnej sytuacji serii gier Final Fantasy. Temat nie ma na celu jednoznaczną odpowiedź na pytanie "Czy seria FF umiera", a raczej swobodną dyskusję. Chcę wyrazić swoje zdanie na ten temat (początkowo myślałem o jakimś artykule na blogu, ale nie posiadam takiego a nie ma sensu zakładać chyba blogu na takie rozważania). Oczywiście ten wstęp ma jedynie charakter informacyjny - po co zakładam taki temat, w jakim celu i czemu ma służyć.
Czy seria Final Fantasy umiera?
Na wstępie napomknę tylko, że tak jak Wy, również jestem fanem serii gier FF, nie będę tu wymieniał ile lat grałem (ponad kilkanaście, nawet nie pamiętam) i w jakie odsłony, bo to nie ma w sumie znaczenia. W związku z obecną sytuacją nie pozostaje nic innego, jak się zasmucić obecnym stanem serii gier Final Fantasy, za które odpowiedzialna jest nasza "ukochana" firma Square-Enix.
Na początku kilka danych statystycznych. Jeżeli poszperacie w internecie, to zauważycie, że liczba sprzedanych egzemplarzy gier z serii Final Fantasy (biorąc pod uwagę kanon główny - o ile można to określić - czyli główne gry z kolejnymi numerkami w tytule) z każdą częścią sukcesywnie spada, licząc od części X. Analizując ten stan rzeczy można stwierdzić, iż albo zainteresowanie serią spada (co jest raczej nieprawdą, ale również możliwe) albo spada jakość gier. Osobiście wydaje mi się, że przeważa ten drugi czynnik - jakość gier.
Teraz trochę się pewnie powtórzę - tzn. wyrażę poglądy, które wyrażają rzesze innych fanów (czerpiąc dane z Google, mam wrażenie, że większość ma takie zdanie - nie lubię iść za większością, myślę też za siebie, ale niestety...) - Final Fantasy zmierza w bardzo złym kierunku. Kolejne części zaczynają być coraz droższe i coraz płytsze pod względem merytorycznej zawartości. Nie można tutaj zrzucić całej winy na SE - wyprodukowanie kolejnej gry FF na wiodące platformy to koszt naprawdę wielkich pieniędzy. Jeżeli SE produkowałoby gry na taką skalę jak kiedyś (wielkość świata, ilość sekretów do odkrycia, nieliniowość), to po jednej takiej części mogłoby spakować manaty i iść na zieloną trawę, produkując np. kosiarki. Final Fantasy XIII zapoczątkowało trend niesamowitej liniowości (ktoś w internecie sporządził mapę z pierwszych kilkunastu h gry - była to prosta linia [!]) i niepotrzebnych udziwnień (np. z systemem walki). Spowodowane jest to pędem (zupełnie niepotrzebnym) ku nowoczesności. SE najwidoczniej twierdzi, że system ATB jest przestarzały i nikomu nie potrzebny. Owszem, system ten jest przestarzały, ale jest przejrzysty, zrozumiały, ma sens. Natomiast nowe systemy walki... z tym jest różnie - albo wypali albo nie. Czasami mam wrażenie, że jest to inwencja na siłę - z której często nie wychodzi nic dobrego...
Kolejną kwestią jest historia, fabuła - co było chwytliwe we wcześniejszych Finalach? Prosta konstrukcja, lecz głęboka zawartość, czasami wyświechtane frazesy ("Liczy się wnętrze" z FFIV - to tylko przykład, akurat mi przyszło na myśl) ale generalnie wciągało jak diabli. Nikt chyba nie twierdzi, że FF było kiedykolwiek zbyt skomplikowane - fakt, zdarzały się fabuły zawikłane, trudne do rozgryzienia - ale z wierzchu wszystko było jasne. Oczywiście, już tak nie jest. Poczynając od części XII (X i X-2 jeszcze było po staremu, chociaż były oznaki gmatwania), fabuła zaczyna być wielkim kolosem, zawikłanym już w samej konstrukcji. Taka sytuacja wydaje się niezła - epicka, zawikłana opowieść, powoli odkrywające się kawałki puzzli. Niestety może to być mieczem o dwóch ostrzach - co z tego, że mamy tak wielką historię, skoro przerasta ona reżysera? Trzeba też pamiętać, że można udźwignąć tyle, ile mamy możliwości. Nie wystarczy, panowie z SE, wymyślić mega zagmatwaną fabułę, ale trzeba też umieć ją przedstawić. Z tym bywa różnie. Nie pomagają w tym masowo stosowane od XII "czytelne inaczej" nazwy miejscowości i bohaterów (czasami mam wrażenie, że były generowane losowo) - ale to już jest moje indywidualne zdanie. Po prostu ciężko się połapać kto jest kim i w jakiej miejscowości właśnie stoczyliśmy walkę z
głównym złym - bo przy takim natłoku mało kojarzących się z czymkolwiek nazw, ciężko jest identyfikować się z daną miejscówką w grze/bohaterem. W sumie przeszedłem
mało płynnie od historii do nazw, ale zapewniam Was, że to ma dużo wspólnego - jedno z drugim - ponieważ opowiadanie historii, to też przedstawianie miejsc i nazw,
które gracz kojarzy i zapamiętuje. Dlatego zamiast miasta Midgar (Tamasa, Tzen, Zamek Baron, mnóstwo przykładów) mamy jakąś Bjuerba (czy jakoś tak - nawet nie pamiętam).
Ponadto, klimat. Wcześniej mieliśmy mieszankę średniowiecza z lekką nutą futuryzmu lub samo średniowiecze. Poczynając od części XIII, w tym zapowiadanej XV, mamy czysty futuryzm. Lokacje ograniczają się do wielkich konstrukcji, w których gubią się sami designerzy - wszystko się rusza, wybucha, płonie, ciągle coś się dzieje. Czy jest to dobre? Niekoniecznie. Moim zdaniem wprowadza to niepotrzebny chaos - i powraca też problem identyfikacji. Square-Enix na siłę chce w ten sposób przyciągnąć szerszą widownię - często krytykowało się swego czasu FF za... nudę. Jak rozwiązać problem nudy? Po prostu niech wszystko wokół wybucha - BUM PLOF TRACH OJEJ. A koło wybuchów niech lata 10.000 latających aut rodem z Piątego Elementu. To, moim zdaniem of course, bardzo dziecinne podejście do tematu. Czy fanom FF potrzebne są takie proste chwyty, jak wybuchy, wojna, krzyki, chaos, żeby przyciągnąć naszą uwagę? Nie ma już innych sposobów na podkręcenie tempa akcji? Znowu odwołam się do innych FF - tam też sporo wybuchało. Tylko, że nie co sekundę, a co kilka godzin. I te wybuchy zapadały w pamięć, bo wtedy skakało ciśnienie. Mieliśmy piękne przejścia z idylli do chaosu - tak jak jest w prawdziwym życiu. Bo - przepraszam bardzo - to jest FF - tu musi być spokój i akcja. A jak ktoś chce wybuchów to niech sobie pogra w jakąś strzelankę, bo ten gatunek nie znosi nudy.
Następnie - grafika. Teraz SE należą się pochwały, owszem, jest piękna, stanowi na pewno - nie szczyt osiągnięć, ale bardzo się do niego zbliża. SE utopiło sporo milionów we własny silnik graficzny (Crystal Engine bodajże), zamiast tak jak inni producenci użyć po prostu Unreal Engine (w sumie to i lepiej - Last Remnant [jak dobrze pamiętam] nie było zbyt udane - a śmigało na UE). Posunięcie ciekawe i godne podziwu, lecz w skutkach - opłakane. Wprowadzenie tego silnika nie zoptymalizowało procesu tworzenia kolejnych odsłon FF, a wręcz go opóźniło. Narzędzie, mają na celu przyspieszenie wydawania gier, nie przyczyniło się do tego celu. FFXIII powstawało naprawdę ogromną ilość czasu, kilka dobrych lat. Mimo to, SE nie sprzedało mnóstwo egzemplarzy FFXIII, w porównaniu do FFXII to zdecydowana strata. Moim zdaniem to jest odpowiedź na pytanie dlaczego SE brnie w temat i wydaje FFXIII-2 (które oceniano gorzej lub tak samo jak FFXIII, a liczba egzemplarzy sprzedanych jest niższa) i zapowiada FFXIII-3 pod tytułem Lighting Returns. Dlaczego? A dlatego, że wpakowało pieniądze w silnik, który się nie sprawdził i chce odrobić straty. FFXIII-2 było czymś w rodzaju eksperymentu - jak zrobić grę na Crystal Engine w jak najkrótszym czasie - co przyznał jeden z pracowników firmy (to też gdzieś jest na necie). Przy tym chcieli wyeliminować wady poprzednika - liniowość itd., co się praktycznie udało średnio. FFXIII-3 ma być oczywiście jeszcze lepsze i dawać ogień z d*py (a miałem nie przeklinać...).
Dlatego FFXV ma już smigać na nowym silniku - wg SE, o wiele lepszym i już spełniającym swoje zadanie. Całe szczęście, że SE wydaje się odchodzić od FFXIII, ponieważ anulowało Versus XIII na rzecz tejże odsłony. To można zaliczyć na mały plusik. Lecz cóż ma mały plusik do wielkiej kobyły składającej się z wielkich minusów? Oczywiście, mało :D.
O muzyce za dużo nie będę dyskutował, ponieważ jestem wychowany na Uematsu i to powoduje, że mogę być nieobiektywny w stosunku do muzyki w sposób szczególny. Jedyne co wytykam, to zbytnie zagmwatwanie melodii - lepsze były proste tematy przewodnie z ich wariacjami - ale to po raz kolejny moje zdanie.
Poza tym nie jest aż tak źle.
Biorąc pod uwagę powyższe argumenty stwierdzam, że seria FF, przeciwnie do tego jak gracze z zachodnich serwisów szumnie stwierdzają, jeszcze nie umiera. Ale zmierza w złym kierunku.
Niestety.
I zapowiadane FFXV nie poprawia sytuacji, co prawda z trailera nic nie wynika (jeszcze) poza tym, że będzie: wybuchowo, futurystycznie i ciągle akcja - i wszechobecny chaos. Może grę uratuje fabuła? W sumie celem trailera jest pokazanie akcji, żeby zahcęcić. :].
Remake i Port Fantasy - czyli jak robić, żeby się nie narobić i jeszcze na tym zarobić
Na pewno wszyscy kojarzycie serial polski "Świat Według Kiepskich". SE często postępuje jak główny bohater tego (notabene bardzo śmiesznego i przeze mnie ulubionego) serialu komediowego. Również gracze nie pozostawiają suchej nitki na firmie, krytykują ją za wydawanie FFIV po raz piętnasty, a jedynki po raz dwudziesty. Jest to gruba przesada, aż tyle tego nie było, ale wiecie o co chodzi.Jeżeli chodzi o wydawanie portów, SE jest tak perfidnie wyrafinowane, że sobie ciężko to wyobrazić. Chwaliło się w którymś wywiadzie (znowu nie zacytuję, bo nie znajdę tego ponownie), że wykonało konwersje "pixel-perfect" FF 1-6 do uniwersalnego języka programowania. Nie znam się na programowaniu, ale wiem co z tego wynika - oznacza to, że SE zrobiło sobie kopię wszystkich gier w takim formacie, że stworzenie portu na jakąkolwiek platformę - niedługo pewnie mikrofalówki i pralki AGD, nie wyłączając hydromasażerów - kosztuje ich praktycznie tyle, co stworzenie jednego modelu postaci do gry na silniku Crystal Engine. A jak wiemy, porty starszych FF sprzedają się całkiem nieźle. Jeżeli za kilkaset dolców stworzą porta, który sprzeda się - tylko - w kilkudziesięciu tysiącach, są dalej na plusie. I to dużym plusie.
To jest praktycznie maszynka do generowania pieniędzy.
Sytuacja dosyć dziwna, bo SE (a wcześniej Squaresoft - ktoś pamięta w ogóle tą firmę jeszcze?) onegdaj nie była za multiplatformowością i "fan service" - teraz jest aż nadto. Porty są wszędzie. A oryginalnych projektów jest mało i na pół gwizdka - teraz spin-off FF to nie - jak kiedyś - próba stworzenia alternatywnej gry - na równi z FF - tylko coś na pół gwizdka, a czasem ćwierć. O "wspaniałych" inaczej odsłonach All the Bravest na komórki i ich ceny za dodatki litościwie nie wspomnę - jak ktoś gdzieś określił, że to część, przez którą SE mówi do fanów "F*CK YOU GIVE US MONEY" - to wszystko tłumaczy.
Apropo remaków - to co innego niż porty, dlatego omawiam je oddzielnie - nie są akurat takie złe (FFIII i FFIV 3D).
Sprawa Final Fantasy VII - Remake i Kompilacja
Ponieważ FFVII było moją pierwszą odsłoną, mam do niej szczególny sentyment, lecz nie stwierdzę tu ostrożnie, że jest najlepszą częścią, a jedną z najlepszych - widzę, że forumowicze nie są zbyt przyjacielsko nastawieni do ludzi, którzy FFVII uwielbiają ponad wszystko - jest to część niesamowita, mam do niej szczególny sentyment - ale zaznaczam, że do FFIV, VI, VIII, IX mam również sentyment, porównywalny do tej części. To tyle gwoli wstępu.
Niektórzy Kompilację FFVII nazywają złośliwie Kompromitacją FFVII - możliwe, że coś w tym jest (hi Dirge of Cerberus, we meet again . Film Advent Children stał się o wiele lepszy za sprawą edycji Complete - pierwotna wersja była dobra, lecz nie urywała łba - oczywiście można walnąć wyświechtany frazes "Ale do oryginału do pięt nie dorasta!" - każdy ma swoje zdanie. Żeby nie było, że jestem stronniczy i uważam, że SE już nie robi dobrych gier - w Crisis Core zagrywałem się niemal jak w oryginał (!). Ta odsłona bardzo mi się podobała i oceniam ją bardzo wysoko. Zaznaczam, że grałem w nią na emulatorze, który niemiłosiernie się zacinał, a mimo to, gra mi się podobała. Nie jest to może FFVII w pełnym wymiarze, ale była naprawdę nieźle zrobiona. Nie było mi dane obczaić jeszcze Before Crisis, a w Dirge of Cerberus grałem tylko moment, lecz nie jest to zbyt dobry przykład Kompilacji FFVII.
A teraz sprawa remake - śmieszą mnie wywiady z twórcami obecnych gier i szefostwem SE i zdanie, że "są świadomi zainteresowania remakiem". Wspaniale! [teraz rozpocznie się ostry flejm z mojej strony] To znaczy, że nie jesteście niedorozwinięci i umiecie wpisać w Google trzy słowa i cyfrę: Final Fantasy VII Remake! Jak wyskakuje wam kilka(naście) milionów wyników, to musi znaczyć, że tam kilku (milionów) fanów jest może zainteresowanych remakiem gry! Niesamowite, panowie, jesteście tacy przenikliwi. A ja myślałem, że wy nie wiecie, że fani chcą remake . Na szczęście panowie przestali udawać kompletnych debili i zmienili taktykę - teraz się powołują na to, że "zabiłoby to serię FF, gdybyśmy teraz zrobili remake" albo słynne "produkcja remake'u zajęłaby 9 lat" - co, jak słusznie zauważył pewien fan, jest czasem na który fani oczekiwali na Versus XIII od zapowiedzi.
Czy będzie remake? Zobaczymy. Na razie SE bada zainteresowanie poprzez wydawanie okazjonalnych portów - słynny re-release (bo to nawet nie port) FFVII na PC - znowu robota oddana dla kilku programistów, zero ulepszeń (MIDI OGG? WTF?) poza jakimiś zapisami w chmurze i achievements, a liczba sprzedanych egzemplarzy nie mała. I cena, również nie mała. Czysty zysk. I po co tu remake? W remake władujemy kilkaset milionów, tu kilkaset dolarów. Zyski przy remake'u nieporównywalnie większe, ale za to większe mogłyby być straty. Oczywiście jestem za remakiem, ale szczerze, to boję się myśleć, co by mogło SE tu naknocić. Niby FFIII i FFIV 3D (te słynne "prawdziwe remake") są bardzo wierne oryginałowi (inwencja jedynie w postaci dodatkowych lochów no i niektóre konieczne zmiany - głównie eliminacja błędów poprzedników) są całkiem spoko, ale jak by było przy takiej kobyle jak FFVII w grafice next-genowej?
Zakończenie
To praktycznie wszystko, co mnie boli. A jak widać, boli mnie dużo. Zdaję sobie z tego sprawę, że jest sporo graczy, którym się nowe odsłony podobają. I to nawet bardziej niż te starsze. I nie są to też nowi gracze, tylko również weterani. Moje zdanie nie jest obiektywne, ponieważ wychowałem się na starych - dzisiaj można powiedzieć "archaicznych" odsłonach. Więc może po prostu już jestem za stary na tą serię gier i zmierza ona w dobrym kierunku. Tylko nie potrafię tego przełożyć na moje.
Czyli dyskusja o obecnej polityce Square-Enix i nie tylko
Witam wszystkich forumowiczów. Przeszukując forum, nie znalazłem podobnego tematu w tym dziale, a ponieważ według mnie taki temat jest niezmiernie potrzebny, postanowiłem go po prostu stworzyć.
Zanim zaczniecie odpowiadać, wyjaśnię Wam cel tego tematu: jest to temat o rozważaniu na temat obecnej sytuacji serii gier Final Fantasy. Temat nie ma na celu jednoznaczną odpowiedź na pytanie "Czy seria FF umiera", a raczej swobodną dyskusję. Chcę wyrazić swoje zdanie na ten temat (początkowo myślałem o jakimś artykule na blogu, ale nie posiadam takiego a nie ma sensu zakładać chyba blogu na takie rozważania). Oczywiście ten wstęp ma jedynie charakter informacyjny - po co zakładam taki temat, w jakim celu i czemu ma służyć.
Czy seria Final Fantasy umiera?
Na wstępie napomknę tylko, że tak jak Wy, również jestem fanem serii gier FF, nie będę tu wymieniał ile lat grałem (ponad kilkanaście, nawet nie pamiętam) i w jakie odsłony, bo to nie ma w sumie znaczenia. W związku z obecną sytuacją nie pozostaje nic innego, jak się zasmucić obecnym stanem serii gier Final Fantasy, za które odpowiedzialna jest nasza "ukochana" firma Square-Enix.
Na początku kilka danych statystycznych. Jeżeli poszperacie w internecie, to zauważycie, że liczba sprzedanych egzemplarzy gier z serii Final Fantasy (biorąc pod uwagę kanon główny - o ile można to określić - czyli główne gry z kolejnymi numerkami w tytule) z każdą częścią sukcesywnie spada, licząc od części X. Analizując ten stan rzeczy można stwierdzić, iż albo zainteresowanie serią spada (co jest raczej nieprawdą, ale również możliwe) albo spada jakość gier. Osobiście wydaje mi się, że przeważa ten drugi czynnik - jakość gier.
Teraz trochę się pewnie powtórzę - tzn. wyrażę poglądy, które wyrażają rzesze innych fanów (czerpiąc dane z Google, mam wrażenie, że większość ma takie zdanie - nie lubię iść za większością, myślę też za siebie, ale niestety...) - Final Fantasy zmierza w bardzo złym kierunku. Kolejne części zaczynają być coraz droższe i coraz płytsze pod względem merytorycznej zawartości. Nie można tutaj zrzucić całej winy na SE - wyprodukowanie kolejnej gry FF na wiodące platformy to koszt naprawdę wielkich pieniędzy. Jeżeli SE produkowałoby gry na taką skalę jak kiedyś (wielkość świata, ilość sekretów do odkrycia, nieliniowość), to po jednej takiej części mogłoby spakować manaty i iść na zieloną trawę, produkując np. kosiarki. Final Fantasy XIII zapoczątkowało trend niesamowitej liniowości (ktoś w internecie sporządził mapę z pierwszych kilkunastu h gry - była to prosta linia [!]) i niepotrzebnych udziwnień (np. z systemem walki). Spowodowane jest to pędem (zupełnie niepotrzebnym) ku nowoczesności. SE najwidoczniej twierdzi, że system ATB jest przestarzały i nikomu nie potrzebny. Owszem, system ten jest przestarzały, ale jest przejrzysty, zrozumiały, ma sens. Natomiast nowe systemy walki... z tym jest różnie - albo wypali albo nie. Czasami mam wrażenie, że jest to inwencja na siłę - z której często nie wychodzi nic dobrego...
Kolejną kwestią jest historia, fabuła - co było chwytliwe we wcześniejszych Finalach? Prosta konstrukcja, lecz głęboka zawartość, czasami wyświechtane frazesy ("Liczy się wnętrze" z FFIV - to tylko przykład, akurat mi przyszło na myśl) ale generalnie wciągało jak diabli. Nikt chyba nie twierdzi, że FF było kiedykolwiek zbyt skomplikowane - fakt, zdarzały się fabuły zawikłane, trudne do rozgryzienia - ale z wierzchu wszystko było jasne. Oczywiście, już tak nie jest. Poczynając od części XII (X i X-2 jeszcze było po staremu, chociaż były oznaki gmatwania), fabuła zaczyna być wielkim kolosem, zawikłanym już w samej konstrukcji. Taka sytuacja wydaje się niezła - epicka, zawikłana opowieść, powoli odkrywające się kawałki puzzli. Niestety może to być mieczem o dwóch ostrzach - co z tego, że mamy tak wielką historię, skoro przerasta ona reżysera? Trzeba też pamiętać, że można udźwignąć tyle, ile mamy możliwości. Nie wystarczy, panowie z SE, wymyślić mega zagmatwaną fabułę, ale trzeba też umieć ją przedstawić. Z tym bywa różnie. Nie pomagają w tym masowo stosowane od XII "czytelne inaczej" nazwy miejscowości i bohaterów (czasami mam wrażenie, że były generowane losowo) - ale to już jest moje indywidualne zdanie. Po prostu ciężko się połapać kto jest kim i w jakiej miejscowości właśnie stoczyliśmy walkę z
głównym złym - bo przy takim natłoku mało kojarzących się z czymkolwiek nazw, ciężko jest identyfikować się z daną miejscówką w grze/bohaterem. W sumie przeszedłem
mało płynnie od historii do nazw, ale zapewniam Was, że to ma dużo wspólnego - jedno z drugim - ponieważ opowiadanie historii, to też przedstawianie miejsc i nazw,
które gracz kojarzy i zapamiętuje. Dlatego zamiast miasta Midgar (Tamasa, Tzen, Zamek Baron, mnóstwo przykładów) mamy jakąś Bjuerba (czy jakoś tak - nawet nie pamiętam).
Ponadto, klimat. Wcześniej mieliśmy mieszankę średniowiecza z lekką nutą futuryzmu lub samo średniowiecze. Poczynając od części XIII, w tym zapowiadanej XV, mamy czysty futuryzm. Lokacje ograniczają się do wielkich konstrukcji, w których gubią się sami designerzy - wszystko się rusza, wybucha, płonie, ciągle coś się dzieje. Czy jest to dobre? Niekoniecznie. Moim zdaniem wprowadza to niepotrzebny chaos - i powraca też problem identyfikacji. Square-Enix na siłę chce w ten sposób przyciągnąć szerszą widownię - często krytykowało się swego czasu FF za... nudę. Jak rozwiązać problem nudy? Po prostu niech wszystko wokół wybucha - BUM PLOF TRACH OJEJ. A koło wybuchów niech lata 10.000 latających aut rodem z Piątego Elementu. To, moim zdaniem of course, bardzo dziecinne podejście do tematu. Czy fanom FF potrzebne są takie proste chwyty, jak wybuchy, wojna, krzyki, chaos, żeby przyciągnąć naszą uwagę? Nie ma już innych sposobów na podkręcenie tempa akcji? Znowu odwołam się do innych FF - tam też sporo wybuchało. Tylko, że nie co sekundę, a co kilka godzin. I te wybuchy zapadały w pamięć, bo wtedy skakało ciśnienie. Mieliśmy piękne przejścia z idylli do chaosu - tak jak jest w prawdziwym życiu. Bo - przepraszam bardzo - to jest FF - tu musi być spokój i akcja. A jak ktoś chce wybuchów to niech sobie pogra w jakąś strzelankę, bo ten gatunek nie znosi nudy.
Następnie - grafika. Teraz SE należą się pochwały, owszem, jest piękna, stanowi na pewno - nie szczyt osiągnięć, ale bardzo się do niego zbliża. SE utopiło sporo milionów we własny silnik graficzny (Crystal Engine bodajże), zamiast tak jak inni producenci użyć po prostu Unreal Engine (w sumie to i lepiej - Last Remnant [jak dobrze pamiętam] nie było zbyt udane - a śmigało na UE). Posunięcie ciekawe i godne podziwu, lecz w skutkach - opłakane. Wprowadzenie tego silnika nie zoptymalizowało procesu tworzenia kolejnych odsłon FF, a wręcz go opóźniło. Narzędzie, mają na celu przyspieszenie wydawania gier, nie przyczyniło się do tego celu. FFXIII powstawało naprawdę ogromną ilość czasu, kilka dobrych lat. Mimo to, SE nie sprzedało mnóstwo egzemplarzy FFXIII, w porównaniu do FFXII to zdecydowana strata. Moim zdaniem to jest odpowiedź na pytanie dlaczego SE brnie w temat i wydaje FFXIII-2 (które oceniano gorzej lub tak samo jak FFXIII, a liczba egzemplarzy sprzedanych jest niższa) i zapowiada FFXIII-3 pod tytułem Lighting Returns. Dlaczego? A dlatego, że wpakowało pieniądze w silnik, który się nie sprawdził i chce odrobić straty. FFXIII-2 było czymś w rodzaju eksperymentu - jak zrobić grę na Crystal Engine w jak najkrótszym czasie - co przyznał jeden z pracowników firmy (to też gdzieś jest na necie). Przy tym chcieli wyeliminować wady poprzednika - liniowość itd., co się praktycznie udało średnio. FFXIII-3 ma być oczywiście jeszcze lepsze i dawać ogień z d*py (a miałem nie przeklinać...).
Dlatego FFXV ma już smigać na nowym silniku - wg SE, o wiele lepszym i już spełniającym swoje zadanie. Całe szczęście, że SE wydaje się odchodzić od FFXIII, ponieważ anulowało Versus XIII na rzecz tejże odsłony. To można zaliczyć na mały plusik. Lecz cóż ma mały plusik do wielkiej kobyły składającej się z wielkich minusów? Oczywiście, mało :D.
O muzyce za dużo nie będę dyskutował, ponieważ jestem wychowany na Uematsu i to powoduje, że mogę być nieobiektywny w stosunku do muzyki w sposób szczególny. Jedyne co wytykam, to zbytnie zagmwatwanie melodii - lepsze były proste tematy przewodnie z ich wariacjami - ale to po raz kolejny moje zdanie.
Poza tym nie jest aż tak źle.
Biorąc pod uwagę powyższe argumenty stwierdzam, że seria FF, przeciwnie do tego jak gracze z zachodnich serwisów szumnie stwierdzają, jeszcze nie umiera. Ale zmierza w złym kierunku.
Niestety.
I zapowiadane FFXV nie poprawia sytuacji, co prawda z trailera nic nie wynika (jeszcze) poza tym, że będzie: wybuchowo, futurystycznie i ciągle akcja - i wszechobecny chaos. Może grę uratuje fabuła? W sumie celem trailera jest pokazanie akcji, żeby zahcęcić. :].
Remake i Port Fantasy - czyli jak robić, żeby się nie narobić i jeszcze na tym zarobić
Na pewno wszyscy kojarzycie serial polski "Świat Według Kiepskich". SE często postępuje jak główny bohater tego (notabene bardzo śmiesznego i przeze mnie ulubionego) serialu komediowego. Również gracze nie pozostawiają suchej nitki na firmie, krytykują ją za wydawanie FFIV po raz piętnasty, a jedynki po raz dwudziesty. Jest to gruba przesada, aż tyle tego nie było, ale wiecie o co chodzi.Jeżeli chodzi o wydawanie portów, SE jest tak perfidnie wyrafinowane, że sobie ciężko to wyobrazić. Chwaliło się w którymś wywiadzie (znowu nie zacytuję, bo nie znajdę tego ponownie), że wykonało konwersje "pixel-perfect" FF 1-6 do uniwersalnego języka programowania. Nie znam się na programowaniu, ale wiem co z tego wynika - oznacza to, że SE zrobiło sobie kopię wszystkich gier w takim formacie, że stworzenie portu na jakąkolwiek platformę - niedługo pewnie mikrofalówki i pralki AGD, nie wyłączając hydromasażerów - kosztuje ich praktycznie tyle, co stworzenie jednego modelu postaci do gry na silniku Crystal Engine. A jak wiemy, porty starszych FF sprzedają się całkiem nieźle. Jeżeli za kilkaset dolców stworzą porta, który sprzeda się - tylko - w kilkudziesięciu tysiącach, są dalej na plusie. I to dużym plusie.
To jest praktycznie maszynka do generowania pieniędzy.
Sytuacja dosyć dziwna, bo SE (a wcześniej Squaresoft - ktoś pamięta w ogóle tą firmę jeszcze?) onegdaj nie była za multiplatformowością i "fan service" - teraz jest aż nadto. Porty są wszędzie. A oryginalnych projektów jest mało i na pół gwizdka - teraz spin-off FF to nie - jak kiedyś - próba stworzenia alternatywnej gry - na równi z FF - tylko coś na pół gwizdka, a czasem ćwierć. O "wspaniałych" inaczej odsłonach All the Bravest na komórki i ich ceny za dodatki litościwie nie wspomnę - jak ktoś gdzieś określił, że to część, przez którą SE mówi do fanów "F*CK YOU GIVE US MONEY" - to wszystko tłumaczy.
Apropo remaków - to co innego niż porty, dlatego omawiam je oddzielnie - nie są akurat takie złe (FFIII i FFIV 3D).
Sprawa Final Fantasy VII - Remake i Kompilacja
Ponieważ FFVII było moją pierwszą odsłoną, mam do niej szczególny sentyment, lecz nie stwierdzę tu ostrożnie, że jest najlepszą częścią, a jedną z najlepszych - widzę, że forumowicze nie są zbyt przyjacielsko nastawieni do ludzi, którzy FFVII uwielbiają ponad wszystko - jest to część niesamowita, mam do niej szczególny sentyment - ale zaznaczam, że do FFIV, VI, VIII, IX mam również sentyment, porównywalny do tej części. To tyle gwoli wstępu.
Niektórzy Kompilację FFVII nazywają złośliwie Kompromitacją FFVII - możliwe, że coś w tym jest (hi Dirge of Cerberus, we meet again . Film Advent Children stał się o wiele lepszy za sprawą edycji Complete - pierwotna wersja była dobra, lecz nie urywała łba - oczywiście można walnąć wyświechtany frazes "Ale do oryginału do pięt nie dorasta!" - każdy ma swoje zdanie. Żeby nie było, że jestem stronniczy i uważam, że SE już nie robi dobrych gier - w Crisis Core zagrywałem się niemal jak w oryginał (!). Ta odsłona bardzo mi się podobała i oceniam ją bardzo wysoko. Zaznaczam, że grałem w nią na emulatorze, który niemiłosiernie się zacinał, a mimo to, gra mi się podobała. Nie jest to może FFVII w pełnym wymiarze, ale była naprawdę nieźle zrobiona. Nie było mi dane obczaić jeszcze Before Crisis, a w Dirge of Cerberus grałem tylko moment, lecz nie jest to zbyt dobry przykład Kompilacji FFVII.
A teraz sprawa remake - śmieszą mnie wywiady z twórcami obecnych gier i szefostwem SE i zdanie, że "są świadomi zainteresowania remakiem". Wspaniale! [teraz rozpocznie się ostry flejm z mojej strony] To znaczy, że nie jesteście niedorozwinięci i umiecie wpisać w Google trzy słowa i cyfrę: Final Fantasy VII Remake! Jak wyskakuje wam kilka(naście) milionów wyników, to musi znaczyć, że tam kilku (milionów) fanów jest może zainteresowanych remakiem gry! Niesamowite, panowie, jesteście tacy przenikliwi. A ja myślałem, że wy nie wiecie, że fani chcą remake . Na szczęście panowie przestali udawać kompletnych debili i zmienili taktykę - teraz się powołują na to, że "zabiłoby to serię FF, gdybyśmy teraz zrobili remake" albo słynne "produkcja remake'u zajęłaby 9 lat" - co, jak słusznie zauważył pewien fan, jest czasem na który fani oczekiwali na Versus XIII od zapowiedzi.
Czy będzie remake? Zobaczymy. Na razie SE bada zainteresowanie poprzez wydawanie okazjonalnych portów - słynny re-release (bo to nawet nie port) FFVII na PC - znowu robota oddana dla kilku programistów, zero ulepszeń (MIDI OGG? WTF?) poza jakimiś zapisami w chmurze i achievements, a liczba sprzedanych egzemplarzy nie mała. I cena, również nie mała. Czysty zysk. I po co tu remake? W remake władujemy kilkaset milionów, tu kilkaset dolarów. Zyski przy remake'u nieporównywalnie większe, ale za to większe mogłyby być straty. Oczywiście jestem za remakiem, ale szczerze, to boję się myśleć, co by mogło SE tu naknocić. Niby FFIII i FFIV 3D (te słynne "prawdziwe remake") są bardzo wierne oryginałowi (inwencja jedynie w postaci dodatkowych lochów no i niektóre konieczne zmiany - głównie eliminacja błędów poprzedników) są całkiem spoko, ale jak by było przy takiej kobyle jak FFVII w grafice next-genowej?
Zakończenie
To praktycznie wszystko, co mnie boli. A jak widać, boli mnie dużo. Zdaję sobie z tego sprawę, że jest sporo graczy, którym się nowe odsłony podobają. I to nawet bardziej niż te starsze. I nie są to też nowi gracze, tylko również weterani. Moje zdanie nie jest obiektywne, ponieważ wychowałem się na starych - dzisiaj można powiedzieć "archaicznych" odsłonach. Więc może po prostu już jestem za stary na tą serię gier i zmierza ona w dobrym kierunku. Tylko nie potrafię tego przełożyć na moje.