Przebrnąłem ten cały wątek i jaki mam wniosek z tego? Że to nie te momenty opisane przez Was jako nudne, są nudne, ale to
[hide]Wasze wypociny są nudne![/hide]
Jeśli chodzi o mnie (miałem do czynienia tylko z FF 7, 8 i 10):
Śmieszne - żaden moment nie wywołał u mnie niekontrolowanego wybuchu smiechu, co najwyżej sympatyczny uśmiech
. FF7 był smutny, momentami wręcz dołujący, FF8 - niemal wszystko to co miało śmieszyć, wprawiało wrażenie dodanego na siłę, FF10 - humor dla nastolatek, czyli taki nieskomplikowany.
Głupie - FF8 - gdy Zell, Quistis, Selphie i Moomba właśnie zdobyli broń w więzieniu. Ten pokaz z powiększeniem postaci - po prostu żenada (Zell i Moomba właściwie to mieli tylko swoje łapy). FF10 - ten słynny śmiech i wszystko jasne. Chociaż, czy zwykły uśmiech wystarczyłby, żeby Tidus w końcu się otrzasnął i jak gdyby nic ruszył dalej w podróż? To w końcu nie sam Squall
Nudne - nuda pojawia się tylko wtedy, gdy pakujesz swoją drużynę na maksa. Czyli fight, fight, fight...
Zapadające w pamięć:
FF7 - gdy poznajemy prawdziwą historię ojca Red XIII, to co stało się z Aeris, ostatnie dwie potyczki z Sephiroth (One Winged Angel i Omnislash)
FF8 - przemowa Squalla - nie chodzi o sam jego tekst, ale o sytuację, gdy małomówny z jego 'whatever' rozgrzewa do walki w krytycznym momencie (Galbadia Garden). Opening , nie FMV, ale ten czarnobiały slajd z zarysami bohaterów - takie skromne, ale z tą muzą (Overture?) robi wrażenie. I oczywiście majteczki Selphie
FF10 - "Now! This is it!(...)" Aurona, gwałtowna kamerka, szybki Challenge, trzecia forma Yunalescy - po prostu majstersztyk
. Alex Fernández (Seymour) - szok w sensie negatywnym, choć jego gniew jeszcze ujdzie...
Co do przerywników filmowych, wszystkie są piękne zrobione. Ale nic więcej.