Listy moich ulubionych kawałków tworzyć nie będę, ale skrobnę parę słów o utworach które jakoś tak zapadły mi w pamięci.
W FF VIII do gustu najbardziej przypadły mi: Force Your Way, Man with the Machine Gun, melodyjka z Triple Triad i oczywiście Liber Fatali, w każdej wersji jaka pojawia się w grze. Eyes on Me, hmm... ja wiem że zamierzeniem autora było, aby piosenka była słodka do bólu, jednak za dużo cukru czasem mdli...
FF IX to natomiast Vamoalla Flamenco, wspomniane wyżej You're not Alone (doskonale dobrane do sytuacji, zgadzam się) i Grand Cross. Zresztą cały soundtrack jest wspaniały, idealnie pasuje do klasycznego klimatu gry. Co do Melodies of Life, to podobnież jak z Eyes on Me.
W FF X już pierwszy (czy tam drugi) utwór rozkłada mnie na łopatki. Mowa oczywiście o Otherworld, tudzież Jecht Theme. Po Finalu czegoś takiego bym się nie spodziewał, efekt zaskoczenia był całkowity. Co prawda utwór trochę zajeżdża mi Nu-Metalem (gatunkiem którego nie znoszę i dla którego nie znajduję żadnej racji bytu, lecz mniejsza z tem), ale i tak jest genialny. Również wyżej wspomniany Hymn of the Fayth to wspaniały utwór, który sprawiał że po wejściu do świątyni miało się wrażenie obcowania z boską istotą i nabierało się pewnej pokory przed wielkością Yevona.
W FF X-2 cały soundtrack jest kiepski (brak mistrza Uematsu jest tu brutalnie widoczny), ale jakoś tak Real Emotions mi utkwiło w pamięci. Pamiętam jak przez cały tydzień, po tym gdy obejrzałem intro X-2, po głowie krążyło mi "What can I do for You" w kółko i kółko. Nie potrafiłem się tego jakoś pozbyć z mojego umysłu
Stąd pewna sympatia do utworu.
No ale liderem u mnie jest i tak One Winged Angel. Wątku, przyznam się, że całego nie czytałem, ale tylko po ostatniej stronie widzę że oryginalny bynajmniej nie będę. Do rzeczy. Już wersja pierwotna była epicka i wspaniale budowała klimat grozy podczas ostatniej walki, ale to, co zrobili The Black Mages na potrzeby Advent Children przechodzi wszelkie pojęcie. Ten utwór powinien być przykładem jak tworzyć dobry symfoniczny metal - jeśli miałbym podać definicje dobrego symfonicznego metalu, odesłał bym właśnie do onego dzieła. Zachowane są w nim idealne proporcje miedzy gitarami (które są genialnie nastrojone), a orkiestrą i chórem. Za każdym razem, gdy słucham tego kawałka ciarki przechodzą mi po plecach. Właściwie nie znajduję odpowiednich słów by opisać to dzieło. Nobuo Uematsu tym kawałkiem pokazał, że jest geniuszem.