Strona 21 z 22

: ndz 18 mar, 2007 10:19
autor: Harold Zolter
Gdy w FF8

Kod: Zaznacz cały

Rinoa i Selphie robią Squallowi na złość i biorą Irvine'a pod ręce , Selphie mówi do niego: "I will make you happy!". Ktoś mi to może przetłumaczyć na polski? Bo jak ja sobie tłumaczyłem to wychodziło... hmm... dwuznacznie? :D :D

: ndz 18 mar, 2007 16:14
autor: Sogetsu
Harold Zolter, bo i tak miało wyjść - dwuznacznie. z tego co pamiętam

Kod: Zaznacz cały

Squall najpierw rzucił coś w stylu "have fun" więc żeby go powkurzać, Selphie i Rinoa zaczęły się kleić do podrywacza

: sob 31 mar, 2007 13:31
autor: UNOisMAD
Mój ulubionym momentem z FF IX jest jak chodzisz po Quan's Dwelling i na jednym z kamieni jest wyryty tekst "Vivi has only six months , too young to eat him"...no widać że "Dziadek" Vivego bardzo go kochał xD

Re: Śmieszne, głupie, nudne i wszystkie inne momenty w FF

: sob 31 mar, 2007 13:45
autor: Guiki
Smieszne to z FF10 jak Druzyna idzie z swiatynii w Kilika.Tidus cos sobie przypomina gdzie tak smiesznie tanczy.

GGY: ALBO pisz konkrety ALBO nie pisz nic.

: pn 23 lip, 2007 21:19
autor: Muriel
Najlepsze było spławienie Quistis gdy prubowała go poderwac w training centre, Squall ją spławił a tamta się wnerwiła i tłumaczyła się, że chciała tylko pogadac, a tamten: "To pogadaj do ściany" to jest "de best" :razz:

: sob 04 sie, 2007 18:12
autor: chalcedon
Mnie najbardziej wynudziło gapienie sie w comspheres w ff x-2,
Ulubionym momentem są creditsy w FF VIII - scena z balem ( ile ja się nadenerwowałem żeby zobaczyć czy squall przeżył, mimo wszysko wolę happy endy :D ).
A najbardziej wkurzającym, wpieniającym i szargającym nerwy był moment zobaczenia 99% po napisie "the end" w ff x-2

: wt 26 lut, 2008 10:47
autor: CorTa
najbardziej rozśmieszył mnie ślub w ff9 potrzebny aby przejść na MOutain Path,tuż przed spotkaniem Eiko, w świąyni słońca zawieranie małżeństwa przez Zidana i Dagger oraz (a zwłaszcza) Viviego i Quiny zwyczajnie rozśmiesza na masę...
teksty rozkładają na łopatki i jeszcze to poważne podejście do sytuacji pewnych postaci, zakłopotanie Viviego, udawana obojętność Dagger itd hahaha
RISPEKTA :grin:

: pn 03 mar, 2008 20:54
autor: zbiku90
Mi się podoba scena z poczatku trzeciego swiata w FF V kiedy wkurzona Faris pyta sie Butza i Cary które z nich wymyśliło żeby ją zostawić w zamku. Na to bohaterowie jednocześnie pokazują na siebie i mówią "That was your idea". O i jeszcze śmieszna była reakcja Butza gdy zobaczył Faris w stroju księżniczki xD

: wt 04 mar, 2008 13:28
autor: KJG
Mi chyba najbardziej podobały sceny z końca FF4 :) zwłaszcza Edge i Rydia.


GGY: ARGUMENTY gdzie?

: sob 13 lut, 2010 19:48
autor: Geralt z Rivii
Najbardziej bezsensowne momenty były w FFX. Dramatyczna scena przy końcu gry

Kod: Zaznacz cały

Tidus pokonuje ojca w walce, a następnie scena śmierci Jechta - pochylony nad nim Tidus, którego twarz ocieka łzami, a Jecht dogryza mu żartobliwie, że znowu płacze, a za chwile Tidus mówi "I hate you!". Nieważne, że był przepełniony miłością do niego i płakał, bo on umierał, ale gada, że go nienawidzi. I to ma być wzruszająca scena? To samo przed walką - najpierw rozmowa ojca z synem, a potem Tidus: "Dad." Jecht: "Yes?" Tidus: "I hate you!". Bezsens.
A scena śmiechu w Luca - WTF? Co to ma być?! Aż się chce wyłączyć konsolę.

: ndz 14 lut, 2010 12:46
autor: Sephiria
Geralt z Rivii pisze:ajbardziej bezsensowne momenty były w FFX. Dramatyczna scena przy końcu gry
Dla ciebie ta scena jest bezsensowna bo jej nie rozumiesz. Tu trzeba wziąć poprawkę na relacje Tidusa i Jechta, których przez 10 lat nie ma - Tidus dorasta bez ojca, jest gwiazdą ale mimo to często porównywany do niego, co sugeruje choćby początkowa scena w Zanarkand: "turniej noszący imię mojego ojca". Również w środku Tidusa są momenty, że żyje on w cieniu swojego ojca, pamiętając momenty, gdy Jecht z niego kpi i podburza (choć źle interpretuje intencje ojca). Gdy Jecht znika i potem odnajdują się po 10 latach "I hate you dad" to jedyna forma komunikacji między nimi - nie mieli czasu, by wykształcić cokolwiek innego, poza tym komunikacja między nimi zawsze była bardzo trudna. Ten moment, który dla ciebie jest bezsensowny to swoiste oczyszczenie, katharsis, gdy okazuje się że mogą rozmawiać ze sobą inaczej. Inna sprawa, że to Tidus przez całą wędrówkę dojrzewał do tej chwili - z rozpieszczonego gwiazdora i naiwnego nastolatka stał się nastolatkiem świadomym pewnych niuansów i odcieni szarości. Zrozumiał też część postępowań Jechta i poznał go od zupełnie innej strony: przemienionego Sir Jechta. Dlatego akurat ta chwila jest ważna dla jego tzw. 'character developement' - pewne konflikty znajdują swój finał, otwiera się nowy, choć niezwykle krótki rozdział między ojcem a synem. Choć Jecht, jak cytowałeś, wypowiada słowa o łzach, to to nie są, jak myśli Jecht, łzy bezsilności, ale łzy synowskiej miłości. I hate you dad, ma w tym momencie akurat zupełnie inne znaczenie: zamiast wyrażać nienawiść, wyraża żal, że tak niewiele mieli czasu pójść nową drogą wzajemnych relacji.

: wt 23 lut, 2010 20:07
autor: Geralt z Rivii
I tak bardziej pasuje "I love you" zwłaszcza, że Auron powiedział Tidusowi "He loved you". Ale do głupich jeszcze można zaliczyć tekst Seymoura: "I'll save Spira, I destroy it". WTF? On chce ocalić Spirę przed zniszczeniem, poprzez zniszczenie jej? Widać pod tą "rzeźbą" na głowie nie ma nic. To chyba najgorszy i najbardziej bezmyślny plan badassa. Dlatego nie lubię Seymoura - nie myśli.

: wt 23 lut, 2010 20:39
autor: qfas
Seymour właśnie w śmierci widział oczyszczenie. Nie jako pierwszy zresztą - poczytaj sobie Niemców okresu burzy i naporu, albo chociaż przewertuj podręcznik do polskiego i poszukaj podobnych przykładów u innych pisarzy. A że był wariatem, chcącym zniszczyć świat - nie on pierwszy. Kefka te chciał zniszczyć świat, a jego szajba nie miała żadnego podłoża w scenariuszu - szaleństwo miał wpisane od razu w scenariusz, u Seymoura można by się doszukiwać podłoża w trudnym dzieciństwie, wielkiej odpowiedzialności, jaka na nim spoczywała, a także w fakcie, że nie czuł przynależności do żadnej z ras Spiry - nie był ani w pełni Guado, ani człowiekiem. I myśli dosyć dużo - ja tam jakoś nie miałem nic przeciwko jego wywodom na temat śmierci, całkiem całkiem się ich słuchało.

: wt 23 lut, 2010 20:57
autor: Ababeb
Nie grałem w FFX, więc nie mogę się wypowiedzieć, ale ogółem w fikcji można motyw ocalenia przez zniszczenie uzasadnić próżnością. Tzn. delikwent może uważać się wręcz za Boga, za czym idzie prawo do osądzania i rządzenia światem. W ST było parę momentów, w których Bóg uznał, że ludzkość jest zepsuta i w takim wypadku pozbawienie (prawie) wszystkich życia jest niezłym rozwiązaniem (Sodoma i Gomora, Potop). Czy Seymour miał plan ponownego zaludnienia Spiry to nie wiem, ale o ile w FFX pojawia się koncept zaświatów, może po prostu pomyślał, że Niebo/Czyściec/Cośtam jest lepsze niż trudy życia na Spirze?

: wt 23 lut, 2010 21:54
autor: Go Go Yubari
Geraldzik widać w ogóle nie rozumiesz tej gry -_- Radzę przejść jeszcze raz i skupić się dokładnie na tym, co mówią i robią bohaterowie.

Seymour chciał uratować Spirę, poprzez jej zniszczenie. Chciał zostać Sinem i uczynić z jej mieszkańców unsent. Nie dlatego, że zależało mu na ich śmierci. Powiedziane było niejednokrotnie (Mika, Seymour), że Spira jest pogrążona w cierpieniu i bólu. Aby ludzie więcej nie cierpieli i nie bali się śmierci, muszą zginąć. Taka filozofia. Kiedy wszyscy są unsent, nie muszą się martwić o śmierć, mogą "żyć" spokojnie. Seymour był przekonany o tym, że Sina nigdy się nie zniszczy permanentnie, wiec postanowił działać po swojemu. Nie był typowym bad guyem. Chciał dobrze, ale działał źle. Po trochu tragiczna postać (awww nieletni Seymourek).