Sogetsu pisze:Nekketsu Kakutou Densetsu - IMO, najlepsze mordobicie na NESa. jak pierwszy raz w to zagrałem to nie wiedziałem co się dzieje - postacie latały po ekranie
ale jak się grę opanuje (wszystkie te ataki łączone, rzuty, itp.) to staje się niezwykle miodna.
Ba... szczerze mówiąc, to w aspektach technicznych właściwie żadna inna bijatyka na NES nie mogła jej podskoczyć. Ilość ciosów, rzuty i chwyty wykonywane na wrogach ogłuszonych, pilnowanie paska jeżdżącego przy atakach łączonych pod HP... Do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu :]
Sogetsu pisze:o, nieczęsto spotykam się z taką opinią. ludzie zarzucają dalszym częściom wtórność i projekty niektórych bossów. dla mnie sequele nie są złe, ale jednak to jedynka rządzi.
Hmm... za tamtych czasów jedynkę widziałem tylko przelotem chwilami (hi, Mati
), a i nie mogłem jej skończyć z powodu trudności... Dwójkę jak tylko nabyłem przeszedłem do końca posiadania Pegasus'a taką ilość razy że głowa mała i ją lubiłem najbardziej, a trójkę też piłowałem namiętnie jak tylko nabyłem. W rezultacie jedynkę zdobyłem jako ostatnią i nie zachwyciła mnie siłą rzeczy tak jak sequel'e. No i trójką miała taki parallax zastosowany, że wara opadała przy niektórych lokacjach.
Sogetsu pisze:oj tak, trudna
kiedyś miałem carta, przez parę dni, ale gra się zawieszała na wstawkach między etapami. ja oczywiście spać spokojnie bym nie mógł, gdybym grał bez oglądania tych animacji, więc raz udało mi się dobrnąć do końca i... gra się zawiesiła na animacji przed drugą formą ostatniego bossa
jak kiedyś zdobędę carta to zagram sobie na konsoli, bo na emu już grałem.
Kuzyn miał ten sam problem z cartem o ile pamiętam. Tyle tylko, że to było daaawno a i skill nie dopisywał wtedy i jakoś dopiero potem główny boss padł - też cudem, bo wredny skubaniec :] Ogólnie - kto z panów i pań zauważył, że kiedyś gry na NES'a były chwilami okrutnicko trudne a i miodne? I to że teraz po latach trudno nieraz je przejść, a za młodu szło jak z płatka?
Sogetsu pisze:mam nawet carta z drugą częścią. dla ścsłości - to turówka. jedyną strategią z elementem RTS na NESie jest North & South. ciekawym patentem było ustalanie mocy ataku na podstawie wyników "jednorękiego bandyty" - trochę to urozmaicało rozgrywkę.
Zaiste - moja pomyłka :} Jeszcze jednym ciekawym patentem IMO było to, że w końcowych misjach udostępniano nam potężny samolot znany z filmów... ale trzeba było go złożyć z części rozrzuconych po bazach, a wożenie go po mapie (w puzzlach) z 10 atakującymi potworami na raz bywało stresujące.
Sogetsu pisze:swego czasu moje ulubione gry, ale szał na Żółwie minął i już nie mam na te gry takiego ciśnienia jak kiedyś. a na Shreddera jest sposób: w momencie gdy kończy to swoje tanie combo trzeba go walnąć z rozbiegu, najlepiej Raphaelem, który dodatkowo "gryzie" przeciwnika.
Oj też, kiedyś się grało - zwłaszcza w pierwsze części, formuła chodzonej bijatyki na NES była w nich niemal już maksymalnie rozwinięta. A co do Shredder'a, to po jego combo, to najczęściej atakowałem specjalem postaci, osobliwie "śruba" i wielokrotnie kopnięcie z obrotu były skuteczne. A i tak Casey był najfajniejszy ^^
Sogetsu pisze:i jaką to ma fabułę! gra robi wrażenie pod każdym względem. ma też bardzo ładne intro, baza kosmiczna Red Dragon wygląda obłędnie:
Bo to zdecydowanie była gra, która wyprzedziła swoje czasy - pamiętam, że na samym początku z nią styczności miałem wielkie problemy z graniem z powodu właśnie tej 'dojrzałości' produkcji. A kolejna część na PSX też była fajna.
Sogetsu pisze:Jackal - przemiodna gra, zwłaszcza na dwóch graczy (chciałem "multiplayer" napisać
)
:*
Sogetsu pisze:chodzi Ci o Bananan Ouji no Daibouken (znanego też jako Banana Prince)?
:* :*
Sogetsu pisze:R.C. Pro-Am?
:* :* :*
Wdzięcznym po wsze czasy ^^
Prawy Grzybek Z Octu pisze:Ha! Ale tworcy gier świetnie sobie poradzili z brakiem opcji save. Np w Rambo III, którą swoją drogą też uwielbiam... trzeba było wstukiwać litery i cyfry otwierające dostęp do ostatniej eksplorowanej lokacji. Kilka porządnych gier tak miało
.
Ba, przecież to był niemal standard, że trzeba było wstukiwać kody do poszczególnych etapów, jak to ułatwiało życie nie raz, to nawet nie ma co wspominać.
Cny Grzybek Z Octu pisze:1. Super Robin Hood - gra badziewiarska na maksa i trudna dość
2. Soccer Simulator (lub podobnież, nie pamiętam dokładnej nazwy) - widok z lotu ptaka, szybka, dynamiczna, wspaniała! Zaraz po Goal 3 mój faworyt (nie mogę znaleźć tej gry na ROM, help me
)
3. Boomerang Kid - badziew imo gorszy od gry nr 1
4. Go Dizzy Go! - naprawdę dobra zręcznościówka labiryntowa z piękną grafiką i podkladem muzycznym (mam to, jakby co
)
1 - Robin był zacny i miał ładną muzę, ale jak mówi Sogetsu, trzeba było się dziadostwa nauczyć na pamięć, ale grało się fajnie.
2 - Poczekaj Grzybku, w niedzielę jak powrócę to Ci podeślę :*
3 - Badziew... A JAKI TRUDNY!
4 - Jak mówiłem - świetne :}
All American Race - świetne wyścigi samochodowe (choć sekundami nieco monotonne) przez całe USA. Gra długa i dosyć trudna, ale jak się opanowało wszystko, to grało się przednio.
Battle Toads & Double Dragon - IMO zaraz za Ninja Gaiden i grami Nekketsu najmiodniejsza gra (konkretnie część druga) na NES'a. Żab nie lubiłem, więc zostawali chłopacy... A sama gra - graficznie bardzo dobra, system walki rozbudowany (zaskakująca ilość ciosów), bardzo ciekawi i zróżnicowani bossowie (Roper i Queen - nevar forget! ), możliwość poruszania się w głąb ekranu w większości misji, jazda na ścigaczu, etap a'la Asteroids... W tej grze było właściwie wszystko i to najwyższym poziomie. Poziom techniczny i mechanika były wręcz rewelacyjne.
Double Dragon - na zawsze w pamięci pozostanie część trzecia, gdzie można było zjeść pada ze złości walcząc z finałowym bossem: panią mag ubraną w białe szaty. Szlag trafia często i gęsto, zwłaszcza że ta część ogólnie wredna była. A cała seria miodna wielce.
A teraz zarzucę pytaniem o coś trudniejszego - znowu japoński uniemożliwia mi znalezienie... Ano tak - rozpoczyna się, kiedy bohaterka (bodaj ubrana na czerwono, coś wyglądu a'la kunoichi) biegnie sobie z psiakiem po plaży i widzi upadek meteoru. No i rusza sobie w kierunku owego. I ile pamiętam była i mapa świata nawet. Bitwa z pierwszym bossem miała tło z sakralną japońską bramą. W jednym z kolejnych etapów walczyło się pod ziemią - a ściany były pulsującymi i żyjącymi stworkami co co chwila wyskakiwały aby poprzeszkadzać. Za diabła nie pamiętam tytułu. Sama gra trudna była jak diabli na dodatek, ale grało się wspaniale.