Widzę, że temat cieszy się niebywałą wręcz popularnością. ^_^
I w zasadzie nie widzę konkretnego powodu, żeby wygrzebywać trupa spod ziemi, ale co mi tam szkodzi.
Problem polega na tym, że w FFX-X wszystkie postaci ssą równo. Jedyne osobniki, które jako-tako przypadły mi do gustu, to LeBlanc i Brother.
LeBlanc - to była autentyczna w swojej kobiecej różowości, nieprzerysowana (sic!), zabawna lecz niegłupia - powiedziałabym nawet, że mądrzejsza od wszystkich głównych bohaterek razem wziętych.
Całkiem w porządku jako czarny charakter - nie cierpiała na żadne wygórowane kompleksy i obsesje (przez co niektórzy złoczyńcy podają w śmieszność), tylko po prostu stanowiła konkurencję dla Yuny w branży. A w sytuacjach krytycznych umiała się zachować. (Btw, IMHO każda postać w FFX-2, która dokopuje Yunie, automatycznie zasługuje na akceptację.
)
Natomiast Brother był tak kretyński i karykaturalny ze swoim wyglądem, mimiką, sposobem bycia i portretem psychologicznym idioty oraz zboczeńca-podglądacza-obmacywacza, zakochanego kazirodczo w swojej równie niedorozwinientej emocjonalnie kuzynce, że wręcz mnie śmieszył. :] Generalnie nie lubię humoru na poziomie totalnej żenady, ale większość cutscenek z udziałem Brothera autentycznie mnie bawiła... cóż, może po prostu cała reszta dowcipów stała na tak niskim poziomie, że Brother wybijał się przez kontrast.
O reszcie szkoda gadać. Rikku bardzo lubiłam w FFX, a Yunę spokojnie tolerowałam, ale ponieważ sama jestem kobietą, sequel mnie nie zachwycił - "zaokrąglone" piksele wyzierające spod stringów i bikini nie zrekompensowały mi traumy wynikłej z "intelektualnych" wyczynów obu dziewczyn. A po "key... mon...?" to już była w zasadzie tylko równia pochyła. Żebym jeszcze mogła się identyfikować z rozterkami głównej bohaterki... no ale na bogów, kto normalny chciałby zakładać rodzinę z
Tidusem? Wątek polityczno-społeczny, rewolucjoniści kontra masowa religia, też nie dał jej wielkiego pola do popisu...
Paine była płaska jak naleśnik (jeśli chodzi o głębię jej charakteru...), nudna, nadęta i kompletnie bezbarwna. Jej ironiczne komentarze były wygłaszane bez jakiejkolwiek ikry.
Panowie... hm... tak spapranych "bishounenów" nie widziałam do tej pory w żadnej innej grze, serio.
Potrafię wymienić szereg NPCów z innych produkcji, którzy podobali mi się o wiele bardziej.
Nooj - ca. dwudziestolatek (!) zachowujący się jak zgrzybały dziad z dziwnymi kompleksami i skrupułami, super-poważany lider, dla kochanki "Noojie-Woojie"
, obiektywnie przebijający "udanym" chara-designem nawet Seymoura. (Tyle że w przypadku Seymoura skopany chara-design rekompensują oczy, głos, charakter, historia - a Nooj nie ma
żadnych elementów pozytywnych.) Baralai - na jego przykładzie widzimy, że homoseksualizm wsród kleryków jest powszechny nawet na Spirze - przy czym nie wydaje mi się, żeby sam Baralai był kiedykolwiek stroną czynną. *cough* Gipal - kolejny sportsman-blondas, przynajmniej ubiera się na czerwono. On akurat byłby do zniesienia, ale jak na ironię ma akurat najmniej znaczącą rolę. _^_
Buahahaha, rozpisawszy się bardziej, niż ten temat na to zasługuje, dochodzę do wniosku, że może warto zmienić nazwę na "najmniej lubiana postać". Pamiętacie jeszcze Bartello? Shinrę? Niebieskie ryboludy? Shelindę? ....... _^_