Śmieszne, głupie, nudne i wszystkie inne momenty w FF

Tutaj piszemy o rzeczach ogólnie związanych z Final Fantasy.

Moderator: Moderatorzy

Harold Zolter

Post autor: Harold Zolter »

Gdy w FF8

Kod: Zaznacz cały

Rinoa i Selphie robią Squallowi na złość i biorą Irvine'a pod ręce , Selphie mówi do niego: "I will make you happy!". Ktoś mi to może przetłumaczyć na polski? Bo jak ja sobie tłumaczyłem to wychodziło... hmm... dwuznacznie? :D :D
Sogetsu
Malboro
Malboro
Posty: 1050
Rejestracja: sob 18 lut, 2006 00:19

Post autor: Sogetsu »

Harold Zolter, bo i tak miało wyjść - dwuznacznie. z tego co pamiętam

Kod: Zaznacz cały

Squall najpierw rzucił coś w stylu "have fun" więc żeby go powkurzać, Selphie i Rinoa zaczęły się kleić do podrywacza
UNOisMAD

Post autor: UNOisMAD »

Mój ulubionym momentem z FF IX jest jak chodzisz po Quan's Dwelling i na jednym z kamieni jest wyryty tekst "Vivi has only six months , too young to eat him"...no widać że "Dziadek" Vivego bardzo go kochał xD
Guiki

Re: Śmieszne, głupie, nudne i wszystkie inne momenty w FF

Post autor: Guiki »

Smieszne to z FF10 jak Druzyna idzie z swiatynii w Kilika.Tidus cos sobie przypomina gdzie tak smiesznie tanczy.

GGY: ALBO pisz konkrety ALBO nie pisz nic.
Ostatnio zmieniony sob 31 mar, 2007 15:31 przez Guiki, łącznie zmieniany 1 raz.
Muriel

Post autor: Muriel »

Najlepsze było spławienie Quistis gdy prubowała go poderwac w training centre, Squall ją spławił a tamta się wnerwiła i tłumaczyła się, że chciała tylko pogadac, a tamten: "To pogadaj do ściany" to jest "de best" :razz:
Awatar użytkownika
chalcedon
Kupo!
Kupo!
Posty: 77
Rejestracja: sob 21 lip, 2007 12:08

Post autor: chalcedon »

Mnie najbardziej wynudziło gapienie sie w comspheres w ff x-2,
Ulubionym momentem są creditsy w FF VIII - scena z balem ( ile ja się nadenerwowałem żeby zobaczyć czy squall przeżył, mimo wszysko wolę happy endy :D ).
A najbardziej wkurzającym, wpieniającym i szargającym nerwy był moment zobaczenia 99% po napisie "the end" w ff x-2
Mieć milion, a nie mieć miliona to już są dwa miliony
CorTa

Post autor: CorTa »

najbardziej rozśmieszył mnie ślub w ff9 potrzebny aby przejść na MOutain Path,tuż przed spotkaniem Eiko, w świąyni słońca zawieranie małżeństwa przez Zidana i Dagger oraz (a zwłaszcza) Viviego i Quiny zwyczajnie rozśmiesza na masę...
teksty rozkładają na łopatki i jeszcze to poważne podejście do sytuacji pewnych postaci, zakłopotanie Viviego, udawana obojętność Dagger itd hahaha
RISPEKTA :grin:
Awatar użytkownika
zbiku90
Kupo!
Kupo!
Posty: 65
Rejestracja: pn 25 lut, 2008 20:34

Post autor: zbiku90 »

Mi się podoba scena z poczatku trzeciego swiata w FF V kiedy wkurzona Faris pyta sie Butza i Cary które z nich wymyśliło żeby ją zostawić w zamku. Na to bohaterowie jednocześnie pokazują na siebie i mówią "That was your idea". O i jeszcze śmieszna była reakcja Butza gdy zobaczył Faris w stroju księżniczki xD
KJG
Kupo!
Kupo!
Posty: 26
Rejestracja: czw 21 lut, 2008 15:08
Lokalizacja: Porąbka

Post autor: KJG »

Mi chyba najbardziej podobały sceny z końca FF4 :) zwłaszcza Edge i Rydia.


GGY: ARGUMENTY gdzie?
Ostatnio zmieniony wt 04 mar, 2008 14:13 przez KJG, łącznie zmieniany 1 raz.
Geralt z Rivii

Post autor: Geralt z Rivii »

Najbardziej bezsensowne momenty były w FFX. Dramatyczna scena przy końcu gry

Kod: Zaznacz cały

Tidus pokonuje ojca w walce, a następnie scena śmierci Jechta - pochylony nad nim Tidus, którego twarz ocieka łzami, a Jecht dogryza mu żartobliwie, że znowu płacze, a za chwile Tidus mówi "I hate you!". Nieważne, że był przepełniony miłością do niego i płakał, bo on umierał, ale gada, że go nienawidzi. I to ma być wzruszająca scena? To samo przed walką - najpierw rozmowa ojca z synem, a potem Tidus: "Dad." Jecht: "Yes?" Tidus: "I hate you!". Bezsens.
A scena śmiechu w Luca - WTF? Co to ma być?! Aż się chce wyłączyć konsolę.
Awatar użytkownika
Sephiria
Administrator
Administrator
Posty: 2602
Rejestracja: sob 13 wrz, 2003 14:20
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Sephiria »

Geralt z Rivii pisze:ajbardziej bezsensowne momenty były w FFX. Dramatyczna scena przy końcu gry
Dla ciebie ta scena jest bezsensowna bo jej nie rozumiesz. Tu trzeba wziąć poprawkę na relacje Tidusa i Jechta, których przez 10 lat nie ma - Tidus dorasta bez ojca, jest gwiazdą ale mimo to często porównywany do niego, co sugeruje choćby początkowa scena w Zanarkand: "turniej noszący imię mojego ojca". Również w środku Tidusa są momenty, że żyje on w cieniu swojego ojca, pamiętając momenty, gdy Jecht z niego kpi i podburza (choć źle interpretuje intencje ojca). Gdy Jecht znika i potem odnajdują się po 10 latach "I hate you dad" to jedyna forma komunikacji między nimi - nie mieli czasu, by wykształcić cokolwiek innego, poza tym komunikacja między nimi zawsze była bardzo trudna. Ten moment, który dla ciebie jest bezsensowny to swoiste oczyszczenie, katharsis, gdy okazuje się że mogą rozmawiać ze sobą inaczej. Inna sprawa, że to Tidus przez całą wędrówkę dojrzewał do tej chwili - z rozpieszczonego gwiazdora i naiwnego nastolatka stał się nastolatkiem świadomym pewnych niuansów i odcieni szarości. Zrozumiał też część postępowań Jechta i poznał go od zupełnie innej strony: przemienionego Sir Jechta. Dlatego akurat ta chwila jest ważna dla jego tzw. 'character developement' - pewne konflikty znajdują swój finał, otwiera się nowy, choć niezwykle krótki rozdział między ojcem a synem. Choć Jecht, jak cytowałeś, wypowiada słowa o łzach, to to nie są, jak myśli Jecht, łzy bezsilności, ale łzy synowskiej miłości. I hate you dad, ma w tym momencie akurat zupełnie inne znaczenie: zamiast wyrażać nienawiść, wyraża żal, że tak niewiele mieli czasu pójść nową drogą wzajemnych relacji.
"Mój świat się składa ze mnie,
Bo żyję tutaj sam
To moje przeznaczenie
Tu tylko ja i tylko ja"
(IRA - Wyspa ego)
Geralt z Rivii

Post autor: Geralt z Rivii »

I tak bardziej pasuje "I love you" zwłaszcza, że Auron powiedział Tidusowi "He loved you". Ale do głupich jeszcze można zaliczyć tekst Seymoura: "I'll save Spira, I destroy it". WTF? On chce ocalić Spirę przed zniszczeniem, poprzez zniszczenie jej? Widać pod tą "rzeźbą" na głowie nie ma nic. To chyba najgorszy i najbardziej bezmyślny plan badassa. Dlatego nie lubię Seymoura - nie myśli.
Awatar użytkownika
qfas
Cactuar
Cactuar
Posty: 212
Rejestracja: czw 07 maja, 2009 08:15

Post autor: qfas »

Seymour właśnie w śmierci widział oczyszczenie. Nie jako pierwszy zresztą - poczytaj sobie Niemców okresu burzy i naporu, albo chociaż przewertuj podręcznik do polskiego i poszukaj podobnych przykładów u innych pisarzy. A że był wariatem, chcącym zniszczyć świat - nie on pierwszy. Kefka te chciał zniszczyć świat, a jego szajba nie miała żadnego podłoża w scenariuszu - szaleństwo miał wpisane od razu w scenariusz, u Seymoura można by się doszukiwać podłoża w trudnym dzieciństwie, wielkiej odpowiedzialności, jaka na nim spoczywała, a także w fakcie, że nie czuł przynależności do żadnej z ras Spiry - nie był ani w pełni Guado, ani człowiekiem. I myśli dosyć dużo - ja tam jakoś nie miałem nic przeciwko jego wywodom na temat śmierci, całkiem całkiem się ich słuchało.
Teksty w podpisach zazwyczaj trącą sztampą.
Awatar użytkownika
Ababeb
Dark Flan
Dark Flan
Posty: 1244
Rejestracja: pn 25 kwie, 2005 15:12
Lokalizacja: Czwórmiasto

Post autor: Ababeb »

Nie grałem w FFX, więc nie mogę się wypowiedzieć, ale ogółem w fikcji można motyw ocalenia przez zniszczenie uzasadnić próżnością. Tzn. delikwent może uważać się wręcz za Boga, za czym idzie prawo do osądzania i rządzenia światem. W ST było parę momentów, w których Bóg uznał, że ludzkość jest zepsuta i w takim wypadku pozbawienie (prawie) wszystkich życia jest niezłym rozwiązaniem (Sodoma i Gomora, Potop). Czy Seymour miał plan ponownego zaludnienia Spiry to nie wiem, ale o ile w FFX pojawia się koncept zaświatów, może po prostu pomyślał, że Niebo/Czyściec/Cośtam jest lepsze niż trudy życia na Spirze?
The Schrödinger's cat paradox outlines a situation in which a cat in a box must be considered, for all intents and purposes, simultaneously alive and dead. Schrödinger created this paradox as a justification for killing cats
Awatar użytkownika
Go Go Yubari
Ifrit
Ifrit
Posty: 4619
Rejestracja: pn 20 gru, 2004 20:07
Lokalizacja: Gotham

Post autor: Go Go Yubari »

Geraldzik widać w ogóle nie rozumiesz tej gry -_- Radzę przejść jeszcze raz i skupić się dokładnie na tym, co mówią i robią bohaterowie.

Seymour chciał uratować Spirę, poprzez jej zniszczenie. Chciał zostać Sinem i uczynić z jej mieszkańców unsent. Nie dlatego, że zależało mu na ich śmierci. Powiedziane było niejednokrotnie (Mika, Seymour), że Spira jest pogrążona w cierpieniu i bólu. Aby ludzie więcej nie cierpieli i nie bali się śmierci, muszą zginąć. Taka filozofia. Kiedy wszyscy są unsent, nie muszą się martwić o śmierć, mogą "żyć" spokojnie. Seymour był przekonany o tym, że Sina nigdy się nie zniszczy permanentnie, wiec postanowił działać po swojemu. Nie był typowym bad guyem. Chciał dobrze, ale działał źle. Po trochu tragiczna postać (awww nieletni Seymourek).
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ogólnie Final Fantasy”